Patrzysz na wypowiedzi wyszukane dla frazy: Fotele do łodzi





Temat: PKP - dajcie to do Gazety, co na to rzecznik
PKP - dajcie to do Gazety, co na to rzecznik
Przedwczoraj odwozilem zone z dzieckiem do Zagorza. Niby nic nadzwyczajnego,
ale... No wlasnie posluchajcie:
Najpierw Pani w kasie, uczyla mnie matematyki, ze 50 + 20 + 50 to jest 160.
Coz w koncu bez 'przepraszam' przyjela, ze w tym zadaniu nie ma racji. Potem
bylo czekanie na pociag. Na peronie z 10 (slownie: dziesiec) plastikowych
krzeselek. Z czego zadnego czystego!.
Przyjezdza pociag... Nie myslcie sobie - byl punktualnie. I co - wzielismy
jedynke, bo dziecko, bo 14 godzin w drodze itd. Wchodzimy, mamy chwile, wiec
nauczony doswiadczeniem testuje konkretne przedzialy (czytaj: probuje
rozkladac fotele, szukam zaslonek, otwieram okno itd.). I wiecie co w tej
jednej jedynej jedynce (w skrocie JJJ) nie rozkladal sie zaden fotel
(przepraszam, jeden sie rozlozyl, tylko siedzisko spadlo na podloge).
Wszystkie fotel mialy wysuwane do powiedzmy 75 stopni siedzisko i to
wszystko. Mysle sobie - przeciez jedziemy przez 14 godzin i nawet nie ma
foteli, ktore jak w starych, zwyklych wagonach rozkladaja sie normalnie, cos
jest nie w porzadku. Dla wtajemniczonych ten wagon byl z tych co jezdza na
trasie Lodz-Warszawa, gdzie powiedzmy spelniaja swoje zadanie.
Dalej - tylko jeden przedzial mial zaslonki szt. 4. Niestety nie wzielismy
go, bo fotele byly zbyt zardzewiale by sie w ogole rozlozyc. W naszym byla 1
zaslonka od strony okien. Napomkne, ze w 2-kach byly wszedzie zaslonki, ba
nawet nad oparciami biale tkaniny (jak podejrzewam prane raz na kwartal).
Z drobiazgow - nie bylo wody (zadnej), a ubikacja byla tak 'zuzyta', ze nie
korzystano z niej.

I kiedy juz jakos dojechalismy, zaczela sie druga przygoda. Chcialem z
Zagorza wsiasc do pociagu do Krakowa i stamtad udac sie do Lodzi. Niestety
jak jest jedno polaczenie, to nie ma drugiego, lub nie jest do niego
dostosowane. Albo z kolei Pani w informacji zapomina o tym, ze mozna pojechac
przez Warszawe - o czym pozniej sie dowiedzialem studiujac rozklad. Slowem
musze czekac do godz. 17 na odjazd tego samego pociagu, ktorym przyjechalem.
Nauczony doswiadczeniem nie kupuje juz 1-ki.

I to nie koniec, przed Radomiem - okradli mnie! Nie bylem jedynym
poszkodowanym. Pocieli mi spodnie, wyjeli portfel. Chcieli zdjac zegarek -
niestety IQ zlodziei marnie wypadl. W tym starciu Timex byl gora. Ale
porysowali bransolete. Pytanie jak to zrobili skoro musieli - odwrocic mnie
(82 kg.) na brzuch, by rozciac z tylu spodnie. Nastepnie sadzac po
zarysowaniach przez co najmniej minute probowali zdjac zegarek. Wg. policji,
ktora spisywala protokol byl to gaz, ktory doslownie uspil mnie.
W sumie nie bylo tak zle - prawo jazdy, 400 zlotych, karta kredytowa - od
razu zablokowana i jakies drobiazgi typu karta do makro. Sasiedzi mieli mniej
szczescia - jechali na wakacje, wiec kieszenie mieli bardziej pelne.

Na podroz kupilem sobie Newsweek. Wg. jednej z informacji dowiedzialem sie,
ze PKP kupuje/modernizuje wagony Intercity, w ktorych bedzie mozna obejrzec
DVD, wykapac sie pod prysznicem itd.

I mysle sobie kpina jakas. Firma, ktora nie jest w stanie zadbac o
bezpieczenstwo podrozujacych, zapewnic NORMALNYCH warunkow podrozy porywa sie
na cos takiego. Cisnie mi sie cos na usta, ale moderator chyba nie pozwoli.

Chcialbym, by tekst we fragmencie pojawil sie w Gazecie, tak by rzecznik mogl
sie do niego ustosunkowac.

Pozdrawiam
Grzegorz





Temat: Karuzela stanowisk w płockim OLPP-c.d.
Karuzela stanowisk w płockim OLPP-c.d.
Karuzela stanowisk w państwowych spółkach paliwowych. Prezesem
zarządu Naftoserwisu został Grzegorz Rurarz, wcześniej kierujący
cateringiem w "Warsie". Stanowisko prokurenta spółki powierzono
Jerzemu Machejkowi - głównemu doradcy byłego premiera Leszka
Millera. Po krytycznych publikacjach prasowych, m.in. "Naszego
Dziennika", Machejek stracił szanse na fotel prezesa Naftoserwisu.

Jeszcze pod koniec kwietnia, kiedy Jerzy Machejek, doradca byłego
premiera Leszka Millera i skarbnik założonej przez niego partii
Lewica Polska, przechodził ze stanowiska dyrektora operacyjnego
Operatora Logistycznego Paliw Płynnych na "pełniącego obowiązki"
prezesa zarządu spółki-córki, czyli firmy Naftoserwis, wydawało się,
że skrót "p.o." przed nazwą stanowiska zniknie z jego wizytówki
bardzo szybko, a ogłoszony konkurs to tylko formalność. Planowano
już zlecenie druku specjalnych wizytówek, w których Machejek miał
figurować już jako prezes zarządu Naftoserwisu. Jak mówią nasi
informatorzy, Machejek przed powołaniem na fotel prezesa zarządu
Naftoserwisu dostał zezwolenie na przeprowadzenie "czystek"
kadrowych w firmie.
Ujawnione przez "Nasz Dziennik" praktyki w wykonaniu człowieka
Leszka Millera - zwalnianie ludzi, których podejrzewano o "prawicowe
poglądy" lub związki z PiS, nie pozostały jednak bez echa. Nie żeby
ktoś w resorcie Skarbu Państwa, które forowało Machejka na fotel
prezesa zarządu, przejmował się stylem kierowania przez niego firmą
i szykanowaniem pracowników. Jak wynika z naszych informacji,
kierownictwo nadrzędnego w stosunku do Naftoserwisu - OLPP i co za
tym idzie - Ministerstwo Skarbu Państwa prawdopodobnie zaniepokoiło
się skandalem związanym z pozwami do sądu pracy, złożonymi przez
zwolnionych pracowników.
- Parę dni po publikacji "Naszego Dziennika" Machejka odsunięto w
cień. Stał się zbyt widoczny medialnie, a jego poczynania nie
odpowiadały lansowanej przez Platformę Obywatelską
rzekomej "apolityczności" w spółkach Skarbu Państwa - mówi jeden z
naszych informatorów związany z OLPP.
Nie oznacza to jednak, że Jerzy Machejek - w latach 2001-2004 główny
doradca byłego premiera Leszka Millera, w okresie PRL dziennikarz
ściśle związany z komunistycznym aparatem władzy, w okresie stanu
wojennego prezes Klubu Dziennikarzy Studenckich w Łodzi, a później,
aż do 1990 r., publicysta "Głosu Robotniczego", organu KW PZPR w
Łodzi - definitywnie stracił szanse na kierownicze stanowisko w
podległej Skarbowi Państwa spółce. Według nieoficjalnych informacji,
już w najbliższych dniach ma zostać prokurentem Naftoserwisu. Pod
koniec ubiegłego tygodnia dotychczasowy prokurent Grzegorz Rurarz,
już po publikacji "Naszego Dziennika", został powołany na stanowisko
prezesa zarządu Naftoserwisu. Zdaniem części byłych pracowników
Naftoserwisu - ta nominacja ma na celu przede wszystkim wyciszenie
zainteresowania mediów; sam Rurarz na poprzednio zajmowane
stanowisko dyrektora handlowego powołany został jeszcze przez zarząd
spółki kojarzony z PiS.
- Przez pół roku pełnił funkcję dyrektora handlowego. Jeździł,
rozmawiał, kasował delegacje, ale żadnych wielkich, istotnych z
punktu widzenia interesu spółki kontraktów nie zawarł. On lubi ten
blichtr, jaki daje kierownicze stanowisko, ale pociągać za sznurki
będzie Machejek, jeśli zostanie prokurentem - uważa jeden z członków
byłego kierownictwa Naftoserwisu.
Mimo pozwów do sądu pracy złożonych przez zdymisjonowanych już
pracowników Naftoserwisu, do niedawna kolegów i współpracowników
Rurarza, nowy prezes będzie prawdopodobnie krył działania Machejka.
Już w ubiegłym tygodniu w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" pytany o
polityczny mobbing i szykany w firmie za poglądy, zapewniał, że nic
takiego nie miało miejsca.
- Jestem w firmie od października i nikt ze mną na ten temat nie
rozmawiał. Nie ma powodów, żeby był mobbing i szykany. Takich
sygnałów wewnątrz firmy nie mamy - zapewniał Rurarz.
Grzegorz Rurarz - nowy prezes zarządu Naftoserwisu - na
samodzielnym, kierowniczym stanowisku w państwowej firmie już
pracował. Tyle że była to branża znacznie odmienna od paliwowej.
Bowiem sprawował stanowisko prezesa firmy Wars Catering - spółki-
córki Wars SA, skąd musiał odejść w 2005 roku. Jak wynika z
niektórych źródeł - m.in. portalu "Infokolej - Niezależne Forum
Kolejowe" - dymisja Rurarza z funkcji prezesa Wars Catering
spowodowana była podejrzeniami o niegospodarność i bałagan
organizacyjny.
Wojciech Wybranowski-Nasz Dziennik 20.05.2008






