Patrzysz na wypowiedzi wyszukane dla frazy: fotele telewizyjne
Temat: zginelo dzis bardzo wielu terrorustow w palestynie
SSzaron - premier z przeszloscia.
Zbrodnicza przeszłość premiera Szarona
W różnych publikacjach niejednokrotnie przypominano zbrodnie popełnione przez
Szarona w przeszłości w odniesieniu do zupełnie niewinnych Arabów. Przypomnę tu
choćby to, co pisał na temat Szarona b. agent Mossadu Victor Ostrovsky w
wydanej w 1990 roku książce napisanej wspólnie z Claire Hay pt. "By Way of
Deception" (New York 1990, s. 317). Ostrovsky pisał tam: "Ariel Szaron już jako
25-letni dowódca dowodził raidem komanda, które zabiło grupę niewinnych
Jordańczyków, zmuszając premiera Ben Guriona do publicznych przeprosin".
Grażyna Dziedzińska z kolei pisała w "Naszej Polsce" z 25 października 1990, że
oddział Szarona jest odpowiedzialny za okrutną pacyfikację jordańskiej wioski
Kibya w latach 50-tych, wysadzenie wtedy w powietrze 46 domów palestyńskich
wraz z przebywającymi w nich 60 osobami, w tym kobietami i dziećmi. Szarona
oskarżono również o zbrodnie wojenne popełnione na jeńcach egipskich w 1956
roku. Z takim oskarżeniem wystąpił publicznie między innymi były deputowany do
Knesetu Uri Awneri (wg korespondencji E. Nejmana z Tel Awiwu, "Trybuna" z 16
sierpnia 1995).
Premiera Szarona szczególnie obciąża dokonana przy jego przyzwoleniu i wsparciu
masakra w dwóch obozach uchodźców palestyńskich w Sabrze i Szatili w 1982 roku.
Libańscy falangiści wymordowali wówczas w bestialski sposób ponad 1.000
bezbronnych Palestyńczyków: kobiet, starców i dzieci. Izraelskie wojska
ułatwiły całą rzeź, oświetlając teren masakry reflektorami i rakietami i
blokując ofiarom drogi ucieczki. Masakra w Sabrze i Szatili wywołała masowe
manifestacje protestu tysięcy Izraelczyków i generał Szaron został ukarany
zdjęciem go z dowództwa. Odtąd wielu nazywało Szarona "Rzeźnikiem z Libanu".
Nawet słynny "jastrząb" z "Gazety Wyborczej" Dawid Warszawski przyznawał w jej
numerze z 6-7 stycznia 2001, że: "Wybór Szarona na pewno zaś oznaczałby oddanie
fotela premiera człowiekowi, który w 1982 roku, okłamując zarówno rząd, którego
był członkiem jak i cały naród, wplątał Izrael w krwawą wojnę w Libanie.
Kosztowała ona życie ponad tysiąc Izraelczyków, wielokroć więcej ofiar po
stronie arabskiej (...) Wreszcie byłby to wybór człowieka, który odpowiada za
dopuszczenie do masakry w Sabra i Szatili (...)".
W lecie 2001 w popularnym programie telewizyjnym "Panorama" brytyjskiej BBC
przypomniano rolę Szarona w umożliwieniu krwawego spacyfikowania obozów
palestyńskich w Sabrze i Szatili i zaapelowano o postawienie go przed
Trybunałem Międzynarodowym w Hadze. Zachęciło to Palestyńczyków do wytoczenia
Szaronowi procesu przed sądem w Brukseli. Mogli to zrobić, bo belgijskie prawo
karne umożliwia karanie zbrodniarzy wojennych bez względu na ich narodowość i
miejsce popełnienia przestępstwa.
Temat: Izrael: światełko w tunelu?
Ave,
jak oceniacie szanse Mitzny?
T.
titus_flavius napisał:
> Ave,
> nominacja Mistzny jest w pewnym zakresie przełomem - prezentuje on bardziej
> elastyczne stanowisko w kwetsii palestyńskiej niż SSzaron, czy Netaniahu.
> Są jednak dwa zastrzeżenia. Ogół Izraelitów jest usposobiony ze swej natury
> krwiożerczo i nie dopuszcza myśli o zaprzestaniu eksterminacji
> Palestyńczyków. Nie wróży to Partii Pracy zwycięstwa w wyborach.
> A sam Mitzna także nie jest w stanie wyjść poza pewne ograniczenia, nie jest
> bowiem w stanie zaproponować Palestyńczykom uczciwego pokoju. Nie ma też
> wizji dobrosąsiedzkiego współżycia żydów i Arabów.
> Jego ustępstwa są taktyczne: deklaruje zamiar opuszczenia niektórych
> okupowanych terytoriów i wysiedlenia części osadników. Decyduje tu jednak
> ekonomia, Izrael nie jest w stanie chronić mniejszych osiedli położonych
> wśród morza Arabów, kosztuje to zbyt wiele i jest zbyt niebezpieczne.Izrael
> nie chce też tworzyć włąsnej administracji terytoriami okupowanymi. Wtedy
> bowiem sam by odpowiadał za głód w osiedlach palestyńskich.
>
> Z uwagi na to uważam, że nie można wiązać z wyborem Mitzny zbyt daleko
> idących nadziei na pokój. Mitzna od SZarona różni się bowiem tylko tym, że
> Mitzna chce trzymać Palestyńczyków w gettach, a SSzaron najchętniej by ich
> wysłał do Treblinki. Ani jeden, ani drugi wariant oczywiście Palestyńczyków
> nie zadowala: lepiej umrzeć wolnym, niż żyć jako niewolnik!
> T.
>
>
>
> Izrael/Mitzna nowym liderem Partii Pracy (aktl.)
