Patrzysz na wypowiedzi wyszukane dla frazy: fotele telewizyjne
Temat: Filh.Łódzka - J. Herve klarnet dał popis gry
Filh.Łódzka - J. Herve klarnet dał popis gry
Koncert w Filharmonii Łódzkiej, który zakończył się
2 godziny temu zasługiwał na miano niezwykłego, gdyż
nieczęsto słyszy się świetnego klarnecistę w dwóch
tak różnych mistrzowskich utworach. Zaczął się Ravelem,
"Pawaną na śmierć infantki", utworem jednoczęściowym,
posiadającym wspaniały motyw przewodni, w wolnym tem-
pie grupy instrumentów kolejno się rozwijały, zdałem
sobie sprawę, że słyszałem go tysiąc razy jako ilu-
strację muzyczną w radiu. Spokojnie jego autorem
mógłby być Ennio Morricone, a nie Maurice Ravel.
Potem na estradę wszedł Julien Hevre i zagrał
z towarzyszeniem Orkiestry atonalny "Koncert na kla-
rnet i orkiestrę" Aleksandra Tansmana, w którym kla-
rnet prowadził Orkiestrę, jakby jej coś opowiadał,
a ona rozwijała pomysły muzyczne klarnetu. Zwłaszcza
w części ostatniej tony klarnetu opowiadały historię
jak dziecko rodzicom. Po prostu perełka muzyczna.
Po przerwie Pan Julien wrócił na estradę, by wy-
konać z Orkiestrą "I Koncert na klarnet" f-moll Carla
Marii von Webera. Mimo wieku utworu był to koncert
w pełni wirtuozerski, palce Pana Juliena poruszały
się po wentylach tak szybko, że szybciej już nie mo-
żna. Orkiestra tutaj "służyła" by jak najlepiej uwy-
puklić magiczne tony instrumentu solowego. Mam ten
koncert na płycie, słuchałem miesiąc temu, to wyko-
nanie było pod każdym względem lepsze. Pan Julien
chyba nie chciał bisować, choć braw było tyle, że
wychodził do słuchaczy 5 razy. Świetny solista !
Maestro Adrian McDonnell, Amerykanin, kierujący
jedną z orkiestr paryskich, spokojny perfekcjonista,
poprowadził naszą Orkiestrę jeszcze w I Symfonii Es-
-dur Camille'a Saint-Saens'a. Zaczeło się zabawą
kontrastami tonalnymi, przeszło do poważnej formy
klasycznej symfonii, Dyrygent umiał stworzyć panują-
cy w części I nastrój powagi i grozy, by w części
drugiej zaśpiewać walca, część trzecia to narastający
i rozwijany piękny motyw taneczny. Część czwarta była
tak piękna, że brakuje przymiotników, po prostu nale-
żało tam być i słuchać. Było ze 30 wolnych foteli
a Ty oglądałeś dziennik telewizyjny. Zobacz program
na www.filharmonia.lodz.pl i wybierz
sobie coś.
Naprawdę warto...
Piotr Sadrakuła
Temat: Jak wygląda WASZE popołudnie?
MOJE popoludnie...
Moje popoludnie powinno zakonczyc sie o 1600. Ale rzadko kiedy sie tak
zdarza. Z reguly konczy sie dopiero po 1700. Wylaczam komputer, przebieram
sie, wsiadam do samochodu i do domu.
Po drodze czasami zajezdzam po drdze do supermarketu. O tej porze maja
wysprzedarz pieczywa. Za 20 (60 groszy) centow kupuje chleb, a za 15 (45
groszy) centow szesc bulek. Do tego mleko, dwa litry, za $2.29. Czasami ide
do zieleniaka, ktory nalezy do Chinczyka – mozna sie z nim troche potargowac…
Chinczyk mnie zna, wiec mam u niego zawsze rabat. Czasami zajrze do sklepu ze
sprzetem wekarskim. Sprawdze co maja ciekawego. (Jak maja 50% wysprzedarz
kupje kolejny kolowrotek, albo wedke… i marze sobie, ze kiedys tym oto
znakomitym sprzetem polowie w Polsce. Bo tutaj gdzie teraz mieszkam wcale
wedki nie potrzeba. Na noc zastawiam gruntowki. Rano zbieram te ryby, ktore
sa ponizej 1.5kg, bo te wieksze sa niesmaczne.)
Pozniej przyjezdzam do domu, otwieram garaz, wstawiam samochod. Zanim zamkne
garaz sprawdze, co sie narobilo w ogrodzie. Czasami skosze kawalek trawy – bo
wtedy mam mniej roboty na weekend. Pozbieram uschniete kwiaty, podleje…
W domu robie sobie herbate. Siadam i czytam. Kot jest zawsze kolo mnie, a
szczurek wesolo biega po fotelu. Wlaczam telewizor o 1830 i ogladam
miedzynarodowy dziennik (SBS). A kiedy juz mam dosyc ogladanuia tepej,
australijskiej propagandy, ide do ogrodu i karmie ptaki (z reguly ta bulka,
ktora kupilem wczesniej), bo juz te patki tam na mnie czekaja. Jedza mi z reki…
A jeszzce pozniej, to juz zalezy… czesto mysle o cal-ineczce… :)))
Australijski program telewizyjny jest beznadziejny. Znajomy podsyla mi czasami
kasete z nagraniami Polsatu. Ogladam Telekspress i Wiadomosci, czasami
seriale: Zlotopolscy i taki jeden, o doktorze Bognarze.
Biore prysznic. Pozniej kilka ksiazek do lozka. Szczurek do klatki, bo mi
ostanio przegryzl w nocy kable od wideo.
Wlaczam spokojna muzyke. Kotek chce na dwor.
I tak mija kolejny dzien...
Temat: Etyka w polityce !!!
To nawiazanie do wypowiedzi warum na tym wątku.
Już na pierwszym posiedzeniu 19 października ub.r. dokonał rzeczy, której nie
był w stanie zrobić żaden z poprzednich Sejmów - odłożył wybór marszałka Izby
na później, a posłowie po godzinie rozjechali się do domów. Powodem były
rozgrywki między PiS a PO o najważniejszy fotel w Sejmie, w których cieniu
odbywała się druga tura wyborów prezydenckich.
(..)
Następne tygodnie przyniosły kontynuację współczesnej wersji „demokracji
sejmikowej" opisanej w podręcznikach historii. Z liberum veto włącznie, gdy
12 stycznia br. marszałek Sejmu Marek Jurek próbował odłożyć posiedzenie
Sejmu o dwa tygodnie, by kierowana przez niego Izba nie zdążyła z uchwaleniem
na czas budżetu, a PiS-owski prezydent zyskał pretekst do zarządzenia
wcześniejszych wyborów parlamentarnych. To pierwszy przypadek, gdy
najważniejsza osoba w parlamencie, mająca czuwać nad prawidłowością i
terminami pracy Sejmu, starała się sabotować pracę posłów nad budżetem. Cała
opozycja zjednoczyła się jak nigdy dotąd przeciwko marszałkowi, oskarżając
PiS o zamach stanu i zrywanie Sejmu. Gdy Jurek zaparł się, nie przyjmując do
wiadomości argumentów posłów, ci zagrozili wyborem nowego marszałka i
zwołaniem posiedzenia Sejmu poza salą jego posiedzeń.
(..)
W ciągu 14 dotychczasowych posiedzeń Izba odbyła 143 głosowania - przy czym
tylko na trzech sesjach posłowie wyszli „z dziesiątki". Dla porównania - Sejm
poprzedniej kadencji na 14 pierwszych posiedzeniach głosował ażę259 razy.
Poza tym, w ciągu trzech miesięcy obradował nie 14 razy, ale aż 19 i odbył
500 głosowań! PiS-owski Sejm pracuje więc cztery razy wolniej niż tak
krytykowany przez braci Kaczyńskich poprzedni, zdominowany przez lewicę.
Ponadto, tamten parlament przez 100 dni urzędowania uchwalił 37 ważnych dla
państwa ustaw chroniących Polskę przed gigantyczną dziurą budżetową i
załamaniem gospodarki. Obecny - jedynie 22 ustawy, z których część ma
charakter czysto ideologiczny bądź mający podporządkować państwo ekipie PiS,
jak m.in. ustawy o „becikowym", nowelizacja ustawy o Krajowej Radzie
Radiofonii i Telewizji i zmiana samorządowej ordynacji wyborczej, pozwalająca
PiS-owcom rządzić w stolicy do jesieni br.
www.trybuna.com.pl/n_show.php?code=2006012102
Sprawdza sie wiec dokladnie nieudolnosc rzadow PiS w W-wie - fajerwerki
ideologiczne zamiast gospodarskich dzialan. Do tego dochodza awantury
To tylko cytat z wypowiedzi innego internauty ale z dużą dawką informacji
stąd pozwoliłem sobie tę wypowiedź przekazać.
Jest to - niestety - potwierdzenie poglądu Warum"
mariusz
Temat: lipiec 2003?
Mój Jędrzej też się miesci w pampersach 4, również zostaje mu wiele miejsca na
zapięcie. Ale nawet je...od kiedy sam zrezygnował z piersi, czyli odpołowy
stycznia.
Rozrabiaka tez z niego niezły, choc uwielbia sie tez przytulac i całować.
Mówi oczywiście wszystko, tak, ze po niedzielnych urodzinach córki, nadawał w
poniedziałek cały ranek, kto był, co robili goscie, kto naprawiał koła, kto
gdzie siedział(!!!)...A najlepszy był wówczas, gdy sam sformułował pytanie "Kto
tam połoził budzik?"-mnie i męża zamurowało, bo rzeczywiscie mąż na czas gości
położył budzik na półce wysoko za szybką.
Wczoraj natomiast, słodko powiedział do mnie "Kochana wońciś?" prosząc, abym
włączyła jego ulubione piosenki Margolci i Misia (zna je i spiewa).
Gdy tylko usłyszy jakąś znaną melodie, to ją spiewa, kiedyś przez cały ranek
przesladowały go słowa "fonećko (słoneczko) późno dzisiaj wśtało"... i
oczywiscie jest niezlacki, gdy mu mówie, żeby zawołał Michała i Kasi na obiad.
Wpada wtedy do ich pokoju i drze się "Misiooo, Kasiuuuu, obiadeeeeekkkkk!!!!"
Nad książki/bajki oraz telewizyjne bajki(zwykle wychodzi z pokoju-nie ineresują
go) uwielbia samochody-to jego miłośc, uwielba zwłaszcza opony, które zębiskami
zwrywa ((
Ale, rzecywiście, bawi się nieżle, wysciguje, zjeżdza z parkingu, zjeżdza z
fotela, chowa na pólce, w jakichś kryjówkach...ale zawsze wie, gdzie co schował.
Pozdrawaim i lece, bo coś mi sie budzi, a mial w nocy 38,7.Musiałam mu dac
czopka. W dzień niby 37,1 najwyższa, ale trzeba poobserwowac, co z tego sie
wykluje, czy tez to zębiska-kły będą, bo juz jednego ledwo widać...a przebijał
sie tygodniami...
Ania, mama trójeczki
Temat: Zdolne dzieciaki!
Mam już dorosłe dzieci, ale jak były małe to też bywało śmiesznie.
Pewnego razu z samego rana przeleciał nad naszym domem bardzo nisko helikopter.
Pomyślałam, ze z pewnością obudził synka (trochę ponad 2 latka), więc poszłam
do niego i widzę, że rzeczywiście nie śpi. Pytam go czy obudził go helikopter,
ale on nie bardzo wiedział co go obudziło. Stwierdziłam, że skoro zaczęłam, to
muszę dziecku wytłumaczyć o co chodzi i mówię:
- Bo wiesz synku, nad naszym domkiem przeleciał przed chwilą helikopter tak
nisko, że na całym podwórku narobił huku i Ciebie obudził.
Synek przytaknął. Po śniadanku wyszedł przed dom na podwórko się bawić. Po
chwili zobaczyłam, że wyraźnie czegoś szuka, wszędzie zagląda. Pytam:
- Cego szukasz? - a on na to:
- Tego huku, co go ten helikopter narobił.
Mój syn bardzo wcześnie zaczął mówić. W wieku 1,5 roku budował pierwsze
zdania, ale niektóre słowa wymawiał oczywiście po swojemu. Kiedyś nie miał
jeszcze 2 lat, kiedy mówił: Hipitutam. Ja go poprawiam: Nie hipitutam, tylko
hi-po-po-tam. A on na to: Nie, nie hipitutam, tylko hi-pi-tu-tam.
Kiedy moje dzieci miały 5 i 3, to jeszcze w naszej telewizji nie było reklam,
a żeby wypełnić wolny czas pomiędzy programami pojawiały sie na ekranie np.
jakieś zdjęcia np. krajobrazu zimą lub np. obraz z akwarium. Kiedyś moje
pociechy siedziały ściśnięte w jednym fotelu przed telewizorem i czekały na
dobranockę, a na ekranie właśnie pływały kolorowe rybki. Oto ich dialog:
Synek (starszy): Ja to bym chciał mieć takie rybki.
Córcia: No to sobie stuc (stłucz) ten telewizor i łap.
Synek: Ty głupia, przecież cała woda by się na nas wylała.
Temat: Zygmunt Wrzodak - świetny strateg gospodarczy
"...Środa. Dochodziła godz. 12. Andrzej, właściciel agencji marketingowej był w
drodze do pracy w Warszawie. W Raszynie jechał lewym pasem ok. 70 km/godz. Na
sąsiednim tłoczyły się samochody. - Nagle wbił się przede mnie ciemnozielony
ford windstar. Widziałem, jak chwilę wcześniej wyprzedzał ryzykownie prawym
pasem, wpychał się na trzeciego, jechał chyba ze 120 km/godz. Musiałem
odskoczyć w bok i tylko cudem nie wpadłem na skręcającą ciężarówkę. Hamowałem w
ostatniej chwili i miałem w oczach śmierć - relacjonuje Andrzej.