Temat: "żywoty świętych"
Tuż przed samymi wyborami Kalisz znów przesadził, oskarżając sztab wyborczy
Krzaklewskiego o zorganizowanie zbrojnych bojówek, by te zakłóciły wiec
Kwaśniewskiego. Sąd zobowiązał Kalisza do przeproszenia kandydata AWS jeszcze
przed wyborami. Obecny szef MSWiA nie zrobił tego. Przeprosiny zamieścił
dopiero po wyborach, czym się skompromitował jako prawnik i polityk.
Gdy po zwycięstwie Kwaśniewskiego odszedł z jego kancelarii, było wiadomo, że
postawi teraz na karierę parlamentarno-rządową. W wyborach do Sejmu w 2001
roku, w których startował z Warszawy, uzyskał sporo głosów - 33 tysiące, to
znaczący wynik, nawet jak na stolicę.
Nie udało mu się - mimo mocnego protektora - objąć stanowiska ministra
sprawiedliwości. Musiał zadowolić się funkcją poniżej oczekiwań - szefa
sejmowej komisji ustawodawczej... Jak mówiono, prezydencki faworyt utknął w
Sejmie. Realizował się za to na rautach i bankietach. Bywał niemal na
wszystkich, na które go zapraszano.
W 2002 roku zamierzał kandydować na prezydenta Warszawy. Gdy jednak pojawiły
się pierwsze sondaże niedające mu żadnych szans w pojedynku z Lechem
Kaczyńskim, szybko zrezygnował.
Szansę na wypłynięcie na szersze wody dostał, gdy powołano speckomisję do
zbadania afery Rywina. Wystartował ostro. Na początek skrytykował dostarczone
komisji akta prokuratury. - Nawet przesłuchania mogły być lepiej robione -
wytykał.

Gdy Liga Polskich Rodzin chciała odwołać swojego przedstawiciela w komisji,
mówił: - Kluby nas desygnowały, ale od momentu, kiedy Sejm nas powołał,
jesteśmy już tylko reprezentantami parlamentu i żadne wpływy polityczne na nas
nie powinny mieć miejsca. Brzmiało to groteskowo, bo podczas przesłuchań
komisji, jako członek Ordynackiej, bronił swoich kolegów z tego Stowarzyszenia.
Na początku 2003 roku nagle się z komisji wycofał, tłumacząc to natłokiem
zajęć. Nikt w to, oczywiście, nie uwierzył. Spekulowano, że odszedł, bo
postkomuniści chcieli w ten sposób osłabić i obniżyć rangę komisji, która miała
przecież badać ich grzechy. - Gdzieś została uzgodniona strategia
ubezwłasnowolnienia i likwidacji komisji - domyślał się Jan Rokita z Platformy
Obywatelskiej.
Wśród kolegów z SLD nie cieszył się sympatią. A w otoczeniu Leszka Millera,
szczególnie po zaostrzeniu jego konfliktu z prezydentem, wręcz go nie znoszono.
Uchodził za agenta Pałacu Namiestnikowskiego, czyli Kwaśniewskiego. Mimo to
wciąż starał się o jakąś partyjną funkcję. W Sojuszu żartowano, że nie ma
takiego stanowiska, o które Kalisz by się nie ubiegał. Chciał być, między
innymi, szefem partii i mazowieckim baronem SLD. Ze startu o to ostatnie
stanowisko zrezygnował zresztą w ostatniej chwili (było to jesienią ubiegłego
roku), kiedy zorientował się, że nie ma szans z Józefem Oleksym.
Gdy przed rokiem ważyły się losy rządu Millera, Kalisza jako jednego z
nielicznych w SLD podejrzewano, że może głosować przeciwko wotum zaufania dla
premiera. Sam zresztą przyznawał, że Miller musi go przekonać do poparcia planu
politycznego rządu. - Przecież jesteśmy politykami i robimy politykę - mówił.
- Niech się Kalisz nie bawi zapałkami, bo albo wywoła pożar, albo się zsiusia -
odpowiedział mu Miller ustami Marka Wagnera, szefa swojej kancelarii. W
sejmowych kuluarach szeptano, że Kalisz grał o wymarzony fotel ministra,
niekoniecznie sprawiedliwości. Jak widać, nieskutecznie.
Gdy pod skrzydłami prezydenta powstawał rząd Marka Belki, Kalisz mógł być już
pewny swego. Miejsce w gabinecie musiało się dla niego znaleźć. Nie został co
prawda szefem resortu sprawiedliwości - ten fotel czekał na PSL, na wypadek
gdyby miało dojść do poszerzenia rządu. Ale jego cierpliwość została w końcu
nagrodzona - doczekał się fotela szefa MSWiA.
Jak długo na nim przetrwa, zależeć będzie od tego, jak długo SLD utrzyma się
przy władzy. I choć tuż po objęciu stanowiska ministra spraw wewnętrznych - w
związku z wydarzeniami w Poznaniu i Łodzi, gdzie policja pomyłkowo zabiła
ludzi - jego dymisji zażądała opozycja, jedno było pewne: stołka, tak długo
wyczekiwanego, łatwo Kalisz nie opuści.




Temat: Kto poleci RYANem ?
> Przyszła mi do głowy ciekawa myśl. Mianowicie tak mówimy, że lotnisko to
> rozwój regionu, (i pewnie słusznie), ale wyobraźcie sobie kolesia,
> finansistę, prezesa lub dyrektora dużej firmy, która właśnie zaczyna budowę
> fabryki czegokolwiek, inwestując naście milionów euro w naszej kochanej Łodzi
> (albo w Ozorkowie bo tam ma lepsze warunki podatkowe, tańszą ziemię,
> ambitniejsze władze i tańszych pracowników).

Koleś Prezes Ryanem nie przyleci raczej - ale to chyba oczywiste. Natomiast
koleś kierownik działu, specjalista, konsultant nawet - czemu nie. W Niemczech
obok lotniska w Dortmundzie (które jest w szczerym polu hen za miastem) stoi
kilkanaście nowiutkich biurowców. Stoją tam bo jest tam lotnisko. I ci
pracownicy latają w interesach właśnie tanimi liniami.

> w ciasnym
> fotelu

Układ foteli zależy głównie od samolotu. Co prawda linie mogę go modyfikować ale
nie zuważyłem żadnych różnic pomiędzy 737 LOTu, Lufy, EasyJest czy Wizza - jest
tak samo ciasno :)

> Taki koleś nie kupi biletu za 10 funtów
> bo nie wypada

Mało wiesz o świecie, o który nawet się nie otarłeś w snach. To nie jest kwestia
wypadania. To jest kwestia przywileju np dla Dyrekcji i Zarządu latania pierwszą
klasą albo business. Takie przywileje są zapisane w regulaminach pracy - i jeśli
ja bym miał zapisane np przeloty klasą business refundowane przez pracodoawcę i
miałbym lecieć do Manchesteru to wolałbym lecieć LOTem z Warszawy klasą business
niż tanią linią przez Londyn.
Ale zauważ, że takich ludzi jest garstka - wielu firmach pracownicy nawet do
poziomu kierowników i niższych szczebli dyrektorów mają pozwolenie na latanie
tylko klasą ekonomiczną.