>
>
> (PAP) 19-11-2002, ostatnia aktualizacja 19-11-2002 20:51
>
> 19.11.Jerozolima (PAP/AFP) - Amram Mitzna, burmistrz Hajfy, został wybrany we
> wtorek na nowego lidera izraelskiej Partii Pracy - poinformowała prywatna
> telewizja izraelska na podstawie sondażu wśród wyborców (tzw. exit polls)
>
> Według sondażu przeprowadzonego przez Instytut Mina Tzemach, Mitzna zdobył 57
> proc. głosów. Obecny szef partii Benjamin Ben Eliezer uzyskał 35 proc., a
> trzeci z kandydatów, deputowany Haim Ramon - 8 proc. głosów
>
> Zwycięzca rywalizacji o stanowisko przywódcy Partii Pracy zmierzy się w walce
> o fotel premiera z kandydatem konserwatywnego Likudu w styczniowych wyborach
>
> 57-letni Mitzna, emerytowany generał, był faworytem prawyborów w Partii
> Pracy. Znany z umiarkowanych poglądów polityk zapowiada nową strategię w
> kwestii palestyńskiej
>
> Mitzna ostro krytykował politykę rządu - w tym także Ben Eliezera, do
> niedawna ministra obrony w koalicyjnym rządzie Ariela Szarona - w kwestii
> palestyńskiej, utrzymując, iż drakońskie działania armii spowodowały
> nasilenie aktów przemocy ze strony Palestyńczyków
>
> Mitzna jest zwolennikiem jak najszybszego wznowienia negocjacji izraelsko-
> palestyńskich na bazie decyzji o wycofaniu armii z ziem Autonomii, co miałoby
> przygotować grunt pod współistnienie obok siebie dwu odrębnych państw -
> Izraela i Palestyny. Nie wyklucza także "jednostronnego" wycofania armii oraz
> wysiedlenia izraelskich osadników z większości spornych ziem
>
> W styczniu nowy przywódca Partii Pracy prawdopodobnie zmierzy się z obecnym
> premierem Arielem Szaronem. Jakkolwiek Likud jeszcze nie wybrał swego lidera,
> sondaże wskazują, że Szaron ma przewagę nad swym konkurentem - byłym
> premierem Benjaminem Netanjahu. Wybory przywódcy Likudu odbędą się 28
> listopada. Przedterminowe wybory do Knesetu, a także wybory premiera
> zaplanowano na 28 stycznia przyszłego roku. (PAP) kar/ mc/ bug/ 5293
>
Temat: Izrael: światełko w tunelu?
Izrael: światełko w tunelu?
Ave,
nominacja Mistzny jest w pewnym zakresie przełomem - prezentuje on bardziej
elastyczne stanowisko w kwetsii palestyńskiej niż SSzaron, czy Netaniahu.
Są jednak dwa zastrzeżenia. Ogół Izraelitów jest usposobiony ze swej natury
krwiożerczo i nie dopuszcza myśli o zaprzestaniu eksterminacji
Palestyńczyków. Nie wróży to Partii Pracy zwycięstwa w wyborach.
A sam Mitzna także nie jest w stanie wyjść poza pewne ograniczenia, nie jest
bowiem w stanie zaproponować Palestyńczykom uczciwego pokoju. Nie ma też
wizji dobrosąsiedzkiego współżycia żydów i Arabów.
Jego ustępstwa są taktyczne: deklaruje zamiar opuszczenia niektórych
okupowanych terytoriów i wysiedlenia części osadników. Decyduje tu jednak
ekonomia, Izrael nie jest w stanie chronić mniejszych osiedli położonych
wśród morza Arabów, kosztuje to zbyt wiele i jest zbyt niebezpieczne.Izrael
nie chce też tworzyć włąsnej administracji terytoriami okupowanymi. Wtedy
bowiem sam by odpowiadał za głód w osiedlach palestyńskich.
Z uwagi na to uważam, że nie można wiązać z wyborem Mitzny zbyt daleko
idących nadziei na pokój. Mitzna od SZarona różni się bowiem tylko tym, że
Mitzna chce trzymać Palestyńczyków w gettach, a SSzaron najchętniej by ich
wysłał do Treblinki. Ani jeden, ani drugi wariant oczywiście Palestyńczyków
nie zadowala: lepiej umrzeć wolnym, niż żyć jako niewolnik!
T.
Izrael/Mitzna nowym liderem Partii Pracy (aktl.)
(PAP) 19-11-2002, ostatnia aktualizacja 19-11-2002 20:51
19.11.Jerozolima (PAP/AFP) - Amram Mitzna, burmistrz Hajfy, został wybrany we
wtorek na nowego lidera izraelskiej Partii Pracy - poinformowała prywatna
telewizja izraelska na podstawie sondażu wśród wyborców (tzw. exit polls)
Według sondażu przeprowadzonego przez Instytut Mina Tzemach, Mitzna zdobył 57
proc. głosów. Obecny szef partii Benjamin Ben Eliezer uzyskał 35 proc., a
trzeci z kandydatów, deputowany Haim Ramon - 8 proc. głosów
Zwycięzca rywalizacji o stanowisko przywódcy Partii Pracy zmierzy się w walce
o fotel premiera z kandydatem konserwatywnego Likudu w styczniowych wyborach
57-letni Mitzna, emerytowany generał, był faworytem prawyborów w Partii
Pracy. Znany z umiarkowanych poglądów polityk zapowiada nową strategię w
kwestii palestyńskiej
Mitzna ostro krytykował politykę rządu - w tym także Ben Eliezera, do
niedawna ministra obrony w koalicyjnym rządzie Ariela Szarona - w kwestii
palestyńskiej, utrzymując, iż drakońskie działania armii spowodowały
nasilenie aktów przemocy ze strony Palestyńczyków
Mitzna jest zwolennikiem jak najszybszego wznowienia negocjacji izraelsko-
palestyńskich na bazie decyzji o wycofaniu armii z ziem Autonomii, co miałoby
przygotować grunt pod współistnienie obok siebie dwu odrębnych państw -
Izraela i Palestyny. Nie wyklucza także "jednostronnego" wycofania armii oraz
wysiedlenia izraelskich osadników z większości spornych ziem
W styczniu nowy przywódca Partii Pracy prawdopodobnie zmierzy się z obecnym
premierem Arielem Szaronem. Jakkolwiek Likud jeszcze nie wybrał swego lidera,
sondaże wskazują, że Szaron ma przewagę nad swym konkurentem - byłym
premierem Benjaminem Netanjahu. Wybory przywódcy Likudu odbędą się 28
listopada. Przedterminowe wybory do Knesetu, a także wybory premiera
zaplanowano na 28 stycznia przyszłego roku. (PAP) kar/ mc/ bug/ 5293
Temat: Powiało mrozem w TVN 24 (wybory prezydenckie)
Powiało mrozem w TVN 24 (wybory prezydenckie)
Powiało mrozem.