Forda dogonił na światłach. Zza kierownicy ukłonił się kierowcy-piratowi. Ten
pokazał dłoń z wyciągniętym środkowym palcem. - Wtedy się zdenerwowałem,
wysiadłem z samochodu, podszedłem do niego i krzyknąłem: "Chcesz pozabijać
ludzi?". Kierowca Forda otworzył szybę, spomiędzy foteli wyciągnął czarną pałkę
policyjną i machając nią, rzucił: "Spier..., gnoju". Jak zobaczyłem tę pałkę to
powiedziałem, że jadę na policję - opowiada nasz czytelnik.
Do komisariatu policji w Raszynie pierwszy wszedł Andrzej. Tuż za nim kierowca-
pirat, który pewnym krokiem podszedł do okienka i oznajmił, że został pobity. -
Przecież to nieprawda! Wszystko widziała moja współpracownica. Siedziała ze mną
w samochodzie - mówi Andrzej.
Zdziwionemu policjantowi pirat powiedział, że jest posłem. - Wtedy skojarzyłem,
że znam go z telewizji - uświadomił sobie Andrzej. Kierowcą forda okazał się
Zygmunt Wrzodak z Ligi Rodzin Polskich (wybrany na posła po raz pierwszy 32
tys. 434 głosami w okręgu rzeszowskim). Według relacji naszego czytelnika w
komisariacie pan poseł krzyczał i kazał policjantowi wezwać karetkę..."
Cały tekst : www1.gazeta.pl/kraj/1,34317,1176932.html
Temat: Malawi, co slychac w SLO?
ma.la.wi napisała:
> niestety, w pierwszej klasie liceum historie wyklada sz. p. dyrektor :) w
> gimnazjum mialam historie i wos z panem partyka.
A kto wg. Ciebie ciekawiej uczy?
> ach, te olimpiady :) nie wiem, kto wymysla takie dziwne tematy przewodnie,
np.
> z biologii nauczycielka werbowala nas do udzialu w olimpiadzie z wiedzy o
> zywieniu, a dokladniej o owocach i warzywach :)) brr, w ogole to dalam sobie
> spokoj z takimi roznymi konkursami (no dobra - zapisalam sie na angielski,
ale
> to raczej bez wielkiego przekonania:), bo po gimnazjum mam dosc, a poza tym
to
> licealne olimpiady do najlatwiejszych nie naleza :) no i zawsze sie konczy
na
> tym, ze braknie mi 1-2 pkt. :/
Albo lepiej - laureatami zostaja zawsze ludzie z tych samych szkol. No i
dziwne rzeczy sie dzieja w czasie pisania np. testu (niektorym komisja
wyraznie sprzyja...)
No coz, ja tez na olimpiady patrze dosc obojetnie, ale za to zachecam mlodziez
do udzialu w roznych ciekawych konkursach, ktore z olimpiadami nie maja nic
wspolnego a pozwalaja sie nauczyc nowych umiejetnosci np. konkurs "Zostan
negocjatorem!"
> > Chyba raczej przygotowujesz "Ansprache" ;-)
>
> no tak :) niemka owszem, wszystko zrozumiala, ale chyba jej sie nie
> podobalo :))) niestety, temat mialam narzucony z gory (moja szkola i pare
slow
> o edukacji w polsce - nuda...), wiec nie moglam sie popisac jakims
> dramatycznym opowiadaniem o zdradzie czy morderstwach ;)))
A myslisz, ze to by ja zainteresowalo? Malo to ma sensacji i zbrodni w swojej
telewizji czy prasie? ;-) A nie lepiej bylo jej opowiedziec o zarskich
legendach?
> > Jest jeszcze ta przyjemna kawiarenka na poddaszu (ze starymi fotelami i
> > kolkami z drewna)?
>
> jest, jest, w zeszlym roku byly tam nawet pilkarzyki, ale w tym pojawil sie
ni
> stad ni zowad jakis inny automat do gry ;)
Jack Pot? ;-)
> ps kurcze, a ja wciaz nie wiem w jakiej szkole uczy croolick!!! ;) nawet po
> przeprowadzeniu sledztwa na forum ;))) hmm... :)
przeczytaj watek "Czy Zary leza na ziemi lubuskiej?" i wszystko jasne.
pozdroofki
Temat: Zalozmy, ze RAS dostanie sie do sejmiku
settembrini napisał:
> przede wszystkim, do jakich "was" sie zwracasz? ja nie pisalem "my", wiec
> trzymaj sie pewnej logiki.
aluzju paniał
> celem wyborow nie jest zdobycie wladzy, ale wylonienie osob majacych ja
> sprawowac, w tym wypadku na szczeblu samorzadowym. wlasciwszym byloby nawet
> okreslenie "zarzadzac", bo ja oczekuje sprawnego zarzadzania zasobami, a nie
> politykowania. zdobycie wladzy (skok na wladze) jakos zle mi sie kojarzy z
> gosiewskim, podobnie jak "zalatwianie", to ten sam jezyk polskiej demokracji.
> nalezaloby raczej mowic o wykonywaniu/pelnieniu funkcji samorzadowych.
Władza się zmienia- metody działania władzy są w gruncie rzeczy niezmienne.
Okręlamy to samo zjawisko za pomocą innych słów. Wyraziłem się zdecydowanie
mniej górnolotnie od Ciebie. Żeby zarządzać sprawnie czy nie sprawnie to
warunkiem sine qua non jest niepoetyckie, a zwykłe zdobycie władzy
> porownanie do lrp czy so przytoczylem tylko dlatego, bo te partie na codzien sa
> obecne w mediach ogolnokrajowych, zwoluja konferencje prasowe na zywo
> transmitowane np. w tok fm czy tvn 24, z ktorych skroty sa przedstawiane w
> najwazniejszych dziennikach telewizyjnych i gazetach codziennych.
Przy całej swojej niechęci do RAŚistów uważam ich organizację za normalnieszą od
np. LePRy czy innych takich. Podniecanie się iż przeskoczyło się Leprę czy
selbstshutz kojarzy mi się z typowo polskim zachowaniem (bardzo wyśmiewanym
zresztą przez Szlijerów) mianowicie fetowaniem "moralnych zwycięstw" , które
zwykle bywają politycznymi klęskami. IMHO sukcesem by były mandaty, a porażką
brak mandatów. RAŚiak przeskoczył przystawki i fajnie, ale to nie zmienia faktu
iż nie jest reprezentowany w samorządzie. Schadenfreude umie cieszyć to fakt,
ale w gruncie rzeczy nic nie zmienia.
I nie zwalaj proszę winy na Polskę, jej demokrację czy kształt administracyjny
województwa bo gdyby Ślązacy:
1. Ruszyli dupska na wybory
2. Zagłosowali na swoich
to byście byli reprezentowali. W wyborach nie warszawka, nie gorole i nie
chadziaje dały rzyci tylko Ślązacy- widać nie palą się do autonomii, ani żeby
brać swój los we własne ręce skoro nie chce im sie oderwać tyłka od fotela.
Ciekawe zatem po co w wyborach startują rozmaite UPR-y czy Zieloni, skoro
wiadomo, że i tak władzy nie zdobędą..
Chcą zaistnieć. Myslałem, że RAsiaki mają większe ambicje. Cóż za autonomio to
som jak trzeba postukać na klawiaturze- ale jak już trzeba ruszyć rzyć z
familoka i zagłosować to co- niemoc? Wredna Warszawa śląskie dupska do krzeseł
poprzyklejała?
Temat: *oglądajcie o książkach
steffa,
obejrzałam ten program. i muszę powiedzieć, że nie bardzo mi się spodobał - po
pierwsze to wyjściem miała być książka wilki w ścianach, a o tej wspaniałej
książce nie powiedziano nic konkretnego - przede wszystkim ja osobiście
odniosłam wrażenie, że tę książkę się odradza - pani ilustrator (nie pamiętam,
jak się nazywała - ta która jest przeciwnikiem disneyowskiego kiczu) po prostu
nie dano dojść do słowa!!! jedna mama, która była w studiu, stwierdziła, że nie
przeczyta tej książki swojemu dziecku, ale generalnie to nie potrafiła
powiedzieć, dlaczego, i czy jej samej ta książka się spodobała.
starszy pan (prowadzący) moim zdaniem nie potrafił poprowadzić konstruktywnej
rozmowy - mówił co chciał (raczej nudno) i absolutnie nie słuchał
współrozmówców. generalnie - program nic nie wniósł, nic nie wyjaśnił, a przede
wszystkim nie powiedział najważniejszej rzeczy - książka wilki w ścianach wcale
nie jest straszna!!! jak wilki jedzące tosty z dżemem, gapiące się w telewizor,
grające w gry video, chrapiące na łóżku z założonymi na ogon skarpetkami mogą
być straszne!!! ja miałam wrażenie, że pegaz wręcz chce odstaszyć od tej
książki - pokazaliście kilka obrazków z dziwnymi postaciami i strasznym okiem
wilka - i nic więcej, nic pozytywnego.
cały wygląd studia pegaza jest jakiś taki koszmarny - czarne ściany i różowe
kanapy - trudno było mi się skupić na ludziach.
i ważna rzecz - program był w sumie za krótki, żeby dobrze móc rozwinąć i
pociągnąć temat.
no i jeszcze jedno - mówiono wilki w ścianie, a nie wilki w ścianach - jakby
tak naprawdę nikt tej książki nie przeczytał... nie wiem, czy dobrze pamiętam,
ale czy w ogóle padło nazwisko autora wilków i, co ważniejsze chyba w tym
programie, nazwisko ilustratora?
ps. jak obejrzałam, to tak sobie pomyślałam, że szkoda, że mam taki strach
przed kamerą, bo powiedziałabym kilka słów, co o tym wszystkim myślę - ale
przecież mój syn po kimś ten strach przed jupiterami ma, prawda?
no i rzeczywiście - błysnął dosłownie na sekundkę, mgnienie oka:) strasznie się
ucieszył, że nasz fotel z poduszką był w telewizji:) dzieci są cudowne...
Temat: Nowy show - "War Brother"
Nowy show - "War Brother"
Za kilkadziesiąt minut mija ultimatum Busha, a od kilku dni, a zwłaszcza kilkunastu godzin, oglądamy w TV istny show. Show pod tytułem "War Brother".
Ludzie, co się dzieje?! Siedzimy wygodnie w fotelach, popijamy kawę, zagryzamy ciastkiem i czekamy - kiedy się zacznie. Już tylko dwie godziny, godzina, pół godziny... minuty... sekundy... i już! No, gdzie ten atak? Czemu jeszcze nic nie wiadomo? Wujku George, pokaż nam to co obiecałeś. Pokazałeś cukierka, to teraz go wreszcie daj!
Przeraża mnie, w jaki sposób media (zwłaszcza TV) relacjonują takie zdarzenia. Czy publika aż tak potrzebuje mocnych wrażeń? Czekamy na "śmierć na żywo"? A może lepiej się sprzeda "śmierć on-line"? Na czacie? Pamiętacie, jak wyglądały relacje z ataków z 11.09.2001? Pierwsze zdjęcia samolotu wbijającego się w wieżowiec zatkało mnie tak mocno, że do końca dnia chodziłem ze łzami w gardle... Ale nie to mnie najbardziej przeraziło. Wręcz dobiły mnie reakcje zwykłych ludzi - przechodniów, pasażerów komunikacji, rodziny... "a widziałeś, jak ci ludzie wyskakiwali z okien?"
Paranoja.
Może ktoś stwierdzi, że to są skrajne przypadki reakcji, margines, wypaczenie... Błąd. Nikt głośno tego nie przyzna ani nie zastanowi się, DLACZEGO kolejne dni po 11.09.2001 oglądał wszystkie wydania serwisów informacyjnych. I dlaczego siedzi dzisiejszej nocy przed telewizorem albo przy radiu i zasypia z gazetą na brzuchu.
Usiądźcie wygodnie. It's showtime!
"Taaak, zaraz się zacznie, nie odchodźcie od telewizorów, radioodbiorników, drodzy słuchacze. Jeśli wojna wybuchnie tej nocy, nasz kanał będzie nadawał cogodzinne relacje z miejsca wydarzeń." (ostatnie zdanie jest realnym cytatem jednej ze stacji telewizyjnych).
Ja też nie mogę zasnąć... Chciałbym, żeby ten [medialny] koszmar się już skończył... Jak długo mi przyjdzie poczekać?... Jak długo?...
Temat: PYTANIE DO OMARA ??????
Gość portalu: zbalansowany napisał(a):
nu, niezbalansowany, co ty sie tak podniecasz i denerwujesz? i wogole co za
ton? ja tak z toba nie rozmawiam, prawda? (czy tez moja fantazja plata mi figla
i widze cie zdenerwowanego? a ty sobie po prostu z usmieszkiem i ze szklaneczka
gin tonic (bo nie na plazy wiec nie z butelka)na wygodnym fotelu pod air
conditionerem???
zdradze ci tajemnice: ty destes po prostu demagogiem.. prosze:
> Dana, za mapy dziekuje. Za to tobie polecam mape tzw "Oslo agreement" tak
> podobno fantastycznej oferty.
> Toz to skandal !!!!
> Te bantustany to jest ta szczodrosc?????
> Czy te skraweczki terytoriow sa wystarczajaco duze zeby postawic tam budki
> telefoniczne??????