> (zakładając że to Londyńczyk to nie poleci nawet za 100 – b
> o to
> nie „dzentelmeńskie”)

A tu już chromolisz tak, że szkoda gadać.

> Tanie linie to linie typowo turystyczne, nie latają nimi kolesie w garniakach
> z czarnymi teczkami. A tak serio Łódź ma niewiele do zaoferowania turystom z
> zagranicy. Kogo z Londka interesuje stara rozpadająca się fabryka
> włókiennicza.

Tanie linie to głównie linie turystyczne. Co ciekawe wożą też turystów, którzy
nocują nawet w 4- i 5-gwiazdkowych hotelach :)
A skoro Ryan nie martwi się o potencjał turystyczny to dlaczego Ty się martwisz.
Byłeś kiedyś np w Stonehenge? Słynne miejsca, miliony turystów. NUUUUUUUUUUDA
taka, że dłużej niż 5 minut nie ma tam co robić. MARKETING, MARKETING i MARKETING.

> Szansa jest w uczelniach i ruchu studentów między uczelniami.

Słusznie - i zapewne uczelnie wygenerują spory ruch.

> > Może na rzecz obłożenia zrezygnować z tak dużej częstotliwości lotów. Tanie
> linie strasznie spienia, gdy muszą wozić powietrze.

Ale my nie jesteśmy firmą Ryanair, żeby coś zmieniać. Skoro uznali, że im się to
opłaci to zakładamy, że wiedzą co robią :)

> I jeszcze jedno. Już wiem na czym zarabia RYANAIR
> Zmiana np. kolejności imion w rezerwacji (Najpierw podałem 2 zamiast 1) miało
> kosztować 60 euro. Pan w słuchawce zgodził się na 10. Zakład że nie jeden
> zapłacił 60 euro. To więcej niż zupełnie nowy bilet. Kto główkuje nie zmieni
> rezerwacji, tylko zrobi sobie nową. Potem Ryan mówi że sprzedaje mnóstwo
> biletów. Ciekawe, prawda ???

Bardzo ciekawe. Biorąc pod uwagę, że taki Centralwings czy WizzAir W OGÓLE CI
TEGO NIE UMOŻLIWIA. To rzeczywiście fatalnie, że EasyJest czy Ryanair
umożliwiają Ci to za opłatą - a fe!
A na drugi raz nie myl się. AFAIR w LOCie też nie zmienisz danych na bilecie.

pzdr
topjes




Temat: łódzki Teatr Nowy pod rządami Grzegorza Królikiewi
łódzki Teatr Nowy pod rządami Grzegorza Królikiewi
Ilu trzeba sezonów, żeby zbudować zespół teatralny, ukształtować profil
artystyczny, zdobyć publiczność? Co najmniej kilku. Ilu trzeba sezonów, by
zniszczyć to wszystko do dna? Wystarczy jeden.

Kto chciał i kto nie chciał, musiał się dowiedzieć o tym, co działo się w
łódzkim Teatrze Nowym po śmierci Kazimierza Dejmka. Wojna o fotel dyrektora
artystycznego okazała się piramidą absurdu, której nie wymyśliliby Gombrowicz
pospołu z Mrożkiem. Zespół – dumny, że był zespołem Dejmka – zabiegał o
Tadeusza Bradeckiego. Prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki odpowiadał:
najlepszym kandydatem na dyrektora artystycznego jest Grzegorz Królikiewicz.
Nie pomogło nic – ani argumenty, ani autorytety, ani ogólnopolski marsz
protestacyjny, ani interwencje ministra i wszelkich organizacji.

No i mija pierwszy sezon. Kiedyś mówiło się – sezon w Łodzi nie zaszkodzi.
Teraz wiadomo, jak jeden sezon może zaszkodzić Łodzi. Tyle wystarczyło
Grzegorzowi Królikiewiczowi, by zmieść Nowy z teatralnej mapy.

Błyskawicznie wymazane zostało wszystko, co zostało po Dejmku, choć już w
zapisie swych wstępnych planów Królikiewicz obiecywał oddanie hołdu
poprzednikowi poprzez utrzymanie w repertuarze sztuk przez niego
zrealizowanych. Tym, którzy pamiętają o zobowiązaniach i pytają o „Hamleta”
(po śmierci Dejmka inscenizację do premiery doprowadził Maciej Prus) albo o
napisany przez Tadeusza Słobodzianka specjalnie dla Dejmka „Sen pluskwy”,
pokazuje się tablicę na cześć mistrza. Kalisz chciał pokazać łódzką „Kurkę
wodną” Witkacego (w reżyserii Łukasza Kosa – z epoki
przedkrólikiewiczowskiej) festiwalowej publiczności. Dyrekcja powiedziała
nie. Dlaczego? Nie wiadomo. Protestowała komisja ds. etyki ZASP: „Decyzja
dyrekcji Teatru budzi nasze oburzenie i stanowi kolejny dowód niekompetencji
kierownictwa artystycznego Teatru i jego złej woli wobec bezspornych dokonań
poprzednich dyrektorów Teatru Nowego”.

A dla tych, którzy oburzają się, że z repertuaru zniknęło wszystko z czasów
Dejmka, jest kontrargument w postaci aż dziesięciu premier w sezonie. Co z
tego jednak, skoro wobec kilku z nich nadużyciem jest już samo
określenie „premiera”.

Ja tu jestem królem

Grzegorz Królikiewicz, filmowiec („Na wylot”, „Tańczący jastrząb”, „Przypadek
Pekosińskiego”), sam nie wyreżyserował nic. Za to obiecywał plejadę
najlepszych realizatorów. Okazywało się jednak, że twórców z uznaną pozycją
szef artystyczny pozyskać nie jest w stanie.

polityka.onet.pl/162,1173704,1,0,artykul.html



Temat: II Biały Marsz
Moje zle przeczucia mnie nie zawiodly! Oto prosze:
Moje zle przeczucia, intuicja mnie nie zawiodly:

"Papieżowi Polakowi w hołdzie

Czwartek, 13 października 2005r.

Nie tylko modlitwy towarzyszyć będą obchodom Dnia Papieskiego, w najbliższą
niedzielę, w 27. rocznicę pontyfikatu Jana Pawła II.

Parafia Miłosierdzia Bożego w Skierniewicach buduje... Górę Papieską, przed
którą stanie nowy pomnik Jana Pawła II.

Z czterometrowego zbocza będzie spływał kaskadami strumień. Całość otoczą
drzewa, a nocą wszystko utonie w morzu świateł. ? Pomnik będzie miał 2,2 metra
wysokości, a postać Papieża będzie nieco wyższa... od Karola Wojtyły ? wyjaśnia
ks. Jan Rawa.

Pominik Papieża zostanie również odsłonięty na dziedzińcu budowanego kościoła
pw. św. Jadwigi Królowej w Radomsku.

Kulminacją obchodów Dnia Papieskiego w Łowiczu będzie bieg. Jego uczestnicy
wystartują w niedzielę z placu, na którym w 1999 roku gościł Jan Paweł II, i
trasą, którą jechał Papież, pobiegną pod pomnik.

Podstawówki w Łodzi i Domaniewicach, Zespół Szkół w Waliszewie Starym i LO w
Piotrkowie Trybunalskim otrzymają imię Jana Pawła II.

Z Sanktuarium Matki Bożej Księżnej Sieradzkiej w Charłupi Małej wyruszy w
niedzielę procesja z zapalonymi świecami. ? Chcemy przypomnieć dni, kiedy
Ojciec Święty odchodził od nas. Paliliśmy wtedy światła ? mówi ks. Marian
Bronikowski.

W niedzielę w sieradzkiej parafii pw. Wszystkich Świętych odbędzie się zbiórka
pieniędzy na Fundację Trzeciego Tysiąclecia im. Jana Pawła II.

? Pieniądze przeznaczamy na edukację zdolnej, ale biednej młodzieży ? informuje
proboszcz ks. Czesław Rawski.

Kremówki na wzór wadowickiej upieką bełchatowscy cukiernicy. Dziś ulicami
Bełchatowa przejdzie Różaniec Fatimski, w planach jest też przekazanie Księgi
Kondolencyjnej siostrom zakonnym do Domu Rodzinnego Ojca Świętego w Wadowicach.
Bełchatowianie będą mogli też wpisywać się do księgi wspomnień.