Już sam początek debaty prezydenckiej w TVN 24 w ostatnią środę wskazywał że
nie będzie to zwykła debata, gdyż redaktor Andrzej Morozowski zamiast
serdecznie powitać gości: Jana Pyszkę, Adama Słomkę i Stanisława Tymińskiego
zagrzmiał – a oto nietypowi goście...i z wielką powagą zakomunikował że według
sondażu PAP wszyscy mają zerowe poparcie. A za chwilę ironicznie zapytał:
dlaczego startujecie?
Po tym niezwykle miłym wstępie rozpoczęła się polemika. Jan Pyszko powiedział
krótko, że jest to manipulacja sondażowa, Adam Słomka: nie ma nas w mediach
więc nie ma co się dziwić, a Stanisław Tymiński wyjaśnił – nie jestem tu dla
sondaży ale dla Polaków.
Redaktor Morozowski pyta dalej: - Ile kosztuje kampania? Jan Pyszko i
Stanisław Tymiński odpowiadają że niecały milion a Adam Słomka – 7 tysięcy
złotych...i dalej ciągnie ten sam wątek, pyta – nie szkoda pieniędzy? To są
pieniądze wyrzucone w błoto, itd., itd. Jednocześnie gdy któryś z gości
usiłuje coś konkretnego powiedzieć, pan redaktor wchodzi w słowo i wyprzedza
fakty a często wkłada w usta zdania niewypowiedziane i je komentuje.
Sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli. Przy kolejnym sformułowaniu, że są
to pieniądze wyrzucone w błoto i może lepiej byłoby wydać je na jakieś
przyjemności, Stanisław Tymiński nie wytrzymuje i zwraca się do prowadzącego:
- reprezentuje pan filozofię człowieka niższego rzędu. Redaktor Andrzej
Morozowski gwałtownie zareagował i...wypowiedział wiele zdań, których jako
gospodarz w TVN 24 nie powinien wypowiedzieć, stał się stroną w dyskusji.
Następny temat, jaki podrzucił red. Morozowski to sytuacja na Białorusi. I
znów wszystko się powtarza. Goście usiłują przedstawić swój pogląd w tym
temacie, a prowadzący zamiast słuchać, wchodzi w słowo, drwi, wyśmiewa
argumenty i podaje niedorzeczne przykłady.
Miarka się przebrała, gdy po raz kolejny redaktor nie daje się wypowiedzieć;
przeszkadza, złośliwie łapie za słówka, Jan Pyszko prosi aby nie robił z nich
wariatów, w Polsce również panuje dyktatura szczególnie w środkach medialnych.
Adam Słomka dodaje: - to ludzie decydują a nie sondaże. Redaktor Morozowski
natychmiast dał odpór i stwierdził wprost: - wyborcy właśnie powiedzieli panu
nie! I dał do zrozumienia: - to czego pan tu szuka?... Gdy pan Słomka
usiłował zająć w tym temacie stanowisko i redaktor znów zaczął ironicznie
przeszkadzać, ten pierwszy w końcu nie wytrzymał i wstał, odpiął mikrofon,
podziękował i wyszedł za studia.
Stanisław Tymiński zrobił to samo, wychodząc powiedział: - nigdy nie widziałem
takich napastliwych i wrednych dziennikarzy jak w Polsce.
Jan Pyszko zwrócił się do prowadzącego stwierdzeniem, iż nie zachował się w
stosunku do swoich gości w porządku. Wyraził wielką troskę o dalsze losy
naszej ojczyzny i obawy co do zmian na lepsze w aktualnym układzie
politycznym. Przypomniał o pomocy jaką skierowała Polonia do ojczyzny w
trudnych latach osiemdziesiątych, a gdy już powstał rząd Mazowieckiego,
odrzucono konkretną ofertę współdecydowania o dalszych losach Polski, ponieważ
dogadano się przy „okrągłym stole”. Efekty tego porozumienia widzimy dzisiaj
bardzo dobrze; szalejące bezrobocie, korupcja, wyjazdy młodych Polaków za
granicę do pracy itd.
Na zakończenie Andrzej Morozowski z ironicznym uśmiechem podziękował Janowi
Pyszko za wytrwałość. Doktor wstał, odpiął mikrofon i podszedł do prowadzącego
wyciągając rękę na pożegnanie. Pan redaktor opieszale podał rękę zostając w
miękkim fotelu...
Cały świat to widział i zapewne zdębiał; z jednej strony doświadczony
dziennikarz znanej stacji telewizyjnej TVN 24 a z drugiej kandydat na
prezydenta Polski, przedstawiciel Polonii Szwajcarskiej, prezes
polsko-polonijnej Organizacji Narodu Polskiego, ceniony chirurg, właściciel
polikliniki w Binningen, zasłużony działacz społeczny, autor wielu publikacji
naukowych, odznaczony dwukrotnie medalem Senatu RP, człowiek o wielkiej
kulturze osobistej...musiał się schylać, żeby pożegnać siedzącego nadal
gospodarza programu. Pozostawmy to bez komentarza.
Opracował:
Zbigniew Skowroński
www.onp.pl
Temat: zginelo dzis bardzo wielu terrorustow w palestynie
Fajnego premiera sobie wybrali
Gość portalu: as napisał(a):
> Zbrodnicza przeszłość premiera Szarona
> W różnych publikacjach niejednokrotnie przypominano zbrodnie popełnione przez
> Szarona w przeszłości w odniesieniu do zupełnie niewinnych Arabów. Przypomnę
tu
>
> choćby to, co pisał na temat Szarona b. agent Mossadu Victor Ostrovsky w
> wydanej w 1990 roku książce napisanej wspólnie z Claire Hay pt. "By Way of
> Deception" (New York 1990, s. 317). Ostrovsky pisał tam: "Ariel Szaron już
jako
>
> 25-letni dowódca dowodził raidem komanda, które zabiło grupę niewinnych
> Jordańczyków, zmuszając premiera Ben Guriona do publicznych przeprosin".
> Grażyna Dziedzińska z kolei pisała w "Naszej Polsce" z 25 października 1990,
że
>
> oddział Szarona jest odpowiedzialny za okrutną pacyfikację jordańskiej wioski
> Kibya w latach 50-tych, wysadzenie wtedy w powietrze 46 domów palestyńskich
> wraz z przebywającymi w nich 60 osobami, w tym kobietami i dziećmi. Szarona
> oskarżono również o zbrodnie wojenne popełnione na jeńcach egipskich w 1956
> roku. Z takim oskarżeniem wystąpił publicznie między innymi były deputowany
do
> Knesetu Uri Awneri (wg korespondencji E. Nejmana z Tel Awiwu, "Trybuna" z 16
> sierpnia 1995).
