Patrzysz na wypowiedzi wyszukane dla frazy: fotele wiszące





Temat: Kwiecien 2004 ,cd. 1 :)
Hej
Dąbrawianko, ja od chyba 2 miesięcy karmię tylko na leżąco, więc bunt chyba
dotyczy tej pozycji... Chociaż i tego nie jestem pewna, bo jeszcze wczoraj
działała zmiana pozycji i młody po kąpieli łaskawie wsunął kolację na fotelu, a
już dzisiaj fotel też jest beee i karmimy się na śpiocha Usypiam małego na
rękach, jak jest zmęczony to odpływa na szczęście w kilka minut, potem go
odkładam na łóżko, on się rozbudza i wtedy się przysysa. Jakie to kombinacje
muszę teraz robić żeby nakrmić/napoić dziecko! A jeszcze niedawno marudziłam,
że ciągle wisi przy piersi W dzień nie stresuje się tym, że nie je, no ale
nie mogę mu pozwolić pójść spać po kąpieli bez jedzenia, bo wiadomo że to
oznacza nieprzespaną nockę dla mnie. W dzień myślę tylko o tym, żeby się młody
napił- on normalnie najada się w 5-10 minut, a teraz to już dosłownie bierze
tylko kilka łyków. W każdym razie wbrew wczorajszym zapewnieniom (kobieta
zmienną jest wysterylizowałam dzisiaj butelkę i czekam z zapasem wody-
zobaczymy, może to będzie pił? Mamusia uwielbia wodę, tatuś nie znosi, ciekawe
w kogo wrodzi się syn
Do Beatki napiszę za jakieś 2-3 tygodnie jak wróci do Madrytu, bo pamiętam, że
w Polsce nie miała dostępu do netu.
Dzisiejsza nocka była lepsza, bo pobudki co3-4 godziny. A rano młody zaczął
trenować takie dźwięki, że uszy więdły! Najpierw "skrzypienie starych drzwi-
różne modele", a potem piski w tak wysokiej częstotliwości, że aż uszy
bolały Do tego dobiera się do pampersowych rzepów już nawet przez body,
pewnie dlatego że odrywane wydają fajny dźwięk. No i najfajniejsza ostatnio
zabawa to naciąganie sobie na głowę czego się da (staram się, żeby to był
atetra) i ściąganie- tyyyle radości. Wczoraj leżał na naszym łózku na kołdrze i
udało mu się ją przykryć- muszę go ciągle pilnować. Na szczęście mój niemąż-
informatyk zamontowł mi system telewizji przemysłowej, więc mogę oglądać pokój
dziecinny nawe w odległej części domu- teraz sobie stukam i patrzę jak mały
śpi, więc jak tylko narzuci sobie coś na głowę po obudzeniu, to będę mogła go
od razu uratować Omleczona pieluszka tetrowa jest nadal najlepszą
przyjaciółką, w nocy co raz narzuca ją sobie na twarz i śpi oddychając przez
nią- wygląda wtedy jak denat, hehe
A dzisiaj już jest tak gorąco, że młody śpi w domu, bo w najchłodniejszych
miejscach ogrodu można smażyć jajka
Buziaki





Temat: Sułek knadyduje na prezydenta...
Sułek knadyduje na prezydenta...
Z wyrokami na prezydenta
- Nie jestem pospolitym kryminalistą, występowałem w interesie ludzi -
twierdzi Leszek Sułek
OSTROWIEC. Leszek Sułek zdecydował się kandydować na prezydenta Ostrowca
Świętokrzyskiego - chociaż ma za sobą wyroki sądowe. Do sądu trafił przeciwko
niemu kolejny akt oskarżenia - tym razem o znieważenie policjantów w Radomiu.

Poseł Samoobrony Leszek Sułek jest już szóstym kandydatem na prezydenta
Ostrowca. Będzie rywalem Ingi Kamińskiej, Jarosława Wilczyńskiego, Lecha
Janiszewskiego, Wojciecha Siporskiego i Włodzimierza Jakubowskiego.
Zdecydował się stanąć do rywalizacji o fotel prezydenta, ponieważ - jak mówi -
jest osobą znaną, nie sprzeniewierzył się głoszonym przez siebie hasłom,
nadal pomaga ludziom potrzebującym i ma duże szanse wygrać wybory. Zapytany o
to, czy ze względu na wyroki sądowe i przebywanie w zakładzie karnym może
ubiegać się o urząd prezydenta, wyjaśnił, że w najbliższych dniach ma
otrzymać z rejestru Ministerstwa Sprawiedliwości pismo o zatarciu jego
poprzednich skazań.
Wyroki dotyczyły okupacji gabinetu prezydenta Zdzisława Kałamagi, stawiania
oporu strażnikom miejskim, używania gróźb karalnych wobec kierownika skupu
żywca oraz pomówienia pracownika publicznego, zastępcy naczelnika Wydziału
Skarbowego w Ostrowcu.
- Nie jestem pospolitym kryminalistą, występowałem wtedy w interesie ludzi -
mówi. - Sprawa z policjantami z Radomia jest otwarta, mam 50 procent szans na
wygranie. Tak samo jak i oni.
Leszek Sułek zanim zostanie ostatecznym kandydatem Samoobrony na prezydenta
musi jeszcze uzyskać akceptację władz wojewódzkich i krajowych partii. Ma
nadzieję, że ją otrzyma, gdyż - jak mówi - jest osobą pozytywnie postrzeganą
w swoim środowisku. Twierdzi poza tym, że jeśli Samoobrona nie wystawi
swojego kandydata na prezydenta, może uzyskać znacznie mniej mandatów radnych
do gminy, powiatu i województwa.
Przed czterema laty Leszek Sułek także ubiegał się o fotel prezydenta miasta.
Uplasował się wtedy na trzecim miejscu - za Janem Szostakiem i Wojciechem
Siporskim - z wynikiem 18 proc. W drugiej turze poparł kandydata
Stowarzyszenia Samorządność i Przedsiębiorczość Wojciecha Siporskiego, który
ostatecznie niewielką liczbą głosów przegrał z Janem Szostakiem.

Leszek Sułek
Ma 52 lata, wykształcenie ekonomiczne. Prowadzi w mieście stołówkę dla
ubogich. W ubiegłym roku został posłem na Sejm RP. Uzyskał wtedy 7590 głosów.
W parlamencie zasiada w dwóch komisjach zajmujących się sprawami socjalnymi.

Kolejny przestepca. Czy nad tym miastem wisi jakieś fatum?





Temat: cos dla 'wielbicieli' Romana (czytaj calosc)
cos dla 'wielbicieli' Romana (czytaj calosc)
Wyobraźmy sobie, że Joshua vel Jezus został wysłany

2000 lat pożniej na ziemię. Czy miałby szansę zostac mesjaszem? Skądże.
Zamknęli
by go w zakładzie dla obłąkanych, w jednym pokoju z dwoma Napoleonami,
Cezarem i
29 wcieleniem Buddy. Miriam vel Maryja miałaby problemy z otrzymaniem zasiłku
wychowawczego i z wyegzekwowaniem alimentów na nieślubne dziecko. Jezus nie
zostałby ukrzyżowany, ale np. posłany na krzesło elektryczne. I za 300 lat
modliliby się ludzie do wizerunku krzesła. Potem doszłoby do schizmy i
prawo-krześlni zaczeliby się modlic do fotela, a lewo-krześlni do taboretu.

Gdyby Joshua przyszedł na świat w XVIII w. prawdopodobnie skończyłby tez w
zakładzie dla obłąkanych, albo np. na gilotynie. I za 300 lat modliliby się
ludzie do wizerunku gilotyny. Potem doszłoby do schizmy i prawo-ścięci
zaczeliby się modlic do żyletki, a lewo-ścięci do brzytwy.

Gdyby Joshua przyszedł na świat w XV w. prawdopodobnie skończyłby na wyspie
wariatów albo np. na szubienicy. I za 300 lat modliliby się ludzie do
wizerunku
szubienicy. Potem doszłoby do schizmy i prawo-wiszący zaczeliby się modlic do
sznurka, a lewo-wiszący do drzewa-od-wisielca.

Tak sie jedna złozyło ze Joshua przyszedł na świat ok. 4 lata przed Chrystusem
(sic!). Mógł skończyc na wyspie wariatów, wygnany n apustynię, a został
powieszony na krzyżu. I po 300 latach ludzie zaczęli modlić się do krzyża.
Potem
doszłoby do schizmy i prawosławni zaczeli się modlic do krzyża z belką, a
katolicy do krzyża bez belki.

Jaki stąd wniosek?

Ano taki, ze za 500 lat jakiś pidlaszukromanterraziemianin będzie się modlił
do
rakiety i przekonywał z uporem maniaka, że tylko rakieta jest miła Wielkiemu
Stwórcy,a ci co modlą się do ufo, to zjanczarowani ziemianie poddani
ufolizacji
przez PAKP (Przybyszów Autokefalicznej Kosmicznej Próżni).




Temat: Podlaska ciemnota: Szeptuchy
Historia alternatywna - Romanowi kozwadze

Wyobraźmy sobie, że Joshua vel Jezus został wysłany

2000 lat pożniej na ziemię. Czy miałby szansę zostac mesjaszem? Skądże. Zamknęli
by go w zakładzie dla obłąkanych, w jednym pokoju z dwoma Napoleonami, Cezarem i
29 wcieleniem Buddy. Miriam vel Maryja miałaby problemy z otrzymaniem zasiłku
wychowawczego i z wyegzekwowaniem alimentów na nieślubne dziecko. Jezus nie
zostałby ukrzyżowany, ale np. posłany na krzesło elektryczne. I za 300 lat
modliliby się ludzie do wizerunku krzesła. Potem doszłoby do schizmy i
prawo-krześlni zaczeliby się modlic do fotela, a lewo-krześlni do taboretu.

Gdyby Joshua przyszedł na świat w XVIII w. prawdopodobnie skończyłby tez w
zakładzie dla obłąkanych, albo np. na gilotynie. I za 300 lat modliliby się
ludzie do wizerunku gilotyny. Potem doszłoby do schizmy i prawo-ścięci
zaczeliby się modlic do żyletki, a lewo-ścięci do brzytwy.

Gdyby Joshua przyszedł na świat w XV w. prawdopodobnie skończyłby na wyspie
wariatów albo np. na szubienicy. I za 300 lat modliliby się ludzie do wizerunku
szubienicy. Potem doszłoby do schizmy i prawo-wiszący zaczeliby się modlic do
sznurka, a lewo-wiszący do drzewa-od-wisielca.

Tak sie jedna złozyło ze Joshua przyszedł na świat ok. 4 lata przed Chrystusem
(sic!). Mógł skończyc na wyspie wariatów, wygnany n apustynię, a został
powieszony na krzyżu. I po 300 latach ludzie zaczęli modlić się do krzyża. Potem
doszłoby do schizmy i prawosławni zaczeli się modlic do krzyża z belką, a
katolicy do krzyża bez belki.

Jaki stąd wniosek?

Ano taki, ze za 500 lat jakiś pidlaszukromanterraziemianin będzie się modlił do
rakiety i przekonywał z uporem maniaka, że tylko rakieta jest miła Wielkiemu
Stwórcy,a ci co modlą się do ufo, to zjanczarowani ziemianie poddani ufolizacji
przez PAKP (Przybyszów Autokefalicznej Kosmicznej Próżni).




Temat: Auto Gerhard Smoll
Auto Gerhard Smoll
Witam!
W lipcu tego roku kupiłem samochód Skoda Fabia w salonie Auto Gerhard Smoll w
Tarnowskich Górach.
Niech poniższy opis będzie ostrzeżeniem przed jakimkolwiek kontaktem z tym
dealerem. Należy go omijać z daleka:
1. Zamówiłem samochód w wersji Classic z pakietem RUN a po 8 tygodniach
otrzymałem zwykły Classic z winy gościa, który składa zamówienia w tym
salonie do centrali w Poznaniu -pomylił się. Nie usłyszałem
słowa "przepraszam".
2. Dodatki z pakietu RUN zabudowano w tejże ASO. Po odbiorze okazało się, że
fotel z regulacją wyskości nie jest dokręcony do podłogi, alarm włącza sie po
30 minutach od uzbrojenia, elektrycznie sterowane szyby przednie nie są
skodowskie ale podrabiane przez nasze rzemiosło, skrzypiący kawałek plastiku
z powodu nie dokręcenia zestawu zegarów (brak jednej śruby), przewód z
czujnika alarmu do wyłącznika otwarcia maski wisiał luźno 5 centymetrów nad
jezdnią, proponowano mi nieoryginalne przyciski sterowania szybami -
zamontowano je tak na drzwiach, że nie dało się otworzyć schowka od strony
pasażera - zażądałem oryginalnych, co wiązało się z wymianą tapicerek drzwi
bo oryginalną podziurawili przykręcając poprzednie wyłączniki. Dodam jeszcze,
że tapicerki drzwi, fotele i przyciski do szyb przełożono z samochodu innego
klienta (miał już przykręcone tablice rejestracyjne) ale jak otwarcie
stwierdził sprzedawca - ów klient miał odebrać samochód po miesiącu po
powrocie z urlopu.
3. Starano mi się wcisnąć kit, że na dołożone w ASO wyposażenie mam tylko 1
rok gwarancji (gdyby było w pakiecie RUN miałbym 2 lata).
4. Przy próbie kontaktu telefonicznego sprzedawcy zawsze odpowiadają, że
właśnie mają klientów i nie mogą rozmawiać. Mówią, że oddzwonią i nie
dotrzymują słowa. Sprzedawcy są niekompetentni - nie znają szczegółów
dotyczących wyposażenia samochodów, warunków ubezpieczenia, mylą się przy
obliczaniu rat spłaty kredytu.
5. Mam kilku znajomych, którzy kupili, bądź usiłowali kupić samochód w
tym "salonie" i w jednym przypadku przyszedł w innym kolorze w pozostałych
dwóch po 8 tygodniach oczekiwania dowiedzieli się, że samochody zostały
uszkodzone w czasie transportu. Kazano im czekać kolejne tygodnie ale
zrezygnowali i kupili w 2 tygodnie samochody w Tychach i Katowicach.

6. O przeglądach w tej stacji nawet nie myślę - bałbym się.

Pozdrawiam i jeszcze raz przestrzegam.