W łódzkiej katedrze obchody zaczną się w sobotę wieczorem koncertem smyczkowym
i modlitwami o beatyfikację Jana Pawła II przy jego pomniku. W niedzielę przez
cały dzień, zamiast mszy będą się odbywać multimedialne prezentacje, dotyczące
życia i działalności Papieża. Na niedzielę studenci z Duszpasterstwa Młodzieży
Archidiecezji Łódzkiej przygotowują Biały Marsz.

? Wyruszymy o godz. 17.30 z placu Wolności do katedry ? mówi ksiądz Jarosław
Kłys, opiekun duszpasterstwa. ? Mamy nadzieję, że w marszu na cześć Ojca
Świętego udział weźmie jak najwięcej młodych ludzi.

W łódzkich Łagiewnikach zostanie poświęcona tablica, upamiętniająca pontyfikat
Ojca Świętego. Planowane jest także otwarcie stołówki dla ubogich. ? Będzie to
realizacja przesłania, które pozostawił nam Jan Paweł II ? wyjaśnia ojciec
Piotr Duda, franciszkanin.

Władze Łodzi finalizują sprawę utworzenia Centrum Jana Pawła II w dawnym
Unionteksie, gdzie w 1987 roku Papież spotkał się ze szwaczkami. ? Jest już
trzech kandydatów na inwestorów, niebawem wybierzemy jednego ? mówi
wiceprezydent Włodzimierz Tomaszewski.

W Muzeum Historii Miasta Łodzi zostanie otwarta sala Jana Pawła II, gdzie
będzie stał m.in. fotel, na którym siedział Papież.

(pz) - Dziennik Łódzki"

P. S.
cytat:
"Na niedzielę studenci z Duszpasterstwa Młodzieży Archidiecezji Łódzkiej
przygotowują Biały Marsz.

? Wyruszymy o godz. 17.30 z placu Wolności do katedry ? mówi ksiądz Jarosław
Kłys, opiekun duszpasterstwa. ? Mamy nadzieję, że w marszu na cześć Ojca
Świętego udział weźmie jak najwięcej młodych ludzi."

Teraz jasne kto za tym stoi !

Nie ma oczywiscie problemu. Chodzi wylacznie o JASNE POSTAWIENIE SPRAWY !

Nikt mi nie wmowi, ze jest to "oddolna", "spontaniczna" impreza z "potrzeby
chwili i serca".

Metody sekty.

Czysta manipulacja.




Temat: Czy Gorzów jest fajny??Dlaczego??
Gość portalu: Ergo napisał(a):

> No cóż, Gorzówek jest raczej dziwny: psy łażą bez kagańców i robią kupę na
> trawnikach. Nikt po nich nie sprząta.

Tak, we Wroclawiu kazdy pies ma kaganiec i zaden pies nie kobi kupy na
trawnikach...

> Ludziki słuchaja w blokowych
> mieszkaniach muzyki na maxa i nie dotyka ich anatema społeczna.

W Warszawie kazdy slucha muzyki po cichu...

> Dwa kina ( i
> tu i tu brudno, śmierdząco, fatalne nagłośnienie

Jeszcze niedawno bylo takie kino "Baltyk" w Poznaniu... Zapach swiezosci z WC,
wykwintne skóry na siedzeniach, cudowne efekty dodatkowe i dzwieki wydawane
przez fotele... Az nie przyszlo Multikino. Ale do nas tez przyjdzie, moze nawet
Kinepolis! Zreszta Kopernik nie jest taki zly, powinni tylko zainwestowac w
nowe fotele.

i filmy zrywane co średno 2
> razy w czasie seansu).

Bylem w Gorzowie dotychczas na kilkuset filmach w ciagu ostatnich 25 lat i
jedyne co sie zerwalo w tych kinach to ja gdy film byl kiepski...

> Imprezki miejskie- główna atrakcja to gar zupy (
> ostatnio wyjątkowo podła pomidorowa z lekko rozgotowanym makaronikiem).

No wiesz... to zalezy kto na co liczy... ja rozumiem darmowa zupka... nie
trzeba na dworcu ...

> Toleruje się ( a raczej popiera) złodziejstwo- osławiona juma i "giełda
> samochodowa"(nie znam nikogo kto zgłosił na policję sprzedaż kradzionych,
> różności).

No, bo w Szczecinie na przyklad to nie wiedza co to juma, kazdy grzecznie
kupuje perfumy w sklepach i jezeli zauwazy cokolwiek z niejasnego źródła -
natychmaist zgłasza policji...

> Uczelnie wyższe- sam smak- AWF magistrzy od fikołków

No bo w innych miastach AWF to sami doktorzy tyle, ze bez medycyny, geniusze w
swojej dziedzinie, wszechstronnie uzdolnieni studenci doskonale znajacy jezyki
obce, zwlaszcza w Poznanskim AWF

> i różnego
> rodzaju filie ( 1500-2000 PL semestr i wszyscy "sudenci").

Tak, teraz tylko w Gorzowie sa jakies dziwne filie, bo np. w Gdańsku, czy
Bydgoszczy to w zyciu za 1500-2000 nie znajdziesz studiow...

> Kiedyś był dobry
> klub jazzowy - teraz był umarł. Kto ma rozum- ucieka gdzie pieprz rośnie.

Taaa, teraz w kazda wiocha ma lepszy klub jazzowy. Po cholere taki Bieleninik
na koncerty tu przyjezdza, albo najlepszy jazzmen na swiecie (nie pamietam
nazwiska, ale byl czarny ;) Aaaaa... juz wiem! Bo tylko u nas, tylko w Gorzowie
pieprz nie rosnie..............

Dalej uciekaj, tylko uwazaj:

w Poznaniu na dziecko (pedofile w chórach, biskup...)

w Lodzi na pogotowie ratunkowe i handel skórami i sąsiadów trzymających zwłoki
swoich dzieci w beczkach... Proponuje zainwestowac w mieszkanko w bloku na
Bałutach (darmowe kraty na oknach nawet za 2 pietrze...)

w Warszawie na złodziei samochodów, kieszonkowców, ruskich no i przemiłych
szalikowców, korzystaj z niepowtarzalnej atmosfery Dworca Centralnego i
niezwykle tanich taksówek, które niczym muzeum kryją różne historie stolycy...

W Katowicach rozkoszuj się cudowną architekturą budownictwa mieszkaniowego oraz
niepowtarzalnie bogatym w składniki tablicy mendelejewa powietrzem...

Ze co? Ze z kim ja Gorzow porownuje?
Acha, Gorzow to odpowiednik wielkosciowy:
Slupska...
Koszalina...
Tychow...
Zielonej...
Pily...
Kalisza...
Płocka...
Włocławka...
Tarnowa...
Rybnika...
Dąbrowy Górniczej...
Piotrkowa Trybunalskiego...
Siedlec...

Ach... gdzie tam... przeciez to same perelki gospodarki i cudownie rozkwitajace
miasta...
tja.....



Temat: kino ZZK "OŚWIATA"

> W pełni się z tobą zgadzam ale nie o taką kulturę i oświatę mi chodziło.Z Domu
> Kolejarza przy pewnym nakładzie środków możnaby zrobić
> niesamowicie "klimatyczne" miejsce które z takimi scenami nie miałoby nic
> wspólnego, bez lotniczych foteli z uchwytem na kubek i smrodu popcornu.Wyobraź
> sobie elegancki wystrój z lat trzydziestych albo czterdziestych,ciężkie
> aksamitne kotary, kanapy albo fotele zamiast krzeseł(tak jak w Lunie albo w
> Warsie na rynku Nowego Miasta) - kino studyjne które równie dobrze mogłoby być
> teatrem i jakąkolwiek inna przestrzenią dla kultury, miejscem na
> spotkania,koncerty i na Bóg wie co jeszcze.
> W Łodzi jest na przykład kino Charlie w którym powstała m.in akcja ratowania
> starych kin:
> www.charlie.pl
> I o coś takiego raczej mi chodzi bo nawet przyznam rację prezydentowi że to co
> się tam działo ostatnio, niewiele miało wspólnego z kulturą.Ale z drugiej
> strony te "inne oferty" raczej mnie odstraszają niż przyciągaja.
> A w ogóle co to za maniera wyrażać się o kulturze "oferty"?Oferty moga być w
> supermarkecie a nie w kulturze.Po tym jednym słówku widać jakie jest rozumienie
>
> tego słowa wśród pruszkowskich urzędników
>