> Premiera Szarona szczególnie obciąża dokonana przy jego przyzwoleniu i
wsparciu
>
> masakra w dwóch obozach uchodźców palestyńskich w Sabrze i Szatili w 1982
roku.
>
> Libańscy falangiści wymordowali wówczas w bestialski sposób ponad 1.000
> bezbronnych Palestyńczyków: kobiet, starców i dzieci. Izraelskie wojska
> ułatwiły całą rzeź, oświetlając teren masakry reflektorami i rakietami i
> blokując ofiarom drogi ucieczki. Masakra w Sabrze i Szatili wywołała masowe
> manifestacje protestu tysięcy Izraelczyków i generał Szaron został ukarany
> zdjęciem go z dowództwa. Odtąd wielu nazywało Szarona "Rzeźnikiem z Libanu".
> Nawet słynny "jastrząb" z "Gazety Wyborczej" Dawid Warszawski przyznawał w
jej
> numerze z 6-7 stycznia 2001, że: "Wybór Szarona na pewno zaś oznaczałby
oddanie
>
> fotela premiera człowiekowi, który w 1982 roku, okłamując zarówno rząd,
którego
>
> był członkiem jak i cały naród, wplątał Izrael w krwawą wojnę w Libanie.
> Kosztowała ona życie ponad tysiąc Izraelczyków, wielokroć więcej ofiar po
> stronie arabskiej (...) Wreszcie byłby to wybór człowieka, który odpowiada za
> dopuszczenie do masakry w Sabra i Szatili (...)".
> W lecie 2001 w popularnym programie telewizyjnym "Panorama" brytyjskiej BBC
> przypomniano rolę Szarona w umożliwieniu krwawego spacyfikowania obozów
> palestyńskich w Sabrze i Szatili i zaapelowano o postawienie go przed
> Trybunałem Międzynarodowym w Hadze. Zachęciło to Palestyńczyków do wytoczenia
> Szaronowi procesu przed sądem w Brukseli. Mogli to zrobić, bo belgijskie
prawo
> karne umożliwia karanie zbrodniarzy wojennych bez względu na ich narodowość i
> miejsce popełnienia przestępstwa.
Temat: antyglobaliści nie istnieją, są alterglobaliści
antyglobaliści nie istnieją, są alterglobaliści
Piszę to, bo niedobrze mi się robi jak czytam wypociny "specjalistów", dla
których jedynym źródłem wiedzy zdają się być FAKTY TVN. A więc w ramach
sprostowania w maksymalnym srócie:
1)Czy antyglobaliści buntują się przeciwko globalizacji?
Nie. Ludzie zwani "antyglobalistami" są de facto "alterglobalistami", nie
zamierzają zawracać rzeki kijem. Chcą po prostu, by globalizacja przybrała
nieco inne formy, by zwrócono uwagę na niektóre szkodliwe procesy. Martwi ich
kierowanie się w polityce światowej egoizmem, interesem finansistów,
koncernów. Chcą regulacji "wolnego rynku", który dawno przestał być wolny, za
sprawą wielkich korporacji wymuszających monopol, niszczących drobne
przedsiębiorstwa i wykorzystujących biedne kraje. Niepokoi ich że 40% proc
finansów całego świata jest skupionych w rękach 243 multimilionerów. Chcą
zmniejszyć rosnącą przepaść pomiędzy bogaczami i biedakami (którzy stanowią
2/3 świata). Protestują przeciwko egoizmowi, handlu bronią (którym parają się
także najbogatsze kraje), wspieraniu dyktatorów w ameryce południowej i
afryce, degradacji środowiska naturalnego, którego niewiele pozostało.
Przejmują się umierającymi z głodu milionami dzieci i dorosłych, rozwojowi
globalnej przestępczości. Chcą być zauważeni, chcą zwrócić uwagę na to co dla
nich ważne, chcą rozmów z chowającymi się za kordonami policji i wojska
politykami i biznesmenami, którzy w miękkich fotelach wpływają na kształt
nowoczesnego świata.
2)Czy globaliści to bogata, znudzona młodzież z Europy zachodniej?
też. Ale to przedewszystkim działacze społeczni z Ameryki Łacińskiej, USA,
Europy. Są wśród nich nobliści, pisarze, ekonomiści, naukowcy, reprezentanci
biednych społeczności, starzy i młodzi.
3)Czy antyglobaliści to ci co robią zadymy, tłuką szyby i demolują samochody?
Nie. W każdym zbiorowisku znajdą się oszołomy, które wychwalają fidela castro
i walczą z policją. To nie oni jednak organizują zjazdy i to nie oni są
zatroskani problemami, których dotyczą zjazdy. Stanowią margines. Telewizja,
jak to ona pokazuje tylko zadymy bo to wiadomo - barwne, sensacyjne,
kontrowersyjne, ciekawe i nieskomplikowane. Kilkuset tysięczne nieraz
zjazdy "alterglobalistów" to jednak przedewszystkim wykłady, sympozja,
dyskusje, odczyty, rozmowy, solidarność i życzliwość. To wspólna troska i
zaduma najróżniejszych środowisk i opcji politycznych, nie tylko lewicowych.
Altergobaliści to też w pewnym stopniu np socjaldemokratyczna, szwedzka
partia SAP, która rządzi w tym państwie od 70 lat z rewelacyjnymi skutkami
(największe bezpieczeństwo i opieka państwowa na świecie, a także imponujące
pkb), przeznacza ogromne pieniądze na zagraniczną pomoc humanitarną,
protestuje przeciwko rozpasanemu kapitalizmowi, który zamienia się w
strukturę rządzoną przez prawo dżungli.
Podsumowując ten totalny skrót alterglobaliści to ludzie wrażliwi na ludzką
krzywdę i cierpienie, zatroskani losem świata, proponujący nowe rozwiązania
(np. podatek Tobina), stanowiący przeciwwagę dla tendencji liberalno-
kapitalistycznych. To w dużej części ludzie wykształceni, uznani, rozważni,
dalecy od radykalizmu, utopijnego myślenia i zadymy. Szkoda, że są
dyskredytowani przez merkantylno-komercyjną telewizję i przez Was. Tak mało o
nich wiecie.
Zainteresowanym polecam książkę o antyglobalistach Artura
Domosławskiego, "Globalizację" Zygmunta Baumana najróżniejsze artykuły i
reportaże Kapuścińskiego. Pozdrawiam "alterglobalistów"!!!!