> Alez wy macie tupet!
przedewszystkim jest tam wyraznie napisane, ze to plan do 1995, potem mialy
nastapic dalsze kroki. poniewaz zakladam, ze w israelu nigdy nie byles, wiec
nie masz pojecia, jakiej wielkosci sa israelskie "bantustany", jak ty to
nazywasz.te skraweczki erytoriow sa wystarczajaco duze na kilka budek
elefonicznych, szczegolnie te skraweczki jak betlehem, ramallh, hebron szchem
nablus i jericho . a wedglu ciebie, rozumiem, powinnismy im wtedy, w 93 roku
oddac natychmiast wszystko za nic, nie? ladnie bysmy dzisiaj wygladali....
> nu, niezbalansowany, masz zeza ze widzisz wszystko
> odwrotnie?
> Co widze odwrotnie????
ja to napisalam w zwiazku z twoim "> Wracajac do kofliktu na BW widze pare
spraw natychmiast rzuca sie w oczy.....z towarzyszacym temu wrzaskiem "bija,
morduja" i obwinianiem palestynczykow o wszystkie zbrodnie swiata" jako ze to
sa dokladnie te "wrzaski" palestynskie, a nie nasze.
> To Palestynczycy anektuja terytoria Izraela?????
> Musialo to sie stac w ciagu ostatnich 20 minut bo nic w telewizji nie
> slyszalem.
nu, niezbalansowany demagogu, oni by chcieli zaantektowac nasze terytoria, ale
nie moga, biedacy. za to "wyrownuja" rachunek zamachami na niewinne dzieci w
dyskotece, czego oczywiscie nie chcesz ani zauwazyc, ani przyznac.
> Mozna dyskutowac terroryzm, bomby, itd ale patrzac na
> to co robi Izrael
>oczywistym jest ze dziala tu w zlej wierze (budowa
>osiedli na terenach ktore
>na pewno do Izraela nie naleza).
nu, jak mozna, to dawaj, podyskutuj ze mna raz na temat terroryzmy i bomby, ok?
>
>nu, to jest to jednyne, co my tak zle robimy?
>
> Ironia naprawde niepotrzebna. Jest to definitywnie glowny powod
> konfliktu. >
nuuu, naprawde ironia jest definitywnie glownym powodem konfliktu???
eureka!!! jak nie zauwazylismy tego wczesniej? natychmiast przestaje byc
ironiczna i mamy swiety spokoj!!!
Temat: Rokita: nie wróżę im powodzenia
Jedyny mądry i sprawiedliwy to Jaś Maryśka Rokita.
Takich umiejętności i takiej wiedzy nie zdobywa się na Akademiach pierwszomajo-
wych, ale wytrwałą nauką na porządnej uczelni jaką jest U.J. w Krakowie. A Jaś
Maryśka był tak pilnym studentem, że studiował tylko 17-lat. Dużo to czy mało
nie mnie osądzać, ale wiedzę napewno ma. Najlepszym tego przykładem jest jego
praca jako Szefa Gabinetu Politycznego u Parafianki Suchockiej. Tu się dopiero
Chłop namęczył. Te niekończące się kolejki różnych burmistrzów, wojewodów i naj-
przeróżniejszej maści urzędasów Jaśka Maryśkę dosłownie WY-KA-Ń-CZA-ŁY tu dała
o sobie znać wrodzona Yntelygencja Jaśka Maryśki - kazał pousuwać z Gabinetu Ra-
dy wszystkie krzesła i fotele, i swołocz przestała się pętać po gabinecie Mini-
sterjalnym. Prawda jakie to proste pozbyć się intruzów przeszkadzających w pracy
Panu Ministrowi Jasiowi Maryśce Rokita. Pan Minister Jaś Maryśka Rokita był tak
zapracowany i przemęczony pracą w Ministerstwie, że pomyliły mu się Ustawy które
miały być przesłane do Sejmu. Przesłał Biedak nie tą Ustawę którą rozpatrywał
Rząd. Ambitny Jaś Maryśka tak się przejął tą pomyłką, że jak zginęły 2-wa słowa
z projektu ustawy o radiofonii i telewizji to Jaś Maryśka rzucił się na wszyst-
ich którzy mieli z tym jakikolwiek kontakt i nie spoczął dopóki nie powykańczał
psychicznie Oszustów. A co ???.,,Nie ze mną te numery Bruner" Jaś Maryśka już
tym razem był czujny jak radziecki Komsomolec. Nie złapią go na końskie plewy.
On już jest Czujny. I takim będzie do końca. Bo dobro Ojczyzny to dla niego
świętość - Tak powiedział w telewizorni.Reszta się nie liczy.I Jaś nie spocznie
dopóki nie doprowadzi sprawy do końca.On nawet wie kto to jest grupa trzymająca
władzę - S.L.D. i Agora.
Temat: Samoobrona SLD
Samoobrona SLD
W czwartek kariera Marka Borowskiego jako marszałka Sejmu zawisła na włosku.
Kiedy Konwent Seniorów w południe zdecydował o głosowaniu nad jego
odwołaniem, było prawie pewne, że wniosek LPR zyska poparcie nie tylko PiS,
ale także PO, Samoobrony i przynajmniej części posłów PSL. Na dodatek w
poprzedzającej głosowanie debacie na temat sprzedaży Niemcom warszawskiego
Stoenu LPR zażądała od ministra Kaczmarka okazania posłom umowy
prywatyzacyjnej, a bezrobotni podjęli okupację siedziby spółki. Wokół tej
haniebnej prywatyzacji zrobiło się gorąco...
I wtedy właśnie Andrzej Lepper wyprowadził swój klub na środek sali "do
fotografii" z ministrem Kaczmarkiem, co dało wicemarszałkowi Nałęczowi (UP)
wygodny pretekst do zamknięcia posiedzenia Sejmu. Dzięki temu uratował głowę
marszałek Borowski, ba - mógł w chwilę potem mentorskim tonem pouczać, że nie
będzie tolerował "warcholstwa" w Izbie. Mianem tym objął zarówno bezsensowne
wystąpienie Samoobrony, jak i uzasadniony, skuteczny protest Gabriela
Janowskiego, którego postulat o debatę nad prywatyzacją Stoenu Sejm właśnie
realizował.
Po co Lepper to zrobił? Są dwie szkoły. Jedni twierdzą, że potajemnie
współpracuje z SLD... Inni uważają, że manifestacja ta miała służyć wyłącznie
kampanii wyborczej - po prostu eksmarszałek wykalkulował sobie, że i tak PSL
nie pozwoli odwołać Borowskiego, a można mieć za darmo migawkę we wszystkich
programach telewizyjnych. Bez względu na motywy szefa Samoobrony jedno jest
pewne: kiedy Izba znów zbierze się za dwa tygodnie, koalicja SLD - PSL - UP
będzie znów zwarta, a marszałek Borowski będzie tkwił w swoim fotelu równie
mocno, jak Niemcy w Stoenie.
Temat: NEOSTRADA? TAK, ALE TYLKO NA PAPIERZE...
NEOSTRADA? TAK, ALE TYLKO NA PAPIERZE...
Witam wszystkich!
Jestem szczęśliwym użytkownikiem SDI. Pewnego dnia, a było to 12
września '03,
zachciało mi się podpisać umowę o świadczenie usługi NEOSTRADA. W
TELEPUNKCIE przy ul. Górczewskiej miła Pani poinformowała mnie, że pewnego
dnia SDI (którego aktualnie używam)przestanie działać i właśnie wtedy
przełączę się na NEOSTRADĘ. Podpisałem więc umowę, dostałem sprzęt i
wróciłem szczęśliwy do domu.
Wszystko miało ruszyc w ciągu 3 dni. Poczekałem więc cierpliwie 5 dni i jak
pewnie się domyślacie bezowocnie. NEOSTRADA nie była aktywna. Zadzwoniłem
więc na infolinię, i nie myślcie, że się od razu dodzwoniłem,...nie...trwało
to jakieś 3 dni. W końcu jednak się udało. Podczas rozmowy z konsultantem,
dowiedziałem się,(O ZGROZO!)że będę musiał zostać przy SDI, bo nie ma dla
mnie wolnego portu na centrali... Zapytałem więc, dlaczego podpisano ze mną
umowę skoro stwierdza się brak możliwości technicznych na mojej centrali
abonenckiej? Niestety ani szanowny Pan Konsultant, ani Pani w TELEPUNKCIE,
ani przemiłe Panie w Biurze Obsługi Abonenta z mojego rejonu
telekomunikacyjnego, nie potrafiły mi na to pytanie odpowiedzieć!
Później jeszcze wielokrotnie próbowałem się kontaktować z INFOLINIĄ
NEOSTRADY, ale każdy mój kontakt skutkował tym samym, czyli niczym...
Być może powinno się bardziej nagłośnić tą sprawę. Wiem napewno, że nie
jestem sam z mym problemem, bo ilekroć odwiedzałem TELEPUNKTY, a nie był to
jeden i ten sam, pojawiali się tam ludzie z tym samym, bądź podobnym
problemem. Teraz cały czas używam SDI, a na NEOSTRADĘ mogę sobie jedynie
popatrzeć. Całe szczęście, że TEPSA zakończyła już emisję reklam
telewizyjnych, w których "Pan mógł sobie pozwolić na NEOSTRADĘ i ta Pani
również, tylko pies nie mógł i był zganiany z fotela" A być może MY jesteśmy
takimi psami z tej reklamy?
Chyba tą sprawą powinien się zainteresować Pan Janusz Weiss z Radia Zet,
który jest już wprawiony w bojach z TELEKOMUNĄ.
Napiszcie co o tym myślicie.
Pozdrawiam, Igor.
Temat: Dlaczego nie lubicie forum?
Za uzależnienie? - sprawdz to sam ;)
Czy jesteś "netoholikiem"?
* Na chodzenie do łazienki mówisz "download".
* Trzeba 15 minut, aby przewinąć twoje "ulubione".
* Marzysz wciąż o szybszym połączeniu: DSL, T1, T3...
* Wyłączasz modem z obrzydliwym uczuciem pustki...
* W towarzystwie przedstawiasz się jako "Janekbe małpa polbox kropka kom".
* Każdą rozmowę zaczynasz od "Czytałem w internecie..."
* Na automatycznej sekretarce nagrałeś sobie: "proszę zostaw e-mail'a,
odpowiem jak najszybciej".
* Serce zaczyna Ci bić szybciej za każdym razem gdy widzisz nowy adres www
wydrukowany lub w telewizji.
* Wychodzisz z pokoju i orientujesz się, że nawet nie zauważyłeś, kiedy
wyprowadzili się Twoi rodzice.
* Wszyscy Twoi znajomi mają "@" w imieniu.
* Kiedy oglądasz czyjąś stronę z ulubionymi linkami, większość z nich ma kolor
purpurowy.
* Twój pies ma swoją stronę w internecie (tak jak twoje 4-miesięczne dziecko).
* Sprawdzasz skrzynkę pocztową. Nie ma nowych wiadomości. No to sprawdzasz
jeszcze raz.
* Nie znasz płci żadnego z Twoich trzech najlepszych przyjaciół, bo mają
bezpłciowe przydomki, a Ty nigdy Ich o to nie pytałeś.
* Budzisz się o 3 w nocy i idąc do do łazienki po drodze sprawdzasz pocztę.
* Odganiasz swoje dzieci od komputera, bo "tatuś ma dużo pracy", chociaż
jesteś bezrobotny.
* Kupiłeś fotel komputerowy ze zintegrowaną klawiaturą i myszą.
* Nigdy nie słyszysz sygnału zajętości, kiedy łaczysz się z providerem, bo
nigdy się nie rozłączasz.
* Pytałeś już hydraulika, ile kosztowałoby zainstalowanie sedesu naprzeciwko
komputera.
* Wyłączając telewizor szukasz menu "zakończ pracę".
* Pizze zamawiasz przez www.pizzahut.com.pl/.
* Ustawiasz sobie w programie pocztowym, żeby dzwonił na pager kiedy dostajesz
e-mail'a
* Dziewczynę podrywasz pytając o jej adres e-mail.
* Randkę kończysz pytaniem: "kiedy znów się spotkamy... w sieci?"
* Twoja ostatnia dziewczyna była JPEGiem.
* Całujesz stronę domową swojej dziewczyny.
* Twoja żona: "Położysz się tej nocy ?" - Ty na to (dwudziesty
raz): "Momencik, kochanie, muszę skończyć pobieranie ostatniego pliku..."
* Żona założyła ci na monitor blond perukę, żebyś nie zapomniał jak wygląda.
* Twoje motto brzmi: "Jeśli nie ma tego w internecie, nie ma tego wcale".
* Zgłodniałeś... ale moment, ta pizza ma dopiero trzy dni, nie będziesz
jeszcze musiał odchodzić od komputera...
* Kiedy zepsuł Ci się modem, dzwoniłeś do providera i próbowałeś gwizdać w
słuchawkę, żeby wynegocjować połączenie.
;)
Pozdrawiam @ll
Temat: DLACZEGO NIE zaglosuję na TUSKA
DLACZEGO NIE zaglosuję na KACZORA ?
We wrześniu 1990 roku powstała spółka Telegraf S.A. 50% kapitału
założycielskiego przejął w niej Jarosław Kaczyński. Został też przewodniczącym
Rady Nadzorczej. Na początku było 250 mln, ale w ciągu roku... pozbierano 50 mld zł.
