Patrzysz na wypowiedzi wyszukane dla frazy: fotele dla niepełnosprawnych





Temat: Nowy EN-57
Nowy EN-57
www.rynek-kolejowy.pl :
Modernizacja EN57 - co chce kupić SKM?
dodano: 01-12-2004

Przy okazji zakupu taboru przez warszawską SKM, ciekawość połączoną z
niedowierzaniem wzbudził projekt modernizacji ezt EN57, którą mają
przeprowadzić dla przewoźnika ZNTK w Nowym Sączu. Uwagę przyciągnęła przede
wszystkim wizualizacja projektu ukazująca nowoczesną, opływową sylwetkę
pojazdu zaprojektowaną przez krakowski Energocontrol. Co zmieni się po
modernizacji?

Elektryczne zespoły trakcyjne serii EN57 w założeniach konstrukcyjnych
przeznaczone są do obsługi lokalnego, podmiejskiego i miejskiego ruchu
pasażerskiego. Dzisiaj elektryczne zespoły trakcyjne EN57 są przestarzałymi
konstrukcjami. Ze względu na wysokie koszty wprowadzania nowych pojazdów,
alternatywą jest modernizacja. W wyniku wspólnych prac Zakładu Naprawczego
Taboru Kolejowego w Nowym Sączu oraz firmy Energocontrol Sp. z o.o. powstał
projekt modernizacji elektrycznego zespołu trakcyjnego, będący w gruncie
rzeczy pierwszym etapem konstrukcji zupełnie nowego pojazdu.

Projektując EZT firma Energocontrol Sp. o.o. uwzględniła najnowsze trendy i
wymagania stawiane pojazdom transportu szynowego.

W części pasażerskiej Elektryczny Zespół Trakcyjny EN57/M posiada estetyczne
jednoprzestrzenne wnętrze wytrzymałe na ataki wandali. Pasażerowie
skorzystają z systemu audiowizualnej informacji a nad ich bezpieczeństwem
czuwać będzie system kamer. Przed chłodem i upałem ochroni ich system
zintegrowanej z wentylacją nadmuchowo-wyciągową klimatyzacji.

W projekcie EN57/M zaplanowano również miejsce umożliwiające transportowanie
rowerów oraz dużych bagaży oraz dla niepełnosprawnych poruszających się na
wózkach inwalidzkich. Wsiadanie do pociągu ułatwi im specjalna winda.

Wprawdzie w stołecznych pociągach nie planuje się instalacji toalet - są one
pomyślane jako typowy transport miejski - jednak i taka możliwość istnieje -
wówczas także pomyślano o potrzebach niepełnosprawnych.

Kabina maszynisty jest w pełni klimatyzowanym, specjalnie zabezpieczonym
zarówno ze względu na zagrożenia z zewnątrz (dzięki zastosowaniu klatki
bezpieczeństwa) jak i wewnątrz - miejscem pracy. Nowy, wysoce ergonomiczny
kokpit oraz ruchomy fotel zostały zaprojektowane tak, by maszynista miał
pełen komfort w prowadzeniu pojazdu jak i obsłudze pasażerów.

W pojeździe zastosowano najnowsze rozwiązania z zakresu trwałości konstrukcji
oraz ochrony antykorozyjnej pojazdu poprzez zastosowanie technologii profili
otwartych. Ponadto dzięki modernizacji zawieszenia (modernizacji
odsprężynowania I-go stopnia) uzyskano zmniejszenie wibracji, a tym samym
zwiększono komfort podróżowania. W ramach dalszych modernizacji
unowocześniono ścianę czołową oraz wprowadzono możliwości jazdy ukrotnionej.

Głównym zastosowaniem Elektrycznego Zespołu Trakcyjnego EN57/M jest przewóz
pasażerów w ramach lokalnych linii podmiejskich o średnim i dużym natężeniu
ruchu. W ramach berlińskich targów Innotrans spotkał się on ze sporym
zainteresowaniem zwiedzających, a jeśli wszystko pójdzie dobrze, już za nieco
ponad rok mieszkańcy Warszawy i okolic będą mogli przejechać się nowymi
wygodniejszymi ezt.

(źródło: Informacja własna, Energocontrol sp. z o.o., 30 listopada 2004)






Temat: czy warto miec kota? proszę o rade!!
Nie lubiłam kiedys kotów... ale przyniesiono nam Figę, i pierwsza rzecz, którą
zrobiła po wyjściu z transporterka - wskoczyła mi na kolana i zaczęła
rozkosznie mruczeć. Zakochałam się natychmiast. Figunia była starą kocicą
znalezioną w piwnicy, weterynarze z SGGW nie dawali jej żadnych szans - ale
wyszła z zapalenia płuc, krtani, uszu, robaczycy i co tam jeszcze było.
Niestety, zima spędzona w piwnicy i tony leków spowodowały, że była z nami
tylko przez rok - wysiadły jej nerki. Przez ten rok uratowała nasze małżeństwo -
oburzała się na nas, kiedy się kłóciliśmy, dostawała głupawki, kiedy my
zachowywaliśmy się irracjonalnie (mówiła - spójrzcie, tak właśnie wyglądacie),
zaganiała nas do łóżek o 23, wiedziała kto i o jakiej porze ma wstać i budziła
lepiej od najlepszego budzika (a ja np. codziennie szłam do pracy o innej
godzinie), ugniatała nas do snu, opowiadała nam bajki, zajmowała się
niepełnosprawną siostrą mojego męża (potrafiła znosić mało delikatne głaskanie
przez kilka godzin), zlizywała nam łzy z twarzy i uśmiechała się, kiedy byliśmy
radośni. Kiedy odchodziła, mimo strachu i bolącego wenflonu w łapie pocieszała
nas jak mogła i mruczała do samego końca. Płakał nawet weterynarz.

Obiecaliśmy jej, że przygarniemy następnego futrzaka, i tak pojawił się u nas
Leoś - Leoś musiał być przez nią przysłany, bo po pierwsze sam do nas
przyszedł, a po drugie to jest po prostu wielka pluszowa zabawka, z którą można
robić absolutnie wszystko - a Figa wiedziała, że staramy się o dziecko. Leoś
wie, że jest piękny i wszystko mu się po prostu należy, ale nie protestuje za
bardzo, kiedy goście siadają w JEGO fotelu - kładzie się z miną męczennika na
szafce, myśląc sobie - kiedy już zdejmiesz moje białe futro ze swojego
garnituru, to się nauczysz, że to MÓJ fotel! Nudził się sam, więc przyniesliśmu
mu kolegę, który teraz jest uciśnioną mniejszością (dosłownie, bo Leon waży 9
kg - nie jest gruby, po prostu jest wielki - a Figiel, mimo iż zupełnie
dorosły, tylko 2.5 kg). Wydaje nam się, że jeśli będzie trzeba, to trzeci kot
też się zmieści na 50 m2...

Dzidziuś jest w drodze, kiedy pobolewa mnie brzuch kładą się na nim koty i
zaczynają słodko mruczeć. Figa wiedziała, kogo nam przysyła - moje koty nie są
nosicielami toxoplazmozy, więc dzidziusiowi nic nie grozi. Kiedy nas nie ma,
zajmuje się nimi zakochana w nich mama, a czasami możemy poprosić o pomoc
sąsiadów - też mają futrzaka. Kiedyś opiekę dla nich znaleźliśmy na naszym
osiedlowym forum - w ten sposób poznaliśmy bardzo miłych ludzi, do których
zanosimy koty, kiedy wyjeżdżamy na dłużej. W oknach mamy siatki, a na balkon
wychodzić po prostu im nie wolno.

Nie wyobrażam sobie bez kotów życia.





Temat: Oto moje wrażenia z przelotu WAW-POZ-WAW
Oto moje wrażenia z przelotu WAW-POZ-WAW
Oto co znalazłem na innym forum:
"Oto moje wrażenia z przelotu WAW-POZ-WAW.

WAW - POZ

Jak już wspomniałem, chciałem lecieć tylko dla E170, którego zamieniono na
E145. Trudno, zdarza się... Dalej... wchodzę na pokład, stewardessa
uprzejmie wita... Ku memu zdziwieniu jest tylko jedna... Po starcie jedzie
wózek z cateringiem... Spodziewam się standardowych delicji, na które i tak
narzekam, ze mogloby do tego byc cos jeszcze... Otwieram i... widzę...
orzeszki lub migdaly, licho wie co to bylo, strasznie slone. Do tego w
kartoniku sok pomidorowy. Lecialem z kumplem uczulonym na pomidory, wiec on
w ogole nie wzial tego jedzenia... Najdrozsze migdaly/orzeszki w tym kraju
;-). No ale trudno... Mam swój "catering" w torbie... Zaczynam schodzenie do
ladowania. Cpt. ani slowem sie nie odezwal, nie powiedzial nic, jak to
zwykle oni mowia. Pierwszy raz w zyciu sie z tym spotkalem. No dobra, w d...
z tym, wazne ze lece. Samolot skreca i cos dziwnie zaskrzypialo, cholera wie
co... Po ladowaniu czuc smrod spalenizny przez chwile... I na koniec ERJ
jest tak maly, ze kumpel rabnal sie glowa o schowki podsufitowe...
Podsumowując: kicha. Glownie przez zamiane samolotu, ale mogli jeszcze
uratowac sytuacje... Ale tylko ja pogorszyli. Aha, kumpel chcial odwiedzic
kokpit i palcem nie kiwneli w tej sprawie. Niby stewka miala sie pytac i nic
potem.