Temat: Nie ma czegoś takiego jak "antyglobaliści"!!!
Nie ma czegoś takiego jak "antyglobaliści"!!!
Piszę to, bo niedobrze mi się robi jak czytam wypociny "specjalistów", dla
których jedynym źródłem wiedzy zdają się być FAKTY TVN. A więc w ramach
sprostowania w maksymalnym srócie:
1)Czy antyglobaliści buntują się przeciwko globalizacji?
Nie. Ludzie zwani "antyglobalistami" są de facto "alterglobalistami", nie
zamierzają zawracać rzeki kijem. Chcą po prostu, by globalizacja przybrała
nieco inne formy, by zwrócono uwagę na niektóre szkodliwe procesy. Martwi ich
kierowanie się w polityce światowej egoizmem, interesem finansistów,
koncernów. Chcą regulacji "wolnego rynku", który dawno przestał być wolny, za
sprawą wielkich korporacji wymuszających monopol, niszczących drobne
przedsiębiorstwa i wykorzystujących biedne kraje. Niepokoi ich że 40% proc
finansów całego świata jest skupionych w rękach 243 multimilionerów. Chcą
zmniejszyć rosnącą przepaść pomiędzy bogaczami i biedakami (którzy stanowią
2/3 świata). Protestują przeciwko egoizmowi, handlu bronią (którym parają się
także najbogatsze kraje), wspieraniu dyktatorów w ameryce południowej i
afryce, degradacji środowiska naturalnego, którego niewiele pozostało.
Przejmują się umierającymi z głodu milionami dzieci i dorosłych, rozwojowi
globalnej przestępczości. Chcą być zauważeni, chcą zwrócić uwagę na to co dla
nich ważne, chcą rozmów z chowającymi się za kordonami policji i wojska
politykami i biznesmenami, którzy w miękkich fotelach wpływają na kształt
nowoczesnego świata.
2)Czy globaliści to bogata, znudzona młodzież z Europy zachodniej?
też. Ale to przedewszystkim działacze społeczni z Ameryki Łacińskiej, USA,
Europy. Są wśród nich nobliści, pisarze, ekonomiści, naukowcy, reprezentanci
biednych społeczności, starzy i młodzi.
3)Czy antyglobaliści to ci co robią zadymy, tłuką szyby i demolują samochody?
Nie. W każdym zbiorowisku znajdą się oszołomy, które wychwalają fidela castro
i walczą z policją. To nie oni jednak organizują zjazdy i to nie oni są
zatroskani problemami, których dotyczą zjazdy. Stanowią margines. Telewizja,
jak to ona pokazuje tylko zadymy bo to wiadomo - barwne, sensacyjne,
kontrowersyjne, ciekawe i nieskomplikowane. Kilkuset tysięczne nieraz
zjazdy "alterglobalistów" to jednak przedewszystkim wykłady, sympozja,
dyskusje, odczyty, rozmowy, solidarność i życzliwość. To wspólna troska i
zaduma najróżniejszych środowisk i opcji politycznych, nie tylko lewicowych.
Altergobaliści to też w pewnym stopniu np socjaldemokratyczna, szwedzka
partia SAP, która rządzi w tym państwie od 70 lat z rewelacyjnymi skutkami
(największe bezpieczeństwo i opieka państwowa na świecie, a także imponujące
pkb), przeznacza ogromne pieniądze na zagraniczną pomoc humanitarną,
protestuje przeciwko rozpasanemu kapitalizmowi, który zamienia się w
strukturę rządzoną przez prawo dżungli.
Podsumowując ten totalny skrót alterglobaliści to ludzie wrażliwi na ludzką
krzywdę i cierpienie, zatroskani losem świata, proponujący nowe rozwiązania
(np. podatek Tobina), stanowiący przeciwwagę dla tendencji liberalno-
kapitalistycznych. To w dużej części ludzie wykształceni, uznani, rozważni,
dalecy od radykalizmu, utopijnego myślenia i zadymy. Szkoda, że są
dyskredytowani przez merkantylno-komercyjną telewizję i przez Was. Tak mało o
nich wiecie.
Zainteresowanym polecam książkę o antyglobalistach Artura
Domosławskiego, "Globalizację" Zygmunta Baumana najróżniejsze artykuły i
reportaże Kapuścińskiego. Pozdrawiam "alterglobalistów"!!!!
Temat: PRZY KORYCIE
PRZY KORYCIE
PRZY KORYCIE
WARSZAWA
Prawo i Sprawiedliwość – partia braci Kaczyńskich, której liderzy należą do
aktywistów Opus Dei, okazała się za ciasna dla Dzieła. Dowodzi tego przyjęcie
do Platformy Obywatelskiej Joanny Fabisiak, stołecznej radnej związanej
z „katolicką mafiją”. Paweł Piskorski, były prezydent stolicy i lider
mazowieckiej PO, oświadczył, że jest to wyłącznie decyzja warszawskich
działaczy Platformy.
I znowu wyszło na nasze. Mówiliśmy przecież, że Platforma to żadna
cywilizowana laicka prawica, lecz kościelne wydanie liberałów (vide
Płażyński).
¤ ¤ ¤
Zarząd Ochoty zdecydował, że należy jak najszybciej sprzedać spółkę zajmującą
się gospodarką komunalną. Niestety, radni Gminy Centrum nie wykazali się
zrozumieniem intencji władz i podczas sesji zadawali panom dyrektorom wiele
niegrzecznych pytań. Interesowało ich w szczególności, dlaczego spółeczkę,
która co roku zarabia 2 mln zł, wyceniono na 400 tysięcy. Innych
interesowało, czy przypadkiem uchwała rady nie jest sprzeczna ze statutem
firmy. Zarząd ani prawnicy nie byli w stanie udzielić odpowiedzi na te i inne
pytania.
W normalnych miastach prowadzący obrady ogłasza w takim przypadku przerwę lub
zamyka obrady. Tymczasem przewodniczący rady, pan Ryszard Syroka z SLD, uznał
zadawane pytania za śmieszne i bezczelne, po czym rozkazał głosowanie.