Sugestia starego prochazki o tym że można by zrobić świetne, klimatyczne miejsce jest oczywiście oczywista, jednak osobiście nie wierzę aby ktokolwiek się na taką inwestycję odważył, z dwóch powodów.
1. kasa jaką trzebaby włożyć w kino (jeszcze do zrobienia)
2. kasa włożona jest z regułu po to aby można ją było po jakimś czasie wyjąć z nawiązką i z tym byłby większy problem.
Oczywiście zakładając że byłoby to miejsce takie jak napisałeś czyli raczej kultura niszowa (gdyby zrobić tam dancing dla podstarzałych gangsterów zwróciłby sie pewnie szybko o ile doczekałby w całości takiego dnia). Inaczej rzecz ujmując w mieście wielkości Pruszkowa wcale niełatwo znaleźć grupę stałych bywalców takiego przybytku. W Warszawie z powodzeniem funkcjonują takie miejsca jak Wars, Paradiso, Muranów, Dom Sztuki Wiolinowa czy KinoLab jednak swoich bywalców werbują z rzeszy ponad 2 milionów mieszkańców + kilkaset tysięcy osób dojeżdzających i pracujących w Warszawie, którzy swój wolny czas spędzają właśnie tam i pomimo tak dużej liczby potencjalnych zaiteresowanych w Warszawie działa tylko kilka takich miejsc a nowe jakoś nie powstają. W dodatku te które działają mają za sobą dość poważne instytucje/firmy kulturalne które zarabiają na ich utrzymanie swoją działalnością główną (Wars, Muranów - Gutek Film, Paradiso - Solopan, KinoLab - CSW dotowane z budżetu min. kultury)
reasumując - ryzykowna byłaby to inwestycja i raczej nieprędko sie jej doczekamy i chcąc nie chcąc pozostaje Warszawa.

PS. a propos tematu, w ostatnią sobotę nawiedziłem warszawskie Paradiso gdzie dali przegląd twórczości warszawskiego Zespołu Filmowego 'SKURCZ' (kręcą m.in. teledyski Kazika), jak ktoś ma ochotę na wieczór absolutnego filmowego absurdu nie przestrzegającego żadnych zasad nie tylko sztuki filmowej ale i często dobrego smaku to naprawdę polecam. ja umarłem ze śmiechu. Gadałem z ludźmi z Paradiso i zamierzają organizować takie przeglądy cyklicznie bo zawsze mają nadkomplet, więc trzeba uważnie śledzić repertuar. więcej info tu:
www.skurcz.robbo.pl/



Temat: Coś dla fanklubu posła z Krakowa
Coś dla fanklubu posła z Krakowa
Oto jak głosowali posłowie PO nad wnioskiem o ODRZUCENIE informacji ministra
spraw wewnętrznych o interwencjach Policji w Łodzi, Poznaniu i Krakowie:
Abgarowicz Łukasz Przeciw
Bachalski Dariusz Jacek Za
Budnik Jerzy Feliks Przeciw
Chlebowski Zbigniew Za
Czerwiński Andrzej Przeciw
Dolniak Grzegorz Za
Drzewiecki Mirosław Przeciw
Dzikowski Waldy Za
Fogler Marta Przeciw
Gałażewski Andrzej Przeciw
Gilowska Zyta Przeciw
Gorczyca Stanisław Za
Grabarczyk Cezary Przeciw
Grad Aleksander Za
Graś Paweł Wstrzymał się
Hertel Jerzy Nieobecny
Jarmuziewicz Tadeusz Przeciw
Klich Bogdan Za
Komorowski Bronisław Przeciw
Kopacz Ewa Przeciw
Korzeniowski Leszek Za
Lewandowski Janusz Przeciw
Łukacijewska Elżbieta Przeciw
Maćkała Tadeusz Przeciw
Maniura Edward Przeciw
Markowiak Andrzej Przeciw
Mateja Piotr Przeciw
Miodowicz Konstanty Przeciw
Olechowska Alicja Za
Parchański Tadeusz Przeciw
Piotrowska Teresa Przeciw
Piskorski Paweł Nieobecny
Plocke Kazimierz Za
Płonka Edward Przeciw
Protasiewicz Jacek Za
Radziszewska Elżbieta Przeciw
Rokita Jan Przeciw
Rybicki Sławomir Przeciw
Rzymełka Jan Przeciw
Schetyna Grzegorz Za
Skowrońska Krystyna Za
Stuligrosz Michał Za
Szczypiński Tomasz Przeciw
Szejnfeld Adam Stanisław Przeciw
Szumilas Krystyna Za
Śledzińska-Katarasińska Iwona Przeciw
Tomaka Jan Przeciw
Tomczykiewicz Tomasz Za
Tusk Donald Za
Wycisło Eugeniusz Przeciw
Zagórny Rafał Przeciw
Zaremba Krzysztof Za
Zdrojewski Bogdan Za
Żmijan Stanisław Za
Żyliński Marek Za
Razem - 31 posłów głosowało za, 21 przeciw, 1 się wstrzymał, 2 było
nieobecnych.
Poza posłem Pawłem Grasiem, który się wstrzymał (i zrobił to raczej
świadomie) pozostali w swoim przekonaniu byli przeciwni przyjęciu informacji
do wiadomości. Głosowanie było nad odrzuceniem informacji a to dlatego, że
został złożony taki wniosek w debacie (gdyby go nie było przyjęcie
nastąpiłoby w dordze aklamacji).
W pierwszych ławach Platformy siedzą Jan Rokita, Zyta Gilowska i Donald Tusk.
Ten ostatni prowadził obrady, więc siedział na fotelu marszałka. Zgodnie z
utrwaloną tradycją marszałek nie ujawnia jak głosuje (to znaczy jedynie
uruchamia przycisk do głosowania nie podnosząc ręki). Donald Tusk zagłosował
za odrzuceniem i podobnie jak innych 20 innych posłów Platformy nie miał
prooblemów z oddaniem własnego głosu.
Przedstawicielem klubu w debacie był jego szef, Jan Rokita. Zatem to na nim
spoczywała odpowiedzialność aby klub zagłosował właściwie. Wydawać by się
mogło, że kto jak kto ale poseł z doświadczeniem Jana Rokity nie ma problemów
ze zrozumienime przedmiotu głosowania.
A jednak poseł, który dwa dni wcześniej nazwał pomyłkę policjantki z Łodzi
zbrodnią (nawiasem mówiąc jako prawnik powienien wiedzieć, że zbrodnię można
popełnić umyślnie) tym razem pomylił się sam dając smutny dowód, że wynik
słynnego testu na inteligencję nie był przypadkowy. Większość posłów PO
widząc jak głosuje kierownictwo (bo i Zyta Gilowska głosowała jak szef klubu
co mnie trochę dziwi) podniosło ręce przy głosowaniu "przeciw" tym samym
wspierając rząd.
Zwrócćie uwagę - wszystkie znane nazwiska Platformy głosowały za przyjęciem
informacji (poza rzecz jasna Tuskiem). Założę się, że im dalej od mównicy tym
więcej posłów głosowało dobrze. Bez komentarza pozostawię, że bezmyślnościa
wykazali się były minister obrony narodowej Bronisław Komorowski i były
oficer wywiadu Konstanty Miodowicz.
Wiem, że sprawa już trochę nieaktualna, ale dopiero teraz na stronie sejmu
ukazały się wyniki głosowania.



Temat: Tramwaje w filmie
Jeszcze trochę historii Ikarusów:

Skąd się biorą ikarusy?

W stolicy Węgier, na przedmieściu Matyasfold, znajdują się dwie ogromne
fabryki. Buduje się w nich nadwozia i montuje całe autobusy. Są to więc
zakłady, z których wyjeżdża gotowy lśniący świeżym lakierem autobus. Ale
przyczyniają się do tego także inne przedsiębiorstwa spoza Budapesztu:
- zakłady Raba w mieście Gyor (silniki, tylne mosty, koła zębate),
- zakłady w Szekesfehervar (nadwozia i wyposażenie wnętrza),
- zakłady w Mor (fotele i instalacje elektryczne),
- fabryka w Szeged (elementy nadwozia, schody, drzwi),
- zakłady w Csepel (silniki, skrzynie biegów i wały).
Zakłady przemysłowe Ikarus powstały w 1948 roku na bazie znacjonalizowanego
przedsiębiorstwa "Bracia Uhry", budującego nadwozia i całe samochody od 1895
roku. Od tego czasu wyprodukowano prawie 300 tysięcy pojazdów, głównie na rynek
krajów socjalistycznych. Stałość zbytu ustawiła węgierską firmę w czołówce
światowych producentów autobusów. W najlepszych latach produkowano 14 tysięcy
autobusów rocznie.