POZ - WAW.
Tym razem EuroLOT. Juz na wejsciu jest milo. Siadam i patrze - nie ma
instrukcji bezpieczenstwa w schowku. Znam je, nie potrzebuje patrzec, no ale
miloby bylo miec wyposazenie w komplecie. Jak stewardessa sprawdzala schowki
czy zamkniete, to ja informuje uprzejmie, na co ona z usmiechem przynosi 2
instrukcje (w fotelu obok tez nie bylo) - ale blyskiem przyniosla, przed
startem... Wsunela mi bagaz pod fotel, zebym sie nie meczyl ;-). Pytam, bo
nie slyszalem, o nazwisko cpt i uzyskuje info od razu. Do tego sobie z nia
pogadalem chwile :-). Po starcie catering ta sama lipa, ale co tam...
Stewardessy usmiechniete, przyjazne... Kapitan dal tak wyczerpujacy speech,
ze az mnie z wrazenia zatkalo - nigdy tak dobrego nie slyszalem... Jestem
niepelnosprawny, a wiec stewardessa przyszla z pax list i sie pyta, czy
potrzebuje asysty. No to jej mowie - tylko trzeba zniesc kule i jesli ktos
moze, to takze bedzie dobrze jak poniosa mi bagaz. Po ladowaniu ona mi
niosla torbe do agenta LGS, ktory niosl ja do samego wyjscia z terminalu :).
Wychodzac z pokladu stwierdzilem, ze "obsluga byla swietna". No, co
najmniej 5+ , gdybym mial wystawic ocene...

Jeszcze szefowej pokladu zrobilem maly test ;-). Jak sprawdzala ponownie
schowki przed startem, to sie usmiechnalem i zauwazyla, to sie tez
usmiechnela... ;-))))))))).

Wniosek: EuroLOT dba o pasażera. LOT ma pasażera w wiadomym miejscu... Mimo,
ze stewardessa chciala mi uzyczyc ramienia przy wejsciu na poklad, dlatego w
mojej ocenie nie wychodzi 1. Ale i tak jest cienko... LOT mógłby się od ELO
wiele nauczyć..."




Temat: Wózek Jazz
Bo wózków nie wybiera się w sklepie i z katalogu
To bez sensu

Ja wam powiem jak wybrałem obecny wózek. Poprzednie dwa wybrałem jak ciapa bo
wtedy sklepów tak nie było i poszedłem do jedynego w mieście (mimo że Poznań to
duże miasto) i brałem co było tylko w danym rozmiarze i kolorze. Wózki Jazz są
dobre dal sprawnych kórzy WOŻĄ niepełnosprawnych generalnie to dobry fotel na
kółkach do wożenia przez innych.

Do samodzielnego poruszania najlepszy jest wózek aktywny (polskie GTM lub MUSI
ewentualnie AKTIV, zagraniczne Panthera, Quick, Meyra, Kuschall)

Ja oglądam wózki na targach np w salmedzie w Poznaniu. Jeśli sie wystawca nie
wystawia szukam w necie salonu danego wózka który mi się podoba i staram się do
niego dotrzeć potem obowiązkowa jazda próbna i tyle.

Ostatni wózek jeszcze inaczej wybrałem i to najlepsze chyba. Poprostu podobał
mi się na Salmedzie ale uważałem że pewnie za drogi i wogóle (i rzeczywiście
kosztował ponad 8000zł) ale mieli tylko jeden wózek więc nie było jak
pojeździć. Pojechałem na wypad wo ośrodka wypoczynkowego w Wągrowcu i patrzę a
koleś ma Kuschalla (to taki typ ten co mam) No to zagaiłem czy można spróbować
i wogóle bo taki mi się podobał. Koleś że nie ma sprawy przesiadł się
opowiedział mi co i jak bo miał wózek już rok i po teście po ośrodku jak się
przejechałem to byłem zachwycony.

Potem już było nalezienie salonu i tu ciekawostka utargowałem 500zł. Bo
chciałem z belką Vario a ona sama kostowała 1500 zł i znalazłem konkurencyjnego
dystrybutora nie w Poznaniu ale w Katowicach. Tam podstawową wersję mieli o
500zł tańszą. Więc walę do tych z Poznania że kupię od nich ale jak sprzedadzą
mi o tę różnicę taniej bo jak nie to biorę z Katowic. Mieli pytać się szefa i
decyzję podjęli w 15 minut.

Aha dobrze jest też popytać o opinię innych np na forum tetraplegik czy innych.
Ja znalazłem jeszcze stowarzyszenie które mi dołożyło pieniądze (ale nie
całość) no i moja uczelnia itp. i się udało i jestem bardzo zadowolony z mojego
wózeczka dopasowanego na wymiar.

Powiem też że moja niepełnosprawna dziewczyna brała wózek z PFRONu elektryczny.
To oprócz tego że obejrzała taki u kolegi to pogadała z sprzedawcą i przywiózł
jej wózek pod dom i mogła nim pojeździć żeby sprawdzić bez żadnych konsekwencji
że musi kupić jak jej pokaże. Poprostu to była reklama sklepu przywozi
prezentuje towar.

Jeśli osoby są niepełnosletnie i jako dzieci to wózek w NFZ należy się raz na 3
lata a nie na 5 tylko lekarz musi napisać że coś się zmieniło w chorobie lub
dziecko wyrosło itp. Myślę że wózek można też oddać na zasadzie niezgodności
towaru z umową proszę się udać do rzecznika praw konsumenta. No to chyba tyle.




Temat: Sesja Rady Miasta - 16 lipiec - ciekawostki...
Sesja Rady Miasta - 16 lipiec - ciekawostki...
Relacja wideo i więcej tutaj: www.patrykpluciennik.pl/2009/07/16-lipca-po-raz-drugi-moglismy_17.html

Posiedzenie Rady Miasta tak naprawdę zaczęło się dopiero około godziny 19.00, kiedy radni przeszli do punktów dotyczących linii tramwajowych. Szczerze mówiąc, zaczął się wtedy kabaret. Miałem wrażenie, że Frankiewicz bez względu na to, co mówią inni ma tylko jedną odpowiedź na wszystkie argumenty, prosił o „rzeczową rozmowę”. To już chyba jego swego rodzaju hasło reklamowe.

Bardzo ciekawą sprawą okazał się fakt, że radni Platformy nie potrafili zrozumieć różnicy między rozmową z mieszkańcami w sprawie linii tramwajowej przed i po fakcie jej likwidacji. Publiczność zgromadzona w sali obserwująca zaistniałą sytuację, aż miała ochotę wstać i przejść do pokoju obok, by dokładnie im to wytłumaczyć.

Czego można było się spodziewać, rozsądnie wypowiadali się pan profesor Marek Berezowski oraz pan Jarosław Wieczorek. Niestety obrona zdrowego rozsądku na Radzie Miasta nie ma prawa bytu i szybko na ich odpowiedzi znalazły się cięte riposty Kajetana Gorniga, Piotra Wieczorka, Tadeusza Olejnika oraz wyjątkowo niskich lotów dopowiedzi Dominka Dragona. Nie obyło się bez oskarżeń. Do końca nie było wiadomo, kto na jednym ze spotkań nabijał się z niepełnosprawnych i osób starszych, bowiem radni przerzucali co chwilę winę z jednej na drugą osobę. Pan profesor Berezowski został nazwany „głównym awanturnikiem”, ze względu na niezgodność jego poglądów - na wycinkę drzew, otwieranie kolejnego salonu gier na automatach w centrum, likwidacje tramwajów - z tak zwaną „mądrzejszą większością”.

Jeden z radnych bardzo rzucił mi się w oczy, gdyż ewidentnie się nudził. Pisał SMSy, starał się znaleźć dogodną pozycję na fotelu przez większość czasu, ziewał, popijał wodę, rozmawiał. Kto go wybrał? Na pewno nie ja. Jeśli oglądaliście transmisje w Internecie na pewno zauważyliście, że wspominanym przeze mnie radnym jest Mieszko Adamkiewicz. Trzeba też przyznać, że jego wypowiedzi nie są zbyt błyskotliwe, podczas wielu jego pytań czułem lekkie zażenowanie, że ktoś taki reprezentuje mnie na Radzie Miasta. Może miał słabszy dzień?