We wrześniu 1990 roku postała spółka Telegraf S.A. 50 % kapitału
założycielskiego miał Jarosław Kaczyński. Został też przewodniczącym Rady
Nadzorczej. Obok w radzie zasiadał również przez sześć miesięcy jego brat -
Lech Kaczyński. Jak widać, „TELEGRAF” S.A. to przede wszystkim prezes Prawa i
Sprawiedliwości, a prezes PiS to „TELEGRAF”.
Takie twierdzenie jest zasadne, bo jak wyjaśnić sytuacje, że ówczesny sekretarz
stanu przejął 50 % kapitału akcyjnego oraz jednocześnie fotel przewodniczącego
rady nadzorczej. Ktoś, kto ma taki kapitał i jest szefem rady, ma najwięcej do
powiedzenia w każdej firmie.
Na początku było jedynie 250 mln zł, by w ciągu roku pozyskać od firm
państwowych 50 mld. Nigdy tej kasy nie rozliczono.
Taka wiedza płynie z załączonych do akt rejestru handlowego spółki „TELEGRAF”
S.A. kopii dokumentów.
Można tak powiedzieć, ponieważ całe akta rejestrowe firmy „TELEGRAF” S.A.
liczą zaledwie 20 stron i nie ma w nich żadnych bilansów lub innych dokumentów
finansowych. Pokazane tu dokumenty dowodzą, jaki stosunek mają liderzy Prawa i
Sprawiedliwości - obok wrodzonego sprytu do przejmowania z naruszeniem prawa
państwowych nieruchomości, do uwiarygodniania prowadzonej przez siebie
działalności gospodarczej.
Ten stosunek po imieniu nazywa się – krętactwo ogromniej wody. Nasuwa się
pytanie – dlaczego Jarosław Kaczyński, aspirujący do fotela premiera RP,
posiada taką chęć do naruszania prawa, lekceważenia sądu gospodarczego oraz
partnerów handlowych lub innych instytucji, np. służb skarbowych. Z drugiej zaś
strony wykazuje niechęć do pokazania tego, co z mocy prawa, choćby sądowi
rejestrowemu pokazać musi.
Po założeniu przez Jarosława Kaczynskiego, ówczesnego sekretarza stanu w
Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy spółki „TELEGRAF” S.A., która była niczym
innym jak poprzednim wcieleniem „Telewizji Familijna” S.A (250 mln zł od firm
państwowych), pozyskano w ciągu roku prawie 50 mld zł (obecnie 50 mln). Na
„TELEGRAF” S.A. płacił Budmiex, Metalexport, Bank Przemysłowo Handlowy w
Krakowie i PolKaufring.
Prawie wszyscy wołają – Kaczyński rozlicz się z „TELEGRAFU”..., Kaczyński to
„TELEGRAF”, ale nikt to obecnej chwili tak naprawdę nie dokonał inwentaryzacji
działalności liderów Prawa i Sprawiedliwości, szczególnie zaś - Jarosława
Kaczynskiego. Nie zrobił, czy też tego raczej nie dopilnował nawet sąd
gospodarczy. Mam tu na myśli przymuszenie zarejestrowanej spółki lub fundacji i
do przekazania dokumentów.
Przy oglądzie akt powstaje nieodparte wrażenie, że biznes lidera PiS , a co za
tym idzie wielka kasa - 50 mln zł., rozpłynęło się jak bańka mydlana. Gdzie się
podziały te środki finansowe?
Kasa Fundacji Prasowej Solidarności poszła do spółki „Srebrna” (z bardzo
ograniczoną odpowiedzialnością), Fundacji „Nowe Państwo”- To wiemy! Ale gdzie
jest kasa „Telegrafu”?
W latach 1993- 2000 Prokuratura Okręgowa w Warszawie prowadziła śledztwo V Ds.
197/93 o niegospodarność w Fundacji Prasowej Solidarności. Postępowanie to
dotyczyło ono „TELEGRAFU” S.A. Pikanterii temu postępowaniu dodaje fakt, że
zostało ono umorzone w maju 2000 roku, zatem w czasie, gdy resortem
sprawiedliwości rządzili ludzie z AWS. Wprawdzie nie było wtedy jeszcze Lecha
Kaczynskiego na fotelu ministra, ale nie da się wykluczyc, że decyzja podjęta
miesiąc wcześniej nie było zrobiona pod niego.
Prokuratura po złożeniu wniosku w trybie ustawy o dostępie do informacji
publicznej pokazała bez problemu akta tego postępowania. Wystąpił inny problem
– akta, które mi udostępniono kończą się na roku 1995. Na pytanie, gdzie jest
reszta materiałów – pani prokurator z uśmieszkiem na twarzy stwierdziła, że
przecież to jest wszystko! Zapytałem więc - gdzie jest postanowienie o
umorzeniu tego śledztwa, - kto wydał decyzje i jakie jest uzasadnienie,
ponieważ w aktach nie ma tego dokumentu. Każde postępowania musi posiadać taką
decyzje.
Pani prokurator wyraźnie zakłopotana stwierdziła, że to archiwum coś zrobiło
nie tak i akta zapewne się niedługo odnajdą. Uważam, że jeżeli śledztwo trwało
prawie osiem lat i skończyło umorzeniem w czasie, gdy resortem kierowali ludzie
z „TKM” lub tacy, którzy wyliczyli sobie, że ta
Temat: Piszemy powieść ?? :D
-No to co - rzekl Mariusz - Idziemy spac
Po czym zdjal adidasy i rozlozyl sobie fotel. Jola nieco skonsternowana
zaczela grzebc w torebce. Czesto pomagalo jej to w rozwiazywaniu trudnych
sytuacji. Niektórzy w tym celu sie kapia, inni chodza drapiac sie po tylku, ona
grzebala w torebce.
-Pali pani? - mruknal odwrócony Mariusz
-Nie, dzieki. Musze dbac o zeby. Ale dym mi nie przeszkadza - dodala nie chcac
wchodzic w konflikt z czlowiekiem, który byl teraz panem jej losu
-A mi tak! Nie znosze dymu i musialbym pania wyrzucic gdyby pani zapalila
-Nie mam zamiaru
-Pewnie pani kiedys palila. I co jakis czas nocy powraca glód, tej nocy bedzie
to samo...
-Nie palilam
-To moze pani zacznie? Niektórzy pózno zaczynaja.
-Nawet nie mam papierosów!
-Moze pani pójsc na stacje...
-Tu nie ma stacji!
-Gdzies pewnie jest. Nalogowcy to zdeterminowani ludzie
-Nie palilam, nie pale i nie bede. Nie wybieram sie na zadna stacje. Dobranoc.
Zapadla cisza, dzieki czemu Jola mogla skoncentrowac sie na torebce...
-Pani chrapie?
-Slucham?
-Czy pani chrapie. Bo ja nie móglbym zniesc chrapania, doprowadza mnie do
bialej goraczki. Trace nad soba kontrole.
-Nie chrapie
-Dlaczego?
-Slucham?
-Wie pani, kazdemu sie wydaje, ze nie chrapie, póki ktos go nie uswiadomi. Ja
nie chce byc tym kims
-Wiec pan nie bedzie. Nie chrapie. Przepraszam, musze przemyc twarz - rzekla
Jolanta i siegnela po paczke chusteczek. Zwilzyla je paroma kroplami
Naleczowianki i przetarla spocona skóre. Szkoda, ze tamten nie myje nóg,
pomyslala zdejmujac szpilki. Cóz, trzeba jakos przezyc te noc. Rozlozy fotel,
polozy sie (na ile to mozliwe w tej klitce) i postara zapomniec o tym, ze
siedzi w maluchu z obcym smierdzacym facetem, ktory byc moze jest psychopata.
Rozlozenie fotela okazalo sie jednak trudniejsze niz myslala. Gdy zdolala juz
odnalezc dzwignie i zrobic z niej uzytek, oparcie niezmiennie pozostawalo w
pozycji pionowej, mimo ze napierala na nie z calej sily. W koncu, nie widzac
innego sposobu, usiadla okrakiem na siedzeniu, oparla sie plecami o deske,
nogami próbujac pokonac opór jaki stawial zdezelowany mechanizm. Wreszcie cos
drgnelo, ale oparcie zmienilo polozenie raptem o pare stopni.
-Nie gasi pani swiatla? - burknal Mariusz
-Zarz, tylko rozloze siedzenie - z trudem wystekala Jola
-Nie da rady. Zepsute
-O...dziekuje. Ze pan uprzedzil
-Nie ma za co. Tak wiec czyta pani przed snem? - syknal - Ja jestem niezmiernie
wrazliwy na swiatlo.
-Nie, rzadko czytam. Bardziej mnie interesuje telewizja.
-A gdyby wlasnie teraz pania naszlo?
-Nie mam zadnych ksiazek
-Ale tu jest jedna. Mrozek
-Wlasciwie to jestem analfabetka - westchnela Jola wracajac na poprzednia
pozycje
-A zdjecia?
-Co zdjecia?
-Pewnie ma pani jakies magazyny, bedzie pani ogladac fotografie.
-Nie mam
-Zdjecie chlopaka
-Rzucilam wczoraj - i jego, i zdjecie
-No to pewnie bedzie pani sie przegladac w lusterku, malowac i tak dalej. Nie
znióslbym...
Zamilkl bo w tym momencie zgaslo swiatlo a za chwile w ciemnosci trzasnely
drzwi malucha. Jola przebiegla pare metrów, by za chwile wrócic z ciezkim
kijem. Dwa uderzenia wystarczyly zeby rozbic przednie reflektory.
-To zeby cie swiatlo nie draznilo, Mariuszku! - krzyknela uciekajac w ciemny
las. Mój Boze, pomyslala, tylko co ja teraz zrobie? Chyba trzeba jednak szukac
tej stacji.
Temat: Troche filozoficznie...
Troche filozoficznie...
Wlasnie wrocilem z Rodos... Baweilem sie swietnie.. szkoda ze tak krotko...
Tak sobie obserwowalem spod ciemnych okularow (nie mowie ze
przeciwslonecznych bo z korekcja ;)) wszystko dookola i takie mi sie nasunely
przemyslenia....
Jak latwo w grupie okreslonej narodowosci spostrzec stereotypowe zachowania...
Polacy... Lecialem okropnym samolotem.. Tylko czy to usprawiedliwia proby
popalania w kącie papierosów ? Tudzież schlania się jak świnia zaraz na
poczatrku wakacji, kopania w fotel z przodu ? W autobusie bylo to samo -
papierosek, whisky, kopniak w fotel... Ze zrozumialych wzgledow (lysy
miesniak bez szyi) reakcja musiala byc ograniczona... Na mnie nie trafilo,
ale osoba siedzaca z przodu przezyla koszmar (co bylo widac)...
Rownie wspaniale zachowania zaobserwowalem na lotnisku. Jeszcze nie
doroslismy do Unii, bo nawet nie umiemy przeczytac po angielsku 'EU
citizens'. Kolejka przy 'non-EU' (przy 'EU citizens' bylo pustawo) rozbawila
nie tylko mnie ale celnikow greckich rowniez.
Z drugiej strony przestrogi ze niby Polacy tacy niekulturalni mozna sobie
miedzy bajki wlozyc. Niemcy kladli reczniki przy basenie juz w nocy (23 -
widzialem an wlasne oczy) a z dystrybutorow bez żenady nalewali sobie
poltoralitrowe butelki napojow mimo oficjalnej prosby zeby tego nie robic.
Oczywiscie lezaki zajete przez caly dzien ale korzystali moze z 2 godziny.
Dodatkowo prym wiodla grupka niemieckich Turkow, preferujacych proste zdrowe
konskie niemickie dowcipy (typu wrzucanie do wody napotkanych dziewczat).
Szpanowali tym swoim 'Dutsche sprache', szkoda tylko ze akcent niemiecki
mieli gorszy ode mnie.
Potem byla mala wymiana i zamiast Niemcow bylo wiecej Anglikow i WLochow.
Wlosi tradycyjnie nie znaja zadnych jezykow (bo i po co, przeciez wszyscy na
pewno mowia po wlosku; nie mowia ?!?! dziwne). Potem ich proby dogadania sie
w recepcji byly jak pomieszanie greckiej komedii i tragedii jednoczesnie).
Lezaki zaczely byc dostepne, za to balagan od razu powstal niepomierny.
Wszechobecna anglosaska wolnosc objawiala sie glownie blotem przed moimi
drzwiami, nakruszonymi ciastkami etc. Niedaleko mojego pokoju zadomowily sie
malutkie kocięta (4 sztuki plus mama). Co one wycierpialy od angielskich
bachorow to... szkoda gadac. Standard - ciagniecie za ogony - nie budzil
zadnej rekacji ze strony mamusi czy tatusia... A sprobuj zwrocic uwage to
dostaniesz takie 'reply' ze az do demokracji oswieceniowej Cromwella dojdzie
z argumentami ('wolno mi' !!!).
Greckie bachory byly lepsze... Kotki byly na dole po schodkach wiec
najlatwiej je 'zalatwic' rzucajac w nie kamieniami wielkosci malej glowki
dziecka. Na oko kurdupel mial z 5 lat, a ojciec patrzyl na to wszystko
znudzony z balknu. Niech sie synek uczy jak przezyc w zlym swiecie. Ja nie
wytzrymalem po drugim kamieniu. Dopiero wtedy ojczulek synalka odwołał.
Z Grekami to w ogole mialem problem troche. To strasznie nacjonalistyczna
nacja ;))) Ich halasliwie i natretnie wyrazany patriotyzm sprowadzal sie w
praktyce do tego, że Grecy wyraznie uwazaja wszystkie inne nacje za gorsze.