Na początku swej wielkoprzemysłowej działalności zakłady produkowały autobusy
znane jako Mavag. Typ TR-5 jeździł m.in. po Warszawie, Łodzi i Śląsku. Od 1950
roku produkowano autobus Ikarus 50 na 30-40 osób oraz luksusowe autobusy
dalekobieżne na podwoziu Fiata, eksportowane do Polski. W 1952 r. rozpoczęto
produkcję Ikarusa 66, z charakterystycznie wystającym z tyłu 125-konnym
silnikiem, znanego głównie ze śląskich dróg. W latach 50. i 60. wytwarzano
jeszcze popularną serię 600. Ikarusy 601, 602, 603 i 620 eksploatowano w wielu
polskich miastach (w Warszawie 620). W 1966 r. wprowadzono do produkcji serię
500. Najsłynniejszy typ 556 był spotykany w Polsce, głównie na Śląsku i w Łodzi
(w Warszawie zakochano się wtedy w ogórkach i węgierskiego autobusu nie
chciano). Z tego typu wykształcił się typ 260, który stał się podstawą do
skonstruowania przegubowca 280. Autobus ten produkowany od ponad 20 lat stał
się najliczniejszą serią autobusową w historii motoryzacji. Do tej pory jest on
najczęściej spotykanym autobusem w polskich metropoliach. Pod koniec lat 80.
prowadzono już prace projektowe nad serią 400, jednak zakręty historii nie
pozwoliły na rozwinięcie większej produkcji tych dobrze zapowiadających się
pojazdów.

Po 1990 roku dominująca rola na rynku RWPG stała się przekleństwem. Główny
odbiorca: ZSRR przestał istnieć i stał się niewypłacalny, drugi rynek - NRD
również się skończył, tam zapanowały MAN-y i Mercedesy z RFN, w Czechach i
Polsce, w warunkach gospodarki rynkowej tańsi okazali się lokalni producenci.
Pozostał jedynie własny rynek węgierski, na którym zapotrzebowanie nie
przekracza tysiąca autobusów rocznie.
Od początku lat 90. Ikarus przeżywa poważną zapaść finansową. Istnieje co
prawda niewielki eksport autobusów (Rosja, Polska, Słowacja) oraz produkcja na
własne potrzeby, ale stanowi ona 1/10 dawnej produkcji. Duma węgierskiego
przemysłu stała się reliktem przeszłości, z olbrzymimi długami i resztką
załogi, nie zgadzającej się na żadne procesy restrukturyzacyjne. Można
powiedzieć, że Ikarus stał się takim węgierskim Ursusem. Gwoździem do trumny
było duże zamówienie autobusów dla Rosji, nie odebrane ze względu na kryzys
finansowy. W dniu 16 grudnia 1998 r., po 50 latach istnienia, ostatecznie
ogłoszono upadłość słynnych zakładów Ikarus.

MS

za: www.przegubowiec.com/przegub/archiw/p21.htm

pzdr

sluzbowo




Temat: Zaloga2! Gębę wycierać łatwo...
Zaloga2! Gębę wycierać łatwo...
Poczytałem z pewnej (łódzkiej) perspektywy wypowiedzi na tym forum i w wolnej
chwili dorzucam swoje trzy grosze. Abstrahuję w ogóle od tego, czy zgłoszona
tu dowcipnie "kandydatura" Pawła Lareckiego na fotel prezydenta (państwa?!)
może być brana pod uwagę czy nie, bo o coś zupełnie innego mi chodzi.
O to mianowicie, że próbujecie usadowić człowieka w niekorzystnym dla niego
świetle, bo zajmuje się on akurat czymś, co wam nie odpowiada. Konkretnie,
został rzecznikiem, ale nie waszym i w tym sęk!
Takimi metodami każdego można ośmieszyć, a nawet zniszczyć. Sprzyja temu
oczywiście, anonimowość forum dyskusyjnego, ale czy takim celom forum ma
służyć?
Nie wiem, czy o niebo, czy o dwa nieba jest on lepszy" od kogoś tam...
Ten ktoś tam, czyli p. Stacharczyk - o czym wiem - założył sprawne prywatne
radio, w czasach wcale niełatwych, zaczynając prawie od dwóch skręconych ze
sobą drucików. Rozgłośnię, która nadaje, jest potrzebna, bo słuchana,
zapewnia pracę iluś ludziom, iluś dobrych radiowców spod swoich skrzydeł
wypuściła do dużych i znanych stacji prywatnych oraz publicznych i co ważnie -
dobrze się ma. A ponadto zgłosiła udanie kilka społecznych inicjatyw.
A ty? Kim jesteś, prześmiewco, bo ciebie nie znam. Co zdziałałeś, bo nie
chwalisz się jakoś...
Co do Lareckiego zaś, to mam informacje jak najbardziej rzetelne, ponieważ
dłuższy czas pracowaliśmy razem, biurko obok biurka. Imponował mi swoją
proludzką postawą. Gdy był dziennikarzem Dziennika Łódzkiego (bardzo płodnym
zresztą i nagradzanym za znakomite teksty), zajął się pierwszą w województwie
piotrkowskim 5-osobową rodziną polskich repatriantów z Kazachstanu, którzy na
zaproszenie władz Piotrkowa przybyli do tego miasta na stałe. Urząd miasta
zapewnił im mieszkanie, a w nim tylko... wykoślawiony stół i dwa krzesła.
Larecki objechał różne urzędy, fabryki, hurtownie, sklepy i zwiózł tym
Polakom całe wyposażenie. Różne meble z fabryki mebli (na segment żona
Lareckiego wzięła kredyt w PKO). Lampy i kinkiety. Obrazy. Szkło z huty
szkła. Wszystko do kuchni od noży i widelców po miksery. Żelazko, jakieś
kable elektryczne itp. Obrazy z księgarni. Słowniki poprawnej polszczyzny.
Dywany i wykładziny. Lodówkę wytargował w którymś sklepie, do kupna
telewizora nakłonił jakiś bank, a kupno pralki automatycznej wymusił ni mniej
ni więcej na wojewodzie piotrkowskim, który osobiście dostarczył ten sprzęt
do domu.
Załatwił przeprowadzkę rodzinie chłopca z zanikiem mięśni, mieszkającej
gdzieś w obrębie starówki, z mieszkania na IV piętrze na parter.
Jakiemuś innemu dziecku niepełnosprawnemu ruchowo rower stacjonarny do
ćwiczeń.
Jakimś dwóm rodzinom mocno patologicznym przez mniej więcej 2 lata kupował
raz na tydzień siatki mięsa i wedlin i sam tachał im to do mieszkania.
Inwalidzie na wózku załatwił raz-dwa telefon, choć podanie leżało w TPSA 20
lat! (bo komórki to wtedy były jedynie na podwórkach, takie na węgiel i
drewno).
Zaangażował się mocno w obronę ośrodka Monaru, który zainstalował się pod
Spałą, w gminie Inowłódz. Ośrodek traktowany jak zaraza, siłą (i solidarnie)
chciały wyrzucić z tamtego terenu zarówno władze gminy z panem wójtem na
czele, miejscowa społeczność lokalna dowodzona przez bandę prymitywów,
dyrekcja ośrodka sportu w Spale, miejsowe nadleśnictwo, a nawet parafia
rzymskokatolicka. To było z 10 lat temu, więc pamiętacie, jakie było w
tamtych latach nastawienie społeczeństwa wobec Monaru: kamienie w łapach i
kije. Jako jeden z przełożonych red. Lareckiego odradzałem mu zajmowanie się
tą sprawą, choćby ze względów bezpieczeństwa osobistego. Ale on napisał kilka
artykułów o tej bulwersującej historii, w tym wywiad ze śp. Markiem
Kotańskim. Grożono mu telefonami i anonimami. Wójt w oficjalnych pismach do
naszej redakcji żadał zwolnienia go z pracy, pisma słał dyrektor (do dziś
urzęduje) Tomkowski z Centralnego Ośrodka Sportu w Spale itd. Pamiętam, że
gdy pojawił się koło ośrodka Monaru, to na niego i na ekipę Telewizji Łódź z
red. Magdą MIchalak napadli chłopi z kijami, więc następnym razem jadąc robić
reportaż wynajął (płacąc z własnej kieszeni) dwóch strażników z firmy
ochroniarskiej.
Dla grupy dziewczyn, młodych kobiet właściwie, nauczycielek z Litwy, które na
piotrkowskiej filii WSP uzupełniały wykształcenie wyższe, załatwił polskie
książki, angażując do tego (osobiście targali knigi Pol i Rżanek) ówczesne
władze miasta.
Są gazety, można zajrzeć, najbliżej - biblioteka w dawnej synagodze.
Napisz ty, zaloga2, coś konstruktywnego w życiu zrobił, a potem podpisz się
imieniem i nazwiskiem. Czekam.