To właściwie takie ciekawostki z sesji Rady Miejskiej, sprawy, które rzuciły mi się w oczy, co do jej efektów, to niestety wniosek jest jeden. Opozycja nie jest w stanie nic przeforsować przez szczelnie zamknięte drzwi Frankiewicza. Może ze względu na brak „rzeczowej rozmowy”?

Na koniec dodam, że do głosu raz dzięki głosowaniu (przeciwko zamknięciu listy dyskutantów) dostał się pan Andrzej Pieczyrak. Niestety jego wyjątkowo krótkie 3 minuty nie pozwoliły na pełną wypowiedź, a i odpowiedź na pytania radnych nie była możliwa, ze względu na konieczność kolejnego głosowania w tej sprawie.

Jak oceniacie pracę Rady Miasta? Ja po ostatniej ponad 5 godzinnej wizycie na sesji wiem już, że te spotkania nic nie wnoszą nowego, a są jedynie zatwierdzaniem projektów uchwał przez Platformę. I to tyle w tej sprawie.



Temat: Rafałek, ginekolog i wymiar sprawiedliwości
Proszę zostawmy sprawę mojego zdrowia w spokoju.Jeżeli Cię to tak interesuje to stykałem się zarówno z tymi złymi jak i dobrymi lekarzami.Każdy dostawał ode mnie to na co zasłużył:czyli wrednego pacjenta,albo partnera w procesie leczenia.Nie jestem lekarzem,jednak potrafię wyczuć kiedy ktoś traktuje mnie w sposób lekceważący i powiedzieć mu o tym z jednoczesnym pytaniem o sens dalszej kuracji i współpracy.Nie wrzeszczę,nie używam epitetów i wulgaryzmów bo nie są mi potrzebne podobnie jak i taki lekarz,ze szpitala nie wychodzę na własną prośbę lecz po takiej rozmowie proszę o wypisanie mnie z niego,ze względu na bezsens dalszej kuracji.Jeżeli mam do czynienia z chamem(co mi się raczej rzadko zdarza to traktuję go w sposób właściwy dla chama.
Z dobrymi lekarzami nie mam problemów<wyjaśniamy sobie wszystkie sprawy związane z chorobą,śmiejemy się z mojej ignorancji,uzupełniam swoją wiedzę o interesujące mnie tematy.
U stomatologa zawsze wrzeszczę na początku,że się boję bólu,chodzę raczej prywartnie.Lata temu trafiłem na nierzetelnego gdzie spieszył się i wziął mnie na fotel zanim xaczął działać zastrzyk.Zdzierżyłem,ale niech to szlag.Prywatnie też trafiłem na gościa gdzie po latach przypadkiem okazało się jak złudne było moje przekonanie,że mi kanałowo zrobił zębiska,gad wleczył mi tak tylko jednego zęba,cholerna oszusta,ale satysfakcja bo płaciłem jak za leczenie kanałowe,jeno jak to draństwo od razu sprawdzić.
Boże,jasne że współczuję cierpiącym czy inwalidom gdy widzę ich cierpienie,ale w bezpośrednich kontaktach.Nie rozmawiam z reguły o tym z nimi,chyba że chcą się wyżalić.Jestem zły gdy przy tej pisanej
pokazywanej i mówionej empatii dla nich tak mało się robi aby pomóc
im w życiu codziennym.Płaczesz nad niewidomym,niepełnosprawnym to pójdź do nich i postaraj się pomóc,jeżeli można zmienić durne przepisy to je zmienić,tłuste dupska polityków mogą się trochę ruszyć w tym kierunku.Przecież to sprawa legislacji,a to Sejm.
Jeżeli rejestratorka jest wredna bo jej kultury nie nauczono to dać ją na salową a tamtą do rejestracji a co!.
Większość spraw jest do załatwienia w ramach samej logistyki
i prawidłowej polityki personalnej,tu nie trzeba nic z wyjątkiem
szefa,który na te sprawy zwracałby uwagę.
Jednak jak widać to wiadomo o co chodzi,problem tylko z rozwiązaniami,których szukamy nie wiadomo gdzie,komplikując sobie życie bo nie potrafimy dostrzec tych,które można byłoby wprowadzić już na tym podstawowym poziomie bez konieczności zmian unormowań wykorzystując to co mam,y do dyspozycji.
To nie..tylko czepiać się mnie,że muszę mało chodzić do lekarzy i być zdrowy jak byk bo nie płaczę:))) prędzej bym dokopał takiemu niż zapłakał.
Płacz nic nie daje trzeba działać i efektami działania powiedzieć
"widzisz chamie,nie będziesz bezkarnie śmiał się z ofiar swego niechlijstwa"



Temat: na moment przed zakupem-zobaczcie, oceńcie projekt
Duzy. Bardzo duzy. Ja rozumiem, ze pieciosobowa rodzina ma swoje potrzeby i
pewnie taki naprawde duzy dom ma swoje zalety, ale ja mam przed oczami przyklad
moich rodzicow, ktorzy 30 lat temu postawili wielka dwuipolkondygnacyjna chalupe
z piwinica (bo oczywiscie plan byl taki, ze sie dom podzieli w poziomie, zeby
dorosle dzieci mialy gdzie mieszkac, a dorosle dzieci sie jakos nie kwapia do
dzielenia gniazdka z rodziami) i teraz maja mnostwo niewykorzystanej i
marnujacej przestrzeni, po ktorej moze mogliby sie ganiac, gdyby nie to, ze moja
mama jest niepelnosprawna i nie bardzo moze chodzic po schodach :( Ale rozumiem,
ze na pytanie o wielkosc domu nie ma jedynie slusznej odpowiedzi i wydaje mi
sie, ze trzeba sie raczej kierowac tym, co bedzie Wam potrzebne w najblizszej
przyszlosci, a nie za 25 lat...

Dla mnie w kazdym razie jest ze dwa razy za duzy, ja nie chce i nie potrzebuje
takiej wielkiej przestrzeni w domu. Ale nas jest tylko troje i pies :)

Teraz tak: srednio mi sie podoba sie rozklad pomieszczen na dole, dziwnie
wyglada ten przyklejony ukosem garaz i te skosne pomieszczenia i nie chcialabym
miec takiego wielkiego pustego holu na srodku - taka bezuzyteczna przestrzen,
ktora ciezko sensownie wykorzystac. Nie podobaja mi sie domy/mieszkania, w
ktorych centralnym punktem jest korytarz, a tu sie tak wlasnie zapowiada. Moze
jakims wywalaniem/przesuwaniem scian daloby sie to wrazenie zlikwidowac, ale nie
mam spojnej koncepcji...

Na pewno wolalabym miec bardziej otwarta/polaczona z kuchnia jadalnie (dom
wielki, kuchnia spora, a nie ma w niej miejsca na postawienie sensownego stolu)
- nie wyobrazam sobie korzystania z tej duzej jadalni na co dzien i latania do
kuchni po kazda lyzeczke, sol, keczup... Moze daloby sie poloaczyc czesc
jadalno-kuchenna i powiekszyc ja kosztem holu?

Brakuje mi tez pomieszczen gospodarczych na dole, schowkow na graty rozne - przy
tym metrazu mozna z tym poszalec troche bardziej, a przydadza sie na pewno. Na
gorze pokombinowalabym tak, zeby zrobic przejscie do lazienki z malzenskiej
sypialni i chcialabym miec naprawde duza, fajna garderobe z oknem, lustrem,
fotelem, wielkimi szafami, miejscem na rozlozna deske do prasowania itd.
Pasowalby na to ten najmniejszy pokoj kolo pralni, ale wtedy jednej sypialni
brakuje :(

Pomysl z otwarta czescia nad salonem - dla mnie na tak, zwlaszcza jesli bedzie
to fajnie zaaranzowane i jesli widok za oknem jest tego wart - ale juz z
zewnatrz to wielkie okno mi sie tak jakos sakralnie kojarzy. No i zastanawiam,
sie, jak sie myje te gorne czesci, z drabiny, w uprzezy alpinistycznej? Zreszta
w ogole elewacja podoba mi sie srednio, troche za duzo wszystkiego naraz (te
daszki spadziste, te luczki, te ciezkie trapezowate kolumny/przypory/jak zwal),
i jakos nie graja mi te male okienka nad drzwiami, przytloczone dachem.

No i, niestety, wyszedl raczej zimny prysznic - ale to wszystko wyzej jest
bardzo subiektywne. O urodzie dyskutowac trudno, a wartosc uzytkowa zalezy od
czlowieka. Jak czujesz, ze to jest wlasnie TEN dom, w ktorym cale zycie chcialas
mieszkac, to kupuj. Jak masz watpliwosci - jeszcze poszukaj, albo znajdz madrego
architekta i pogadajcie o projekcie indywidualnym, bo jak zaczniecie ten
zmieniac, to wyjdzie rownie drogo, a gorzej.

Powodzenia :)

v.