Co nie jest greckie to na pewno jest gorsze. W telewizji pokazuje sie tylko
greckich olimpijczyków. A wykluczenie za doping spowodowalo tylko i wylacznie
oskarzenia pod adresem kontrolujacych, ze 'na pewno cos bylo nie tak z ta
kontrola', 'grek by tak nie zrobil', 'to na pewno zmowa', 'trzeba rozpoczac
sledztwo' etc... (cytaty oryginalne z gazet greckich). Sami dopingowicze sa
na pewno niewinni, bo.. przeciez to Grecy... (tak bylo napisane - 'przeciez
to Grecy wiec nie mogli tego zrobic u siebie').
Ale wiecie co ? I tak bawilem sie znakomicie :) Jadlem swietna osmiornice z
grilla (wegiel drzewny !!!), sluchalem jak Grecy kibicuja swoim koszykarzom
czy zapasnikom, smialem sie po cichu z ich chodzenia w butach na koturnach
(wiecie ze Grecy sa niscy i maja z tego powodu kompleksy ?;)
I wiecie co ? wreszcie moj horyzont byl wolny od band lysoli w dresach, a ja
nie mialem w uszach ciaglego biadolenia jak to jest niedobrze w naszym kraju,
tlumaczenia naszych beznadziejnych sportowcow i ich 'wynikow' obiektywnymi
trudnosciami ('nie lubi pierwszego toru', 'małe punkty w trzecim secie') etc.
Spedziłem tydzień w kompletnych luzie i odpocząłem.
Efcharisto poli, Ellaz !! Ki adijo ;)
PS: Ciekawe kto ze mnie się śmiał ?:) Niech mu bedzie na zdrowie :) Mam
nadziej ze mial przez to lepsze weselsze wakacje :)
Temat: 19.X.1984 - SB zamordowalo ksiedza Jerzego
radco,
z tego co wiem był to mord w 1989 roku tak jak i mord ks. Suchowolca i ks.
Niedzielaka (przyczyny polityczne:-((( ).
Parę słow jakich znalazłem o ks.Niedzielaku...
Ks. Niedzielak niszczył wszystkie anonimy z pogróżkami. Nie poszedł też na
milicję przekonany, że działania te są dziełem SB. Na przełomie 1988/89 r.
zwierzył się przełożonemu w Kurii Metropolitarnej: "chyba mnie zabiją".
20.01.1989 r. wieczorem ks. Niedzielak powrócił do swego mieszkania i usiadł w
fotelu, aby obejrzeć dziennik telewizyjny. W tym momencie został zaatakowany
przez przybyłych tam wcześniej trzech ludzi. Próbował się bronić, o czym
świadczą naderwane paznokcie lewej ręki. Sprawcy byli jednak profesjonalistami
i po krótkiej walce ks. Niedzielak uległ przemocy. Śmierć nastąpiła po kilku
godzinach wskutek obrzęku mózgu.
Metoda jaką zamordowano bohaterskiego kapłana jest typowa dla służb specjalnych
i określana jako tzw. zakolankowanie, polega na umiejętnym złamaniu kręgosłupa,
co wymaga doskonałej znajomości anatomii człowieka. Po przeszukaniu mieszkania
i być może zabraniu z jakiś dokumentów, upozorowano rabunek. Jednym z
nielicznych śladów jakie zostawili sprawcy był strzęp chirurgicznej rękawiczki,
tak małej, że mogła być używana tylko przez kobietę.
21.01.1989 r. kiedy ks. Niedzielak nie przyszedł odprawić rano mszy św.
zaniepokojony ks. Stanisław Słomkowski udał się do mieszkania swojego
proboszcza. "Panował tam wielki nieład - relacjonował później - Telewizor był
włączony. Fotel przed telewizorem - wywrócony. Ksiądz Stefan leżał na
podłodze.... W sutannie i skarpetkach.... Zimny..."
Środki masowego przekazu rozpoczęły natychmiast kampanię dezinformacji.
Najpierw sugerowano, że był to nieszczęśliwy wypadek podczas wkręcania żarówki,
potem sugerowano morderstwo na tle rabunkowym.
Śledztwo toczyło tak opieszale, że Kuria Metropolitalna wydała specjalny
komunikat w którym pisano: "Z analizy materiałów udostępnionych pełnomocnikom (
mec. Janowi Olszewskiemu i Andrzejowi Grabińskiemu - PP ) przez prokuraturę
wynika," ( że śledztwo nie przybliża wyjaśnienia okoliczności tej tragicznej
śmierci - PP ) "Nie budzi jednak wątpliwości fakt, że śmierć śp. Stefana
Niedzielaka była wynikiem morderstwa dokonanego przez nieznanych sprawców..."
30.12.1993 r. prokurator Jarosław Polanowski, umorzył wznowione śledztwo w
sprawie zabójstwa ks. Stefana Niedzielaka. W jednym z wywiadów mówił: "Niechęć
MSW do prowadzonego przez prokuraturę postępowania wyjaśniającego była aż nadto
widoczna. W mojej 20-letniej praktyce zawodowej nie spotkałem się z podobną
sprawą, w której tak nie można było nic zrobić".
o innych szukam ... z tego co pamietam to o ks.Zychu mowiono ze nachlał sie i
spadł z tych schodow ( co za perfidia!!!)
...smutno mi...
pzdrw
megalo...
p.s.
dalej szukam...
Temat: Jak dyskutować o demokracji?
Gość portalu: catharsis napisał(a):
>
> Mogłabym oczywiście postawić Ci pytanie o to, czy nie widzisz trudności
> piętrzących się na drodze do takiego zorganizowania. Jedną z nich jest
> chociażby "przekonanie" władzy państwowej o oddaniu swych uprawnień i
> kompetencji samorządom.
> Odpowiadam, że w tak zorganizowanym sposobie zarządzania państwem nie widzę
> takich możliwości.
To zależy, jaka by ta elita rządząca była. Można sobie wyobrazić sitwę jeszcze
gorszą niż ta, która rządzi dzisiaj, ale równie dobrze władza mogłaby się
znaleźć w rękach ludzi przekonanych o potrzebie takiego właśnie urządzenia
państwa. Jeżeli coś wydaje mi sie pewne, to to, że demokracja nie jest w stanie
wygenerować jakiegoś sensownego modelu. Nawet gdy lud będzie "świadomy swej
obywatelskości", zawsze będą w nim drzemać typowo ludzkie żądze, które demagog
w odpowiednim czasie będzie mógł wykorzystać.
Demokracja nie dość, że nie stwarza możliwości sensownego użądzenia państwa, to
w dodatku przez swój niemal już boski charakter, uniemożliwia jakiekolwiek
próby jej likwidacji czy choćby ograniczenia. Demokracja to nasz wspólczesny
dogmat, święty i nienaruszalny, którego tarczą jest pusty slogan: "Może i nie
jestem najlepsza, ale nic lepszego jak dotąd nie wymyślono".
Myślę, że trzeba skończyć z tą uniwersalizacją demokracji. Władca powinien
spełniać tylko jeden warunek, który decydowałby o legitymizacji jego władzy:
powinien przestrzegać prawa naturalnego. Tylko ten jeden warunek powinien
wystarczyć, bo gdy władca postępuje zgodnie z owymi naturalnymi prawami, jego
rządy są niezagrożone od wewnątrz, gdyż zawsze znajdzie obrońcę we wdzięcznym
mu ludzie. Nikt więc władcy nie powinien pytać o źródło jego władzy. Jedynym
kryterium oceny powinna być jego służba dla dobra ludu. Oczywiście istnieje
tutaj niebezpieczeństwo, że władca w celu utrzymania swojej władzy przed
konkurentami stanie się tyranem, ale w ten sposób automatycznie straciłby
wszelką legitymację, a jak uczy historia tyranie długiego żywota nie mają.
W demokratycznym państwie, nawet bliskim twojej idei społeczeństwa
obywatelskiego, co jakiś czas robi sie bardzo duszno, i aż prosi się o otwarcie
okien na oścież. Niestety, nigdy nie można się doczekać na powiew świeżego
powietrza, bo "nic lepszego na razie nie wymyślono". Procedury są w niej święte
i bezrefleksyjnie respektowane przez 99% obywateli, i przecie nie wolno obalić
rządu Leszka Millera, bo to dopiero rok jak nam panuje, i trzeba mu dać czas do
następnych wyborów (a tymczasem prawo naturalne moim zdaniem ten pan łamie że
ho, ho, bo nieustannie ogranicza moją wolność, np. przez nieuzasadnione, coraz
głębsze sięganie do mojej kieszeni itd, itp).
> Nie wspominając już o zagubionym poczuciu "bliskości"
> i "lokalności" ludzi, którzy mieliby w tym uczestniczyć.
> Zauważ jako przykład ile ludzi chodzi do wyborów samorządowych, ile
> parlamentarnych a ile prezydenckich. Zachowania kulturowe ksztaltuje
telewizja
> i pewna ułuda "przejrzystości" jaką podaje. Ludziom wydaje się, że bliżsi im
są
>
> kandydaci na prezydenta państwa niż pretendenci do foteli radnych.
> O to chodzi, że w imię demokracji i społeczeństwa otwartego, można zgodnie z
> kulawym prawem domagać się stopniowego wzrastania stopnia swobody, o którym
> piszesz. Ale stopniowo, by ludzie wzrastali wraz ze wzrastającą swobodą a nie
> dławił ich chaos (nie wyobrażam sobie dzisiaj - przy tak gęstej sieci
> uzależnień) zaprowadzenia rewolucji. po prostu byłaby zaprzepaszczeniem
szansy
> na wolność.
> Amen
> c.
Ludzie są wolni ze swej natury, i nienagabywani potrafią z tej wolności
korzystać w sposób piękny. Daj samorządom 90% pieniędzy z wszystkich podatków
które płacimy, a zobaczysz jaka będzie frekwencja w wyborach. Jak człowiek
będzie wiedział, że wójt może mu naprawdę ulepszyć życie, nie przepuści okazji,
aby to od niego wyegzekwować (o egoiźmie, twoja moc jest wielka!). To
oczywiście nie zmienia faktu, że - jak piszesz - zachowania kulturowe
kształtuje dziś telewizja, i w wyborach prezydenckich frekwencja będzie równie
wysoka. Ale to powinno tylko łechtać twoje demokratyczne "ja". :)
Temat: Perla czy to ten artykul antysemicki?
Perla czy to ten artykul antysemicki?
Widziałem dobrego Żyda
Już od miesięcy trwają rzewne pożegnania. Szef izraelskiego MSZ Silwan Szalom
skrócił kadencję ambasadora Izraela w Warszawie Szewacha Weissa z 4 lat do 3.
Zaraz po
Nowym Roku popularny w stolicy Weiss wraca do Izraela. Żeby zrozumieć
dlaczego, warto zapoznać się z genetyką stojącą za tym wydarzeniem w
charakterze dekoracji.
Już na sam widok obecnego ministra spraw zagranicznych Izraela Silwana
Szaloma światły Żyd Aba Ewen, mityczny szef izraelskiego MSZ, poliglota i
wytrawny esteta przewraca się w grobie. Szalom śniady z urodzenia, wzorem
marokańskich Żydów nosi się z arabską elegencją, fatalnie dobiera krawaty,
używa prostego hebrajskiego i bez żenady jąka się po angielsku.
Kariera Szaloma związana jest z jego sensacyjnym ożenkiem z Judy Nir-Mozes-
Szalom, której kolejne voto warto rozszyfrować. Voto Nir ma Judy po pierwszym
małżonku, jednookim Amiramie Nirze, polskim Żydzie telewizyjnym (był
dziennikarzem od spraw wojskowych), który dzięki oszustowi pokojowemu
Szimonowi Peresowi awansował na stanowisko doradcy rządu do spraw
bezpieczeństwa.
Krótko po awansie Amiram Nir pokazał izraelskim Żydom, jak się robi kasę na
handlu bronią i wziął żywy udział w rozkręcaniu amerykańsko-izraelskiej afery
Irangate. Krótko po ujawnieniu afery Nir przemieszczał się w Ameryce
Południowej małym samolotem. Miał ze sobą fałszywy paszport, 20-letnią
sekretarkę osobistą, dwóch ochroniarzy i pilota. Samolot spadł na ziemię w
niejasnych okolicznościach, załoga wyszła bez szwanku. Jedynie Nir pożegnał
się z życiem.
Nazwisko Mozes posiada Judy dzięki rodzicom – majętnym panom na
wielonakładowej gazecie "Yediot Achronot". Poza gazetą Mozesowie trzęsą
jajami w milionowych interesach, w telewizji handlowej tudzież w różnych
geszeftach pozamedialnych. Stąd opieka byłego premiera Peresa nad zięciem
Mozesów Nirem i opieka obecnego premiera Szarona nad kolejnym zięciem
Mozesów – Szalomem.
Apetyt Szaloma rośnie w miarę jedzenia. Dyplomatyczny Żyd nr 1 puchnie w
oczach, patrzy na otoczenie z góry i nie traci nadziei na objęcie stanowiska
premiera po Szaronie czyniącym kardynal-ne błędy w rodzaju starzenia się i
brania udziału w machlojkach finansowych, o których już pisaliśmy. Na razie,
w drodze do wy-marzonego fotela po Szaronie, Szalom nosi się z zamiarem
skutecznego usefardycznienia aszkenazyjskiego dotychczas MSZ.
Żyd sefardyjski, wyjaśnijmy, przy- był na ziemię biblijnych przodków z krajów
arabskich, w odróżnieniu od Żyda aszkenazyjskiego, który zawitał z Europy
Wschodniej, głównie z Polski, i przez długie lata postponował Sefardyjczyka.