Temat: Dziwne drętwienie dłoni :(
Ja miałem takie zdarzenie że robiłem remont i ręce miałem cały czas uniesione
do góry, w ciągu dnia jak pracowałem to czułem tylko ociężałe ręce,a w nocy
zaczynały się przeboje z bólem całych rąk, jedyne wyjście żeby przespac całą
noc to w tym przypadku spanie na fotelu z rękoma opuszczonymi z boku, ale to
chyba nie na ten temat sie rozpisałem

Drętwienie rąk też mi się zdarza aż do tego stopnia że palce robia się białe i
zimne, to chyba krew nie dopływa, drętwieje częsciej lewej ręki póltora palca
niz prawej. I działo się to zazwyczaj z rana jak jechałem do pracy samochodem,
ale dzieje sie również przy wielu innych sytuacjach np.:
jazda rowerem, trzymanie kierownicy w tej samej pozycji, muszę często zmieniac
i rozruszać ręce;
trzymanie w dłuzszej chwili róznych małych rzeczy: nóz widelec łyzka, śrubokręt
i inne duperele.
Ale ostatnio w pracy, mam pracę przy komputerze, zacząłem sie przeciągać na
fotelu, rozciągając kręgosłup (tu: dobry pomysł z tym wiszeniem na drążku,
rozciągając kręgosłup). Kładąc się spac myślałem o porannym bólu który mnie
spotka. Jakże byłem zadowolony kiedy tego bólu nie było, dłonie jak nowe,
żadnej ociężałości, żadnego zdrętwienia, wybladniecia :). Wtedy jeszcze nie
wiedziałem co było przyczyną, ale gdy zdałem sobie sprawę że może to
rozciąganie kręgosłupa jest tego przyczyną zrobiłem dłuższy test. kiedy się
nie przeciągałem było jak dawniej, kiedy się przeciągałem ból i drętwienie
przechodziło.
polecam sprawdzić, przeciez to nic nie kosztuje a można sobie pomóc
pozdrawiam, po za tym zapraszam na strony:
nszall.zary.com.pl
zary.zagan.org



Temat: Europo-ucz sie od Polski!!!
mirmol. na ,mojego nosa przeczuwalem to od paru tygodni uwaznie obserwujac
sceny i wypowiedzi.Platforma ma ten feler,ze nie potrafi zachowac pokerowej
twarzy,co szczegolnie wczoraj bylo widoczne,wiec wiele mozna bylo z polslowek i
samych min wyczytac.
Wczoraj wyroznie powiedzial too Jaroslaw K.Niekoniecznie musialbym mu
wierzyc,gdyby nie to,ze jak napisalem wyzej,wlasnie takie jest moje przekonanie.
TO PLATFORMA NIE CHCIALA KOALICJI I ROBILA WSZYSTKO BY DO NIEJ NIE DOSZLO.
PO miala scenariusz na rzad po swoim wyraznym zwyciestwie-tak wskazywaly
sondaze,a oni twierdzili,ze jako zwyciescy beda w koalicji realizowac program
Platformy.
Pare tygodni przed wyborami sondaze niesmialo pokazywaly wzrost poparcia dla
PIS-u ,cos w rodzaju remisu.Pamietam przetargi Rokity,czy w tej sytuacji wogole
np przewiduje stanowisko wice premiera dla PIS-u, Rokita wymyslil cos
innego,wymyslil tzw rzad autorski, swoj wlasny,niby fachowcow,PIS mial miec
resorty silowe,ale PO caly czas byla przekonanana,ze beda mieli swojego
Prezydenta,wiec ich to nie przerazalo
Po II turze byl szok, stracili wszystko,i nie potrafili sie w tym znalesc ,
Wg mnie PO to partia wladzy,na zaden inny scenariusz nie przygotowana,przwde
mowiac,zle jej wroze.Po dziwnym pozbyciu sie fajnej baby Zyty
Gilowskiej,wysuneli na czolo jakis metnych ,nerwowych ,niezrownowazonych
liderow.Ataki Komorowskiego,Niesiolowskiego powinienes WCZESNIEJ przeczytac.
Mimo wszystko, nawet ryzykujac tym,ze nad koalicja wisza czarne chmury i ,ze
byc moze utraca stanowisko za bezdurno,dalej ofiarowywano PO fotel marszalka
sejmu,pod warunkiem,ze to nie bedzie KomorowskiTo powazne stanowisko, marszalek
ma duzy wplyw praktyczny na prace sejmu, kolejnosc projektow ustaw pod
obradami , etc.PO MOGLA TO DOSTAC NAWET BEZ KOALICJI.Odrzucili pod jakimis
bzdurnymi powodami
Mirmil, widzi to kazdy,kto chce.
Nawet kostyczny Pawlak z PSL-u wczoraj pozwolil sobie na uwage,ze brak koalicji
zawiniony jest przez to ZE PIS nie przeprosil PO za swoje zwyciestwo i nie
oddal im wladzy.
Brzmi to surrealistycznie,ale wlasnie tak jest,grozila nam powtorka z
nieudolnej koalicji AWS-u z UW, gdzie przypomne ci,AWS zwyciezyl,a cala
praktycznie wladze przejeli ludzie z UW.W wiekszosci ci sami, co sie na PO
zalapali.
Cala reszta przed nami, pogadamy za pol roku, bo przeciez ja moge sie
mylic,,choc nawet w tej naszej zPOwionej TV wreszcie niesmialo inne glosy
dochodza, ludzie mowia,ze to moze byc przelom,i nie smiej sie,ale nawet takie
irracjonalne glosy uslyszalem,ze jesli pozwola im wykorzystac szanse to moze
byc nowy Sierpien.
O tym,ze pazdziernik to miesiac maryjny i ze to wstawiennictwo zza grobu JP II
slyszalem tez.
Moze to i smieszne,ale swiadczy o tym,jak doly sa zdesperowane,jak maja tego
badziewia dosc




Temat: most staromiejski otwarty
słuchaj Twoje widzenie całego zła tego świata w starych oficerach LWP też
niczego nie zmieni. Ty też nie szukasz jakiegoś porozumienia, tylko ot
zwyczajnie po polsku chciałbyś wszystkich wywalić i postawić nowych, kazdy
kombinuje w ten sposób i za każdym razem wychodzi tak samo, dlatego nie ma w
tym kraju żadnej kontynuacji władzy i to jest wg mnie to co mu najbardziej
doskwiera, kolejne przewrotki, wszyscy mają ochotę robić rewolucje ale na tym
się kończy. Jakie poparcie społeczeństwa? O czym Ty mówisz, tu wszyscy maja
kompletnie gdzieś władzę bo od lat wiedzą, ze władza nic dla nich nie zrobi. I
dlatego każdemu wisi jak kilo kitu kto będzie u koryta, bo oprócz ryja przy
korycie nic się nie zmienia.
Ja dlatego wolałbym aby został Fiedorowicz, nie twierdzę wcale że jest
fantastycznym burmistrzem, pojęcia nie mam czym on tam rządzi. Rządzenie mastem
to nie tylko jakieś chore plany tramwajowe czy średniowieczne festyny, nie znam
calości jego działań więc się nie wypowiadam. Wiem tylko jedno, ze władza
wymaga ciągłości, wiem, ze dzięki niemu na Moysie swego czasu coś trochę
drgnęło po latach zapomnienia i wiem że nikt przeciw niemu nie wyciągnął do tej
pory takiego smroda z rękawa aby go z hukiem przepędzić ze stołka w atmosferze
skandalu. Mówię dla mnie to już jest dużo, każda władza ma swoje ciemne sprawki
bo polityka i władza to brudna gra, jednak chodzi o to aby nie przegiąć. Wg
mnie on na razie nie przegiął bardziej niż Ci którzy już się zbłaźnili, jak
choćby jego najpoważniejszy konkurent do tego fotela i jestem za tym aby był
dalej. Poza tym nie ukrywam, ze prawicowego bełkotu nie trawię.
Człowieku zlituj się układy, machloje, kombinacje, smrody będą zawsze na tym
stołku. Wg mnie obecnie śmierdzi najmniej. Nie podejmuję się dyskusji na temat
zasług i błędów bo nie jestem niczyim rzecznikiem prasowym i szczerze mówiąc
mało mnie to co robi władza obchodzi, bo też i mało mnie to dotyczy.




Temat: KWIECIEŃ 2002
Magdapik, przede wszystkim musisz być pewna tego, że chcesz przestać karmić,
jeżeli nie jesteś, nie zabieraj się za to, bo nie wytrwasz. U mnie kiedy
nadszedł ten moment, po kolejnej bardzo ciężkej, nieprzespanej nocy, ja ledwo
żywa, zdenerwowana na dziecko wiszące całe noce przy cycu, dziecko też
niewyspane i bardzo marudne, powiedziałam wtedy dość. Wiedziałam, że jestem
gotowa i zaczęłam konsekwetnie wprowadzać to w życie. Największy błąd jaki
możesz zrobić, to np. po 2 lub iluś tam dniach niekarmienia załamać się i
karmić dalej, robisz tym krzywdę dziecku i sobie. Jak się zdecydujesz - musisz
wytrwać, bo będzie się to ciągnęło i ciągnęło. Nie jest to łatwe, u nas było
bardzo ciężko - Justysia zasypiała zarówno w dzień jak i w nocy tylko i
wyłącznie przy piersi.
Pierwsze 10 nocy - krzyki i płacze, nie miałam pomysłu na usypianie jej, na
rękach ryk, z ulubionym zabawkami - ryk, ryczała dopóki nie zasnęła, budziła
się - pierwszej nocy nosiłam - ryczała, drugiej nocy już nie nosiłam, tylko
jak się budziła byłam przy niej i głaskałam po główce, pleckach (ona
zachowywała się jakby miała to w nosie krzyczała i wierzgała, po omacku,
instynktownie szukała cyca, to było bardzo smutne przeżycie). Ale potem było
już coraz lepiej, dawałam jej na noc wodę w kubeczku Aventu, który stał się
jej nieodłącznym towarzyszem usypiania i spałam z nią. Ryki nocne w końcu
ustały i teraz jest już super.
W dzień uczyłyśmy się usypiać ok. 1,5 mies. Płakała przy usypianiu przez ten
cały okres, nawet jak już w nocy było ok. Próbowałam jej nie kłaść, padała na
fotelu np. zgięta w pałąk ze zmęczenia ok. 16 -17, ona jeszcze potrzebuje snu.
Więc próbowałam w wózeczku, trochę spała, ale budziła się z niewygody z
rykiem, w końcu postawiłam na swoim i znowu zaczęłam kłaść ją do łóżka. I w
końcu udało się, wypracowałyśmy sobie własny rytuał zasypiania, ale to jest
bardzo indywidualna sprawa, każde dziecko jest inne i inny rytuał jest
skuteczny.
Najważniejsze nie załamywać się, choć wiem, że to trudne, sama byłam kilka
razy bliska rezygnacji z odstawienia, ale udało się. Uwierz, Tobie też się uda
i po prostu zrób to dla Twojego dobra, zdrowia i snu. Maluszek dostał już to
co najlepsze i zasługuje na zdrową, radosną i wyspaną mamę.
Powodzenia!



Temat: Czemu nas nikt się nie słucha...........,
Ja dopiero teraz przeczytałam ten post i postanowiłam wtrącić swoje trzy grosze.
Jestem mamą dwójki dzieci, nie pracuję. Siedzę z młodszym w domu, kończę studia
zaoczne i czekam z utęsknieniem żeby się wyrwać z domu i pójść do pracy.
Mój synek ma 15 miesięcy i jest baaaardzo absorbującym młodym człowiekiem.
Wobec tego cały dzień muszę go mieć na oku. To jest naprawdę WYCZERPUJĄCE.
Często nie mam siły i ochoty żeby posprzątać. Często na obiad są pierogi z
supermarketu lub sos z torebki, pranie wisi na sznurkach aż w końcu każdy sobie
weźmie co jego i sznurki się opróżnią, nic nie prasuję (na szczęście mąż nie
musi pod krawatem do pracy), zmywa zmywarka. W domu zawsze jest lekki nieład.
Mąż nie pomaga w niczym. Właściwie jedyna "niemęska" rzecz jaką robi to
samodzielne śniadania i kolacje. Weekendy mąż spedza na spaniu - co drugie
weekendy bo ja studiuję zaocznie. By zmienił żarówkę muszę mu słać maile i
smsy. Pracuje ciężko, w dużym stresie psychicznym. Zarabia na tyle dobrze że
nie muszę podejmować pracy. Remont ubikacji którego się podjął trwa (UWAGA!!!)
od zeszłego października. Zrobił dużo ale ciągle w domu leżą porozrzucane kafle
i inne rzeczy.
ALE
żyjemy sobie spokojnie bardzo się kochając, NIGDY się nie kłócimy. Ponieważ
każdy ma swoje sprawki na sumieniu nie wytaczamy pretensji względem partnera.
Nigdzie się nie spóźniamy. Do lekarza chodzę sama z dziećmi bo mam blisko.
Nawet do dentysty chodzę z moją dwójką. Córka pilnuje brata a ja siedzę na
fotelu. Mąż dzieci nie kąpie, nie przewija. Jedyny czas jaki spędza z nimi to
czas kiedy ja jadę na zajęcia. Dwa dni w tygodniu co dwa tygodnie. Te cztery
marne dni w miesiącu sam na sam z dwójką dały mężowi przedsmak tego co ja
przechodzę co dzień. Kiedy on jest z dziećmi to nie potrafi nawet się zebrać
żeby ziemniaki obrać. Efekt jest taki że w dni studiów chodzimy do baru.
Moja rada dla wszystkich jest taka : wrzućcie na luz.




Temat: ksiazki o wychowywaniu psow - najwieksza glupota
> a teraz? co rusz czytam jakies glupie rady
Większości tych książek daleko do głupoty... Lepiej wydać 20PLN na książkę, niż
potem mieć szczerzącego zęby ratlerka przy próbie zepchnięcia go z fotela,
wskakującego na stół i wyjadającego z talerzy owczarka, czy też innego
futrzaka, którego trzeba zamknąć na skobel w łazience żeby do mieszkania mógł
wejść sąsiad.