Ciechanów
Powiat ciechanowski jest pierwszym powiatem, w którym premier wprowadził
zarząd komisaryczny. Powodem były awantury i kłótnie radnych. Lewica
wspierana przez PSL domagała się stołków, na co prawicowe władze święty szlag
trafił. Politycy SLD i PSL wykorzystali do politycznej rozróby śmierć
prawicowej radnej. Polskie prawo w takim przypadku przewiduje, że zwolniony
mandat obejmuje następna osoba z listy. Przepisy nie zawierają jednak
regulacji, co zrobić, jeżeli część radnych odmawia udziału w sesji, podczas
której ślubowanie ma złożyć nowy radny. W Ciechanowie od lutego 2002 r.
trwały negocjacje i rozmowy, które skończyły się fiaskiem. Premier zawiesił
władze i wprowadził komisarza. Władze powiatu złożyły skargę do Naczelnego
Sądu Administracyjnego i czekają na wyrok. Do czasu jasnego określenia, kiedy
decyzje nadzorcze premiera wchodzą w życie, będziemy mieli do czynienia z
urzędniczym kabaretem. Starosta ciechanowski i komisarz urzędują w tym samym
budynku, na dodatek – na tym samym piętrze. Panowie komunikują się między
sobą za pomocą faksów, zaś za gońców służą pracownicy urzędu wojewódzkiego w
Warszawie. Tylko pogratulować.
OPOLE
Kolejny „prawy i sprawiedliwy”. Ryszard Zambaczyński – kandydat na prezydenta
Opola popierany przez koalicję Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy
Obywatelskiej – ma poważne problemy z wymiarem sprawiedliwości. Prokuratura
Okręgowa w Bielsku-Białej zarzuca temu panu, że gdy kierował opolskim
oddziałem Banku Ochrony Środowiska, wyraził zgodę na udzielenie firmie-krzak
1,5 mln zł kredytu. Pożyczka nigdy nie została spłacona, a jej zabezpieczenia
okazały się nic niewarte.
BIAŁYSTOK
Wojewódzka Komisja Wyborcza odmówiła rejestracji komitetu „Razem Polsce” w
wyborach do sejmiku podlaskiego. Okazało się, że formacja, której krajowym
przywódcą jest radiomaryjny Antoni Macierewicz, sfałszowała w Białymstoku
przynajmniej 30 podpisów. Na listach poparcia znaleziono m.in. „podpisy” osób
zmarłych. Żywi najwyraźniej nie kwapią się do wspierania ultrakatolików.
KRAKÓW
Bracia Kaczyńscy wyznaczyli kandydata na prezydenta Krakowa. Będzie nim poseł
Zbigniew Ziobro. Ma on – według sondaży – dość poważne szanse na fotel
świętego miasta. Jednak jest coś, co przeszkadza temu mężowi prowadzić
skuteczną kampanię reklamową. Jest nim jego klubowy kolega – także pochodzący
z Krakowa – Zbigniew Wasserman. Pojawia się on na każdej konferencji Ziobry i
nasz bohater zmuszony jest do pośpiesznych ucieczek. Powód owego zachowania
jest prosty: panowie, jak na sztandarowych katolików przystało, darzą się
szczerą niechęcią, a nawet chorobliwą nienawiścią. Ziobro tak w ogóle to jest
mocarz. W katolickiej telewizji pochwalił się, że gdy Jerzy Buzek wywalił go
z roboty w Ministerstwie Sprawiedliwości (a był tam zatrudniony na stołku
podsekretarza stanu), to sobie pokserował, a następnie wziął do domu
najprzeróżniejsze służbowe dokumenty.
No, coś podobnego... w historii polskiej demokracji nie zdarzyło się jeszcze,
aby osoby publiczne chwaliły się, że wynosiły z pracy służbowe papiery.
Według Aleksandry Gramały (posłanki SLD), pan Ziobro złamał wszelkie reguły
obowiązujące urzędnika państwowego. Senator Henryk Dzido z Samoobrony
powiedział nam, że sprawą powinna się zająć prokuratura. Ministerstwo
Sprawiedliwości obiecało wyjaśnić sprawę.
Na podstawie doniesień prasy lokalnej i serwisów internetowych opracował M.P.
Temat: Wybory prezydenckie - Buteflika i Benflis
Wybory prezydenckie - Buteflika i Benflis
Wybory prezydenckie - Buteflika i Benflis głównymi rywalami
18 mln uprawnionych do głosowania Algierczyków wybiera w czwartek nowego
prezydenta spośród sześciu kandydatów, z których faktycznie liczą się tylko
dotychczasowy szef państwa Abdelaziz Buteflika i jego dawny bliski
współpracownik Ali Benflis.
Obaj kandydaci, pochodzący z tej samej rodziny politycznej, ale dzisiaj
zagorzali antagoniści, stają do wyborów, które, według zapewnień władz, mają
być "czyste i uczciwe", co jednak kwestionuje już opozycja, wyrażająca obawy
przed możliwymi oszustwami i nadużyciami.
Dotychczasowy prezydent 67-letni Abdelaziz Buteflika, od 1999 roku rządzący
państwem z poparciem wojska, kandyduje na drugą kadencję. Jego głównym
rywalem jest były premier i dawny powiernik z historycznego Frontu Wyzwolenia
Narodowego 59-letni Ali Benflis.
Zdaniem drugiego kandydata, Algierczycy dokonują wyboru między
dwoma "diametralnie przeciwstawnymi" programami politycznymi - "zmianą ku
nowoczesności", proponowaną przez Benflisa i "ciągłością w rozwoju", którą
głosi obecny prezydent.
O fotel prezydenta ubiegają się też szefowa trockistowskiej Partii
Pracujących Louisa Hanoune, lider Zgromadzenia na rzecz Kultury i Demokracji
(opozycja laicka) Said Saadi, przywódca Ruchu na rzecz Reformy Narodowej
(radykalni islamiści) Abdallah Dżaballah i szef niewielkiej partii
nacjonalistycznej Ahd-54, Ali Fawzi Rebaine.
Umiarkowane partie islamskie, które nie wystawiły własnych kandydatów,
wezwały wyborców do głosowania albo na Buteflikę, albo na Benflisa. Armia,
zawsze odgrywająca ważną rolę w życiu politycznym kraju, tym razem
zapowiedziała "neutralność".
Władze przyrzekły wybory "uczciwe" i "przejrzyste", powołując się m.in.
na "gwarancje", jakie daje skorygowana ustawa wyborcza, umożliwiająca
kandydatom nadzór nad lokalami wyborczymi i urnami. Jednakże opozycja oskarża
zwolenników obecnego prezydenta o planowanie oszustw i manipulacji wyborczych.