Przybywający do Izraela Szalom został na lotnisku posypany przez
aszkenazyjskich urzędników agencji emigracyjnej Sochnutu osławionym proszkiem
DDT i ulokowany w przewiewnym baraku. Szalom nigdy tego białemu Żydowi nie
zapomni.
Przybyły do Izraela w wieku dziecięcym Szewach Weiss nie miał nic wspólnego z
posypywaniem Szaloma DDT, ale obciąża go aszkenazyjskie pochodzenie, które
bez żenady ujawnia. Weiss jest profesorem, pisze książki, posiada w dorobku
funkcję przewodniczącego Knesetu i wiele innych stanowisk honorowych, których
żaden szanujący się Żyd Szalomowi nie zaproponuje. Szalom jest z trudem
gramotny i kiepściutkie teksty pisze za niego żona Judy, była dziennikarka
biegająca za ministrem w skórzanych czerwonych spodniach.
Powodzenie towarzyskie i medialne Szewacha Weissa w Polsce doprowadziło
Szaloma do szału. Usłużne podkablowania Weissa wysyłane z ambasady w
Warszawie przez urzędników hebrajskojęzycznych (wyłącznie) zapaliły na biurku
Szaloma czerwone światło. Weiss się spou-fala z Polakami, Weiss ma własne
zdanie w kwestiach politycznych, Weiss się identyfikuje z polskim Żydem i
jego historią, Weiss nie rozgrzesza Niemców, jak Szalom przykazał, Weiss nie
zwala winy na Polaków za Holokaust, Weiss ma czelność błyszczeć na tle
nijakich, nudnych ambasadorów Izraela, przez co obniża personality
dyplomatycznej firmy izraelskich Żydów.
Oliwy do ognia dolało wręczenie Weissowi orderu RP za do-robek dla kultury
polskiej i zaproszenie go do wykładania na Uniwersytecie w Warszawie.
Izraelskie MSZ wrze. Szewach Weiss miał wrócić na tarczy i złożyć samokrytykę
w hebrajskich mediach, a tymczasem Weiss wraca w pełni zasłużonej sławy –
jako pierwszy po latach bojownik o porozumienie polsko-żydowskie.
Nie zazdroszczę jego następcy, dobranemu z uwagi na nieznajomość języka
polskiego.
Autor : Michael Szot
Temat: Stracilam męża - TELEWIZJA JEST WSPANIAŁA
Stracilam męża - TELEWIZJA JEST WSPANIAŁA
..od 2 lat, gdy rzucił mnie mąż. Teraz znów mam motywację do wczesnego
wstawania, zrozumiałam jak wiele traciłam pogrążając się w smutku i zamykając
na świat. A teraz już raniunko jak ptaszek jestem na nogach, gdyż o 5:40
zaczyna się na TVNie "Prawdziwa miłośc" wzruszająca telenowela meksykańska. I
choć to tylko powtórka z poprzedniego dnia, z chęcią oglądam raz jeszcze.
Kończy się o 6:30, tymczasem "Córka przeznaczenia" ma początek o 7:10. Mam
więc okurat pół godzinki na zjedzenie śniadania. Czyż to nie wspaniałe
zrządzenie losu?! Myśle że to sam Bóg zesłam na mnie tą któtką przerwę, abym
się mogłą pożywiać. Takie piękne dary trzeba umieć dostrzegać i doceniać.
Potem oglądam jeszcze mbnóstwo seriali przez cały dzień, nie będę wszystkich
wymieniać, bo nie pamiętam każdego tytułu. Ostatni serial jaki oglądam to M
jak miłość i potem nie ma już więcej telenowel. Dlatego następne godziny to
najgorszy okres dnia. Robię się niezwykle pobudzona. Zazwyczaj chodzę wtedy
nerwowo w kółko po pokoju i uderzam głową w ściane. Albo siadam na fotelu i
kiwam się rytmicznie do przodu i wstecz skulona w kłębek. Na szczęscie to
mija wraz z rozpoczęciem cyklu dokumentalnegona TVnie. Znów czuje sie już
lepiej. Najbardziej lubie Cele Edwarda Miszczyka i jego frapujące pytania.
Można się wiele dowiedzieć o życiu słuchając jego rozmów. Potem jest już z
górki, bo na TVnie zaczynają się powtórki, można wreszcie w spokoju obejrzeć
przejmujący tok-szoł pani Ewy Drzyzgi, która nie boi się podejmować żadnego
tematu. Na koniec dnia o 4:30 oglądam jeszcze magazyn religijny na Polsacie i
ide spać. Pól godzinki ożeźwiającego snu dobrze mi robi przed kolejnym dniem.
Wstaje rześka i szczęsliwa. I tylko czasem, gdy siedzę wieczorem na mojej
turkusowej kanapie wertując mój ulubiony teletydzień, gładząc palcami po
kolorowych kartkach to marzy mi się aby kiedyś i w moim domu odbierała TV
Romantica. Kto wie być może i to marzenie się spełni. Trzeba tylko silnie
wierzyć! Pamiętajcie drodzi internauci, że nie wolno zamykać się na piękno
otaczającej nas rzeczywistości, że trzeba notorycznie pluć diabłu prosto w
oczy i brnąć przed siebie mimo przeciwnoścxi losu. Nigdy się nie poddawać! Ja
tak właśnie czynie i jest to klucz do mojego szczęscia. W szególności kieruje
te słowa do maniaków internetu, któzy nie widzą poza nim świata. Pamiętajcie,
że uzależnienie to choroba, która zastepuje nam prawdziwe życie i realne
rozrywki. Zamknięcie sie w niej to niemal sprzemierzenie się samemu Bogu.
Przecież nie po to się chyba tyle starał, dał nam mózgi i wolną wole,
żebyście teraz cały dzień spędzali przed komputerem. Zastanówcie się nad tym!
Pozdrawiam
MojaHistoria.republika.pl - historia mojego życia ubarwiona
fotografiami i kilkoma filmikami. Możesz ze mną porozmawiać...jak tylko masz
ochotę...
Temat: Coral Beach Resort - Hurgada (****)
info marzec 2006
Miałam przyjemność być gościem tego hotelu z mężem od 6 do 12 marca 2006.
Byliśmy jedynymi Polakami, głownie Rosjanie, Ukraińcy itd., także Niemcy, trochę
Włochów, poznaliśmy też Anglików, jednych Francuzów.
Hotel raczej dla starszych i emerytów, mało w nim młodzieży i dzieci.
Jest to ostatni hotel w Hurghadzie, do centrum jeżdżą busy- zwykle z przesiadką,
taxi, jest też buz hotelowy o stałych porach-11LE za osobe-info w recepcji.
Hotel należy do sieci Rotana.
Hotel jest bardzo ładni utrzymany, rozległy, walizki zawiózł nam boy meleksem.
Mieliśmy pokój najdalej od hallu, ale za to z widokiem na morze i łóżkiem
małżeńskim. W pokoju był mini salonik-kanapa, fotel, stolik i nowym TV-była
polska telewizja, dużo kanałów, wyjście na taras(krzesła, stolik i wyjście na
zewnątrz). Dalej przechodziło się do aneksu kuchennego-zlew i lodówka(stara, ale
chłodziła)
Łazienka czysta, ręczniki tez, prane często i wymieniane. Minusem był mały
prysznic i badziewna zasłonka prysznicowa-nic nie chroniła, woda była wszędzie!
Ciepła woda na bojler-mogło nie wystarczyć czasami.
Sypialnia osobna, z wygodnym łożem, czysta pościel, toaletka z lustrem, szafa,
stoliki nocne, radio-nie działało. W każdym pokoju własny sejf.
Lobby bardzo ładne, hotel dobrze utrzymany w głównej części, część pokoi
odnowiona, ale bar na plaży już nie…kilka sklepików z pamiątkami, dyskoteka,
Heath-club, namiot animacyjny. W lobby bar, telefon, kantor (czynny godzinę rano
i godzinę wieczorem), Internet, jubiler.
Na ternie też plac zabaw dla dzieci, kort tenisowy-właśnie go remontowano.
Niedaleko basenu możliwość wykupienia quadów.
Plaża czysta, sprzątana regularnie, codziennie czyste ręczniki plażowe. Jest
część z molem dla snurkujacych, rafa jest spora, ale zniszczona, zdeptana,
głównie przez Rosjan… na plaży parasole, wiatrochrony i domki, w których można
się schować. Jest część plaży z dnem kamienistym, ale i z piaszczystym. Obok
plaży szkoła nurkowania, windsurfingu, kitesurfingu, można wykupić wycieczki na
Giftun, masaże (płatne). Obok możliwość przejażdżki na wielbłądzie czy koniu. Na
plaży animacje dla dorosłych -program wisi w lobby. Moim zdaniem trochę słabe,
może dlatego, ze nie było sezonu?? no i po rosyjsku, co mnie dobijało! Jest też
bar-nie korzystałam.
2 baseny-wykąpałam się raz, bo woda była zimna, przy basenie bar-można siedzieć
w wodzie i popijać drinki.
Restauracja bardzo ładna, woda płatna 8LE duża butla (dobra woda), Stella 22 LE-
płatne na rachunki „na pokój” regulowane w recepcji. Jedzenie bardzo dobre, choć
lepsze jadałam w innych hotelach. Na śniadanie omlet stadion, jajka, płatki,
jogurt, mleko, sałatka owocowa, kiełbaski, jakiś ryż czy kasza,k warzywa, bułki,
ser żółty i biały, „mortadela”- czyli ich wędlina, chałwa. Kawę i herbatę
nalewają kelnerzy, uwijają się sprawnie, bardzo miła obsługa, czysto. Jak dla
mnie trochę monotonnie, ale oczywiście można się najeść.
Obiadokolacja- zawsze 2 zupy, pasta stadion, zawsze drób- kurczak, kaczka lub
gołębie, czasem ryba, wołowina, warzywa zapiekane saute, do tego kasze lub
ziemniaki. Jedna część z pieczywem-ale nie za smacznym, poza macą. Druga część z
warzywami pokrojonymi surowymi oraz sosami, trzecia z gotowymi sałatkami.
Czwarta z owcami-słaby wybór- zawsze guawy, ale twarde, figi, pomarańcze-pyszne!
Piąta część ze słodkościami-pyszne! Zdecydowanie wygrywają. Zawsze 2 rodzaje
puddingów, ciasteczka, sezamki, torciki, balkawa. W piątki jedzenie typowo
„egipskie”.
Hotel ma tylko HB, brak All.
Obsługa bardzo miła, uczciwa, nic nie ginie.
Codziennie ok. 22 część animacyjna-występ egipskich zespołów folklorystycznych,
taniec brzucha, dyskoteki, karaoke.
Ogólnie bardzo przyjemnie, my spędziliśmy tam bardzo miło podróż poślubną.
Zdjęcia z linka oddają rzeczywistość
www.rotana.com/aspx/Hotel.aspx?HotelId=21
w razie pytań proszę o maila na gazetowego.
Temat: Time Machine, The (Wehikuł Czasu) - Recenzja
Time Machine, The (Wehikuł Czasu) - Recenzja
"Boże, rozjebaliśmy księżyc" powiedziałem sam do siebie i prawie z łzami w
oczach przerwałem na chwilę oglądanie filmu. Wróciłem dopiero po kilkunastu
sekundach zadumy. Gdy oglądam film, który przedstawia wizję przyszłości w tak
sugestywny i efektowny sposób jak "Time Machine", to nie pozostaje mi nic
innego jak siedzieć wciśniętym w fotel i z rozdziawioną buzią obserwować
dziejącą się na ekranie akcję. To jest właściwie główny, jeżeli nie jedyny,
atut tego filmu. Efekty specjalne są po prostu bajeczne. Pokazana podróż w
czasie, gdy wszystko zmienia się dookoła bohatera, gdy budowane są miasta, gdy
następują katastrofy, jest po prostu bajeczna. Urzekł mnie również świat
przyszłości w roku 800,000. Rasa myśliwych jest niesamowita. Wymiękłem.
Sam film jest remake'iem dzieła z roku 1960 o tym samym tytule. Pamiętam
jeszcze, gdy jako mały, raptem kilkunastoletni dzieciak oglądałem z podobnymi,
jeżeli nie większymi, emocjami wersję oryginalną w telewizji. Swego czasu było
to jedno z niewielu wybitnych dzieł science-fiction. Mimo, iż film oglądałem
jedynie jeden raz, to pamiętałem go przez wiele lat. Wbił mi się w pamięć
bardzo głęboko, między innymi dlatego, iż byłem bardzo zafascynowany podróżą w
czasie. Wiele godzin spędziłem na rozmyślaniu różnych konsekwencji z tym
związanych. Nie bez powodu również, przez pewien okres, moim najlepszym filmem
był "Powrót do Przyszłości" (a później jego dalsze dwie części).
Ciekawym przeżyciem był powrót do korzeni. Ponowne oglądnięcie tej samej
historii. Nowa wersja mnie nie zawiodła. Jednocześnie, oczywiście i niestety -
nie jest to film wybitny, taki który zapada w pamięć na kolejne kilka lat.
Przede wszystkim sama opowieść straciła już swój blask i wydaje się nadzwyczaj
dziecinna, bajkowa. Z drugiej strony film zbyt bardzo przypomina "Planetę
Małp". Zmienia się jedynie charakteryzacja - ogólna koncepcja jest identyczna.