> przez tyle wiekow ksiazek nie bylo
> i jakos relacje miedzy ludzmi i psami sie ukladaly
Przez wieki pies był stróżem i obrońcą stada, pomagał w polowaniu. Teraz jest
zwierzęciem do towarzystwa, pozbawionym pracy. Stadem psa stali się ludzie. I
żeby pies był miłym towarzyszem a nie utrapieniem właściciela, trzeba poznać
jakimi prawami rządzi się psie pojmowanie świata. Umożliwia to odpowiednie
wychowanie psa w sposób bezstresowy, taki, że pies rozumie oczekiwania
człowieka bez wiszącego nad nim kija.
Mój pies był wychowywany wg książki Johna Fishera "Okiem psa". Książkę polecił
mi lekarz weterynarii. Dodam, że to mój pierwszy pies, nie dość łatwej do
ułożenia razy (syberian husky). I każdemu ze szczerym sercem mogę książkę
polecić - bo mój futrzak jest doskonałym psem do towarzystwa przestrzegającym
wszystkich "norm" w ludzkim pojmowaniu tego słowa, ale nie stracił niczego ze
swojego charakteru (a raczej charakterku :) ). A podniesienie kija w górę
kojarzy mu się tylko z zabawą...
> i te durnowate knizki 'psich psychologow' kupuja

Nie o psychologach jest mowa, ale o behawiorystach - na podstawie obserwacji
stada zwierząt wyciągają wnioski o ich zachowaniach, relacjach, itp.
I szukają metod, które w oparciu o naturalne i wrodzone cechy zwierząt
umożliwiają wskazanie (zwierzętom) odpowiedniego miejsca w ludzkim świecie bez
uciekania się do przemocy i krzyku.
Zanim ocenisz - przeczytaj i spróbuj.



Temat: MAJ 2004 !!!
Nareszcie Nowy Rok:-)
Witam Was cieplusieńko i życzę, żeby spełniły się wszystkie Wasze marzenia.
Żeby w Waszych domach zawsze kwitła miłość, a Wasze dzieciaczki były
niewyczerpanym źródłem radości i satysfakcji.

Sylwestra spędziłam w domu. Wczoraj wieczorem wróciliśmy z Krakowa i nie
mieliśmy ochoty nigdzie wychodzić. To pierwszy od dawna sylwester, kiedy nie
musiałam godzinami wisieć przed lustrem. I tak mi było z tym błogo...
Dziś wlazłam na wagę - 5,5 kg do przodu. Tyję w zastraszającym tempie, co
kilka dni przybywa mi kolejne pół kg!! Patrzę na siebie w lustrze i jestem
jakaś taka okrągła na twarzy, zupełnie, jakbym nie była sobą. Jakoś nagle nie
mogę się do siebie przyzwyczaić. Cera tragiczna, włosy też lepiej nie mówić.
Brzuch wystaje mi do przodu i wszyscy mówią, że to na pewno chłopak, hmn, to
się dopiero okaże.
Dziwny to stan - z jednej strony fajny, z drugiej czuję się jak inkubator. Czy
wiecie, że ciężarna kobieta nie wydziela feromonów? Przeczytałam o tym
ostatnio i jakoś mnie to zasmuciło.
Dzidziuś kopie i się przewraca, a dziś rano miał najprawdziwszą w świecie
czkawkę! W poniedziałek idę na usg i najchętniej przespałabym ten weekend
budząc się w poniedziałek na fotelu lekarza. Trochę robię na drutach (sweterek
miniaturowy, a jakże!) i już sama nie wiem, czy mi wesoło, czy smutno. Mam
taką huśtawkę emocjonalną - najchętniej usiadłabym w kącie i sobie
popłakała... Wydaje mi się, że nikt mnie nie kocha i świat stanie na głowie,
jak dzidziuś się urodzi (no i w związku z tym na pewno sobie nie poradzę).
Przeczytałam gdzieś, że to podobno normalne w 6 m-cu ciąży, ale ciekawa
jestem, czy któraś z Was też się tak czuje??? Proszę, napiszcie koniecznie.

Ściskam was ciepło i pozdrawiam w ten śliczny zimowy wieczór




Temat: Klan ma nowa str www.
Dzień na planie

Myliłby się ten, kto sądzi, że praca na planie nie jest forsowna. Bywa, że
zdjęcia rozpoczynają się o piątej i trwają do wieczora...
Początek zdjęć zaplanowano na godzinę ósmą. O szóstej spotykamy się w
mikrobusie wiozącym nas na plan. Kierowca – nieoceniony pan Leopold - zabiera
po drodze Barbarę Bursztynowicz (Elżbieta Chojnicka) i Daniela Zawadzkiego
wcielającego się w postać Michała. Po chwili dołącza do nas także jego
serialowa żona - Katarzyna Tlałka, która na zdjęcia przyjeżdża aż z Krakowa.
Jeszcze tylko krótka wizyta w biurze Klanu –zabieramy kostiumy dla aktorów - i
już jedziemy do Podkowy Leśnej, gdzie kręcona będzie pierwsza scena. Wszyscy
jesteśmy jeszcze senni i tylko wiozący nas pan Leopold cieszy się z wczesnej
pory, dzięki której unikamy stania w korkach.
Na miejscu zastajemy już większość ekipy – ustawiane są szyny, po których
jeździć będzie kamera i światło.
Aktorzy idą do wozu, w którym robiona jest charakteryzacja i dobierane są
stroje do danej sceny. Wnętrze przypomina salon fryzjerski –szereg oświetlonych
luster i fotele, przy których pracują charakteryzatorki. W pomieszczeniu obok
wiszą rzędy ubrań dla aktorów. Każdy z bohaterów ma swoje własne dossier, w
którym opisane są wszystkie kreacje, jakie ma dana osoba, a także to, co
zakładała danego dnia.
Charakteryzatorki równie uważnie pracują nad każdą postacią – w zależności od
nastroju, w jakim ma być dany bohater, nakładają odpowiedni makijaż i układają
włosy.
Aktorzy poświęcają ten czas na powtórzenie dialogów. Andrzej Grabarczyk (Jerzy
Chojnicki), prywatnie znany z pasji wędkarskiej, wykorzystuje hobby do lepszego
zapamiętywania swoich kwestii. Słychać, jak mówi: Sum, jest taka ryba, gdy w
tekście ma paść: Wykładamy duże sumy na jej utrzymanie. Po skończonej
charakteryzacji czas na spotkanie z reżyserem i operatorem. Podczas kolejnych
prób aktorzy pracują nad uchwyceniem istoty odgrywanej sceny – dopasowaniem do
niej pokazywanych emocji i wykonywanych czynności. Na planie trwają tymczasem
ostatnie przygotowania do ujęcia – dekoratorzy nakrywają stół, przy którym
zasiadać będzie rodzina Chojnickich, ustawiane są detale oświetlenia.
Lampy, jakich używa się w filmie są zbyt silne by podołały im zwykłe domowe
gniazdka, ekipa jest zatem zmuszona wozić ze sobą własną elektrownię, czyli
agregat. Za jego sprawą po podłodze ciągną się zwoje kabli. Operatorzy co
chwila sprawdzają, czy nie widać ich w oku kamery. Wreszcie wszystko jest
gotowe, pada komenda: Cisza! Ujęcie! Klaps! Rozpoczął się kolejny dzień
zdjęciowy Klanu.




Temat: I co robić???
Jako patentowany leń (narazie) przytaczam notatki z 1998 r.:
"O 9.00 wyjazd do Strasbourga. Całe miasto zatkane parkującymi samochodami,
głównie niemieckimi, zresztą wszędzie można płacić markami, można by spekulować
czy nie opłaca się to bardziej niż frankami. Wreszcie znajdujemy parking
podziemny, a więc płatny ( w niedzielę!), też zapchany, znajdujemy pojedyncze
wolne miejsca dopiero na trzecim poziomie. Parking zresztą pod placem
Gutenberga, tuż obok katedry, która jest ogromna, bogato zdobiona, szczególnie
wieża. Dwa razy wycofujemy się z wnętrza, bo trwa nabożeństwo i za 20 FrF od
głowy idziemy krętymi schodami (350 !) na taras nad nawą. Po schodach w tłumie,
wpuszczanym wahadłowo grupami, wspinają się lub są niesione także psy. Przy
wyjściu spory pokój zajmuje mechanizm zegara. Widok z tarasu na cały Strasbourg,
ale nie porywający, tym bardziej, że nie można podejść do skraju, bo ogrodzony
siatką. Wreszcie dostajemy się do katedry - wnętrze ogromne, z płytkimi
transeptami, wspaniałe witraże (w apsydzie współczesny), apsyda okresowo
oświetlona (po wrzuceniu monety?) nasuwa skojarzenia bizantyjskie: złoto,
freski. Koronkowa, kamienna, niesłychanie misterna kazalnica, po prostu
przestrzenna dłubanina, przypominająca chińskie kule rzeźbione z kości słoniowej
(ale tu jest duża i z kamienia!), wspaniałe, wiszące nad nawą organy. W bocznej
nawie kolumna z XII w., ozdobiona rzeźbami aniołów i bardzo rozbudowany, na całą
ścianę, wielotarczowy zegar astrologiczny z ruchomymi figurkami. Chodzimy potem
po mieście (jak zwykle bardzo bogate, piękne wystawy-szkło, wyroby jubilerskie,
ludowe itp.). Kawę (au lait ) pijemy w ulicznym ogródku, obsługująca nas
panienka uporczywie mówi po niemiecku, nic dziwnego, odnosimy wrażenie, że
wszyscy inni goście to Niemcy. Potem jeszcze spacer brzegami Ill, oglądamy
liczne, wypełnione do ostatniego miejsca statki spacerowe. W jednej z wąskich
bocznych uliczek spotykamy klasycznego kloszarda, otoczonego ruchomościami,
zgromadzonymi w plastykowych torbach, wygodnie rozsiadłego w postrzępionym
fotelu..."
Fredzio



Temat: Psie niebo?
Psie niebo?
Powtarzający się na tym forum wątek...

Dziś rano zdechla moja kochana psina :( Mial 13 lat. Pinczer miniaturowy. Byl
tym najmniejszym i najslabszym z danego miotu, dlatego go wzielismy. Byl
najmniejszy ale zył najdłużej ze 3 pinczerów goszczacych w naszej rodzinie
(nie mojej najbliższej ale ogólnie, kuzyni itp) Ech... czego on nie przeżył,
przeżył upadek z fotela (po uderzeniu łebkiem o kant stołu i zemdleniu),
problemy z tarczyca (łysienie), raka śledziony (nasz piesek waży 1,5 kg- jego
chora śledziona ważyła drugie tyle. Weterynarz operował ale nie widzial
zadnych szans na przezycie naszego pupilka, bo wysinana sledziona była
DOSLOWNIE wielkosci melona! Ale Kiwi przezyl :D), parwowiroze no i ciezka
paradontoze- ledwo zabkow mu zostalo. Ale chyba dobrze mu było skoro tak sie
nas trzymal (już wiele razy wróżono mu predka śmierc- bo
taka mala psina "tego" nie wytrzyma")... Od paru ladnych miesiecy mial
megazaćme na oczkach... do tego doszły problemy ze słuchem, później kłopoty z
chodzeniem... następnie (to juz ostatnie dni) ze staniem... Przez 2 ostatnie
dni już nie mial na nic sily. Często piszczał i nic nie jadł. Dziś rano gdy
mama wychodziła do pracy jeszcze ruszal w łóżku swoimi antenkowatymi,
przepieknymi uszkami. Ale jak my wstaliśmy... Godzine, 2 godzinki później...
już było po wszystkim :(
Cholera, ale czuję pustkę... Miska z wodą, smycz wisząca w przedpokoju, sucha
karma w szafce, zabawki lezace na podlodze... wszystko sprawia ze chce mi sie
ryczec :(
No i jeszcze ktoś podał tą stronkę na forum...
www.indigo.org/rainbowbridge_ver2.html




Temat: Nancy czy Strasburg?
francja5 16.03.2005 20:58 + odpowiedz

Jako patentowany leń (narazie) przytaczam notatki z 1998 r.:
"O 9.00 wyjazd do Strasbourga. Całe miasto zatkane parkującymi samochodami,
głównie niemieckimi, zresztą wszędzie można płacić markami, można by spekulować
czy nie opłaca się to bardziej niż frankami. Wreszcie znajdujemy parking
podziemny, a więc płatny ( w niedzielę!), też zapchany, znajdujemy pojedyncze
wolne miejsca dopiero na trzecim poziomie. Parking zresztą pod placem
Gutenberga, tuż obok katedry, która jest ogromna, bogato zdobiona, szczególnie
wieża. Dwa razy wycofujemy się z wnętrza, bo trwa nabożeństwo i za 20 FrF od
głowy idziemy krętymi schodami (350 !) na taras nad nawą. Po schodach w tłumie,
wpuszczanym wahadłowo grupami, wspinają się lub są niesione także psy. Przy
wyjściu spory pokój zajmuje mechanizm zegara. Widok z tarasu na cały Strasbourg,
ale nie porywający, tym bardziej, że nie można podejść do skraju, bo ogrodzony
siatką. Wreszcie dostajemy się do katedry - wnętrze ogromne, z płytkimi
transeptami, wspaniałe witraże (w apsydzie współczesny), apsyda okresowo
oświetlona (po wrzuceniu monety?) nasuwa skojarzenia bizantyjskie: złoto,
freski. Koronkowa, kamienna, niesłychanie misterna kazalnica, po prostu
przestrzenna dłubanina, przypominająca chińskie kule rzeźbione z kości słoniowej
(ale tu jest duża i z kamienia!), wspaniałe, wiszące nad nawą organy. W bocznej
nawie kolumna z XII w., ozdobiona rzeźbami aniołów i bardzo rozbudowany, na całą
ścianę, wielotarczowy zegar astrologiczny z ruchomymi figurkami. Chodzimy potem
po mieście (jak zwykle bardzo bogate, piękne wystawy-szkło, wyroby jubilerskie,
ludowe itp.). Kawę (au lait ) pijemy w ulicznym ogródku, obsługująca nas
panienka uporczywie mówi po niemiecku, nic dziwnego, odnosimy wrażenie, że
wszyscy inni goście to Niemcy. Potem jeszcze spacer brzegami Ill, oglądamy
liczne, wypełnione do ostatniego miejsca statki spacerowe. W jednej z wąskich
bocznych uliczek spotykamy klasycznego kloszarda, otoczonego ruchomościami,
zgromadzonymi w plastykowych torbach, wygodnie rozsiadłego w postrzępionym
fotelu..."
Fredzio




Temat: Rozmówki
Możesz lubić. Ja lubię te rozmówki. I też wolę wiersze. G
Les? Macie pieska?