Temat: I po multikinie.
cavafis47 napisał:

> Prosze wiecej informacji - jakies linki - co sie stalo.

Multikino albo proces
Kiedy w ubiegłym roku po raz pierwszy napisaliśmy o planach budowy
kilkusalowego kina w okolicy białostockiego amfiteatru, inwestor przewidywał,
że jesienią 2002 roku widzowie zasiądą w fotelach. Białostoccy urzędnicy
popsuli mu plany. Właściwie nie wiado

Miało być kilkusalowe kino, w którym filmy mogłoby oglądać jednocześnie 1400
osób. Miał być remont białostockiego amfiteatru. Miało być uporządkowanie
terenów wokół Teatru Lalek. Być może będzie proces w sądzie, w którym niedoszły
inwestor zażąda od Urzędu Miejskiego kilku milionów złotych odszkodowania.

Kompleks sal kinowych powstać miał przy ulicy Kalinowskiego. Multikino miałoby
kulturalne sąsiedztwo - Białostocki Teatr Lalek i amfiteatr. Kino miało zostać
zbudowane na działce przy amfiteatrze, która w tej chwili należy do gminy.
Inwestor - Centrum Filmowe Helios z Łodzi - miał "pohandlować" z gminą: teren
potrzebny pod budowę kina zostałby przekazany za ziemię przy ulicy
Prowiantowej, która z kolei potrzebna jest Urzędowi Miejskiemu (w przyszłości w
tym miejscu planowana jest budowa nowego wiaduktu nad torami).
Wszystko szło dobrze. W ubiegłym roku urzędnicy złożyli obietnice Heliosowi,
inwestor kupił tereny przy Prowiantowej. A w czerwcu Zarząd Miasta Białegostoku
postanowił bez uzasadnienia, że zamiany nie będzie.

Co z amfiteatrem
Teraz Helios ma wart kilka milionów złotych teren przy ulicy Prowiantowej,
który jest mu niepotrzebny. Ale nie jest to jedyny problem. Ma także
wieloletnia umowę dzierżawy na amfiteatr miejski, przy którym nie może zbudować
kina i zapisany w tej umowie obowiązek zainwestowania w remont amfiteatru
prawie dwóch milionów złotych.
Remont amfiteatru był od początku jednym z warunków budowy multikina w
Białymstoku, podobnie jak budowa parkingów wielopoziomowych przy ul.
Kalinowskiego. Kiedy ogłoszono przetarg na dzierżawę amfiteatru, wystartowała w
nim powiązana z Łódzkim Heliosem rzeszowska firma "Developer". I została
dzierżawcą do 2005 roku z obowiązkiem zainwestowania w obiekt 1,8 miliona
złotych. Plany były ambitne: częściowe zadaszenie, plastikowe siedzenia, nowe
wyposażenie techniczne, letnie kino działające przy multikinie...
Na razie nie widać, by w remont amfiteatru firma włożyła choćby złotówkę.

Na razie rozmowy
Tomasz Jagiełło, prezes firmy Helios zapewnia, że nie ma zamiaru wycofywać się
z inwestycji w Białymstoku, ale postępowania Urzędu Miejskiego komentować nie
chce.
Włodarze miasta mają jednak świadomość, że ostatnia decyzja Zarządu Miasta
naraziła inwestora na milionowe straty, a miasto być może na proces.
Na razie urzędnicy próbują załagodzić sytuację i zaproponowali, by multikino
powstało w okolicy ulicy Młynowej, przy siedzibie ZUS. Jest to jednak gorsza
lokalizacja, na którą inwestor może się nie zgodzić. Poza tym budowa przy
Kalinowskiego jest już niemal zapięta na ostatni guzik, a przy Młynowej
procedury pozwolenia na budowę trzeba by zaczynać od nowa.

Ile można stracić?
Według prawników odszkodowanie, jakiego mógłby zażądać inwestor, to w tym
przypadku nie tylko zwrot pieniędzy wydanych na zakup niepotrzebnej działki
przy Prowiantowej. Pracownicy firmy Helios mogliby policzyć każdy nocleg w
Białymstoku, każdą kreskę postawioną przez architekta, każdą poradę prawną. Do
tego dochodzi odszkodowanie za utracone zyski - inwestycję w Białymstoku
przygotowują już od ponad dwóch lat, a gdyby urzędowe procedury potoczyły się
sprawniej kino już mogłoby działać.
Wiceprezydent Dębski o ewentualności procesu wypowiadać się nie chce. Według
niego spór wcale nie musi zakończyć się w sądzie. Zarząd Miasta raz zmienił
zdanie, może zmieni zdanie i drugi raz. A kiedy sprawa po raz kolejny trafi pod
jego obrady, zgodzi się na zamianę gruntów.




Temat: Royal Azur Resort (****)
Royal Azur Resort (****)
Nad zatoką Makadi Bay, 40 km od Hurghady. Tuż obok jest Royal Azur Club i
można sobie przechodzić z jednego do drugiego. Hotel z all inclusive, ponad
300 pokoi, ułożony w kształt podkowy "twarzą" do plaży. Pokoje na pierwszym
i drugim piętrze mają balkony, a parterowe - rodzaj tarasu, który jest
bezpośrednim przejściem nad basen. Balkony i tarasy mają meble ogrodowe -
fotele i stolik. Częśc pokoi ma łóżko podwójne, częśc - dwa pojedyncze, z
dostawkami nie ma problemu. POczątkowo dostałam pokój bez widoku na morze,
ale po interwencji dostałam właściwy pokój tego samego dnia wieczorem.
Roślnność jakaś jest, trudno to nazwać dżunglą, ale są kwiaty, żywopłoty i
palmy - również na plaży. Trzy restauracje - ogólna, włoska (głównie pizza,
spaghetti, bruschetta i pomidory z mozarellą), restauracja rybna na plaży
(konieczna wcześniejsza rezerwacja, przygrywają dwie panie - na skrzypcach i
na flecie, za owoce morza płaci się dodatkowo, ale niedrogo). Basen z wodą
słodką i barem swim in, basen z wodą morską, parasole,łóżka, maty i ręczniki
kąpielowe nad basenem i na plaży wliczone w cenę. Pokoje czyste, sprzątane
codziennie, lodówka codziennie zaopatrywana w 1,5 litra wody niegazowanej,
colę i fantę (wszystko w cenie), czajnik elektryczny, kawa, herbata w
pokojach. Klimatyzacja czynna non stop, pod warunkiem, że się włoży końcówkę
do odpowiedniego gniazdka zasilania - dołączają końcówkę do kluczy. W
restauracji ogólnej wieczory tematyczne np. wieczór egipski z plackami
pieczonymi na poczekaniu i baranem obracającym się na rożnie. Dwa drink
bary - jeden w basenie, drugi na tym samym poziomie co recepcja, obok basenu
bar fast food z hamburgerami, frytkami i kiełbaskami, lody i popcorn.
Codziennie animacje - gimnastyka w wodzie,siatkówka, boccia, piłka nożna,
mini klub - po południu nuda, rano - fajnie, bardzo profesjonalne animacje
wieczorne. Można też jeździć konno, na wielbłądzie i na rowerach. Z plaży 5
minut drogi do rafy koralowej - nie jest bardzo kolorowa, bo już częściowo
zadeptana, ale rybek jest całkiem sporo. Na terenie hotelu są sklepy z
upominkami (trzeba się targować), sprzętem do snurkowania i obuwiem
kąpielowym. Kantor wymiany walut w sąsiednim Royal Azur Club. Jest klub
nurkowy (lekcja nurkowania w sprzęcie w basenie wliczona w cenę), skąd można
z hotelowym sprzętem wypływać na łódkach gdzieś dalej oraz baza sprzętu
wodnego - surfing, banan, kajaki, rowery oraz możliwość wynajęcia łodzi z
przewodnikiem do snurkowania (dwie godziny 11 Euro od osoby). Bardziej
opłaca się płacić dolarami, bo chociaż ceny są w Euro to kiedy się płaci
dolarami to przeliczają jeden do jednego. Ja jestem bardzo zadowolona z
pobytu, uważam, że oferta w ramach all inclusive jest bogata i chociaż nie
można wyjść z hotelu - tzn można, ale nie ma po co, bo wokół pustynia, to
rozrywek jest tyle, że się człowiek nie nudzi.