Na uwagę zasługują jednak ciekawe zdjęcia i kompozycja scenariusza. Dzieło
ogląda się jednym tchem, praktycznie beż żadnych zwolnień. Po kilkunastu
minutach wprowadzenia (geneza wynalezienia wehikułu czasu) film nabiera
niesamowitego tempa i tak już zostaje do samiutkiego końca. Pod tym względem
przypomina dobrze zrealizowany teledysk. Ma to również swoje konsekwencje - w
pewnym momencie pojawia się wątek filozoficzny, jednak niestety zostaje on
porzucony kilkanaście sekund później. Wydaje mi się, że oryginalna wersja
stawiała zdecydowanie większą ilość tzw.: zasadniczych pytań.
Nie zawodzi również aktorstwo. Guy Pierce w roli "szalonego naukowca" wydaje
się być trafionym posunięciem. Jest to zupełnie inny człowiek niż
bohater "Memento", jednak po kilku chwilach zdołałem się przyzwyczaić do jego
nowego wizerunku. Samantha Mumba, wschodząca gwiazda R&B wypadła nawet nieźle.
Nie przeszkadza. Fatalny jest natomiast Jeremy Irons (którego swoją drogą
bardzo lubię i podziwiam) - podobnie jak w wielu innych filmach, w których
powierzono mu jedynie epizodyczne role czarnych charakterów. Nie dali mu
rozwinąć skrzydeł. Trzy kwestie, jedna walka i po występie.
Całość stanowi dobrze zrealizowany film rozrywkowy. 90 minut dobrej zabawy i
podziwiania wspaniałych efektów specjalnych i szokującej wizji przyszłości.
Nic więcej ponadto.
Temat: Koci wał i inne zwierzęta :)
Typowy rozkład dnia kota, który stara się sprostać wymaganiom współczesności:
4.30 Właściciel przekręca się na drugi bok, budząc kota.
5.05 Właściciel naciąga sobie kołdrę na głowę - a przecież kot leży obok niego
na poduszce. Rozbudzony przez tyle zamieszania tak wcześnie rano, kot szuka
schronienia głęboko pod kołdrą.
6.00 Właściciel znów się przekręce i rozpłaszcza kot pod brzuchem. Kot wydaje
przeraźliwy wrzask i drapie właściciela.
6.01 Kot wciąga pazury.
6.02 Właściciel spycha kota z łóżka. Kot odbija się jak piłka i ląduje na
twarzy właściciela.
6.30-6.45 Właściciel wyciera krew z twarzy i usiłuje zasnąć.
7.00 Kot przenosi się na drugi koniec łóżka, zabierając ze sobą większą cześć
kołdry.
7.30 Włącza się budzik. Kot zrzuca go z nocnego stolika, żeby uciszyć hałas.
Budzik wciąż dzwoni. Kot atakuje. Budzik przestaje dzwonić. Na zawsze.
7.31 Właściciel wlecze się do łazienki. Kot wskakuje na umywalkę, by przyjrzeć
się goleniu, a potem na wannę, by popatrzeć, jak właściciel bierze prysznic.
Kiedy właściciel zaczyna śpiewać, zdegustowany kot odchodzi. Wraca do łóżka, by
kontynuować przerwany sen.
7.40 Właściciel zakłada buty i niechcący siada na kocie.
7.41 Kot zasypia znowu, tym razem na podłodze. Właściciel potyka się o niego i
pada na twarz.
8.15 Właściciel wychodzi do pracy.
9.30 Kot budzi się i idzie do kuchni na śniadanie.
9.35 Omijając swoją miskę, wksakuje na półkę i sięga po słoik z herbatnikami.
Zjada jedno ciasteczko, wraca do salonu i ponownie układa się do snu.
12.30 Kot częstuje się kolejnym herbatnikiem.
13.30 Kot włazi na parapet, żeby rzucić okiem na ptaki. Zadowolony wraca na
kanapę.
13.45-14.30 Kot ostrzy sobie pazury, rozrywając to, co jeszcze zostało z
tapicerki. Potem wyszarpuje dziurę w dywanie.
14.34 Kot wraca do kuchni po kolejny herbatnik.
14.45 Kot dla gimnastyki wdrapuje się na firanki. Wyczerpany idzie spać.
18.15 Wraca właściciel.
18.20 Właściciel przygotowuje wołowinę z sosem dla kota, który jej nawet nie
tknie.
18.40 Właściciel siada w fotelu, chcąc przeczytać gazetę. Kot sadowi się na
samym jej środku.
18.41 Właściciel spycha kota.
18.42 Kot znowu wskakuje.
18.43 Właściciel spycha kota.
18.44 Kot znowu wskakuje.
18.45 Właściciel zrzuca kota i przenosi się na kanapę z nadzieją, że uda mu się
poczytać.
18.46 Kot podąża za nim i wskakuje mu na kolana.
18.47 Właściciel spycha kota.
18.48 Kot wskakuje jeszcze raz, rodzierając gazetę na pół.
18.49 Właściciel rzuca kotem. Kot ląduje na podłodze i uśmiecha się.
18.50 Kot wraca na kolana właściciela.
18.51 Właściciel idzie do kuchni zrobić sobie kanapkę.
18.52 Kot wisi uczepiony jego spodni.
19.15 Właścicielowi udaje się oderwać kota od spodni. Siada, by obejrzeć mecz w
telewizji. Kot wskakuje mu na ramię, wpatrując się znacząco w kanapkę.
19.16 Właściciel pyta: "chcesz pół mojej kanapki?"
19.17 Kot kiwa głową.
19.30 Kot ogląda jakiś czas telewizję, a potem wychodzi do sypialni.
22.30 Właściciel przyłącza się do kota.
22.45 Kot budzi się i przesuwa na swoje stałe miejsce.
23.30 Właściciel i kot zasypiają, chociaż niekoniecznie w tej kolenjości.
Temat: medycyna kanadyjska
dradam1 napisał:
> W innym watku ma.pi napisala mniej wiecej tak :
>
> > Dradam bylam i to w dwoch i musze Ci powiedziec, ze lekarz nie moze Cie d
> o
> > niczego zmusic, co nawyzej zalecic. Lekarze daja Ci zalecenia do ktorych
> > kobieta ciezarna powinna sie zastosowac ale nie musi.
> > W pierwszej ciazy nie mialam ani jednego ultrasound. W drugiej ( jako ze
> z
> > racji wieku lapalam sie juz na badania penetralne ) dostalam skierowanie
> na
> > badania penetralne, ale ich nie zrobilam, bo doszlam do wniosku,
> > ze nie chce
> > wiedziec. I to byl moj wybor. Nikt sila kobiety na takie badania
> > nie zaciagnie.
> >
> (...)
> >
> > W Ontario zadnych takich dokumentow nie wypelnialam.
> >
> > >
> (...)
> >
> > W Ontario jest ciezko o pediatre, takze zazwyczaj wyglada to tak, ze
> > nowonarodzone dziecko oglada pediatra tylko w szpitalu. Pozniej
> > zazwyczaj tylko
> > lekarz rodzinny.
> > I mowiac szczerze nikt tego nie kontroluje, mozesz wcale z dzieckiem nie
> > chodzic do lekarza, nie szczepic. Co najwyzej wyjdzie to przy zapisie do
> > szkoly, gdzie wymagaja pokazania karty szczepien, no i wtedy nalezy to
> > uzupelnic.
> >
> >
> > A i w szpitalu jak sie urodzi dziecko to sie mowi czy chce sie karmic
> piersia
> > czy sztucznym pokarmem. Jak to drugie to przynosza przygotowany pokarm w
> > butelkach i nikt nie ma prawa tego skrytykowac. To jest wybor matki.
> > Podejzewam, ze taka pielegniarka, ktora by skrytykowala kobiete
> > mialaby niezle
> > problemy w pracy.
> >
>
> Odpowiedzialem wtedy ( w tymze watku) :
>
> Wiedzialem, ze w Ontario jest zle , ale nie wiedzialem ze az tak bardzo.
Dradam, ale co jest zle, bo nie zalapalam. To, ze lekarz nie moze Cie zmusisc
do badan, ktorych nie chcesz wykonac. Ja juz napisalam, ze tego serwisu co nie
mialam to nie dlatego, ze byl niedostepny tylko dlatego, ze NIE CHCIALAM. A to
jest chyba roznica.
I to jest zle, ze matki karmia sztucznym pokarmem, a nie piersia. Dla mnie nie
jest, chociaz sama karmilam naturalnie. I nie podoba mi sie ta nagonka (ktora
szczegolnie widac w Polsce ostatnio), ze matki karmiace butelka to zle matki
itp. Kojazy mi sie to z polowaniem na czarownice.
A co w innych prowincjach to np.zmuszaja do badan penetralnych. A co jak sie
okaze, ze dziecko bedzie powaznie chore i ma male szanse na przezycie?
Przywiaza kobiete do fotela i wyskrobia? Bo urodzenie chorego dziecka to
koszty dla panstwa, no bo trzeba znalezc fundusze na sprzet, operacje itp.
Wydawalo mi sie, ze wyladowalam w wolnym kraju
Nie bardzo lapie o czym piszesz, prosze sprecyzuj.
A moja dobra znajoma w zeszlym roku na operacje serca czekala miesiac i dlatego
tak dlugo czekala, bo ona nie byla emergency. I to czekanie nie zagrazalo
bezposrednio jej zyciu. I bylo to w Toronto.
A w telewizji to pokazuja tylko te przypadki co zwieksza ogladalnosc. Takze to
co ja ogladam w TV nie traktuje jako reguly.
Pozdr.
Temat: Wybory we Francji – druga runda
Wybory we Francji – druga runda
Pracując w Algierii i mając po pracy do dyspozycji wyłącznie 6 kanałów TV francuskiej (TV1, TV2, TV3, TV5, M6 i Arte) CNN, Eurosport i TV1 Algerie, siłą rzeczy sprawy Francji stały mi się bliższe i nawet nie wiem, kiedy zacząłem wciągać się w kampanię wyborczą trwającą dosyć długo a zakończoną pierwszą rundą głosowania ostatniej niedzieli tj. 22-go kwietnia 2007. Jak powszechnie wiadomo, kandydat prawicy Nicolas Sarkosy uzyskał blisko 31% głosów i w drugiej rundzie 6-go maja 2007 spotka się z kandydatką socjalistów Segolene Rogal, na którą oddano blisko 26% głosów. Tegoroczna kampania prezydencka była długa a przez to samo i mało ciekawa. Można ją określić jako „grzeczna i taktowna”, chociaż zdarzały się również wystąpienia w treści dobitne, głównie zaprezentowane przez kandydatów marginalnych. Łącznie, o fotel prezydenta Francji ubiegało się 12-tu polityków reprezentujących szerokie spektrum społeczeństwa francuskiego.
Przyznaję, że gdybym mógł głosować to oddałbym głos na Nicolas Sarkozy. Oglądałem kilka jego wystąpień i spotkań na żywo w TV z dziennikarzami, politykami oraz prawnikami i trzeba przyznać, że jest to polityk najbardziej wyrazisty i konkretny wśród wszystkich kandydatów. Wygląda na to, że dobrze wie, dlaczego walczy o najwyższy urząd Republiki Francuskiej i do tej walki jest wszechstronnie i znakomicie przygotowany. A w sprawach bardzo istotnych - jak na przykład członkostwo Turcji w Unii Europejskiej, konstytucja Unii Europejskiej, ochrona przemysłu francuskiego, współpraca z byłymi koloniami francuskimi w Afryce oraz kwestie ograniczania napływu fali emigrantów (w tym bardzo wielu nielegalnych) a docelowo rozwiązania tego problemu - wyraża się jasno i otwarcie bez uników i niedomówień. To właśnie stanowi bardzo duży plus Sarkosy’ego, jeżeli porównać jego wystąpienia do deklaracji i dokonań Chiraca, którego teraz Francuzi bardzo chętnie by rozliczyli za nieudolność i nieodwracalne negatywne zmiany w kwestiach forsowanego powszechnego socjału oraz za niezbyt wyraźną (generalnie) politykę zagraniczną (z wyłączeniem grania na nosie Amerykanom i Bush’owi osobiście co akurat Chiracowi się udawało), które nijak się mają do składanych przez Jaques Chiraca obietnic przedwyborczych.
Z kolei przypatrując się bliżej wystąpieniom i deklaracjom składanych przez Segolene Royal można przyjąć za pewność, że pod jej przywództwem Francja tylko utrwali obecną politykę państwa opiekuńczego (nadopiekuńczego?) i jakiekolwiek reformy społeczne i ekonomiczne będą odsuwane stale w przyszłość. Warto odnotować, że w debatach telewizyjnych Royal prezentuje się bardzo dobrze. Jest błyskotliwa i potrafi pointować oraz skutecznie ripostować. Ale często bywa, że się zagalopuje w swych deklaracjach a przez to też i dużo traci. Tak było na początku kampanii. Na narzekania studentki z Togo, że pokoje w bursach studenckich w Paryżu są bardzo drogie a ambasada Francji w Lome w sposób biurokratyczny utrudnia przyznanie wizy jej togolańskiemu narzeczonemu, Segolene publicznie oświadczyła, że za jej prezydentury te problemy i trudności na pewno znikną raz na zawsze. Później już nie była tak otwarta i wylewna w kwestiach emigracyjnych, chociaż do tego tematu dziennikarze stale wracali przy różnych sposobnościach. W odpowiedzi usłyszeli parę frazesów i ogólnikowych usprawiedliwień, ale zabrakło w tym wszystkim zdecydowanie wzięcia odpowiedzialności za słowa i swoją działalność. Uważa się, że ewentualna prezydentura Rogal, może doprowadzić do osłabienia Unii Europejskiej i rozluźnienia więzów Francji ze Stanami Zjednoczonymi. A tego – generalnie – Francja nie chce, bo skutki mogą być bardzo fatalne i wielopokoleniowe. W spotkaniach plenerowych, na wiecach wyborczych Segolene Rogal wypada raczej miernie. Przemawia w tonie wyrażającym głębokie uniesienie, jakby stale była przejęta rolą do odegrania wielkiego posłannictwa dziejowego, co powoduje, że jej wystąpienia są chwilami mało wiarygodne i sztuczne.