Zoo-rozmówki

Piesek

Lwiątko wróciło dziwnie rozpromienione. Zamiast jednak, jak zwykle, od drzwi
wywrzeszczeć nowinę, usiadło spokojnie na fotelu, utkwiło oczy w panoramicznym
oknie i ważyło tajemnicze myśli. Lew i Lwica niczego, oczywiście, nie widzieli.
- Kupię sobie psa - rzekło wreszcie niby od niechcenia.
Komentarz był zerowy. Coś wisiało i nie spadało, więc Lwiątko brnęło dalej.
- Oni mają psa. Jaki śliczny! Ja też chcę.
Lwica jednego była pewien - coś trzeba powiedzieć. Lew był pewien drugiego -
nie chciał psa w domu.
- A starczy ci pieniędzy po kupieniu gier - spróbowała pomacać grunt Lwica.
- Nie chcę już gier, przynajmniej na razie. Jaki on śliczny! - Lwiątko
oddeklarowało elektronikę, a zadeklarowało podziw dla obcego czworonoga.
- Tak… - rzekł Lew powściągliwie.
- To kiedy kupujesz? - Lwica przeszła do konkretów widząc w tym najprostszą
drogę do celu.
- Właściwie to wolałbym go dostać w prezencie. I to mógłby być pies nas
wszystkich - Lwiątko wykazało się nie lada pomysłowością.
- Ja już kiedyś miałem psa - rzekł ostrożnie Lew - i na razie nie chcę mieć
innego. Jeśli będziemy mieli w domu psa, to nie będzie to mój pies.
Lwiątko już wiedziało, że ojca teraz nic nie przekona. Jedyny ratunek w mamie.
- Będziemy mieli psa, prawda? Będziemy się z nim bawić! - agitowało trochę za
głośno.
- Ja też się będę z nim bawić - powiedział niespodziewanie Lew - ja tylko nie
będę nic przy nim robić. Będziesz musiał wszystko zrobić sam. No, może nieraz z
pomocą mamy. Jeśli się zgodzi.
- Wszystko? - jęknęło Lwiątko.
- Wszystko! - nie pozostawił cienia wątpliwości Lew - nakarmić, wykąpać,
posprzątać, wreszcie wyprowadzić na spacer bez względu na pogodę, chęć i
wszelkie inne okoliczności. A z doświadczenia wiem, że często nie jest to łatwe.
Lwiątku nagle perspetywa posiadania pieska wydała się bardziej odległa niż Alfa
Centauri. Mimo to postanowił:
- To ja wszystko zrobię. Naprawdę! - dodał widząc nieco niepewną minę ojca.
- I nawet zostaniesz z nim w domu, gdy my pojedziemy na wakacje? - spytał Lew.
- Przecież są psie hotele!
- Lub zapłacisz za hotel?
Z wszystkich rzeczy na świecie Lwiątko było pewne tych dwóch. Za nic na świecie
nie opuści takich fantastycznych wakacji, jakie ma co roku z rodzicami. I na
razie nie będzie go stać na opłacenie psiego hotelu.
- Kupicie mi później, dobrze? Może na gwiazdkę - zamruczało potulnie Lwiątko.
- Może tak, może nie - powiedział Lew - jeśli będzie temat, to będzie i decyzja.




Temat: 16 metrow!! Da sie cos z tym zrobic??
W sumie zrobienie rzutu, w odpowiedniej skali, nie jest takie skomplikowane
jakby się wydawało. W związku z tym ,że lokal niewielki :)) powinna wystarczyć
kartka formatu A3 dla rzutu w skali 1:20. Proponuję kartkę w kratkę , co
powinno ułatwić rysowanie , gdyż w tej skali jedna kratka to wymiar 10 cm.Co do
mierzenia lokalu , należy zwrócić uwagę na kilka rzeczy oprócz długości
poszczególnych ścian oczywiście. A więc: umiejscowienie ewentualnych pionów CO
i grzejników, wysokości okien i drzwi(czasem pod oknem znaleźć się może sporo
miejsca),grubości ścian pomiędzy poszczególnymi pomieszczeniami (o ile takie
są)- być może trzeba je będzie wyburzyć , a wtedy te kilka centymetrów może się
przydać :)), wysokość całego pomieszczenia. Oczywiście nie można zapomnieć o
istniejących przyłączach wody , gazu itp, a także lokalizacji pionów wod.kan. ,
co pozwoli być może uniknąć kosztownych przeróbek.Kiedy już to wszystko
zostanie zmierzone należy postarać się o linijkę i ołówek i narysować to na
kartce (jedna kratka = 10 cm , jeden milimetr na linijce = 2 cm w
rzeczywistości).Z tym wieszaniem wszystkiego to bym nie przesadzał (oglądanie
telewizora wiszącego pod sufitem nie należy do najwygodniejszych - może dałoby
sie go wcisnąć w jakąś wnękę?) , a pustaki szklane - fajna rzecz ale jak ze
wszystkim - trzeba zachować umiar. Wracając do telewizora. Jeśli myślisz o
ladzie przy kuchni można ją tak wybudować żeby pod nią znalazło się miejsce na
telewizor(lada powinna mieć jakieś 110 cm wysokości - to dobra wysokość do
stołków barowych , telewizor stoi na wys. 50cm - wygodnie sie ogląda z fotela ,
sam ma jakieś 50 cm - 21 calowy , więc powinno być ok.Ale to już zależy od tego
jak ustawione będzie całe wnętrze czyli skąd ten telewizor będzie można
oglądać. No i lada nie będzie się składała.Ale to może i lepiej.
Powodzenia.I pamiętaj, mierz dokładnie - tu ważny jest każdy centymetr.



Temat: Nowe forum "Częstochowa moimi oczami.... "
Twoje forum "mnisiu-Misiu" powinno nazywac sie;
"Czestochowa Skorumpowana Moimi Partyjnymi Ukladami"
albo; "Wplywowy UB-Mnis"
albo; "Dosc Tfu-ralizmu"
albo; "Mnis nie od dzis"
albo; "Jak ty w Mnisia tak on ciebie, w pysia !"
albo; " Nie od dzis UBo-mnisie, choc piosnka mowila ze juz dawno powinni
wisiec".....itd.,itp.

Przepraszam bardzo ale; wyjatkowo interesujaca postawe zaprezentowal dla
naszego forum Bicz Wyborczy. Tym razem ja nie zartuje. Kto z Was forumowicze
dostarczyl na to forum tyle swierzego powietrza, rozluzniajacego skorumpowana
politycznemi ukladami atmosfere czestochowskich pozal sie Boze elit.
Czy lzyl politykom a w szczegolnosci panu prezydentowi T.Wronie ?
Nic podobnego! Ja wiem ze to takie zachowanie was przeraza. Ale jest to jedyny
sposob by przelamac wasze milczenie.
Kazdego z nas forumowicza i Polaka glownym zadaniem jest wywlekanie na
publiczne forum wszelkich politycznych i korubcjogennych smieci!
Bo czemoz innemu moglo by sluzyc FORUM DYSKUSYJNE. Czu macie inne pomysly?
Kazdy zachodni polityk przyjmujac stanowisko w administracji, w aparacie
jakiejkolwiek wladzy oplacanej z kieszeni podatnika ma swiadomosc ze musi
zalozyc na siebie nieprzemakalny ,po ktorym wylewane nan pomyje spolecznej
krytyki beda splywac jak po kaczce.
..Ktos powie ; no i coz ty tu proponujesz Filipie - znieczulice politykow ?
To ich sprawa jak beda sobie radzic ze zlozonoscia problemow jakich dostarczyla
nam przeszlosc i wychodzenia ku nowym wizjom uwarunkowan rzeczywistosci.
Swiadome kreowanie nie konta ale pro spolecznych sympatii. Bo to ono dzis w
dobie nie centralnego sterowania, ale srodkow poziomego przeplywu informacji
bedzie decydowac(w tym Filip z Kanady i Bicz Wyborczy) czy dany prominent ma
sznse do fotela prezydenckiego.
Bodajze tydzien temu w naszym Parliament of Canada, jeden z parlamentarzystow
zapytal J.Chretien'a premiera Kanady: "..czy wie gdzie ukrywa sie Osama
BinLaden ? Pytanie to wywolalo taka burze ze "Mr.Speaker", odpowiednik
marszalka sejmu przez dlugi czas nie mogl uspokoic pokladajacych sie ze smiechu
parlamentarzystow. Premier J.C. odpowiedzial; po zakonczeniu posiedzenia
zadzwonie do niego i zapytam gdzie obecnie przebywa..."

"Widzialy galy co braly" jakkolwiek ta formula w naszej kulturze odnosi sie do
wyboru zyciowego partnera to mozna ja rowniez zastosowac do wyboru ludzi na
stanowiska administracji panstwowej.
Politykow rzeba szanowac i miec swiadomosc kogo sie wybiera by poznie nie
nasmiewac sie z nich. By ten smiech nie byl smiechem z wlasnej glupoty.




Temat: Byliśmy u dentysty!!!
Byliśmy u dentysty!!!
Bylismy w piątek, 15.07.
Gabinet przyjazny dzieciom, wszystko ładnie pięknie do momentu kiedy mały
miał usiąść na fotelu... Nic do niego nie docierało, dziki wrzask i histeria.
Usiadłam razem z nim i mocno go trzymałam. Mąż mi pomagał. Da się wytrzymać.
Po przeglądzie ząbków zaraz się uspokoił i biegał po gabinecie.
Okazało się że dwie górne dwójki ma zaatakowane próchnicą i trzeba koniecznie
coś z tym szybko zrobić. Pani doktor nie pytając mnie o zdanie powiedziała do
swojej pomocy dentystycznej: "Szykujemy lapisowanie". Ja na to "Zaraz, zaraz,
spokojnie, najpierw chciałabym porozmawiać". Rozmawiałam z nią z 15 min. i
uparcie widziała tylko takie rozwiązanie. Twierdziła że u małych dzieci
dwójek się nie boruje bo są za cienkie i nie jest to przyjęte. Kiedy spytałam
o ozonowanie zmieszała się i pow. krótko, że ona tą metodą nie leczy.
Powiedziała że ona mnie rozumie, że jestem w szoku bo moje dziecko będzie
miało czarne ząbki, ale nie ma wyjścia. A ja wcale nie byłam w szoku,
przecież to nie koniec świata, Ameryki przde mną nie odkryła.
JA SZUKAM ALTERNATYWNYCH ROZWIĄZAŃ DLA LAPISOWANIA BO WIEM, ŻE TAKOWE SĄ.
Dziś od rana wiszę na telefonie i szukam. Znalazłam gabinet gdzie w ogóle nie
uznają lapisowania i zastępują je innymi metodami. Argumentację mają
przekonywującą, idziemy tem w środę, zobaczymy.

To była nasza pierwsz wizyta u stomatologa. Pani była b. miła, mały przeżył,
rodzice, czyli my, byliśmy za bardzo zestresowani. Nie uzyskałam
wyczerpujących odpowiedzi na zadawane pytania. Pani leczy tylko tą jedną
metodą i bardzo jest do niej przekonana. Rozumiem, ale ja też muszę być
przekonana, dlatego nie skorzystaliśmy z usług tego gabinetu.
Pozdrawiam, Ania



Temat: Nowy rzut na stronie nadesłany przez Lonza98 2.04
1amma napisała:

> Ja proponowałabym Ci pozostawić ciąg kuchenny tak jak na rysunku ze wzgledu
>na to, że ta ściana lepsza jest do montowania szafek wiszących, że wzgledu na
>połozenie okna.

No cóż... Zgadzam się co do pozostawienia ciagu kuchennego przy ścianie nośnej,
ale trochę z innych względów. Po pierwsze pewnie w tej ścianie są ciagi
kominowe, po drugie pewnie w tej ścianie jest przyłącze wody oraz odpływ, po
trzecie ta ściana jest pewnie trochę stabilnijejsza od działówki po drugiej
stronie;-)

> Powiększyłabym ciąg roboczy na ściane z oknem, tak że uzyskasz rozwiazanie w
> kształcie litery L.

Zgadzam się.

>natomiast przy wnece na lodówkę zamontowałabym blat (mógłby byc opuszczany)
>jako stolik w kształcie półkola o promieniu 55-60 cm.

Tu również się zgadzam. Nie ma chyba potrzeby, aby był opuszczany, bo w
zasadzie w którym momencie miałby być opuszczony? Skoro ma spełniać wiele
funkcji (posiłki i dodatkowe miejsce do przygotowywania), to nie znajduję
powodu, dla którego mielibysmy w którymś momencie rezygnować z dodatkowego
blatu na rzecz dodatkowej przestrzeni do poruszania się.

W zasadzie nie ma się nad czym rozwodzić. Przedstawiona kuchnia na planie to
standard z blokowisk. Już dawno temu wymyślono rozwiązanie dla takiej kuchni -
z jednej strony ciag kuchenny, z drugiej namiastka stołu:-) Zero filozofii.

>oddzielenie kuchni od przedpokoju rozwiazała już meblami,

Jak najbardziej.

Jeśli chodzi o resztę mieszkania, to zdaje się, że Lonza oczekuje od nas
pomysłów na umeblowanie go i raczej nie chce mieszać ze ściankami. Ja tutaj też
nie widzę filozofii. "Meblościanka" po jednej stronie, sofa z fotelem i
stolikiem do kawy po drugiej stronie, w rogu obok kącika wypoczynkowego kącik
komputerowy.
Jeśli zaś chodzi o styl i kolory, to proponuję obejrzeć kilka katalogów, wybrać
najmilsze dla oka zestawienie kolorystyczno/materiałowe i spróbować je wcielić
w życie:-)

pozdrawiam



Temat: CZARNA LISTA ORTODONTÓW
nie jozefa czajkowska gdynia gdansk
TROJMIASTO JOZEFA CZAJKOWSKA NIE POLECAM KATEGORYCZNIE ODRADZAM
STARA KOBIETA, WYGADANA, BARDZO PRZEMILA ALE DO CZASU ZALOZENIA APARATU.
UWAZAJCIE MA GABINET W GDYNI NA WZORZU I WE WRZESZCZU. BRAK CIEPLEJ WODY WE
WRZESZCZU ABY UMYC ZEBY ORAZ PAPIERU TOALETOWEGO.
KOBIETA CHWALI SIE SWOIM DOSWIADCZENIEM ALE JAKOS W PRAKTYCE TEGO NIE
ZAUWAZYLAM.AYSTENTKI ZAKLADALY MI APARAT I ZMIENIALY LUKI. A CZAJKOWSKA WYDAWALA
POLECENIA I MOWILA DZIS TRZEBA DOPLACIC WIECEJ ZA WIZYTE.PO ZALOZENIU APARATU
DOSZLA DO WNIOSKU ZE ZEBY SA BARDZO SKOMPLIKOWANE I TRZEBA BEDZIE WYRWAC JEDYNKE
ORAZ KOSZTA WZROSNA. AZ MNIE ZATKALO. ZOSTALAM OSZUKANA : -STRES PRZED KAZDA
WIZYTA
- KOSZTY LECZENIA WZROSLY KILKAKROTNIE WIZYTA MIALA KOSZTOWAC 100ZL
(MOWILA JESLI NIE MASZ DZIS MOZESZ ZAPLACIC PRZY NASTEPNEJ WIZYCIE, NIETYLKO MI)

NA DRUGIEJ WIZYCIE W POCZEKALNI MAMA Z CORKA ODRADZALY MI ZAKLADANIE APARATU U
CZAJKOWSKIEJ ALE STWIERDZILEM ZE MAM NIEWIELKIE SKRZYWIENIE ZEBOW. ZALUJE ZE ICH
NIE POSLUCHALAM.
ZA MIESIAC ROZMAWIALAM Z INNYMI OSOBAMI TEZ ZACZELO SIE OD 100ZL ZA WIZYTE A
TERAZ DOCHODZI DO 300ZL.WKLADA JAKIES DODATKOWE BLASZKI PO KTORYCH NIE BYLO
WIDAC POPRAWY. U MNIE ZEBY STALY W MIEJSCU POL ROKU PO TYCH BLASZKACH.