Temat: Wojewoda przyjechała wcześniej
to skandal. Troche info z lublina o tym babsztylu
oze troche info o tym babsztylu z forum lublin...
forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=62&w=35729095&v=2&s=0
Lodzcy poslowie z PiS powinni wystapic z PiSu bo chyba zapomnieli ze maja
reprezentowac swoich wyborcow a nie lorda kaczynienko. To skandal, najpierw
glosowali przeciw przyznaniu pieniedzy na droge s8 miedzy lodzia a wroclawiem a
teraz pozwolili by wojewodztwem rzadzila jakas dewotka do tego umoczona w swoim
lublinie

www.kurierlubelski.pl/modules.php?op=modload&name=News&file=article&sid=16590

"LUBELSCY RADNI NARUSZAJĄ NORMY OBYCZAJOWE

Pięciu lubelskich radnych pracuje w spółkach i agendach podległych gminie:
MPWiK, LPEC, MOSiR oraz MOPR. Prawo nam tego nie zabrania – tłumaczą się.
Tymczasem zdaniem instytucji zajmujących się przejrzystością życia publicznego
w kraju takie działania są co najmniej naganne moralnie.

Aż czwórka radnych – Tomasz Białopiotrowicz, Tomasz Karski, Helena
Pietraszkiewicz oraz Zbigniew Targoński (wszyscy z „Prawa i Rodziny”) – swoje
posady objęła już po wyborach, gdy uzyskali mandat na kolejną kadencję.
Kadencję, w której miastem rządzi Andrzej Pruszkowski, zwycięski kandydat na
prezydenta w wyborach w 2002 r. tego samego „Prawa i Rodziny”.
Pracę we wszystkich przypadkach miejskim rajcom zaproponowali szefowie spółek
lub jednostek podległych miastu. — Z propozycją zwrócił się do mnie prezes
Pasikowski (szef LPEC — dop.red.), z którym znam się od początku lat
dziewięćdziesiątych, gdy wspólnie pracowaliśmy w PKS — mówi Zbigniew Targoński,
przewodniczący Rady Miasta. Przewodniczący Targoński na początku 2003 r. objął
w LPEC stanowisko głównego kadrowego. Pracę dostał natychmiast po rozstaniu się
z fotelem członka Zarządu Miasta kierowanego przez Andrzeja Pruszkowskiego. —
Mam doświadczenie w zarządzaniu — podkreśla Targoński, który z wykształcenia
jest dr teologii. W LPEC na czysto zarabia 3 tys. zł miesięcznie.
Pracę w MOSiR, również za namową szefa instytucji, czyli dyr. Mariana Drabko,
dostał Tomasz Karski. Od lutego 2004 r. jest zastępcą kierownika filii MOSiR. Z
wykształcenia inżynier zootechnik zajmuje się sprawami administracyjnymi. — Nie
widzę w tym żadnego konfliktu z wypełnianiem mandatu radnego. Nie pełnię żadnej
funkcji zabronionej prawem — tłumaczy radny. Karski przyznaje, że szukając
pracy zwracał się do różnych osób, w tym dyr. Drabko. — To nic niestosownego —
uważa. Karski zarabia na rękę ok. 1700 zł miesięcznie.
Posadę w MOPR znalazła Helena Pietraszkiewicz, przewodnicząca RM w ub. kadencji
i obecna szefowa klubu radnych PiR. Zarabia 2300 zł miesięcznie na rękę. Jak
sama przyznaje, jest zwolenniczką zatrudniania radnych i byłych radnych w
agendach podległych miastu. — Bo mamy olbrzymie doświadczenie samorządowe —
przekonuje.
Przeciwnego zdania jest Czesław Kozieł (radny niezrzeszony), który od początku
lat 90. pracuje w LPEC. — Nie powinno dochodzić do sytuacji, gdy radny pracuje
w instytucji podległej miastu. Choć przyznaję, że praca w LPEC daje mi czucie
spraw związanych z gospodarką komunalną — twierdzi Kozieł. Jego miesięczne
pobory to ok. 2200 zł netto.
W MPWiK zarządzaniem funduszami unijnymi zajmuje się od 2003 r. Tomasz
Białopiotrowicz. Wcześniej był członkiem Zarządu Miasta. W MPWiK zarabia „dwa
tysiące z kawałkiem”.

Artur Jurkowski

ZDANIEM EKSPERTA

Praca radnych w spółkach czy instytucjach podległych miastu to naruszenie norm
obyczajowych oraz, co jest znacznie poważniejsze, interesu publicznego.
Zatrudniony w jakiejkolwiek instytucji nie będzie obiektywny wobec działań
pracodawcy. A władze spółki dysponują ponadto prostym mechanizmem nacisku na
podwładnego, np. poprzez awanse, premie. Skoro radni nie boją się opinii
publicznej, gdy nie działa mechanizm kontroli społecznej, zakres stanowisk
objętych zakazem zajmowania przez radnych należy ustawowo rozszerzyć. Inaczej
będziemy, jak ma to miejsce teraz, żyli dalej w obłąkanej rzeczywistości.
Julia Pitera, Transparency International Polska"

Prawo i sprawiedliwosc a raczej populizm i spolegliwosc




Temat: Wynoszenie informacji z forów ukrytych...
miriamfirst_ napisała:

> ...miewała traumatyczne momenty. Właściwie, kiedy weszłam na ten portal, i
> zobaczyłam tyle bezsensownych tytułów wątków - powinnam machnać ręką. Nie
> machnęłam, postanowiłam - wyjaśniać sprawy żydowskie, myślałam, pewnie nie
> wiedzą, mają mało wiedzy na temat, jaki piszą. Zła diagnosis.
>
> Znalazło się parę osób, z którymi rozpoczęlam miłą wymianę listów.
> Potem pojawiły się inwektywy, potem pojawił się jeden miły wariat, potem
> jeszcze jeden miły wariat, kolejny i tak dalej, a potem sprawa przestała być
> zabawna. Sprawiali wrażenie normalnych, ale nimi nistety - nie byli.
> Moje listy krażyły sobie jak jaskółki. Napisane w zaufaniu info wędrowały po
> skrzynkach moich... przyjaciół...i nie-przyjaciół.
> Nie chcę wdawać się w szczegóły. Na pewno miło było poznać niektóre osoby,
> kryjące się pod nickami.
>
> Zdarzyło się też tak, że pewien wariat przesadził, a w wyniku jego hiper-
> przesady - ja także przesadziłam. Kulminacja, panie i panowie...
>
> Ta informacja gini, wypowiedzi carminy budzące zdziwienie moje:
podczytywanie
> ukrytych forów, dawanie haseł, przekazywanie poczty, słowa "dałaś mi hasło,
to
> czytałam, a teraz ostrzegam przed Tobą twoich przyjaciół, bo już mi się
> znudziło podglądanie": jakie to do cholery małe, płaskie, małostkowe,
przecież
> świństwo - oko tkwiące w dziurce od klucza. Jestem już tego pewna na 100%
oto
> Część z piszących tutaj jest - zupełnie nie złośliwie to piszę - chora, ma
> jakieś poważne problemy z psychiką, życiem, osobowością ewoluującą w rejony
> sadyzmu i podłości, i lubi m in pisać "demonicznie": ja wiem, jakie ty masz
> słabe punkty, ale nie będę zadawać Ci pytań tak, abyś je ujawnił, ale ja o
nich
>
> wiem - lepiej od ciebie. Jakiś Wojtek tak pisał, coś w tym stylu pisał kilka
> dni temu. Chore.
> Część osób piszących tutaj, ślęczących bezustannie - nie ma już w życiu nic
do
> roboty, uzależniła się od forum, jak od narkotyku, to pisanie tutaj nie jest
> jakimś alternatywnym, jednym z wielu sposobów komunikacji z ludzkością -
To
> smutne, ale jest j e d y n ą formą komunikacji... i de facto nią nie jest,
> jest karykaturą kontaktu: jest taplaniem sie we wzajemnych oskarzeniach,
> świnstwach, wyszukiwaniach słabych punktów i ogłoaszaniem ich wszem:
>
> To tacy inwalidzi na fotelach okładający się wściekle kulami.
>
>
> Versja light brzmi: stado dorosłych byków stawia babeczki z piasku w
brudnej,
> coraz bardziej brudnej piaskownicy i bije się szpadlami po główkach, bo nie
ma
> pomysłu na życie.
>
> Oni chcą tak żyć, tak pisać, jak to robią dotychczas: jednym słowem,
spadajcie
> frajerzy, myślący inaczej!
>
> Wesołych świąt i w ogóle
>
> Miriam

idź do perły to cię utuli faksiaro
a może ten post wywiesisz na głownej ścianie muzeum żydowskiego w Łodzi
dyrechtorce tak ważnej wszystko wolno ))
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amed.keep.pl



  • Strona 3 z 3 • Zostało znalezionych 183 wypowiedzi • 1, 2, 3