Trzech jego oponentów - Benflis, Sadi i Dżeballah - we wspólnym oświadczeniu
zarzuciło Buteflice, że zamierza "ogłosić zwycięstwo już w pierwszej turze
wyborów wynikiem 53-55 proc. głosów". Według opozycji, Buteflika "nie może
wygrać pierwszej tury bez uciekania się do oszustwa wyborczego".
W środę wieczorem algierska agencja prasowa APS doniosła o "incydentach" w
licznych miejscowościach Kabylii, we wschodniej części kraju. Według agencji,
grupy młodych ludzi starły się z policją, używając kamieni i butelek z
benzyną. W mieście Akbu, 150 km na wschód od Algieru, kilka osób zostało
rannych. W niektórych miejscowościach demonstranci zniszczyli lokale i
materiały wyborcze.
Obecne wybory - pisze AP - mogą być punktem zwrotnym ku demokracji w
Algierii, która przez kilkanaście ostatnich lat prowadziła walkę z krwawą
rebelią islamistów, a od czasu uzyskania niepodległości od Francji w 1962
roku żyła w cieniu potężnej armii.
Zdaniem dyplomatów zachodnich Buteflika, którego USA uznały za sojusznika w
wojnie przeciwko terroryzmowi, prawdopodobnie wygra wybory. Nie jest jednak
pewne, czy zdobędzie już w czwartek większość głosów, która pozwoli mu
uniknąć drugiej tury 22 kwietnia.
Wybory prezydenckie w Algierii śledzi około 120 obserwatorów
międzynarodowych, z Ligi Arabskiej i Unii Europejskiej.
40 tys. lokali wyborczych w całym kraju zostanie zamkniętych o godz. 20 czasu
warszawskiego. Oficjalne rezultaty mają być znane w piątek, ale oczekuje się,
że już w czwartek wieczorem telewizja może podać wstępne wyniki.
źródło: onet.pl, PAP, mat /2004-04-08
Temat: Co obiecywali Kaczuchy??
Co obiecywali Kaczuchy??
Rząd Kazimierza Marcinkiewicza powoli wycofuje się z części obietnic
składanych w kampanii wyborczej. Ministrowie przyznają, że były one
księżycowe, lub po prostu złe, choć chwytliwe.
Najbardziej widowiskowy odwrót nastąpił w służbie zdrowia. Przed wyborami
partia braci Kaczyńskich zapowiadała tu rewolucję - powrót do finansowania z
budżetu państwa tak jak przed 1999 r. Narodowy Fundusz Zdrowia miał być
zlikwidowany, a kontrakty ze szpitalami i przychodniami podpisywałby wojewoda.
W walce o fotel prezydenta Lech Kaczyński wręcz oskarżył kandydata PO Donalda
Tuska, że chce leczyć tylko bogatych. - W pana koncepcji pogotowie, zanim
pomoże choremu, zapyta, czy ma kartę kredytową - straszył kandydat PiS.
Nieoczekiwanie po wyborach Bolesław Piecha, autor programu zdrowotnego PiS i
nowy wiceminister zdrowia, ogłosił rezygnację z części programu i utrzymanie
NFZ przez kolejne dwa lata, czego domagała się PO. Wczoraj nowy minister
Zbigniew Religa (w wyborach prezydenckich gorący zwolennik Donalda Tuska)
stwierdził, że rząd będzie teraz realizował jego program. A to oznacza, że
zamiast zlikwidować NFZ, przekształci się go za dwa lata w kilka mniejszych
funduszy.
"Należy wybudować w ciągu najbliższych ośmiu lat od 3 do 4 mln mieszkań. PiS
nie obiecuje gruszek na wierzbie" - to cytat z programu PiS. Rząd
Marcinkiewicza już o tym nie mówi. Nowy minister infrastruktury Jerzy Polaczek
nawet nie chce do tego wracać: - Ważnym elementem programu PiS było wskazanie,
jak duży jest niedobór mieszkań w naszym kraju.
Teraz rząd zakłada, że liczba mieszkań oddawanych do użytku będzie co roku
rosła o kilkanaście procent. Za cztery lata ma ich powstawać 160-170 tys.
rocznie. A to oznacza, że w najlepszym razie zbudujemy 1,5 mln, a nie 3 mln
mieszkań w ciągu ośmiu lat.
Od kilku miesięcy politycy PiS mówili też o "kotwicy budżetowej", czyli stałym
deficycie budżetu państwa na poziomie 30 mld zł. Miało to uspokoić rynki, że
PiS nie ulegnie pokusie zadłużania nas po uszy.
Nieoczekiwanie minister finansów Teresa Lubińska wystąpiła w czwartek do
premiera z "osobistą prośbą", by pożyczyć dla budżetu trochę więcej, o 1-2 mld
zł. To pierwszy przypadek, by minister finansów, który zwykle strzeże
państwowej kasy, proponował wzrost deficytu. Nie wiadomo, czy premier spełni
tę prośbę ani czy podobne prośby nie posypią się teraz od innych ministrów.
Wydatkowe zapędy pani minister skrytykowała wczoraj Komisja Europejska. -
Polska powinna ograniczać deficyt budżetu, a nie go zwiększać - mówił komisarz
ds. gospodarczych i walutowych Joaquin Almunia.
Po przejęciu sterów PiS zmieniło też program podatkowy. Zostały co prawda dwie
stawki PIT - 18 i 32 proc. - ale wyższy przedział ma już objąć więcej
podatników (o dochodach ponad 80 tys. rocznie, a nie ponad 100 tys.). Ulgi na
dzieci będą "jak najszybciej", choć wciąż nie wiadomo kiedy.
Rząd zmienia zdanie w sprawie VAT. W kampanii PiS straszyło pomysłem PO jednej
15-proc. stawki. W telewizyjnych reklamówkach z lodówek znikała żywność, w
pokoikach dzieci mdlały pluszaki.
Teraz rząd rozważa, czy nie podnieść VAT na żywność i leki nawet do 10 proc.,
co oznaczałoby podwyżki cen - choć PiS obiecało, że do tego nie dopuści.
Premier Marcinkiewicz do niedawna zapowiadał likwidację tzw. podatku Belki od
lokat i zysków z giełdy. Dziś mówi już tylko o "zniesieniu podatku od lokat
długoterminowych".
PiS w kampanii zapewniało, że państwo zachowa kontrolę nad setką spółek. Teraz
rząd skłonny jest część z nich oddać w prywatne ręce. Państwo więcej zarobi na
prywatyzacji.