RAZ GDY BYLAM NA WIZYCIE CZAJKOWSKA KLOCILA SIE Z JAKIMS FACETEM. POTEM ON
WYSZEDL I TRZASNA DRZWIAMI. AZ SIE BALAM USIASC NA FOTEL.

NA JEDNEJ Z WIZYT SPOTKALAM PANA KTORY MIAL WADE PODOBNA DO MOJEJ , NA PYTANIE
JAK DLUGO JUZ TU JEST ODPOWIEDZIAL ZE 3 LATA NOSI APARAT.

CZAJKOWSKA WYKAZYWALA ZAINTERESOWNIE MOIMI ZEBAMI DO MOMETU ZALOZENIA APARTU
KTOREGO SAMA ZRESZTA NIE ZAKLADALA. POTEM ZDAZYLO SIE KILKA RAZY ZERKNAC ANI
RAZU ZEBOW NIE DOTKNELA.

ONA ZAJMUJE SIE NAKRECANIEM KLIENTOW A POTEM WYCIAGANIEM KASY.

JESLI CHCECIE ZAOSZCZEDZIC SOBIE KLOPOTW PAMIETAJCIE:
NA PISMIE PLAN LECZENIA I KOSZTY
KOSZT APARATU
POTWIERDZENIE ZAPLATY PO KAZDEJ WIZYCIE
ORTODATA MUSI BYC KONKRETNY, ODPOWIADAC NA ZADANE PYTANIA FACHOWO, WYJASNIC NA
CZYM BEDZIE POLEGALO LECZENIE, EWENTUALNE KOMPLIKACJE, WADY I ZALETY ROZNEGO
RODZAJU APARATOW. DOBRY ORTODONTA NIE POSTAWI DIAGNOZY BEZ ODLEWU SZCZEKI I
RENTGENA.
MOZNA TEZ SPRAWDZIC CZY ORTODONTA JEST FAKTYCZNIE ORTODONTA A NIE DENTYSTA
STOMATOLOGIEM NA INTERNECIE.
TE DYPLOMY KURSOW KILKUDNIOWYCH KTORE WISZA W GABINETACH NIE SWIADCZA O NICZYM.
ZASTANOWCIE SIE KILKAKROTNIE.
Sciagnelam aparat, zaluje ze go zakladalam, plakanie po nocach i stresy przed
wizyta. Ciesze sie ze moj koszmar sie skonczyl. Nie zycze tego co mnie spotkala
najgorszemu wrogowi.
Uwazajcie



Temat: do 1umeczka
tu mama Umy.
Pani doktor przyjmuje w klinice przy ul. choźki 3.
to jest klinika terapii laserowej- przynajmniej taka wisi tam tabliczka.
my zaczeliśmy zabiegi kiedy mała miała 9mies.najpierw w krakowie ale duzo
słabszym laserem - ten laser/puls.- barwnikowy/jest zdecydowanie lepszy efekty
po 2 seriach mogę porównać do 7- 8 serii tym poprzednim.kiedy tylko wchłona sie
siniaczki w miejscach strzału lasera /mniej wiecej po 3 -4 tyg po zabiegu/od
razu widać w tych punktach skórę w normalnym kolorze.
zdecydowaliśmy się na podróze do Lublina bo w sherleu w warszawie,i w łodzi
lekarze pracujący na tym typie lasera zdecydowanie odmówili nam podjecia sie
zabiegów u dziecka w tym wieku/3 lata teraz/
Pani doktor ma ten laser od ok.1,5 roku/jest to nowy sprzęt/i wśród pacjetów są
rodzice z 8mies. chłopczykiem.
trudno mi określić jak umka znosi zabiegi- jeździmy juz prawie 2 lata-jest to
jakaś stała w jej życiu.doskonale sprawdza sie przekupstwo-córci wmawiamy ze
jak będzie dzielna to ,,pani doktor,,kupi jej po wszystkim i wręczy wymarzonego
konika,książkę lalkę..itp.
jednak przyznaje sam moment zabiegu odbywa sie na siłę ,tzn.mąż kładzie sie z
małą na fotelu -obejmujac trzyma jej rączki -ja nóżki,a histeria zaczyna się w
chwili wkładania okularków,umka wytrzymuje 14-18 strzałów.
Doktor Wyrzykowski sugerował że dobrym rozwiazaniem są jednak zabiegi pod lekką
narkozą-mniejszy stres dla dziecka-a zarazem mozliwośc pokrycia większej
powierzchni w czsie jednej sesji- niestety nie znaleźliśmy w polsce nikogo kto
wykonywał by te zabiegi z anastezjologiem i narkozą a miał ten typ lasera.
przed samym zabiegiem córa jest smarowana maścia ,,emlą,,daje ona powierchniowe
znieczulenie skóry - odczekujemy 20 min- i zaczynamy.podziwiam Lekarkę bo małe
dziecko jest mocno kłopotliwym pacjentem.
jeśli pani nie przestraszyłam zbytnio to na osłodę moge dodać ze kiedy
kończymy/5 -10 min. trwa wszystko/to umka z jeszcze nie obeschłymi łzami
szaleje w poczekalni i chwali się wszystkim że mądra Pani doktor znowu zmieniła
ja w biedronkę- bezpośrednio po zabiegu kropki po strzałach lasera są czarne.
Ja poprosiłam o zrobienie mi jednego takiego strzału laserem abym wiedziała co
mała czuje - i oceniam to nie jako ból-tylko takie nieprzyjemne uczucie
przyłożenia na moment do skóry mega zimnej kostki lodu./laser ma chłodzenie -
szronienie/pozdrawiam Panią
monika




Temat: Sukces!!!:)
A na jakim etapie jesteście, Jacku?

U mnie było tak: najpierw oswajanie synka, kupowanie mu prezentów, wspólna
zabawa i wspólne szaleństwa. Synek szalał z uciechy a mnie serce zamierało, bo
oboje z Jerzym wykonywali jakąś gimnastykę akrobacyjną typu mój synek raz na
górze, raz na dole, raz na plecach u Jurka, raz na brzuchu, raz wisi nogami w
dół, a raz jest pod pachą. Mój synek smiał się głośno, a Jurek kwitował
wszystko słowami: "dzieci lubią być miętoszone :-)". Nawet do tej pory jeszcze
się tak bawią, choć synek waży ponad 10 kg więcej.
Potem były jak u burzy wspólne wypady na basen, bo ja wcześniej nie wiedziałam,
że są takie baseny dla rodziców z maluchami. W basenie kąpaliśmy się we trójkę,
no i wiadomo wtedy - dotyki, objęcia takie mimochodem...
Potem bylismy na etapie chodzenia "pod rękę". Potem - "za rękę". Potem były
jakieś wspólne walentynki... Potem było wciaż bliżej i bliżej...
Ach, wspomnienia z łezką w oku...
Coraz bardziej lubiliśmy swoje towarzystwo, uwielbialiśmy gadać, czasem
potrafiliśmy przegadać siedząc w fotelu całą noc!!! Po czym o 5 nad ranem
robiliśmy sobie spaghetti :-) To nasze ulubione wspomnienia.
A no właśnie, to co wbrew pozorom BARDZO ludzi zbliża to WSPÓLNE przyrządzanie
posiłków, WSPÓLNY wypad wakacyjny - to Ci się może przydać :-)
Pomagaj we wszystkim, w każdym problemie i każdej sprawie - na mnie to
podziałało, zwłaszcza że byłam wtedy w koszmarnej kondycji psychicznej (rozwód).

Ale: im więcej ludzie spędzają ze sobą czasu, tym więcej pojawia się różnych
drobnych potknięć, które lubią urastać do rangi problemu - o tym też pamiętaj.
Mój luby powiedział mi kiedyś: "Im bliżej będziemy, tym będzie trudniej".

No i wiadomo, trzeba zjeść razem kilka beczek soli..

Powodzenia życzę!

Ania




Temat: CZARNA LISTA ORTODONTÓW
TROJMIASTO JOZEFA CZAJKOWSKA NIE POLECAM KATEGORYCZNIE ODRADZAM
STARA KOBIETA, WYGADANA, BARDZO PRZEMILA ALE DO CZASU ZALOZENIA APARATU.
UWAZAJCIE MA GABINET W GDYNI NA WZORZU I WE WRZESZCZU. BRAK CIEPLEJ WODY WE
WRZESZCZU ABY UMYC ZEBY ORAZ PAPIERU TOALETOWEGO.
KOBIETA CHWALI SIE SWOIM DOSWIADCZENIEM ALE JAKOS W PRAKTYCE TEGO NIE
ZAUWAZYLAM.AYSTENTKI ZAKLADALY MI APARAT I ZMIENIALY LUKI. A CZAJKOWSKA WYDAWALA
POLECENIA I MOWILA DZIS TRZEBA DOPLACIC WIECEJ ZA WIZYTE.PO ZALOZENIU APARATU
DOSZLA DO WNIOSKU ZE ZEBY SA BARDZO SKOMPLIKOWANE I TRZEBA BEDZIE WYRWAC JEDYNKE
ORAZ KOSZTA WZROSNA. AZ MNIE ZATKALO. ZOSTALAM OSZUKANA : -STRES PRZED KAZDA
WIZYTA
- KOSZTY LECZENIA WZROSLY KILKAKROTNIE WIZYTA MIALA KOSZTOWAC 100ZL
(MOWILA JESLI NIE MASZ DZIS MOZESZ ZAPLACIC PRZY NASTEPNEJ WIZYCIE, NIETYLKO MI)

NA DRUGIEJ WIZYCIE W POCZEKALNI MAMA Z CORKA ODRADZALY MI ZAKLADANIE APARATU U
CZAJKOWSKIEJ ALE STWIERDZILEM ZE MAM NIEWIELKIE SKRZYWIENIE ZEBOW. ZALUJE ZE ICH
NIE POSLUCHALAM.
ZA MIESIAC ROZMAWIALAM Z INNYMI OSOBAMI TEZ ZACZELO SIE OD 100ZL ZA WIZYTE A
TERAZ DOCHODZI DO 300ZL.WKLADA JAKIES DODATKOWE BLASZKI PO KTORYCH NIE BYLO
WIDAC POPRAWY. U MNIE ZEBY STALY W MIEJSCU POL ROKU PO TYCH BLASZKACH.

RAZ GDY BYLAM NA WIZYCIE CZAJKOWSKA KLOCILA SIE Z JAKIMS FACETEM. POTEM ON
WYSZEDL I TRZASNA DRZWIAMI. AZ SIE BALAM USIASC NA FOTEL.

NA JEDNEJ Z WIZYT SPOTKALAM PANA KTORY MIAL WADE PODOBNA DO MOJEJ , NA PYTANIE
JAK DLUGO JUZ TU JEST ODPOWIEDZIAL ZE 3 LATA NOSI APARAT.

CZAJKOWSKA WYKAZYWALA ZAINTERESOWNIE MOIMI ZEBAMI DO MOMETU ZALOZENIA APARTU
KTOREGO SAMA ZRESZTA NIE ZAKLADALA. POTEM ZDAZYLO SIE KILKA RAZY ZERKNAC ANI
RAZU ZEBOW NIE DOTKNELA.

ONA ZAJMUJE SIE NAKRECANIEM KLIENTOW A POTEM WYCIAGANIEM KASY.

JESLI CHCECIE ZAOSZCZEDZIC SOBIE KLOPOTW PAMIETAJCIE:
NA PISMIE PLAN LECZENIA I KOSZTY
KOSZT APARATU
POTWIERDZENIE ZAPLATY PO KAZDEJ WIZYCIE
ORTODATA MUSI BYC KONKRETNY, ODPOWIADAC NA ZADANE PYTANIA FACHOWO, WYJASNIC NA
CZYM BEDZIE POLEGALO LECZENIE, EWENTUALNE KOMPLIKACJE, WADY I ZALETY ROZNEGO
RODZAJU APARATOW. DOBRY ORTODONTA NIE POSTAWI DIAGNOZY BEZ ODLEWU SZCZEKI I
RENTGENA.
MOZNA TEZ SPRAWDZIC CZY ORTODONTA JEST FAKTYCZNIE ORTODONTA A NIE DENTYSTA
STOMATOLOGIEM NA INTERNECIE.
TE DYPLOMY KURSOW KILKUDNIOWYCH KTORE WISZA W GABINETACH NIE SWIADCZA O NICZYM.

ZASTANOWCIE SIE KILKAKROTNIE.
Sciagnelam aparat, zaluje ze go zakladalam, plakanie po nocach i stresy przed
wizyta. Ciesze sie ze moj koszmar sie skonczyl. Nie zycze tego co mnie spotkala
najgorszemu wrogowi.
Uwazajcie




Temat: mezczyzna roku
Gość portalu: lew_ napisał(a):

> ^Feministko..no tak typowe kobiece myslenie ..ale zapomnialas dodac zeby
byl
>
> przy kasie :)O)
ach ten stereotyp!!!!!! powiem inaczej w staję w obronie kobiet albo może
nawet jednej mojej żony:))
czyżby kolejny gość co ma traumatyczne przeżycia
Pozdrawiam i dołaczam taki o to wierszyk(nie mojego autorstwa..autor nie znany)

Legowisko lwa

Oto jest legowisko lwa:
Zamaskowana dywanem podłoga,
Klubowe fotele dwa,
Na ścianie reprodukcja Van Gogha;
Pod Van Goghiem ciężarki i hantle,
Których widok drze się wielkim głosem,
Że ten lew, czyli że pan ten,
Jest sportsmenem, kulturystą i herosem.
Oto jest legowisko lwa,
A oto żerowisko lwa: ogromny tapczan,
Nad tapczanem lampki wątły blask,
Zawieszonej przy pomocy spinacza,
Przy tapczanie - dwudrzwiowa szafa,
W niej księgozbiór, osiem tomów raptem:
Pięć Agaty Christie, a trzy Staffa,
A na oknie szkło i adapter.
Raz na tydzień adapter gra,
Płynie zapach zaparzonej herbaty...
Oto jest legowisko lwa,
A lew jest starej daty.
W przedpokoju ma kuchenkę i zlew,
Nad nim lustro śmieszne i krzywe;
Przed tym lustrem wyliniały lew
Czesze co dzień swą skąpą grzywę.
Albo sprawdza, czy minął mu obrzęk
Pod oczami i czy język obłożony...
A koledzy mówią: - Ten ma dobrze...
I z niesmakiem patrzą na swe żony.
I dosłownie nie ma prawie dnia.
Żeby któryś nie przyszedł do niego:
- Ty mi pożycz legowisko lwa,
A ja dam ci na kino, kolego...
Lew się dziwi, zazdrości im rodzin,
Chętnie z dziećmi by się bawił jak psisko,
Ale daje ten klucz i wychodzi
Pod chmurami wiszącymi nisko.
Mija schody, podwórko i dom
I odpływa w samotność wieczoru...
Nie jest dobrze samotnym lwom,
Legowiskom wbrew i wbrew pozorom




Temat: tydzień na siłowni - pomocy :)
1) zwieksz ilosc kalorii przynajmniej do 1500kcal/dzien -> przy niedozywieniu
jakiekolwiek cwiczenia poza moze rozciaganiem zwykla sa wykonywane na pol gwizdka

2) w ciagu 7 dni zdecydowanie nie zmienisz muskulatury cwiczeniami silowymi.