PS. Zazdroszcze duzej dzialki :)



Temat: szpitalny koszmar!!!!!!!!!!!!!
duzeq, ja tez z wiatrakowa i to co piszesz, faktycznie czesciowo sie
zgadza, duzo jednak zalezy od tego na kogo trafisz i na ile sobie
pozwolisz. Ja mam super domowego (mamy w praktyce 2, do drugiej
lekarki nie chodze). Na wizyty umawiam sie normalnie, dzwonie i
mowie, ze chce isc do lekarza i odmawiam odpoweidzi, jak sie ktos
pyta z czym. Musze isc i koneic. Z dyzurami wieczorno-weekendowymi
faktycznie sekretarka 9z przygotowaniem medycznym!) decyduje, czy
cie przyjma, czy masz poczekac do nastepnego dnia i isc do swojego
lekarza. Z antybiotykami nie mialam problemow, jak sa KONIECZNE, to
lekarze je przepiusuja. w ciazy mialam 2 USG, kilka badan krwi,
lacznie z cukrzyca i nawet mnie na 3 miesiace na zwolnienie
wyslali Odbieranie lekow w jednej aptece ma swoje zalety: maja
jasny obraz tego, jakie leki kto bral. lodego skierowali do
alergologa, musialam przywiezc wykaz lekow, poszlam do apteki, pani
wydrukowala mi w minute liste wszystkich lekow z dawkowaniem, ktore
mlody bral przez 2 lata, rowniez uwagi wpisane przez lekarza o
mozliwej nadwrazliwosci na dany lek sie na tym znalazly.

szpitale to zupelnie inna bajka niz w Polsce. Na konowalow wszedzie
mozna trafic. Tu faktycznie staraja sie nie zlecac badan "na wszelki
wypadek", ale ubezpieczenie pokrywa w zasadzie wszystko. A tak
szczerze, mimo, ze chyba wszyscy oplacaja ubezpiecznie w Polsce ile
badan i lekow trzeba oplacac samemu??? No owszem, mozna czekac na
badania na NFZ przez 2 lata zamiast zrobic je prywatnie w 2
tygodnie
W holenderskim szpitalu bylam kilkakrotnie, mlody tez. Najdluzszy
pobyt to 3 tygodnie jak maly mial 8 miesiecy. Oddzial czysty i
kolorowy, pokoje 1-3 osobowe z szafkami, z ktorych na noc wysuwalo
sie lozka dla rodzicow, w kazdym pokoju lazienka z wanna albo
prysznicem, wiekszosc przystosowana dla niepelnosprawnych. Osobno
pokoj dla rodzicow z wygodnymi fotelami, tv, radiem, mozliwoscia
zrobienia kawy i herbaty, telefonem (komorek nie wolno uzywac).
Dostep do lodowki i mikrofalowki, jedzenie dla dzieci zapewnione
(sloiczki tez, ale gotowane bylo pyyyychaaaa), rodzice mogli
korzystac z lodowki albo wykupic obiady w stolowce dla personelu,
ewentualnie zjesc cos nieduzego w niezlej szpitalnej restauracji.
dla dzieci, ktore nie byly w izolatkach ogromny pokoj zabaw i 2
panie pedagog, a raz w tygodniu frajda nie lada, przychodzilo 2
klaunow z Clini clauwns Personel przemily. Mam problemy z
plecami i miednica po porodzie, wstawalam polamana po nocy na
wygniecionym skladanym lozku, gdzies komus cos niechcacy
powiedzialam, to oddzialowa natychmiast skombinowala mi porzadne,
szerokie lozko regulowane pilotem Poniewaz moj mlody nie byl
chory na nic , co wymagalo lezenia (odmawial jedzenie i strasznie
tracil na wadze), dostalismy nawet pozwolenie na codzienne spacery,
na terenie szpiutala, ale bylo tam sporo zieleni, a teren duzy, wiec
bylo sie gdzie przewietrzyc. mlody potem byl kilka razy ale tylko na
pare godzin (usuwanie migdalow), ja mialam 3 operacje (migdaly, nerw
w lokciu i kamyczki w pecherzyku), moj brat, ktory przyjechal kiedys
w odwiedziny malo zawalu nie dostal jak zobaczyl szpital z
wykladzinami dywanowymi, luksusowymi lazienkami, telewizorami
oddzielnymi dla kazdego pacjenta, a juz najbardziej byl w szoku, jak
zobaczyl co mi jesc dawali, mniam Warunki i obsluga jak w dobrym
hotelu, hehe. sporo przeszlam z tubylcza sluzba zdrowia, ale w
Polsce tez mi dali w kosc i z dwojga zlego, to ja zdecydowanie wole
Holandie




Temat: Lech Wałęsa kontuzjowany po zderzeniu z kamerzystą
Lech Wałęsa kontuzjowany po zderzeniu z kamerzystą

Lech Wałęsa kontuzjowany po zderzeniu z kamerzystą
wyb.igw
2009-11-12, ostatnia aktualizacja 2009-11-12 08:18

Lech Wałęsa w chwilę po przewróceniu pierwszej kostki domina i operatora
jadącego na Segwayu
Lech Wałęsa w chwilę po przewróceniu pierwszej kostki domina i operatora
jadącego na Segwayu
Fot. PAWEL KOPCZYNSKI REUTERS
W Berlinie na popychającego ogromne domino Wałęsę najechał brawurowy niemiecki
kamerzysta jadący minipojazdem segway. Wałęsa mówił dziś w TOK FM, że boli go
noga i kręgosłup oraz ma problemy z wstawaniem.
ZOBACZ TAKŻE

* Wałęsa: - Kohl nie wierzył, że mur runie (10-11-09, 01:23)
* Drugie obalenie muru. Wałęsa znów był pierwszy (09-11-09, 22:54)

GALERIA ZDJĘĆ

* Lech Wałęsa podczas obchodów 20. rocznicy obalenia muru berlińskiego
(10-11-09, 19:46)

RAPORTY

* 20. rocznica obalenia muru berlińskiego

Katarzyna Kolenda-Zaleska pytała "Jak się pan czuje? Cały świat widział jak
ramię kamery pana uderzyło mocno."

Wałęsa: - Wtedy się czułem dobrze, żadnych tych... Natomiast teraz coraz
bardziej odczuwam nogę i kręgosłup. Do tego stopnia, że wyłączyło mi się
podnoszenie mojego ciała z siedzenia. Jak siedzę w fotelu to nie mogę się
podnieść.

Katarzyna Kolenda-Zaleska: O rany

- Ale nie boli. Nic mnie nie boli. Problem polega na tym, że mam wyłączone
podnoszenie. No kurcze...

REKLAMY GOOGLE

* Telepraca dla każdego
idealna dla osób niepełnosprawnych możesz pracować w domu i zarabiać
www.edenspa.pl
* Polska bez korupcji
Sprawdź jak działa CBA. Serwis Edukacji Antykorupcyjnej.
www.antykorupcja.edu.pl
* Sprawdź swój potencjał
Rozwiąż test na iloraz inteligencji Sprawdź jak wypadniesz!
www.protestiq.pl

Co Wałęsa sądzi o rosyjskim ambasadorze przy NATO Dmitriju Rogozinie, który
uznał że był faworyzowany podczas berliński uroczystości...

- Cieszę się. Cieszyłbym się gdybym był faworyzowany jeszcze przez tego
ambasadora.

Katarzyna Kolenda-Zaleska: Ambasador mówił że wszyscy mieli po dwie minuty, a
pan miał pięć, jakby to pan zburzył berliński mur.

- No bardziej niż ten pan...

Co Wałęsa sądzi o wczorajszej obronie krzyży w szkołach przez Lecha
Kaczyńskiego...

- Zgadzam się. W moim tekście przygotowanym do Berlina miałem napisane "Europo
zwróć uwagę na wartości. Europo nie zdejmuj krzyży". Nie zdążyłem powiedzieć,
bo mi wyłączyli mikrofon.

O pomyśle Sikorskiego, zburzyć Pałac Kultury

- To nie są czasy na burzenie. Stosujmy metody demokratyczne. Byłbym za
referendum, ale nie czy Warszawy czy Polski czy nawet Świata. Rosjanie byliby
przeciw

Jeszcze o upadku muru...

- Powtarzam, że rola polityków był znikoma. To był właściwie przypadek.
Niezręczność. Zadecydowały masy, które uznały, że już można przechodzić na
Zachód i ruszyły na granicę. A przecież Gorbaczow mówił wtedy, że o likwidacji
muru pomówimy za 100 lat. Pamiętam sam jak Kohl i Gensher mówili w Warszawie,
że mur runie gdy na naszych grobach będą rosły wysokie drzewa.
panie prezydencie. "masy" to określenie komunistyczne. pamiętam takie
określenie z jakiegoś flmu. na pytanie co będzie po utworzeniu już komunizmu
(pamiętajmy że członkowie "aktywu" nie mówili że już żyjemy w komuniźmie,
tylko że go tworzymy), agitator odpowiedział: "nic nie będzie, będą masy, cała
masa mas".