A ma na co wydawać. Bo PiS obiecało wydłużyć urlopy macierzyńskie, podnieść
zasiłki rodzinne, dać emerytom i rencistom większe podwyżki, wprowadzić
ubezpieczenia od bezrobocia. Czy tych obietnic premier dotrzyma? Na razie
dyskretnie milczy.
Temat: Szanse lubuszan w wyborach do europarlamentu
Szanse lubuszan w wyborach do europarlamentu
Prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili wprowadził wczoraj swoje bezpośrednie
rządy w zbuntowanej prowincji Adżaria. Miejscowemu przywódcy Asłanowi
Abaszydze zaproponował wyjazd z kraju i zaniechanie ścigania go
Po rosnącym naciskiem prezydenta Gruzji oraz ulicznych protestów w adżarskiej
stolicy Batumi Abaszydze kazał wczoraj odbudować zburzone w niedzielę
graniczne mosty z Gruzją i ogłosił, że gotów jest do rozmowy, ale składać
dymisji nie zamierza. Saakaszwili odparł jednak, że rozmowiać może już tylko
o warunkach jego odejścia. "Abaszydze musi odejść. Może odejść jak
Szewardnadze, po dobroci, albo tak jak Nicolae Ceausescu" - zapowiedzieli w
środę ministrowie z gruzińskiego rządu.
Rewolucja róż, która jesienią zmiotła w Tbilisi prezydenta Eduarda
Szewardnadze i wyniosła do władzy Micheila Saakaszwilego, dotarła do Batumi,
stolicy zbuntowanej prowincji Adżaria. Tym razem na swoją ofiarę wybrała
sobie miejscowego wielmożę Asłana Abaszydzego. Wojna między Abaszydzem, 65-
letnim przewodniczącym adżarskiej rady najwyższej (sam panuje od 1991 r., ale
jego rodzina włada tym krajem od niepamiętnych czasów), zaczęła się nazajutrz
po przewrocie w Tbilisi. Postarzały postkomunista Szewardnadze ze
zrozumieniem odnosił się do zalatującego feudalizmem sobiepaństwa władcy,
który uczynił z Batumi udzielne księstwo zarabiające na turystyce i
kontrabandzie z Turcji. Młody, bo zaledwie 36-letni, wolny od komunistycznych
nawyków i wykształcony na Zachodzie Saakaszwili tylko gdy zasiadł się w
fotelu prezydenckim, zapowiedział, że ukróci samowolę Abaszydzego, którego
nazywał "komunistycznym wykopaliskiem".
Abaszydze zasłaniał się autonomią Adżarii gwarantowaną międzynarodowym paktem
podpisanym jeszcze w 1921 r. przez Atatürka i Lenina, straszył znajomościami
w Moskwie (jest jednym z ostatnich jawnie prorosyjskich polityków w Gruzji) i
dowództwie rosyjskiej bazy wojennej w Batumi, podważał prawowitość władzy
Saakaszwilego.
Długo się wzbraniał, zanim w styczniu zgodził się, by w Adżarii odbyły się
gruzińskie wybory prezydenckie, które Saakaszwili wygrał, zdobywając blisko
100 proc. głosów. Jeszcze bardziej sprzeciwiał się przeprowadzeniu w Adżarii
w marcu wyborów do gruzińskiego parlamentu. Za Szewardnadzego Abaszydze
wiedział, że podobnie jak Gruzin każde wybory wygra. Saakaszwili zaś wywrócił
wszystko do góry nogami, jego zwolennicy prowadzili w Adżarii prawdziwą
kampanię wyborczą, organizowali nigdy tu nieoglądane wiece, podburzali
przeciwko władcy posłusznych dotąd poddanych. Już wtedy omal nie doszło do
wojny, gdy żołnierze z prywatnej armii Abaszydzego nie wpuścili do Adżarii
Saakaszwilego, który zamierzał wystąpić na wyborczym wiecu. W końcu Abaszydze
przegrał głosowanie w wyborach do gruzińskiego parlamentu również w samej
Adżarii. W Batumi zaczęła działać opozycyjna partia Nasza Adżaria.
Po wyborach Saakaszwili zażądał, by Abaszydze rozbroił swoje milicje, wpuścił
do Batumi przysłanych mu z Tbilisi celników, poborców podatkowych i rewizorów
i podporządkował się gruzińskiemu rządowi. W odpowiedzi Abaszydze wprowadził
stan wyjątkowy, twierdząc, że Gruzin szykuje zbrojny zajazd na Batumi.
Saakaszwili dał Abaszydze czas do 12 maja na podporządkowanie się Tbilisi i
zagroził, że odmowę uzna za secesję.
Ufając w swoją szczęśliwą gwiazdę i znajomości z Rosjanami, Abaszydze kazał
wysadzić w powietrze mosty na granicy z Gruzją, a swojej milicji rozpędzać
każdą opozycyjną demonstrację. I - podobnie jak jesienią - Szewardnadze się
przeliczył.
Po każdym rozpędzonym opozycyjnym wiecu na następnym zbierało się coraz
więcej ludzi. W środę było ich już kilkanaście tysięcy. Powiewając białymi
chorągwiami z czerwonym krzyżem św. Jerzego, demonstranci żądali dymisji
Abaszydzego. Od wtorku do demonstrantów zaczęli przyłączać się policjanci, a
także dziennikarze z posłusznej dotąd władcy telewizji. Kilku posłów do
lokalnego parlamentu złożyło mandaty, do dymisji podali się szef policji i
wiceminister dyplomacji. Inni urzędnicy zaczęli się wymykać za granicę.
W obronie Abaszydzego - jak jesienią w przypadku Szewardnadzego - nie stanęli
Rosjanie, którym najwyraźniej bardziej odpowiada w Gruzji rząd życzliwy
Moskwie i niechętny czeczeńskim partyzantom niż popieranie prowincjonalnego
buntownika za cenę wrogości w Tbilisi. Dowództwo bazy wojennej w Batumi
zachowała neutralność, prezydent Władimir Putin konferował przez telefon z
Saakaszwilim, a do Batumi i Tbilisi wysłał sekretarza Rady Bezpieczeństwa
Igora Iwanowa, tego samego, który jeszcze jako szef dyplomacji jeździł
jesienią do Tbilisi, gdy Saakaszwili obalał Szewardnadzego.
Strona 3 z 3 • Zostało znalezionych 133 wypowiedzi • 1, 2, 3