3) jak takze przychylam sie do obwodowki (dowiesz sie jak cala zabawa wygalda)
ale z drugiej strony jesli nigdy nie cwiczylas silowo, jestes wycienczona dieta
to zakwasy prawie pewne -> nie bardzo ma sens 7 dniowa droga przez meke, miesnie
musza miec czas sie zregenerowac

4) dlatego zamiast obwodowki mozesz wyprobowac maszyny kardio ktorych nie znasz
a ktore inne miesnie niz rower zatrudniaja:
- wioslarka
- orbiterek z drazkami na ciezszych przelozeniach
- jesli jest to taki korbowod na lapy

po 5min rozgrzewce pomachaj intensywnie przez 10 min, zrob cool down przez
kolejne 5min, zmien maszyne.

5) zlap jakiegos trenera i wyprobuj:
- ukosna lawke do brzuszkow,
- 'fotel' z oparciami na przedramiona do podnoszenia nog do poziomu,
- 'stolik' do cwiczen miesni okolokregoslupowych
- pilki duze dymane
- pilki lekarskie
- zwykle 'malpienie' albo zwisy na drazkach z probami podciagow, probami
wiszenia na jednej lapie etc.

Nie chodzi o to aby zrobic X serii z Y powtorzen, wazniejsza jest forma i po
prostu sprawdzenie jak dane urzadzenia ci 'leza'. Jesli jestes na etapie
rozruchowym to nawet wykonanie 3 'serii' 1-go brzuszka na odpowiednio stromej
lawce jest OK.

6) niech Ci adrenalina oczu nie zalewa (aka nie rob za duzo ani za dlugo).
Pierwsza wizyta na silowni, niezaleznie czy sa to maszyny kardio czy silowka
czestokroc konczy sie bolesnie. Lepiej mniej pierwszego dnia, chocby zupelnie
wimpowate 30min, za to tak ze nastepnego dnia tez bedziesz mogla cwiczyc bez bolu.

Pozdr.



Temat: CZARNA LISTA ORTODONTÓW
jozefa czajkowska czarna lista ORTODONTA ???
TROJMIASTO JOZEFA CZAJKOWSKA NIE POLECAM KATEGORYCZNIE ODRADZAM
STARA KOBIETA, WYGADANA, BARDZO PRZEMILA ALE DO CZASU ZALOZENIA APARATU.
UWAZAJCIE MA GABINET W GDYNI NA WZORZU I WE WRZESZCZU. BRAK CIEPLEJ WODY WE
WRZESZCZU ABY UMYC ZEBY ORAZ PAPIERU TOALETOWEGO.
KOBIETA CHWALI SIE SWOIM DOSWIADCZENIEM ALE JAKOS W PRAKTYCE TEGO NIE
ZAUWAZYLAM.AYSTENTKI ZAKLADALY MI APARAT I ZMIENIALY LUKI. A CZAJKOWSKA WYDAWALA
POLECENIA I MOWILA DZIS TRZEBA DOPLACIC WIECEJ ZA WIZYTE.PO ZALOZENIU APARATU
DOSZLA DO WNIOSKU ZE ZEBY SA BARDZO SKOMPLIKOWANE I TRZEBA BEDZIE WYRWAC JEDYNKE
ORAZ KOSZTA WZROSNA. AZ MNIE ZATKALO. ZOSTALAM OSZUKANA : -STRES PRZED KAZDA
WIZYTA
- KOSZTY LECZENIA WZROSLY KILKAKROTNIE WIZYTA MIALA KOSZTOWAC 100ZL
(MOWILA JESLI NIE MASZ DZIS MOZESZ ZAPLACIC PRZY NASTEPNEJ WIZYCIE, NIETYLKO MI)

NA DRUGIEJ WIZYCIE W POCZEKALNI MAMA Z CORKA ODRADZALY MI ZAKLADANIE APARATU U
CZAJKOWSKIEJ ALE STWIERDZILEM ZE MAM NIEWIELKIE SKRZYWIENIE ZEBOW. ZALUJE ZE ICH
NIE POSLUCHALAM.
ZA MIESIAC ROZMAWIALAM Z INNYMI OSOBAMI TEZ ZACZELO SIE OD 100ZL ZA WIZYTE A
TERAZ DOCHODZI DO 300ZL.WKLADA JAKIES DODATKOWE BLASZKI PO KTORYCH NIE BYLO
WIDAC POPRAWY. U MNIE ZEBY STALY W MIEJSCU POL ROKU PO TYCH BLASZKACH.

RAZ GDY BYLAM NA WIZYCIE CZAJKOWSKA KLOCILA SIE Z JAKIMS FACETEM. POTEM ON
WYSZEDL I TRZASNA DRZWIAMI. AZ SIE BALAM USIASC NA FOTEL.

NA JEDNEJ Z WIZYT SPOTKALAM PANA KTORY MIAL WADE PODOBNA DO MOJEJ , NA PYTANIE
JAK DLUGO JUZ TU JEST ODPOWIEDZIAL ZE 3 LATA NOSI APARAT.

CZAJKOWSKA WYKAZYWALA ZAINTERESOWNIE MOIMI ZEBAMI DO MOMETU ZALOZENIA APARTU
KTOREGO SAMA ZRESZTA NIE ZAKLADALA. POTEM ZDAZYLO SIE KILKA RAZY ZERKNAC ANI
RAZU ZEBOW NIE DOTKNELA.

ONA ZAJMUJE SIE NAKRECANIEM KLIENTOW A POTEM WYCIAGANIEM KASY.

JESLI CHCECIE ZAOSZCZEDZIC SOBIE KLOPOTW PAMIETAJCIE:
NA PISMIE PLAN LECZENIA I KOSZTY
KOSZT APARATU
POTWIERDZENIE ZAPLATY PO KAZDEJ WIZYCIE
ORTODATA MUSI BYC KONKRETNY, ODPOWIADAC NA ZADANE PYTANIA FACHOWO, WYJASNIC NA
CZYM BEDZIE POLEGALO LECZENIE, EWENTUALNE KOMPLIKACJE, WADY I ZALETY ROZNEGO
RODZAJU APARATOW. DOBRY ORTODONTA NIE POSTAWI DIAGNOZY BEZ ODLEWU SZCZEKI I
RENTGENA.
MOZNA TEZ SPRAWDZIC CZY ORTODONTA JEST FAKTYCZNIE ORTODONTA A NIE DENTYSTA
STOMATOLOGIEM NA INTERNECIE.
TE DYPLOMY KURSOW KILKUDNIOWYCH KTORE WISZA W GABINETACH NIE SWIADCZA O NICZYM.

ZASTANOWCIE SIE KILKAKROTNIE.
Sciagnelam aparat, zaluje ze go zakladalam, plakanie po nocach i stresy przed
wizyta. Ciesze sie ze moj koszmar sie skonczyl. Nie zycze tego co mnie spotkala
najgorszemu wrogowi.
Uwazajcie



Temat: Czy ze mną jest coś nie tak??????
Witam
Ja na tym etapie też siedziałam z dzieckiem w fotelu i wyłam, bo Majka wisiała
non-stop u cyca.
W dzień jadła średnio co pół godziny, w nocy jak przespałą półtorej godziny
ciurkiem to był sukces. Dla mnie to był koszmar, do tego przytrafiały mi się
ciągle jakieś zastoje.Na całe szczęście właściwie od początku mogłam wszystko
jeśc więc nie było problemów z dietą.
Z czasem wszystko zaczęło się powoli normować, zaczęłyśmy się z Małą docierać,
chociaż właściwie do jakiegoś 4 miesiąca było nadal jedzenie co pół godziny co
godzinę...
Z czasem karmienie traktowałąm jako odpoczynek, kładłąm się z Mała na łóżku w
jedną rękę książkę i tak sobie leżałyśmy ona cyckają się ja czytając albo
oglądając telewizję...
W każdym razie bądź wytrwała, i nie załamuj się z czasem to zaprocentuje...
Moja Majka ma teraz 13 miesięcy, nadal ciągnie cyca, nigdy nie chorowała jest
dużą fajną dziewczynką, i nieraz jak sobie wspomnę te noce kiedy wstawałam co
godzinę zeby dać jej jeść to myślę, że było warto.
Na pocieszenie dodam , że za jakieś dwa-trzy miesiące na pewno się dotrzecie,
dziecko zacznie mniej jeść, ty inaczej spojrzysz na siebie i swoijego maluszka i
będzi wszystko OK.
A ten czas zleci szybciutko:)))
A jeszcze dodam , że teraz Majka sama sobie przychodzi podciąga bluzkę i się
cycuchujemy...i wtedy ma taka słodką minę i takie szczęście na twarzy, że jej
ukochana mama jest obok i że sobie może possać cycucha i poprzytulać się...super
mówię Ci:)))
Pozdrówka
i głowa do góry
a jakby były jakieś problemy to pisz wyżal się będzie dobrze....
Pozdrówka i ucałowania
Magda i MAja




Temat: Nowe Źwirzę
Tydzień z jajkiem, część 1
Poniedziałek jak wyżej. Piszę, a czasem rzucam myszami i daję się drapać po
skarpetkach. Albo skarpetki solidne, albo kocica delikatna, bo wytrzymały. Choć
bym jej nie żałowała.

Wtorek. Groźbą nie można, prośbą zagłaszczę na śmierć (kumpel mógł mieć rację),
spróbujmy igrzyskami. Udałam się zatem do wielkiego sklepu z zabawkami...
Hm. Nie mam dzieci, ani własnych, ani w rodzinie, ani wśród znajomych i nie
wiedziałam, jak bardzo technologia poszła naprzód w tej dziedzinie. Zabawki
kreatywne, zabawki interaktywne, zabawki reaktywne, a zwykłych piłek nie ma.
Piłka, proszę pani, pił-ka! P-I-Ł-K-A! Okrągłe, turla się, nie, nie do nogi,
takie nie za duże...aha, nie ma. Aha. Obeszłam sklep i w dziale dla niemowląt
kupiłam nakręcaną rybkę do kąpieli – skrzeczy i macha ogonem – i coś na kształt
piłki, tylko żelowej, słabo się turla, ale za to kształt zmienia po ściśnięciu.

W parafialnym sklepie, w którym jest tani żwirek, mieli także coś w rodzaju
dużej szpulki na nici, okręconej kolorowym sznurkiem i grzechoczącej. Kupiłam
też ze sześć jajek z niespodzianką i pomaszerowałam do domu.

W domu jak w domu. Marcelina dała się wyjąć na michę, zjadła, zamruczała, rybkę
obeszła łukiem, żelową piłką wzgardziła i dalej siedzi za fotelem. No to
wlazłam do łóżka z kryminałem (bohater wisi nad otchłanią chyba już od
tygodnia, wypadałoby trochę popchnąć akcję), zjadłam kolację (sześć jajek z
niespodzianką.... mamusiu... śledzia, dajcie mi śledzia albo chociaż kiełbasy
czosnkowej!) i zabrzęczałam szpulką.

Nic.

Zabrzęczałam.

Ruch w drugim pokoju.

Bohater jakimś cudem kopnął wroga we wredny pysk i zepchnął w otchłań zamiast
samemu zlecieć.

Za framugą pojawiło się dwoje wielkich uszu i jedno złote ślipie. Aha...

Marcel po namyśle podeszła do łóżka i drapnęła na próbę. Zabrzęczałam ponownie.
Wskoczyła na łóżko i pomacała szpulkę. Bez przekonania (potem się okazało, że w
ogóle nie lubi brzęczących zabawek). No to rzuciłam w nią jajkiem bez
niespodzianki.

Kot ganiający po całym mieszkaniu jajko bez niespodzianki to jest jednak
przepocieszny widok, zwłaszcza kiedy chodzi na grzbiecie. Pytanie brzmi, czym
się różni jajko pod pojemnika po filmie fotograficznym? Jedno i drugie
plastikowe, podobnej wielkości, ale czymś różnić się musi, bo Marcelina uznaje
tylko jajka, a filmów nie.

W każdym razie to było przełamanie lodów. Tego wieczora Marcelina wyszalała
się, dała się pogłaskać, a kiedy zgasiłam światło, wlazla do łóżka i zaczęła
mruczeć. Usnęłam w błogostanie.




Temat: Kino
Już 7 XI - porządne kino po naszej stronie Wisły
Za Gazetą Wyborcza:
W budynku nowego kina sieci Silver Screen trwają ostatnie prace wykończeniowe.
W większości sal jest już podłączone oświetlenie, sprzęt do projekcji i
nagłaśniający. W największej, która pomieści 360 widzów, montowane są fotele.
Na ścianie wiszą ramy, ekranu jeszcze nie ma. - Ekrany zawiesimy na samym
końcu - mówi Paulina Ostrowska z Silver Screen.
Nowy Silver Screen jest największy spośród multipleksów tej sieci. W 12 salach
zmieści ok. 2,7 tys. widzów. Wystrój będzie podobny do tego, który znamy z
Puławskiej. W salach granatowe ściany i granatowa wykładzina w białe gwiazdki,
w holu podłoga z granitu sprowadzonego z Indii. Na dole dwupoziomowa kawiarnia
i snack bar.
Budynek jest przystosowany do potrzeb niepełnosprawnych: wszędzie są rampy z
podjazdami, jest też winda.
Jednak kino na Targówku będzie miało nieco inny charakter niż to przy
Puławskiej. - Tamto jest kinem miejskim, do którego przychodzi dużo młodych,
pracujących ludzi. Na Targówku chcielibyśmy stworzyć kino rodzinne. Będziemy
np. pokazywać wszystkie filmy dla dzieci, jakie tylko będą na rynku - opowiada
Paulina Ostrowska.
Dla rodziców z małymi dziećmi planowane są specjalne udogodnienia. - Do
dyspozycji będą specjalne foteliki, na których można posadzić dziecko na sali
kinowej - mówi Roman Jarosz, szef marketingu Silver Screen.
Otwarcie nowego multipleksu przy Głębockiej planowane jest na 7 listopada,
kiedy na nasze ekrany wchodzi trzecia część "Matriksa".
- Wprawdzie oficjalna premiera będzie w Silver Screen przy Puławskiej, ale na
Targówku też poczujemy klimat "Matriksa" - obiecują przedstawiciele sieci.