Temat: Czy tateti to Jacyna-Witt?
Spójrzmy na sprawę rzeczowo...
Rozummiem aspiracje Małgorzaty Jacyny-Witt do fotelu prezydetna
miasta Szczecina... każdy wolny obywatel RP ma takie samo prawo do
tego urzędu... nawet pan Kononowicz mimo, iż wielu Polaków się z
niego śmieje.

Ale na sprawę nalezy spojrzeć trzeźwo i rzetelnie... histeryzowanie
i trąbienie w obecnej chwili, że Jacyna jest jedynym wybawieniem
miasta jest nieuprawnione.. do wyborów sporo czasu pozostało i w
każdej chwili może pojawić się o niebo lepszy kandydat.. to po
pierwsze.

po drugie spójrzmy na program wyborczy jacyny.. tego nie znam i nikt
tutaj go nie propaguje więc jak na trzeźwo mozna twierdzić, że ona
jest najlepsza???

Po trzecie Jacyna jest rzeczywiscie dobra w opozycji.. tam mi się
podoba i przynajmniej w tv i w prasie mówi z sensem o szczecinskim
syfie... tylko, że to nie gwarantuje dobrego prezydenta.. opozycja
komunistyczna też była wspaniała i gadała tak, że aż miło było
słuchać, a jak doszli do władzy to co??? AWS, PiS etc.??? syf i
glupota tryskały niczym źródlana woda... Polska wielu ludziom
serdecznie obrzydła dzieki opozycjonistom... kto da nam gwarancję,
ze podobnie nie będzie z Jacyną??? tylko nei mówcie, że sama Jacyna
bo to niepoważne..

Następnie sama pani radna... źle znosi krytykę, co widac na pierwszy
rzut oka... jej wypowiedzi o Łuczaku, o forumowiczach itp.
ośmieszyły ją jedynie i zdobyła sobie tym samym wrogów lub co
najmniej łagodnych przeciwników.. to po tych właśnie wypowiedziach i
zastraszaniu forum pani Jacyna-Witt zaczęła jawić mi się jako osoba
niepełnosprawna na urząd prezydenta miasta i jestem jej
przeciwnikiem... tak po prostu poważny polityk ze stabilna psychiką
nie postępuje. nie może być obrażalski, bo takim można być w domu
jak nam rodzina na to pozwala.. ale wobec potencjalnych wyborów? To
świadczy o braku inteligencji i mądrości... nawet jeśli ktos
wykazuje cnotę przyzwoitości na stanowisku radnego...

I po piąte.. partyjni koledzy Jacyny-Witt... no, no, pis rządzące w
Szczecinie???? To będzie sld-bis lub po-bis.. czyli syf. albo co
najmniej magazynier-bis... to też h..jowa alternatywa...

Więc kto na stołek? nie wiem.. nie ma na razie nikogo... Urzędnicy
dalej szaleją w szczecinie i korupcja się szerzy jak szerzyła.. nie
wiem kto to może opanować. może jakiś oficer CBA? Ale wtedy grozi
nam państwo policyjne w szczecinie.. ogólnie to miasto, to straszna
tragedia, skorumpowane i zdemoralizowane z najniższymi, prawie
zwierzęcymi instynktami rządzących i ich urzędników.. tutaj ŻADEN
prezydent nei opanuje tej choroby... przykład pasztecika na
Niepodleglosci
forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=70&w=90735811
i setki innych jest idealną ilustracją degrengolady.. a pis zrobi TO
SAMO... nie ma wątpiwosci. ta partia dała się poznać nie tylko jako
ciągle jątrząca i kłócąca się z ludzmi, ale jako partia dyktatury,
i równiez niezłego nepotyzmu... tak jak CAŁA RESZTA polskich
partii... jacyna jest zafascynowana kaczynskim jarosławem czego nie
ukrywa.... to źle wrózy na przyszłość jesli zostanie prezydentem
miasta.. już jedna właściwośc kaczyńskich ma - nie znosi krytyki.
Może to siostra bliźniaczka???



Temat: Szybka Kolej Miejska - dla tych, co zaspali
Lech Kaczyński wydał 55 mln zł z publicznych pieniędzy na propagandę swojej osoby
Szybka Kolej Medialna

W piątek, 24 bm., w przeddzień ciszy wyborczej, dziennikarze zostali zaproszeni
na inauguracyjny przejazd z Dworca Centralnego do Grodziska Mazowieckiego
pociągiem Szybkiej Kolei Miejskiej. Wnętrze jest klimatyzowane, wyposażone w
kamery, interkomy, elektroniczne wyświetlacze. Znajdują się tam 184 fotele i 250
miejsc stojących. Przy pierwszych i ostatnich drzwiach są windy dla
niepełnosprawnych.

Przez cztery ostatnie dni pociąg stał bezczynnie na bocznicy na Grochowie. Aby
nie popsuć telewizyjnej reklamy prezydenta Warszawy robotnicy tuż przed jego
przybyciem zasłonili folią wyborcze billboardy na peronie. Wśród nich znajdowały
się podobizny innych niż Lech Kaczyński kandydatów na Prezydenta RP.

Pociąg okazał się nie tak nowoczesny, jak to wynikało z oficjalnej propagandy.
Widoczne było, że pasażerowie muszą pokonać stopień. Według Zbigniewa Konieczka,
prezesa Newagu, wynika to z powodu 30 cm różnicy na warszawskich peronach.

- To wyborcza propaganda – stwierdził Aleksander Janiszewski, były dyrektor
generalny PKP w latach 90. – Wystrój rzeczywiście jest bardzo ładny, ale to
tylko lifting wagonu sprzed 30. lat. Posiada on przestarzały silnik na prąd
stały. To wada, która sprawia, że bywa zawodny i wymaga częstych remontów.
Podobne pociągi w zachodniej Europie mają o połowę większe przyspieszenie, co
jest ważne na liniach podmiejskich. Zakład w Nowym Sączu może wstawić silnik
asynchroniczny a więc na prąd przemienny, ale to więcej kosztuje.

Zdaniem Aleksandra Janiszewskiego idea szybkiej kolei miejskiej jest słuszna,
ale nie w wydaniu propagandowym. Ze względu na straszny stan infrastruktury
pociągi pokonują odcinek Powiśle – Warszawa Śródmieście w 4 minuty a mogłyby
przejechać w 2,5 do 3. minut. Poprawa prędkości wymaga remontu tunelu. Polskie
Linie Kolejowe ogłosiły przetarg. Większe prędkości i większa liczba pociągów
jest potrzebna tam gdzie generuje się duży ruch. Największy potok pasażerski
występuje na odcinku Grodzisk – Warszawa – Otwock. Tylko czy to powinno być
zmartwienie Prezydenta Warszawy?

Według Janusza Czarnockiego z Polskich Linii Kolejowych mała jest szansa, aby
pociągi SKM jeździły linią średnicową w godzinach szczytu. Wnioski dotyczące
rozkładu dotarły w zeszłym tygodniu. Na razie kursy SKM zostaną dopasowane do
wolnych miejsc w rozkładzie. Załatwienie w nim stałego miejsca wymagało
posiadania licencji w kwietniu.

Na razie wypełnienie pociągów do Grodziska nie jest wielkie. Ludzie boją się
chuligańskich napaści.

Dlatego niezbędne jest skierowanie na stałe dyżury strażników miejskich.

Docelowo jeździć ma 6 wagonów SKM. Do Warszawy dojeżdża codziennie 300 pociągów.
A zatem zmiana nie będzie znacząca. Ta wyborcza propaganda kosztowała nas 55 mln
zł. Kwota ta nie obejmuje corocznych kosztów utrzymania. Za te pieniądze można
by wybudować ratusz na Mokotowie, pomóc ursynowskiemu hospicjum onkologicznemu,
założyć wiele sygnalizacji świetlnych i naprawić niemało nawierzchni ulic.

Nazwa Szybka Kolej Miejska jest jeszcze jedną mistyfikacją. Prędkość nie może
bowiem odbiegać od prędkości innych pociągów.

Pierwsi pasażerowie będą jeździć od 3 października. Do końca roku przejazd
będzie gratis. Nie słyszałem jednak o uchwale Rady Warszawy o wprowadzeniu
jakichkolwiek taryf, w tym taryfy zero. A zatem zarówno pobieranie opłaty jak i
jej nie pobieranie nie ma umocowania w prawie lokalnym.
Wiktor Krakowski

www.poludnie.com.pl/290905_03.html



Temat: Kierowcy doradzają urzędnikom
> Proponuje
> zobaczyc jak wygladaja drogi pelniace podobne funkcje w innych
> miastach, ewentualnei planowane badz juz budowane podobne drogi w
> Polskich miastach (np. Warszawa) Bezkolizyjne wezly, kladki dla
> pieszych z windami dla niepelnosprawnych (np. na Wislostradzie w
> Warszawie), to jest jedyne rozwiazanie.