Wszystko wskazuje na to, że w drugiej rundzie zwycięży Sarkosy. Wtedy też siłą rzeczy wymusi przeprowadzenie reform strukturalnych, których Francji są wręcz niezbędne. Nikolas Sarkosy ma wielką i niepowtarzalną szansę stać się dla Francji tym politykiem, jakim swego czasu dla Wielkiej Brytanii stała się
Margaret Thatcher. Wkrótce wszystko się rozstrzygnie. Druga runda wyborów we Francji już za 10 dni. Pozdrowienia.
W-wa; 26-04-2007
Temat: Rynki wschodzące: kolejni bankruci już niedługo?
Drugi tydzień w internecie,
I tak szanowni internauci Samoobrona rozpoczyna drugi tydzień pobytu na
gościnnym serwerze GW.
Pobyt ten umóżliwił nam zapoznanie kilkuset internatów z naszym programem
Dla części z Was jest on dyskusyjny, ale najłatwiej siedzieć z założonymi
rękami i nic nie robić.
Na deser do niedzielnego obiadu polecam poniższy tekst:
Szesnastu szefów organizacji wojewódzkich, okrzykniętych przez prasę z racji
swoich wpływów "baronami", bezbłędnie wykonało powierzone im zadanie. Nic
dziwnego, są to przeważnie dawni, sprawdzeni działacze aparatu PZPR lub PRL-
owskich organizacji młodzieżowych. To ich Miller wybrał i popierał w partyjnych
wyborach wojewódzkich. Wiatru w żagle dodawała rosnąca siła ugrupowania -
wzrastała liczba członków i nowych kół partyjnych.
"Baroni" wykonali też brudną robotę. Po cichu, zasłaniając się wewnętrznymi
demokratycznymi rozstrzygnięciami, eliminowali opozycję. Absolutnie każdą -
polityków kojarzonych z Aleksandrem Kwaśniewskim lub mogących być konkurencją
dla Millera. Charakterystycznym przykładem takiej polityki było wyeliminowanie
Danuty Waniek z wyborczych list SLD w Warszawie.
Na Mazowszu pierwsze skrzypce gra człowiek o życiorysie partyjnego aparatczyka -
Andrzej Piłat. Innymi kluczowymi postaciami w regionie są szef warszawskiego
Sojuszu Jan Wieteska oraz sekretarz rady wojewódzkiej Ireneusz Tondera. To
klasyczni przedstawiciele aparatu, lojalni i wierni wobec Millera. W rezultacie
Waniek, kojarzona ze skrzydłem prezydenckim, została bezceremonialnie
wypchnięta z listy wyborczej Sojuszu przez Jana Wieteskę. Kwaśniewski na
pocieszenie zaproponował jej stanowisko członka Krajowej Rady Radiofonii i
Telewizji.
Inny przykład wykorzystania "baronów" do eliminowania przeciwników to historia
kandydowania na stanowisko wiceszefa SLD Józefa Oleksego. Popularny wśród SLD-
owskich dołów Oleksy bez trudu zdobyłby ten fotel, ale sami delegaci mówili mu,
że głosowaliby na niego, lecz "zabronił im tego szef organizacji wojewódzkiej".
Miller bez trudu przeforsował na to stanowisko byłego działacza opozycji
demokratycznej i Unii Wolności Andrzeja Celińskiego. Pełnił on
funkcję "dyżurnego" okazu nowej partii, udowadniającego własną osobą, że SLD
przeszedł metamorfozę.
Fikcyjne zmiany
Jednak metamorfoza okazała się fikcją, podobnie jak twierdzenie o dokonującej
się zmianie pokoleniowej. Owszem, młodsi działacze pojawiali się w partii, ale
tak naprawdę nie ma przykładów spektakularnych karier SLD-owskiej "młodzieży".
Przeciwnicy tej opinii przywołują w tym miejscu przykład Michała Tobera, który
najpierw został rzecznikiem Sojuszu, później posłem i rzecznikiem rządu.
Tyle tylko, że to klasyczny przykład kariery oportunistycznej - od członka KPN
przez asystenta Józefa Oleksego do roli pomocnika Millera. Za to inna znana
twarz młodszego pokolenia działaczy SLD, Sylwia Pusz, która ośmieliła się
skrytykować Millera za zbyt mały udział młodych ludzi we władzach partii,
musiała ostro walczyć o umieszczenie jej na listach wyborczych SLD W Poznaniu.
Ceną za lojalność i sprawność aparatu był uwiąd życia wewnętrznego w partii.
Członkowie SLD otwarcie zaczęli narzekać, że tłumi się wymianę myśli, panuje
zamordyzm. Rolicki mówił wręcz o wprowadzonym "centralizmie demokratycznym".
Padały zarzuty, że Leszek Miller przekształca Sojusz w ugrupowanie wodzowskie.
A on robił swoje, eliminował ekstremizmy. Znanej z kampanii proaborcyjnych
Izabelli Sierakowskiej zaproponowano start w wyborach do Senatu, bo na liście
do Sejmu zabrakło dla niej miejsca. Ostatecznie się znalazło, ale po wielkiej
wewnętrznej burzy.
dr Lepper 10
Temat: A. Sharon - celem ataków żydowskich szowninistów?
A. Sharon, kim ta osoba jest? Odpowiedz może ułatwić kilka kart z jego
(czarnego i krwawego) życiorysu.
Nigdy nie ukarano sprawców wymordowania w 1956 r. przez Izraelczyków kilkuset
jeńców egipskich. Ujawnione w 1995 r. fakty obciążały szereg wyższych
wojskowych i polityków izraelskich, w tym dowódcę 890. batalionu w 1956 r., a
później członka parlamentu Rafaela Ejtaniego, generała Ariela Szarona i
ówczesnego szefa sztabu, a później premiera Izraela Icchaka Rabina (według E.
Barbura „Przerwane milczenie”, „Gazeta Wyborcza” z 18 sierpnia 1995 r.).
Ariela Szarona, obecnego premiera Izraela, obciąża również parę innych masowych
zbrodni na Arabach. Według książki byłego agenta Mossadu Victora Ostrowskiego i
Claire Hay „By Way of Deception” (New York 1990, s. 317): Ariel Szaron już jako
25-letni dowódca dowodził raidem kommanda, które zabiło grupę niewinnych
Jordańczyków, zmuszając premiera Ben Guriona do publicznych przeprosin.
Sumienie Szarona najbardziej obciąża jednak dokonana przy jego przyzwoleniu i
wsparciu ludobójcza masakra w dwóch obozach uchodźców palestyńskich: Sabrze i
Szatili w 1982 r. Libańscy falangiści wymordowali wówczas w bestialski sposób
ponad 1000 bezbronnych Palestyńczyków: kobiet, starców i dzieci. Dowodzone
przez gen. Szarona wojska ułatwiły całą rzeź, oświetlając teren masakry
reflektorami i rakietami oraz blokując ofiarom drogę ucieczki. Masakra Palestyń
czyków w Sabrze i Szatili wywołała tak wielkie protesty w samym Izraelu, że
generał Szaron został ukarany zdjęciem go z dowództwa. W pamięci Arabów zapisał
się jednak na trwałe jako „rzeźnik z Libanu”. Nawet taki
proizraelski „jastrząb” z „Gazety Wyborczej” jak Dawid Warszawski (Gebert)
przyznawał w numerze z 6-7 stycznia 2001 r., że: Wybór Szarona na pewno zaś
oznaczałby oddanie fotela premiera człowiekowi, który w 1982 r. okłamując i
rząd, którego byt członkiem i cały naród, wplątał Izrael w krwawą wojnę w
Libanie. Kosztowała ona życie ponad tysiąca Izraelczyków, wielokroć więcej
ofiar po stronie arabskiej (...). Wreszcie byłby to wybór człowieka, który
odpowiada za dopuszczenie do masakry w Sabra i Szatili (...). A jednak Izrael
powierzył rząd człowiekowi z tak zbrodniczą przeszłością, sprawcy napaści na
Liban, która kosztowała ten kraj około 40 tysięcy poległych bezbronnych
mieszkańców i człowiekowi odpowiedzialnemu za ludobójczą masakrę w Sabrze i
Szatili. W lecie 2001 r. W popularnym programie telewizyjnym „Panorama”
brytyjskiej BBC przypomniano rolę obecnego premiera izraelskiego w umożliwieniu
krwawej masakry w Sabrze i Szatili i zaapelowano o postawienie go przed
Trybunałem Międzynarodowym w Hadze.
Temat: Izrael: światełko w tunelu?
titus_flavius napisał:
> Ave,
> jak oceniacie szanse Mitzny?
Po co udajesz ze zadajesz pytanie. Wpisz po prosto DO GORY.
> T.
>
>
> titus_flavius napisał:
>
> > Ave,
> > nominacja Mistzny jest w pewnym zakresie przełomem - prezentuje on bardzie
> j
> > elastyczne stanowisko w kwetsii palestyńskiej niż SSzaron, czy Netaniahu.
> > Są jednak dwa zastrzeżenia. Ogół Izraelitów jest usposobiony ze swej natur
> y
> > krwiożerczo i nie dopuszcza myśli o zaprzestaniu eksterminacji
> > Palestyńczyków. Nie wróży to Partii Pracy zwycięstwa w wyborach.
> > A sam Mitzna także nie jest w stanie wyjść poza pewne ograniczenia, nie je
> st
> > bowiem w stanie zaproponować Palestyńczykom uczciwego pokoju. Nie ma też
> > wizji dobrosąsiedzkiego współżycia żydów i Arabów.
> > Jego ustępstwa są taktyczne: deklaruje zamiar opuszczenia niektórych
> > okupowanych terytoriów i wysiedlenia części osadników. Decyduje tu jednak
> > ekonomia, Izrael nie jest w stanie chronić mniejszych osiedli położonych
> > wśród morza Arabów, kosztuje to zbyt wiele i jest zbyt niebezpieczne.Izrae
> l
> > nie chce też tworzyć włąsnej administracji terytoriami okupowanymi. Wtedy
> > bowiem sam by odpowiadał za głód w osiedlach palestyńskich.
> >
> > Z uwagi na to uważam, że nie można wiązać z wyborem Mitzny zbyt daleko
> > idących nadziei na pokój. Mitzna od SZarona różni się bowiem tylko tym, że
>
> > Mitzna chce trzymać Palestyńczyków w gettach, a SSzaron najchętniej by ich
>
> > wysłał do Treblinki. Ani jeden, ani drugi wariant oczywiście Palestyńczykó
> w
> > nie zadowala: lepiej umrzeć wolnym, niż żyć jako niewolnik!
> > T.
> >
> >
> >
> > Izrael/Mitzna nowym liderem Partii Pracy (aktl.)
> >
> >
> > (PAP) 19-11-2002, ostatnia aktualizacja 19-11-2002 20:51
> >
> > 19.11.Jerozolima (PAP/AFP) - Amram Mitzna, burmistrz Hajfy, został wybrany
> we
> > wtorek na nowego lidera izraelskiej Partii Pracy - poinformowała prywatna
> > telewizja izraelska na podstawie sondażu wśród wyborców (tzw. exit polls)
> >
> > Według sondażu przeprowadzonego przez Instytut Mina Tzemach, Mitzna zdobył
> 57
> > proc. głosów. Obecny szef partii Benjamin Ben Eliezer uzyskał 35 proc., a
> > trzeci z kandydatów, deputowany Haim Ramon - 8 proc. głosów
> >
> > Zwycięzca rywalizacji o stanowisko przywódcy Partii Pracy zmierzy się w wa
> lce
> > o fotel premiera z kandydatem konserwatywnego Likudu w styczniowych wybora
> ch
> >
> > 57-letni Mitzna, emerytowany generał, był faworytem prawyborów w Partii
> > Pracy. Znany z umiarkowanych poglądów polityk zapowiada nową strategię w
> > kwestii palestyńskiej
> >
> > Mitzna ostro krytykował politykę rządu - w tym także Ben Eliezera, do
> > niedawna ministra obrony w koalicyjnym rządzie Ariela Szarona - w kwestii
> > palestyńskiej, utrzymując, iż drakońskie działania armii spowodowały
> > nasilenie aktów przemocy ze strony Palestyńczyków
> >
> > Mitzna jest zwolennikiem jak najszybszego wznowienia negocjacji izraelsko-
> > palestyńskich na bazie decyzji o wycofaniu armii z ziem Autonomii, co miał
> oby
> > przygotować grunt pod współistnienie obok siebie dwu odrębnych państw -
> > Izraela i Palestyny. Nie wyklucza także "jednostronnego" wycofania armii o
> raz
> > wysiedlenia izraelskich osadników z większości spornych ziem
> >
> > W styczniu nowy przywódca Partii Pracy prawdopodobnie zmierzy się z obecny
> m
> > premierem Arielem Szaronem. Jakkolwiek Likud jeszcze nie wybrał swego lide
> ra,
> > sondaże wskazują, że Szaron ma przewagę nad swym konkurentem - byłym
> > premierem Benjaminem Netanjahu. Wybory przywódcy Likudu odbędą się 28
> > listopada. Przedterminowe wybory do Knesetu, a także wybory premiera
> > zaplanowano na 28 stycznia przyszłego roku. (PAP) kar/ mc/ bug/ 5293
> >
Strona 2 z 3 • Zostało znalezionych 133 wypowiedzi • 1, 2, 3