Temat: O stomatologii raz jeszcze...
O stomatologii raz jeszcze...
Witam prawie w samo południe! *-)

Pewnego dnia, pewien jegomość obudził się z potwornym bólem głowy... Spod
opuchłych powiek spojrzał na wiszący na ścianie zegar z kukułką... 8,30!!!
Na jego twrazy odmalowało sie przerażenie... Jakiś tydzień temu dostał w
końcu upragnioną pracę... Szkopuł w tym, że pełnienie obowiązków zaczynało
się o 8,00 a dojazd z domu zajmował w najlepszym przypadku (jumbo jet) 10
minut... Szef nie był jeszcze do końca przekonany co do zasadności
zatrudnienia akurat jego... Widmo bezrobocia stawało się (pomimo zmęczenia)
aż zanadto wyraźne...

Co robić?!? Rozgorączkowane myśli biegały w głowie tam i z powrotem, wszerz,
na boki i wzdłuż... Po chwili na wczorajszej twarzy zajaśniał kontrastujący
z tłem błogi uśmiech... Spokojnie poszedł do łazienki, umył twarz, zęby,
przeczesał włosy, ubrał się i wyszedł na ulicę... Minął dwie, może trzy
przecznice, skręcił w lewo, wszedł na półpiętro trzeciej klatki drugiego
bloku po prawej... Stanął przed drzwiami z napisem: "Zenon Kowalski -
DENTYSTA" oraz cennikiem usług... Zerknął do portfela... Dwakroć zastukał
mosiężna kołatką... Po dłuższej chwili otworzył mu zaspany konował odziany w
szlafrok w szkocką kratę z ręcznie haftowanym, złotą nicią monogramem...

"Piekielnie boli mnie ząb!" - zakomunikował jegomość, trzymając się za twarz
wykrzywioną nieludzkim grymasem... "Szybko rwijmy, bo zdechnę z bólu!" -
dodał desperackim tonem... Lekarz usadził go na fotelu: "Który?"... "Ten,
ten" - wysapał jegomość wskazując palcem wskazującym lewą, górną
dwójkę... "Ależ ten ząb jest zdrowy jak rydz" - skonstatował lekarz po
szybkim zdiagnozowaniu siekacza... "Nie szkodzi, rwij pan! Rwie jak cholera!
Rwij pan, bo panu zejdę z bólu!"... "Klient nasz pan, płaci i wymaga" -
mruknął w myślach doktor i zabrał się do przygotowania niezbędnych
narzędzi"...

<sceny drastyczne, które ukażą sie w tym poście dopiero po 22,00>

Po zabiegu, blady pacjent, cały spocony i obolały ale na swój sposób
rozanielony (sic!) sięga płynnym ruchem lewej dłoni do prawej wewnętrznej
kieszeni marynarki i filuternie zapytuje wyciągając portfel: "Ufff... To ile
ta przyjemność doktorku?" - "300 złotych proszę wielce szanownego pana."...

?!? "Jak to trzysta?"... "Przecież było bez znieczulenia! A na drzwiach
pisze czarno na białym: Ekstrakcja bez znieczulenia - 150 PLN!?!"...

"Wszystko się zgadza..." - uspokaja doktor, "... ale dziś liczę podwójnie...
mamy niedzielę dzień wolny od pracy..."

PZDR.



Temat: Rozmówki
Zoo-rozmówki

Piesek

Lwiątko wróciło dziwnie rozpromienione. Zamiast jednak, jak zwykle, od drzwi
wywrzeszczeć nowinę, usiadło spokojnie na fotelu, utkwiło oczy w panoramicznym
oknie i ważyło tajemnicze myśli. Lew i Lwica niczego, oczywiście, nie widzieli.
- Kupię sobie psa - rzekło wreszcie niby od niechcenia.
Komentarz był zerowy. Coś wisiało i nie spadało, więc Lwiątko brnęło dalej.
- Oni mają psa. Jaki śliczny! Ja też chcę.
Lwica jednego była pewien - coś trzeba powiedzieć. Lew był pewien drugiego -
nie chciał psa w domu.
- A starczy ci pieniędzy po kupieniu gier - spróbowała pomacać grunt Lwica.
- Nie chcę już gier, przynajmniej na razie. Jaki on śliczny! - Lwiątko
oddeklarowało elektronikę, a zadeklarowało podziw dla obcego czworonoga.
- Tak… - rzekł Lew powściągliwie.
- To kiedy kupujesz? - Lwica przeszła do konkretów widząc w tym najprostszą
drogę do celu.
- Właściwie to wolałbym go dostać w prezencie. I to mógłby być pies nas
wszystkich - Lwiątko wykazało się nie lada pomysłowością.
- Ja już kiedyś miałem psa - rzekł ostrożnie Lew - i na razie nie chcę mieć
innego. Jeśli będziemy mieli w domu psa, to nie będzie to mój pies.
Lwiątko już wiedziało, że ojca teraz nic nie przekona. Jedyny ratunek w mamie.
- Będziemy mieli psa, prawda? Będziemy się z nim bawić! - agitowało trochę za
głośno.
- Ja też się będę z nim bawić - powiedział niespodziewanie Lew - ja tylko nie
będę nic przy nim robić. Będziesz musiał wszystko zrobić sam. No, może nieraz z
pomocą mamy. Jeśli się zgodzi.
- Wszystko? - jęknęło Lwiątko.
- Wszystko! - nie pozostawił cienia wątpliwości Lew - nakarmić, wykąpać,
posprzątać, wreszcie wyprowadzić na spacer bez względu na pogodę, chęć i
wszelkie inne okoliczności. A z doświadczenia wiem, że często nie jest to łatwe.
Lwiątku nagle perspetywa posiadania pieska wydała się bardziej odległa niż Alfa
Centauri. Mimo to postanowił:
- To ja wszystko zrobię. Naprawdę! - dodał widząc nieco niepewną minę ojca.
- I nawet zostaniesz z nim w domu, gdy my pojedziemy na wakacje? - spytał Lew.
- Przecież są psie hotele!
- Lub zapłacisz za hotel?
Z wszystkich rzeczy na świecie Lwiątko było pewne tych dwóch. Za nic na świecie
nie opuści takich fantastycznych wakacji, jakie ma co roku z rodzicami. I na
razie nie będzie go stać na opłacenie psiego hotelu.
- Kupicie mi później, dobrze? Może na gwiazdkę - zamruczało potulnie Lwiątko.
- Może tak, może nie - powiedział Lew - jeśli będzie temat, to będzie i decyzja.




Temat: Meble, bibeloty PRLu
U dziadkow w pokojach stały meble przedwojenne, w kuchni – olbrzymie
kredensy.
Jeden pokoj był sypialnia, z podwojnym łożkiem, 4-drzwiowa szafa, 2
nakastlikami, toaletka i kredensikiem – teraz znajduje się to u mnie.

Kryształy – tak ozdobne – flakony, miski, jak i uzytkowe – szklanki,
szklaneczki, kieliszki – były u babci w uzyciu, w związku z tym np.
z serwisu na 24 osob do dnia dzisiejszego ocalal 1 kieliszek na
wino, zestawy karafkowe – albo sam korek, albo sama karafka, itd.
Itp.

Nikt w rodzinie nie miał słynnej ryby, ale był taki flakon – tez mi
przypadl w spadku, upolowałam potem koszyczek, a teraz szukam ryby 

U mojej ciotki była amerykanka, ze schowkiem na pościel, moi rodzice
spali na wersalce, ja na potężnym tapczanie zeskrzynia pod spodem,
potem zas na wersalce, a brat – na szafkotapczanie. Koszmarek, bo
albo wpadało się w „dzire” od saciany, wiec trzeba było zapychac
poduchami, albo waliło się głowa w polke. Po zwinieciu spania mogły
być rozstawione dwa stoliki i trzeba było uważać, by nie podciąć ich
nozek na zawiasach, bo wtedy wszystko lecialo.

U drugiej ciotki – cale wyposażenie kuchni, laczne z szufladkami,
lampami wiszącymi i stojacymi, zegarami, świecznikami itd. Itp. Było
z Włocławka. Miała tez pierwsze Kon-tiki, bujany fotel „40latka” i
czarno-czerwony wełniany koc w krate. Te dwie ostatnie rzeczy były
moim marzeniem, i zaraz po slubie w koncu udalo mi się zdobyc.

Jeleni nie posiadaliśmy na ścianach, za to, także w pokoju dzieci,
pare oryginalnych obrazów – ponieważ nie pasowaly do nich plakaty –
tego tez u nas na ścianach nie było.
Za to dywany tak na ścianach jak i na podłodze.

Przez jakis czas w drzwiach kuchennych była „zasłona” z drewnianych
elementow (u ciotki – z kolorowych plastikowych paskow)

Do tego regały z książkami i pełno kwiatow doniczkowych.

I co najważniejsze – zdecydowanie mniej się wtedy kurzyło iż dzis ;))




Temat: Wasze szczególne przypadki roztargnienia :)
To ja tak spalilam wanne.
Garnek sie zapalil, stwierdzilam ze najlepiej zgasic w wannie, bo
sie ogien odgrodzi od reszty rzeczy, nigdzie nie prysnie itp. Akryl
w wannie sie lekko stopil, na szczescie nie przeciekala ;)

Nieustannie zadaje sobie pytanie"co ja mialam zrobic?" na zmiane
z "po co ja tu przyszlam"?

Klucze od mieszkania i samochodu i do pracy mam na jednym kolku:
- czesto jadac samochodem zastanwiam sie czy ja wzielam klucze od
mieszkania lub pracy
- probuje otworzyc drzwi do klatki pilotem

W wieku kilku lat wstalam zaspana poznym wieczorem aby zrobic siku.
Udalam sie do pokoju rodzicow, ktorzy ogladali telewizje. Poniewaz
mielismy klopoty z pradem (zmiana natezenia) i telewizor ciagle sie
wylaczal a to czasy bezpilotowe byly wiec po kazdym wylaczeniu
trzeba bylo ruszyc tylek z fotela, to podlaczony byl do malego
urzadzenia stabilizujacego natezenie pradu. No i ja tej nocy
wkraczam do pokoju, podchodze do stabilizatora, koszula nocna do
gory i zaczynam kucac. Szczescie, ze rodzicielka przytomna i mnie
znad urzadzonka zgarnela, bo pewnie bym sie lekko zaswiecila :)

Ciagle sie musze wracac ze smieciami do smietnika.
Raz zdarzylo mi sie razem z nimi wyrzucic klucze (zamykam drzwi od
mieszkania klucze zostaja w reku bo jeszcze samochod trzeba odpalic
to po co je wkladac do torebki a potem wyjmowac). Od tamtej pory
przed smietnikiem sprawddzam dokladnie co trzymam w reku.

Kupilam milion obieraczek do warzyw. 999 tys. obieraczek do warzyw
wyrzucilam razem z obierkami.

Od trzech tygodni moj plaszcz i parasolka wisza w biurze, bo rano
padalo a po poludniu juz nie wiec obu tych rzeczy zapomnialam. I tak
zapominam codziennie.

Napisalam tych kilka zdan, okienko otwarte, bo moze sie jeszcze cos
przypomni. Juz wychodze z biura, czas na maila wymeldowujacego do
francuskiego chlopaka nie mowiacego po polsku. Tresc cytuje: "to ja
juz ide do domu". Poszlo, niech chlopak troche ze slownikiem
posiedzi ;)




Temat: When the shit hit the fan.
Gość portalu: MACIEJ napisał(a):

> Gdy podlaczyli CB radio nie bez srachu nowa niespodzianke ma dla nich Rusty
> Nail.
> Maja zjechac na boczna droge i tam wyjsc z samochodu i isc 100 stop polna
droga
> .
> Moglby sie ktos zapytac,czemu malolaty tak sluchaja Rusty Nail,ale to
przeciez
> przez zwykla solidarnosc.
> Rusty juz porwal Charlotte,czyli najlepsza kolezanke Leelee Sobieski z
> uniwersytetu i ma ja zwiazana w kabinie truck'a.
> Nie uszli malolaty polna droga za daleko,bo truch wali prosto na nich z
> zamiarem rozplaszczenia.
> Przemyslnie uciekaja w pole kukurydziane,ale truck,tym razem juz bez
przyczepy
> nie daje za wygrana i gania ich po polu koszac przy okazji kukurydze.
> Udaje im sie kilka razy rozpierzchnac,ale po ostatnim razie Fuller i Lewis
> odkrywaja ze wsciekloscia ze Rusty porwal im urodziwa Leelee na ktora obaj
> mieli wielka ochote.
> Gdy dopadaja do swojego samochodu,on juz plonie,a z CB radio powtarza sie
stara
>
> spiewka ,ze maja umowione spotkanie w motelu o polnocy,oczywiscie w pokoju 17
i
>
> zeby nie zapomnieli przyniesc pink szampana ze soba.
> Lewis w ostatniej chwili chwyta pink szampana zanim grat wybucha.
> Do miasta jest 7 mil i nie wiecej niz tyle minut do polnocy,wiec kradna
> samochod na stacji benzynowej,by w ostatniej chwili dopasc do motelu.
> Tam Leelee juz jest przywiazana do fotela z lufa wycelowana w czolo a cyngiel
> podlaczony do klamki.
> Otwarcie drzwi zastartuje reakcje lancuchowa.
> No wiec cwany Fuller od back yardu zachodzi Rustego,ale ten jakby na niego
> czekal i wiesza Fuller'a na plocie nadziewajac go na spike.
> Ciezarowka zatacza dziwne kolo na zapleczu motelu i zatrzymuje sie na chwile
by
>
> naraz ruszyc prosto na Fuller'a wiszacego na plocie.
> W kulminacyjnym momencie zjawia sie policja i strzela ze sto razy do
> trucka,ktory mimo wszystko przejezdza przez motel.
> Leelee i Fuller cudownie ocaleli i to oboje z rak niezawodnego Lewis'a a w
> truck'u znajduja podziurawione kulami cialo Dashey oraz zwiazana Charlotte.
> Zanosi sie wszystko na happy end gdy tu nagle slysza w CB radio glos Rustego
> Naila rozprawiajacego o pogodzie.