To najgorsze możliwe rozwiązanie. Brak u ciebie podstawowej wiedzy o
kształtowaniu komunikacji w mieście. Masz poglądy rodem z lat 70.
Nie będę się zatem odnosił do tak rażącej niewiedzy, bo szkoda słów.
Proponuję Ci tylko fachową lekturę i podróże zagraniczne do Europy
Zachodniej w celu obserwacji nowoczesnych rozwiązań komunikacyjnych
i weryfikacji spojrzenia na politykę transportową w mieście.

I odpowiedz sobie na pytanie, czy tak chętnie podawany przez Ciebie
przykład Warszawy jest rzeczywiście godny naśladowania? Warszawa
jest akurat najbardziej zakorkowaną stolicą Unii Europejskiej. A
przecież przeciętnego Niemca czy Anglika stać na więcej samochodów
niż Polaka i u nich nie ma takich problemów komunikacyjnych. Po
prostu Berlin i Londyn postawiły na komunikację miejską i znaczne
ograniczenie ruchu samochodowego w śródmieściu i to działa. Wolisz
spacerować po Londynie czy Warszawie? Po jakim mieście jest łatwiej
się przemieszczać - po Berlinie czy po naszej stolicy? Warszawa jest
akurat antyprzykładem pozytywnego kształtowania polityki
komunikacyjnej miasta.

> W miejscach gdzie sie tworza najwieksze zatory, a wiec na
> Konstantynowskiej i Limmanowskiego/Lutomierskiej zrobic podobne
> estakady jak na kaliskim,

Kolejny rażący przykład niewiedzy. Czy podoba Ci się miasto w
okolicach Kaliskiego? To, co tam zrobiono to doskonały przykład jak
tworzyć miejsca pozbawione estetyki i funkcjonalności, czyli w
skrócie jak nie budować. Skrzyżowanie Włókniarzy i Bandurskiego to
źle zaprojektowany, rozrośnięty niewspółmiernie do potrzeb, a i tak
niewydolny węzeł, w dodatku obrzydliwy pod względem estetycznym i
niebezpieczny.

Odległości jakie trzeba tam pokonać są nieludzkie, skala
infrastruktury i jej stopień przytłaczania również. Takich miejsc
trzeba unikać, a nie jeszcze je mnożyć. Zastanów się nad wszystkimi
aspektami projektowania i kształtowania przestrzeni. Ty patrzysz
wyłącznie z perspektywy fotela swojego samochodu. Takie wąskie
podejście właśnie niszczy to miasto - brak szerokiego spojrzenia,
ciasnota wiedzy i umysłu doprowadza do paraliżu i katastrofy
komunikacyjnej, architektonicznej, urbanistycznej i ekologicznej.

> Kolejna poruszona ulica to aleksandrowska, i tu problem nie jest w
> wymalowaniu pasow ale przede wszystkim z
> zdesynchronizowanej "ynteligentnej" sygnalizacji. Za komuny mozna
> bylo ruszyc z traktorowej i przejewchac jadac 70 na godzine cala
> aleksandrowska, bez komputerow, czujnikow ruch byl plynny.

Po pierwsze za komuny w tym miejscu ruch samochodowy był kilkanaście
razy mniejszy, więc co tu porównywać? W XIX wieku w ogóle nie była
potrzebna sygnalizacja świetlna. Jak daleko jesteś się w stanie
cofnąć, by udowodnić, że kiedyś było lepiej?

Inteligentna sygnalizacja ma za zadanie wycisnąć, co się da, z
istniejącego układu komunikacyjnego i jest obecnie rozwiązaniem
powszechnie stosowanym. Problemem w tym miejscu jest nadmiar
samochodów, a nie zła sygnalizacja. Obszarowane sterowanie ruchem to
najlepsze, co wymyślono do tej pory, by bez wielkich kosztów
kontrolować ruch drogowy w mieście.




Temat: Częstochowianie mają kłopot z 16 stycznia
Gość portalu: 271 napisał(a):

> Chwała Żołnierzom, którzy zapłacili najwyższą cenę wyzwalając nasz
> kraj. Chwała Żołnierzom AK, AL, GL, BCh, NSZ!

No to rozna chwala, jak juz ma byc chwala, bo chwala chwale nierowna.
Jak chwale AK, BCh i w po czesci NSZ, ktore byly czescia legalnej
wladzy Panstwa Podziemnego podleglego legalnemu rzadowi RPw Londynie
mozna uznac za tozsama z chwala tych co jawnie i bezwzglednie
podlegali wladzy najezdzcy z 1939 roku? Dowodcy Al-GL-PPR
Spychalski, Moczar, Nazarewicz i reszta mieli wlasnych dowodcow w
Moskwie i na miejscu. i wykonywali ich polecenia nie dla tego, ze
walczyli o Polske niepodlegla, tylko zwasalizowana i bedaca pod
butem Stalina. Przypomne, ze bez jego udzialu nie wybuchlaby wojna z
Niemcami, a przynajmniej nie tak predko i nie skonczylaby sie tak
szybko. To w koncu bolszewicy od Stalina mordowali miliony Polakow z
rownym zacieciem jak Niemcy. Jesli wiec uznac ze "zaslugi" dla
Stalina i bolszewikow sa rowne tym, ktorzy sluzyli Panstwu
Polskiemu, to NIC nie jest rowne. Czemu w takim razie potepiac
granatowego policjanta, folksdojcza, czy innego wspolpracownika
gestapo skoro wspolpraca z NKWD i podobnymi ma byc powodem
do "chwaly"?

> Chwała Zołnierzom Ludowego Wojska Polskiego i Armii Czerwonej!

I znowy zapytam ktorym? Wszystkim? takze tym z tzw. pionu
politycznego, czy moze raczej tym, dla ktorych sluzba w LWP byla
ostatnia szansa na ucieczke z komunistycznego raju i lagrow, bo "
nie zabrali sie z Andersem.
A co do CA, to moze tym co zgnili na Zlotej Gorze i tym co padli
pedzeni w pierwszej linii od kul niemieckich i od strzalow w plecy z
pistoletow politrukow i ognia zaporowego ktory byl po to, zeby
natarcie szlo we wlasciwym kierunku.

> Łatwo dzisiaj oceniac czy zołnierze byli "dobrzy" czy "źli" .

- Nie tyle latwo, co latwiej. I bezpieczniej. Dzis mozna i donos
niegrozi do spadkobiercow Alowcow i Gl-owcow, bo to oni zajmowali
sie tymi co w/g ciebie mieli byc rowni chwala z AK-owcami, BChowcami
i NSZ-towcami. To w koncu Moczar -AL, GL byl jednym w glownych
oprawcow i spora czesc jego 'partyzantow' w strukturach UB i
Informacji wojskowej.

> siedzieć w fotelu w kapciach, probic te swoje karierki i
interesiki, nażreć się, pobekać i zastaniwac się: "wyzwolili" czy
> przyniesli "nowe zniewolenie". wstyd.

Proponowalbym, zebys zostawil na boku tanie numery propagandowe.
Albo sprzedawal je dzieciom, wnukom i sluchaczom pogadanek dla
niepelnosprawnych.
proponuje jedynie, zebys pomyslal... a nie bekal, zarl itp. O ile
powazne rozmowy w takim temacie cie interesuja.
Jak chcesz "po rowno", to najlepiej zajac sie strzyzeniem trawy. W
historii, a napewno Polski XX wieku, nic nie jest "po rowno.
W przypadku II WS sa ci co napadli i ci co sie bronili. Ci ktorzy
mordowali i zsylali i ci co byli zsylani i mordowani. Jest
odpowiedzialnosc panstw i ich wodzow i spoleczenstw, a takze
indywidualnych sprawcow. Jest wreszcie mozliwosc oceny kto sluzyl
wlasnemu PAnstwu, a kto byl pacholkiem tych napadli, a potem
ustanowili wlasny "porzadek".
Ocena tego to jest kwestia uczciwosci wobec wlasnego narodu,
spoleczenstwa i wlasnej przeszlosci.
A cena? Inna cena jest dla zolnierza z glebi Rosji pedzonego na
Zachod w imie propagandy i z przymusu Stalina, a inna tego ktory
walczyl w obronie wlasnego Panstwa. Jesli zgineli, to z innych
powodow. I o tych powodach trzeba mowic, bo tak jest UCZCIWIEJ.
I tyle.