Temat: Wasze szczególne przypadki roztargnienia :)
wynajmuję pokój u pewnej starszej pani, ale telewizor jest w moim pokoju, więc
ona czasami przychodzi coś obejrzeć. Siada na fotelu przy stoliku i ogląda, na
stoliku przeważnie stoi krem do rąk i ona oglądając smaruje sobie ręce tym
kremem. Kiedyś wyjechała na kilka dni, ja akurat kupiłam sobie drogi i dobry
balsam do ciała, usiadłam przed telewizorem, postawiłam balsam na stoliku i
zaczełam się nim smarować. Zostawiłam balsam na stoliku, pani wróciła, wzięła go
sobie przy najbliższej okazji, bo myślała, że to jej, a ja myślałam, że
zostawiłam go w innym miejscu i szukałam po całym pokoju. W międzyczasie
przyszło mi nawet do głowy, że mogłam wziąć ten balsam ze sobą jak jechałam do
mamy i u mamy go zostawić. Zorientowałam się, gdy pewnego dnia ujrzałam
buteleczkę po balsamie w koszu na śmieci

kiedyś rozmawiałam z koleżanką na temat tabletek antykoncepcyjnych
ja: słuchaj, jak myślisz, co się stanie, jak tabletki nie zadziałają, kobieta
zajdzie w ciażę, a nadal będzie je brała?
koleżanka: no nie wiem... chyba przestanie je brać jak się dowie
ja: ale chodzi mi o to, co się stanie ogólnie jeśli kobieta w ciaży będzie brała
tabletki antykoncepcyjne
koleżanka: a po co ma je brać, jeśli jest w ciąży?!
ja: no ale jeśli na przykład podczas ciąży będzie miała nieregularnie okres...?
obie: wybuch śmiechu:D

spotkałam się dziś z koleżanką, która była mi winna trochę kasy. Oddała część -
100zł (poza tą stówą nie miałam żadnej gotówki) i poszłyśmy na piwo. Koleżanka
pyta, czy kupić mi piwo (jako że jeszcze troszkę kasy mi wisi), na co ja
odpowiadam: tak, kup mi, bo nie mam żadnej gotówki przy sobie.



Temat: Strasburg AD 1998 czyli o pamięci zewnętrznętrznej
Strasburg AD 1998 czyli o pamięci zewnętrznętrznej
Co to ja miałem takiego dobrego w młodości...? Aha...pamięć! Zajrzałem do
notatek z podróży pt.” Na koniec świata” z 1998 r i co tam znalazłem:
„31.05. 1998 niedziela
Wyjazd do Strasbourga. Całe miasto zatkane parkującymi samochodami,
głównie niemieckimi, zresztą wszędzie można płacić markami, można by
spekulować czy nie opłaca się to bardziej niż frankami. Wreszcie znajdujemy
parking podziemny, a więc płatny ( w niedzielę!), też zapchany,
znajdujemy pojedyncze wolne miejsca dopiero na trzecim poziomie.
Parking pod placem Gutenberga, tuż obok katedry, która jest ogromna,
bogato zdobiona, szczególnie wieża. Dwa razy wycofujemy się z wnętrza, bo
trwa nabożeństwo, za 20 FrF od głowy idziemy krętymi schodami (350) na
taras. Po schodach w tłumie, wpuszczanym wahadłowo grupami, wspinają
się lub są niesione także psy. Przy wyjściu spory pokój zajmuje
mechanizm zegara. Widok z tarasu na cały Strasbourg, ale nie porywający,
tym bardziej, że nie można podejść do skraju, bo ogrodzony siatką.
Wreszcie dostajemy się do katedry - wnętrze ogromne, z płytkimi
transeptami, wspaniałe witraże (w apsydzie współczesny), apsyda okresowo
oświetlona (po wrzuceniu monety?) nasuwa skojarzenia bizantyjskie: złoto,
freski. Koronkowa, kamienna, niesłychanie - misterna kazalnica, po
prostu przestrzenna dłubanina, przypominająca chińskie kule rzeźbione z
kości słoniowej (ale ta jest duża i z kamienia!), wspaniałe, wiszące
nad nawą organy. W bocznej nawie kolumna z XII w., ozdobiona rzeźbami
aniołów i bardzo rozbudowany, na całą ścianę, wielotarczowy zegar
astrologiczny z ruchomymi figurkami.
Chodzimy potem po mieście (jak zwykle bardzo bogate, piękne wystawy-
szkło, wyroby jubilerskie, ludowe itp.). Kawę (au lait) pijemy w ulicznym
ogródku, obsługująca nas panienka uporczywie mówi po niemiecku, nic
dziwnego, odnosimy wrażenie, że wszyscy inni goście to Niemcy. Potem
jeszcze spacer brzegami Ill, oglądamy liczne, wypełnione do
ostatniego miejsca statki spacerowe. W jednej z wąskich bocznych
uliczek spostrzegamy, otoczonego ruchomościami, zgromadzonymi w
plastykowych torbach, klasycznego kloszarda, wygodnie rozsiadłego w
postrzępionym fotelu.”
A byłem przekonany, że wtedy nie byliśmy w katedrze...




Temat: Jakie objawy byly na poczatku?
Opisujecie sporo objawów związanych za zaburzeniami SI. Ale przeciez
nie każde dziecko z tymi zaburzeniami musi byc autystyczne.
Jesli pominę sprawy związane z SI (problemy przy czesaniu,
smarowaniu buzi kremem, myciu zębów, branie wszystkiego do buzi,
fikołki, wiszenie na fotelu głową w dół, ;) bujanie na huśtawce
godzinami itp.), zostają mi takie "objawy":

1. Zupełne ignorowanie równieśników. Córka traktowała dzieci jak
powietrze, mając 2, 3, 4 lata. Nie odpowiadała na pytania, nie
włączała się do zabaw - po prostu miało się wrażenie, że dla niej
równie dobrze tych dzieci mogłoby nie być.

2. Echolalia - u córki głownie "odroczona" w czasie. Swego czasu to
było moje źródło wiedzy o tym, co działo się przedszkolu.
Przez pewien czas miała swoje ulubione zdanie-wytrych. Kiedy chciała
zagadać, nawiązać jakiś kontakt - albo po prostu bez specjalnego
celu - mówiła "wiesz, mamo, chciałabym mieć takiego brata jak
Tygrys" (był to nieco przerobiony cytat z bajki).

3. Kolejna sprawa to nieumiejętność odpowiadania na proste nawet
pytania, jeśli wcześniej nie znała odpowiedzi. :) Np. mając 4,5 roku
nie potrafiła nawet próbować sklecić odpowiedzi na banalne pytanie
"co to jest kałuża?". Mimo że na codzień była super gadatliwym
dzieckiem ze sporym zasobem słów. Ewentualnie jeżeli odpowiadała, to
pierwszym skojarzeniem, jakiejej przyszło do głowy. W tym przypadku,
cytuję: "Teletubisie chlap chlap" - koniec cytatu. ;) To było dośc
uderzające w zestawieniu z tą codzienną gadatliwością.

4. Nie zadawała pytań, zwłaszcza nie pytała "dlaczego". Po prostu
chyba nie przychodziło jej do głowy, że można o coś takiego
spytać. ;) Rzadko pytała "co to?", ale pytała. pierwsze sensowne
pytanie "dlaczego" usłyszałam od niej, kiedy miała już ponad 5 lat.
Wczesniej jeśli pytała, to na zasadzie powtarzania moich pytań.
Podobnie nie umiała odpowiadac na pytania "dlaczego", jesli nie
znała odpowiedzi (patrz pkt 3 ;)).

5. Miała swój specyficzny sposób mówienia. W zasadzie trudno było
mówić o jakiejś rozmowie z nią - bardziej to przypominało monologi
(chociaż z reguły były to monologi na temat :)). Powtarzała pewne
rzeczy w nieskończoność, mówiła po kilka razy dziennie to samo (do
dziś jej to zostało, chociaz w o wiele łagodniejszej formie).

6. Z wcześniejszych wspomnień: bardzo wcześnie zainteresowała się
literkami. Pamiętam, że kiedy miała trochę ponad rok, jeszcze nie
chodziła, a już potrafiła pokazać na klawiaturze prawie wszystkie
litery (na zasadzie: "pokaż, gdzie jest m jak mama, t jak tata, p
jak pan, z jak Zuzia - itd.). Łapała to błyskawicznie - wystarczyło
jej pokazać ze dwa razy i już wiedziała. Pamiętam, że mieliśmy z
tego niezły ubaw - nikt wtedy nie przypuszczał, że ta niewinna
zabawa to symptom czegoś niepokojącego.

7. Jako siedzące niemowlę miała swój zwyczaj - w lewej łapce
trzymała zabawkę. W samym trzymaniu zabawki nie ma nic
niepokojącego, dzieci po prostu tak robią - ale ona trzymała ZAWSZE
coś niebieskiego - klocek, kółko, cokolwiek, byleby było niebieskie.

Tyle pamiętam na dziś.




Temat: sciana -dom na wsi - potrzebuje rady :-)
Uff, jakoś udało mi sie pootwierać fotografie, które mi podałaś. Oto co o nich
myślę :-) TYLKO NIE WIEM CZY PO KOLEI MAM ZAPISANE ZDJĘCIA WIĘC W KAZDYM OPISIE
PODAM "ZNAK SZCZEGÓLNY"
ŻEBYŚ WIEDZIAŁA DO KTÓREGO JEST OPIS :-)

ad 1.(nadmuchana kanapa w kolorze pomarańczy)

za: jasno, słonecznie, świetny stół - takie lubie,
przeciw: nie lubię żółtego koloru, nie mogę sobie pozwolic na aż tyle otwartej
przestrzeni na półkach :-) mamy dwoje dzieci (5 lat i 5 miesięcy) i baaaardzo
dużo drobiazgów doprzechowania.
krzesła wydają się być niewygodne.nie podoba mi się kanapa.

ad 2. (wiszące białe lampy)

za: białe szafki kuchenne z jasnymi blatami -właśnie o takowych myślałam,
relingi na ścianach - takie już posiadam, wiszą na nich kubki i inne drobiazgi.
półka na talerze też mi się podoba.
pzreciw: okropnie brzydkie regały - magazynowe
kolor inox - ja mam lodówkę, zmywarkę, a w przyszłości i zamrażarkę - w kolorze
białym :-)
za dużo plastiku - myślałam bardziej o drewnianych dodatkach.
stół+krzesła+oświtlenie = nie mój styl

ad.3 (pokój dzielony z olbrzymim żyrandolem_

za:kolor ścian, ładne zasłony, abażury lamp, podłogi
przeciw: cała reszta :-)

ad.4 (olbrzymie kanapy i poduszki )
za: świetne kanapy, kolory (nie myślałam , że zielone ściany są takie przytulne)
wszystkojest w moim stylu tylko nie:
przeciw: oswietlenie - zbyt wymyślne

ad 5. (waga w kuchni)

za:oświetlenie, zasłony,podłoga
przeciw: nie lubie takiego stylu - straszny bałagan !!!

ad 6. (skos)

za: pięknie, jasno o takich połączeniach kolorystycznych myślałam - tylko
kanapy bym ciemne dała.
przeciw: podłoga, firanki i to oświetlenie :-)

ad 7.(halogeny w suficie)

za: stół, krzesła, klosze lamp, ciekawie rozwiązana sprawa szafek kuchennych,

przeciw: ten żółty kolor mi nie pasuje... ogólne wrażenie rozgardiaszu -
bałagan...
i te nieszczęsne halogeny... nie lubię takiego sklepowego oświetlenia.

ad 8. (zieloność)

za: pięknie zielono- tak soczyście mniam :-), stół, lampy, kwiaty, wiklina

przeciw: nie bardzo pasujemi ta szafka na naczynia, troche przy ciężkie fotele
w pokoju, i podłoga zbyt zimna.
nie bardzo mogę sobie obecnie pozwolić na takie wydzielenie kuchnio-jadalni od
reszty
pokój gdzie ma być kuchnia-jadalnia-dzienny, to jedno pomieszczenie w kwadracie
(na każdej ścianie albo okno albo drzwi.)

ad 9 (żółta roleta)

za: wiklina, oświetlenie,ława do siedzenia , stół, szafki i blaty kuchenne,
poduchy, kwiaty. piękne.

przeciw: żółty, półka otwarta a na niej bałagan:-), ciasno, ale przytulnie (to
za i przeciw)

ad 10. (bordowe lampiony)

za: pięknie, jasno, czysto. świetne szafki, barek, baaardzo ciekawe rozwiązanie
oświetlenia sufitowego...

przeciw: klor ściany za szafkami - jakoś mi nie pasuje, zbyt ciężkie te
lampiony bordowe, i te krzesła brzydkie sa.

ad 11. (podział pokoju białymi"drzwiami"

za: kolor kanap, duże, jasno, kolor pomarańczowy jako dodatek, oświetlenie,stół
i krzesła.

przeciw:wykładzina na podłodze (teraz mam -okropnie się brudzi), otwarte
szafki - bałagan, telewizor na podłodze, i to oddzielenie stref- nie mam jak
tego zrobic.

ad 12. bordowo :-)

za: oświetlenie, krzesła, ciekawe rozwiązanie podziału stref

przeciw: zbyt ciemno, bałagan - chaos, podłoga, nie mam możliwości takiego
podziału stref.

ad 13. (żółte rolety w kratę w oknie)

za: witryna, fotele, krzesła, rolety w oknie - tylko nie w tym, kolorze
przeciw: oświetlenie, żółty :-), podłoga, biały stół!!!

UFF, SKOŃCZYŁAM Z TEGO CO WIDZĘ TO NAJBARDZOEJK PASUJE MI WNĘTRZE Z FOTKI: 4,
6, 8, (10 I 11 DO POPRAWK I BĘDZIE OK)

Nie wiem jaki to syl: wiejsko- miejsko - nowoczesny ???

Poradź, napisz co sądzisz o moich wypocinach, myślisz, że da radę stworzyć coś
na stylfotki 4-6-8 przy niezbyt dużych kosztach???
bo o to najbardziej mi chodzi. pozdrawiam ilona
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amed.keep.pl



  • Strona 2 z 3 • Zostało znalezionych 154 wypowiedzi • 1, 2, 3