Temat: Walka z bólem i własną bezsilnością i smiercią
Walka z bólem i własną bezsilnością i smiercią
Hej to znowu ja chciałabym napisac parę słów o tym jak bardzo czułam się
bezsilna kiedy odchodziła moja mamusia. Przebieg mamy choroby przedstawiłam
już w poście pt Odejście bliskiej osoby. Od początku tuż po diagnozie wzięłam
na barki swoje cały dom świat i leczenie mojej mamusi. Regulowałam leki
przyklejałam coraz mocneijsze plasterki dawałam coraz silniejsze leki,
niespałam kolejne noce. Przez 6 miesięcy od diagnozyja nie pamiętam tak
naprawde przespanej nocy bo ból był tak silny. Jedyny moment w czasie całego
leczenia który przniósł ulge to po radioterpaii paliatywnej-ból ustapił na
tyle że mama wróciła jakby do żywych. Najpiekniejsze i zarazem ostatnie Świeta
Bożego Narodzenia zostana mi na długo w pamięci. Ból towarzyszył mojej mamie
wczesniej jeszcze przed diagnozą więc była bardzo wyczerpana.Radioterapia dała
jej nową silę do walki bez bolu niestety na krótko. Potem zaczęła sie chemia
najpierw trfiłysmy do super lekarza dr Badurak CO w Warszawie był symaptyczny,
miły, rzetelny , zainteresowany losem pacjentki. Niestety poszedł robić dlaje
staż i trafiłysmy na Panią Doktór ktora na początku była taka sobie ale potem
okazała się bardzo miłą symaptyczną umiejącą się przznać do tego że ma za mało
czasu dla wszystkich pacjentów lekarką. Cały czas byłam przy mamie dzień i w
nocy.Jezdziłamna każdą chemię byłam z mamą zawsze wystając w kilometrowych
kolejkach i załatwiając wszystkie potrzebne rzeczy. To ja rozmawiałam z
lekarzami, to ja serfowałam po internecie szukając pomocy, wiedzy nowości. To
ja dawkowałam leki, pakowałam torbę do szpitala to ja trzyamałam ją za rekę
gdy wkuwali wenfloni to ja patrzyłam jak znika i marnieje. To ja patrzyałam
jak w kolejnej kolejce do przyjęcia coraz słabsza ledwo siedziała i jak
płakała bo maiała tego serdecznie dośc. A jednak pomomo tego że tak wiele
zrobiłam nie udało mi się jej uratować. Tego nie moge sobie darować że nie
pomyslłsm wczesniej po objawach że to przerzut do mózgu i że trzba naświetlać
póki mama stała jeszcze na nogach.ale nie chciałam w to wierzyć myslałam że to
chwilowa niedyspozycja. Byłam tak bardzo bezsilna i dobijało mnie najbardziej.
Potem już jak mama umierała też nie mogłam jej pomóc by nie cierpiała by
odeszła spokojnie musiała i wtedy sie meczyć. Gdzie był wtedy Bóg? Ale o czym
ja mówię jego nigdy przy nas nie było. najgorsze było gdy trzymałam ją za rekę
a ona juz mnie nie poznawała bo była juz nieświadoma tzn kogoś tam widziała do
kogoś mówiła ale nie domnie. Jak umierała trzymałam ją za rekę patrzyła na
mnie jakby chciała mi powiedzieć coreczko ja nie chcę odchodzić jeszcze nie
ale nie moge nic na to poradzić. Moja mama była dla mnie wszystkim jak wkońcu
po 16 godzinach agonii zmarła to pierwsze co to poszłam zwymiotować wiem że to
dziwne ale to była chyba reakcja organizmu na szok. Cierpie bardzo mocno tak
mocno że nikt nie wie że każdy dzień jest dla mnie wyzwaniem by wstac z łózka
zając się bratem niepełnosprawnym iśc do pracy a potem wrócić do domu w ktorym
jej już nie ma. Nie usmiecha się do mnie, nie siedzi jak zawsze na fotelu, nie
objadamy się jak kiedyś kaszą manną na gęsto. Minęły 4 miesiące a ja cały czas
cierpię i to z dnia na dzień coraz bardziej. Ona była dla mnie jak powietrze,
woda potrzebowałam jej do zycia a teraz Bóg mi ja odebrał. Wszyscy wtedy
pocieszają i pytają jak wy sobie dajcie rade z obowiązkami domowymi, jesteś
dzielna mówią. Ale przecież nie o to chodzi tu nie chodzi o obowiązki domowe
tu chodzi o to że załamał się mój świat psychiczny emocjonalny. Kocham ja
nadal bardzo mocno i oddałbym wszystko co mam aby wrociła do mnie. Nie wiem
kiedy znów bedę w stanie mysleć o niej i nie płakać. to co sięstało to
najwieksze tragedia zycia mojego. Zawsze miałam pod górkę nigdy z górki
zastanawiam się czy jeszcze kiedyś bedę żyła normalnie. Narazie cierpie bardzo
mocno i serce moje jest z nia n górze albo gdziekolwiek jest. Pozdrawiam



Temat: Myślicie o przyszłości?
Moje dziecko ma już 20 lat.
Juz wiem, że spektakularnych zmian jakościowych jakich można się spodziewac w dzieciectwie nie zaliczę.
Mam w domu dorosłego chorego na autyzm, po koszmarnym dosc epizodzie dorastania z podejrzeniami dodatkowej schizofrenii włącznie.
Juz wiem, że nie potarafi samodzielnie funkcjonować na poziomie dorosłego, nie jest zdolny do wykonywania jakiejkolwiek pracy.
Jedyne co udało mi się osiagnać to normalne funkcjonowanie w zakresie samoobsługi i czynnosci domowych-to juz duzo.
Mam za soba komisję zus, która orzekła tę niezdolności przyznała mu rentę socjalną.
Przed sobą spawę sądową o częsciowe ubezwałsnowolnienie, bo ze sposobem myśłenia jaki przezntuje mój syn np. podżyruje komuś kredyt albo pójdzie cos ukraśc, jak go kolega ładnie poprosi.Zatem muszę podjać prawne kroki zeby w razie podobnych głupot obronić go pred poniesieniem konsekwencji.
Moje strachy? Mlody skończy za rok szkołę, obecnie jest uczniem 2 kalsy zawodówki specjalnej, chodzi tam dla samego chodzenia, bo nauczyć sie zawodu nie ma szans-ale i tak dobre i to, bo musi z domu wyjśc i ma kontakt z rówiesnikami. Szkołę powinien włściwie skończyć teraz na wiosnę, ale cóz ja bym z nim zrobiła, żeby nie gnił w fotelu przed telewizorem? Poszłam zatem do dyrekcji i poprosiłam zeby nie zdał- i tak powtarza 2 klasę.Potem moze jakimś cudem wepchnę do warsztatów terapii zajeciowej-ale wątpię aby się tam dobrze czuł. O zatrudnieniu raczej nie ma mowy-zresztą urzędnik z pomocy społecznej, który informował mnie jak pozałątwiac wszystko co się synowi należy, powiedział zeby tego nie robić, bo jak zus raz zobaczy ze młody moze pracować to zegnaj rento.
A ja i tak nei myślałm o prawdziwej pracy ale o upchnieciu go gdzieś na siłę na czastke etatu na przynieś-wynieś-pozamiataj, nawet z cenę płacenia za niego składek, aby miał zajęcie jak teraz w szkole: powód aby wstac, ubrać , umyć sie i wyjsc z domu.
Wrócę pewnie zatem do pewnej koncepcji sprzed 4 lat-Misiasty ładnie rzeźbi i wykorzystam jego talent aby zrobic z neigo artystę ludowego:)-moze mógłby swoje rzeźby sprzedawać?

Poniewaz jestem samotna matką to jakiś czas temu zaczęłam dbac o fundusze, renty z róznych filarów itp. choć neistety nie bardzo mam z czego odkładać. Ale mam przed sobą jeszcze prawie 20 lat pracy do wieku emerytalnego, moze mi się uda skonstruować jakis kapitalik-bo za 504 złote to trudno, aby wyzył.
Dbam o siebie, o przeglądy medyczne bo musi mnie starczyc na jak najdłuzej.
Sporzadziłam testament, w odpowiednich miejscach i papierach upoważnioną do wszystkeigo jest moja starsza córka.
Teraz z nią "pracuję" bardziej niz z synem-ona wie, że w razie czego cieżar opieki nad Misiastym spadnie na nią, chcę aby potrafiła z nim postępować i jakoś przezyła to, ze niestety narzucam jej w pewien sposób ograniczenia.Jego tez tak ustawiam aby nie sprawiał jej kłopotów.
Powoli zaczynam mysleć o jakiejś formie stowarzyszenia matek czy fundacji, któej celem będzei stworzenie małego domu dla 4 czy 5 podobnych osób, funkcjonujacego na zasadzie "mieszkania pod nadzorem" czyli takiego gdzie niepełnosprawni mieszkają razem a opiekun pojawia się gdy jest potrzebny, codziennie jednak obserwujać z daleka jak radza sobie podopieczni. To taka forma ograniczonej wolnosći pod kloszem.




Temat: Riadh Palms -wróciłam ciag dalszy...
Riadh Palms -wróciłam ciag dalszy...
Morze czyste, plaża także, duzo spacerowaliśmy promenadą lub
brzegiem morza do Mediny, suk jest wielki, długi, wąski, można w nim
nieźle pobładzić, jednoczesnie cztery osoby człowieka wołaja ,
zaczepiaja, zapraszają i od razu pytają: Polska , raszia, czech....
jak uslyszą, że Polska to od razu wrzeszczą: "Dobra dobra zupa z
bobra", za mna wołali Danusia, Zołza idt ale mozliwości targowania
są ogromne.... Ja tego nie nawidzą, mąż uwielbia, np torebkę Burbery
z 75 dinarów zhandlowaliśmy do 25ciu a córki trampki konwersy z
60ciu do 10ciu DT. Kupiłam piękne poduchy, mąz też torbę, arafatki,
sporo przypraw, trampki i sziszę oczywiście.!!!!(córka) Suk w Sousse
to także sklepiki dla tubylcow, cala dzielnica producentów mebli, w
kamiennych norach produkuja naprawdę piękne meble, jest tam taka
cala dzielnica rzemieślników, tam mieszkaja, zyja pracują... Dwa
razy tam się zapuściliśmy i nie mieliśmy żadnego strachu, iż nie ma
tam turystów. Mieszkania wyglądają na bardzo biedne i skromne,
wszystko stare i krzywe a miasto wogóle nie ma pojęcia o
słowie "architekt miejski" albo ma też zupelnie inne pojęcie
architektury.
Nabeul był o wiele bardziej "poukładany" zwarty, inna zabudowa a w
Sousse każdy po swojemu złozył swój domek z kart.(td)

Oczywiście zaliczyliśmy także piękny Port EL Kantaui (6 dinarów
taxi, pytać o cenę przed wejściem do taksówki bo potrafią naciagać)
i tam sa już ładne domy, tam mieszkają tunezyjscy bogacze, od razu
widać piękne zabudowania, zadbane ulice, nowoczesne budynki
mieszkalne i ichniejsze kamienice. Ładna zieleń i wszystko bardzo
zadbane. W Porcie kupilismy piękne akwarelki i zjedlismy pizze w
tubylczej knajpce, kelner nas przepraszał za to ,że palą tam sziszę
a dla nas była to nie lada atrakcja patrzeć na brunatnych skóra
panów zadumanych nad herbatą i fajką;)
W żadnej kafejce ani restauracji nie spotkalismy menu, podejrzewam,
że dla turystów są "Inne" ceny a inne dla tubylców,dopiero gdy ostro
zażądałam menu kelner wyniosł kartkę z wydrukiem z komputera.

A wracając do Riadh palms: codziennie były jakieś animacje ale z
nich nie korzystalismy za to korzystaliśmy dużo z krytego basenu gdy
nie było pogody, można tam było także posiedzieć w saunie albo
wykupić sobie masaż wykonywany przez miła kobitkę. Na krytym basenie
są ratownicy więc spokojnie dzieci mogą tam być same(tu)
Turyści w hotelu raczej nie byli uciązliwi, poza Angolami, którzy
chlali na umów i rzygali w kącie.
Ja z hotelu i obsługi jestem zadowolona, lobby bar jest spory, dużo
miejsca , także restauracja ogromna ale w sezonie musi być tam
totalny kociokwik, 650 pokoi, olbrzym. Pod koniec naszego pobytu gdy
zjechało sporo Hiszpanów otwarto dodatkową jadalnię dla rodzin z
dziećmi.

Nie wiem co tu jeszcze pisać, dla mnie to były wspaniałe dni,
spokój, relaks, cisza, duzo spacerowalismy, leżeliśmy przy basenie,
telefony nie dzwoniły, mąz się wysypiał popołudniami, naprawdę był
to miły czas. Mąz był w Tunezji po raz pierwszy , jak wiecie jest
wielbicielem Egiptu i był mile zaskoczony ich zachowaniem, kulturą
itd... stwierdził, że Egipcjanie sa potworni w porównaniu z
Tunezyjczykami, był bardzo zadowolony:)oX(:)oX(:)oX( I zamierza
jeszcze się do Tunezji wybrać!!!!!!
Wieczorami spacerowalismy nad morzem, potem drineczki w barze a
potem nasiadówka na balkoniku, szum morza i RELAKS!!!!!
Wrócilismy w dobrym nastroju choć droga powrotna była bardziej
uciązliwa, gdyz mieliśmy międzylądowanie w Poznaniu, tam godzina
przerwy, potem wsiedli do samolotu poznaniacy w tym niepełnosprawne
dziecko, które Kapitan kazał z rodzicami usadzić w pierwszym
rzędzie. Jak reszta wsiadła, to okazało się, że ten chory chłopczyk
siedzi z mama na miejscu innej mamy z córką, zaczęła się kłotnia na
maksa, baba powiedziała, że na inne miejsce nie pójdzie bo "ma
wyznaczone" pół samolotu na nią wrzeszczało w tym mój mąż
najgłośniej, stewardesy nie wiedziały co robić, ale tak babę
zlinczowaliśmy, że w końcu ruszyła na inny fotel..... A potem pól
godziny czekaliśmy na dokumenty do wylotu i w ten oto sposób
zaliczylismy godzinne opóźnienie:( Ale nic to.

Super było lecz się skończyło, teraz zaczynam zbierać kasę na
następne wakacje:D




Temat: Thalassa Village Skanes
Hotel położony na 14 ha, duży rozległy teren dzięki czemu nikt na siebie nie
wpadał i nie zakłócał spokoju. Pokoje to domki bungalowy w stylu mauretańskim,
nie pierwszej młodości ale ciągle na bieżąco odświeżane. Architektura bardzo
ładna wszędzie znaki jak dojść do pokoju (każda uliczka ma nazwę np. Korfu,
Sycylia, Rodos). Teren hotelu zadbany, codziennie grabione rabaty, przycinane i
podlewane drzewka. Ja miałam opcję All pełne wyżywienie + napoje+drinki nie
tylko z lokalnych alkoholi :). Goście średnia wieku 35-50 lat duża rozbieżność
młode malżeństwa z dziećmi i starsi emeryci w większości Francuzi, Niemcy kilku
Rosjan no i Polacy. Dla niepełnosprawnych podjazdy teren równy myślę że
poruszanie na wózku nie sprawiałoby problemu.
Hotel ma swoją plażę,czysta codzienie sprzątana, woda czysta ale jeszcze
chłodna, dwa dni były przy brzegu wodorosty. Hotel jest położony na tak dużym
terenie że bezposrednio to tylko woda palmy a dalej następne hotele. W pobliżu
hotelu nie ma sklepów, na terenie hotelu sklep z pamiątkami ale drogo. Rozrywek
poza hotelem nie ma ale są codziennie animacje dla dorosłych o 21. 30 czasami
wcześniej muzyka na żywo i pózniej do drugiej dyskoteka. Do lotniska w
Monastirze jedzie się pięć minut, czasami słychać samoloty ale mi nie
przeszkadzały. Można pojechać do Sousse taksówką 6-10 DT lub autobusem 630
milimów lub do Monastiru To bardzo blisko.
Personel bardzo uprzejmy w każdej chwili gotowy pomóc. Animatorzy prowadzą
animacje po francusku, angielsku i niemiecku słabo znają polski ale się starają:)
Pokojówka sprzątała dokładnie codziennie były czyste ręczniki pościel wymieniała
co drugi dzień.
Zostawialiśmy jej codziennie dinara.
W hotelu jest pielęgniarz a jak coś poważniejszego to lekarz podobno dojeżdża w
ciągu godziny (nie wiem na szczęście nie musiałam korzystać)
edna duża, główna restauracja ze stolikami również na zewnątrz. W centralnym
punkcie duży bar.
Bar przy basenie i na plaży. W opcji all również możliwość skorzystania z
restauracji A la carte( trzy)
Kawiarnia i kawiarenka mauretańska z sziszą. Potrawy bardzo smaczne i obfite, w
restauracji czysto kelnerzy zbierają na bieżąco nakrycia i donoszą napoje,
kuchnia włoska niemiecka i tunezyjska.
Atmosfera bardzo przyjemna napiwki dla kelnerów i przy barze 1Dt i obsługa
jeszcze milsza a drinki mocniejsze.
Z rozrywek aerobik, aqua aerobik, mini golf, strzelanie z łuku, tenis,
bilard,salon gier, na plaży rowery wodne, kajaki, loty balonem, skutery wodne.
Zabiegi SPA od 20-65 DT. Dyskoteka, wieczorami show.
Leżaki przy basenie i na plaży bezpłatnie, są parasole i natryski. Baseny dwa+
jeden kryty, brak zjeżdzalni. Bardzo dobre zaplecze dla dzieci, dwa płytkie
baseny, dmuchane zjeżdzalnie, drewniana chata dla dzieci przy morzu a w niej
zabawki kredki tablice, codziennie mini disco prowadzone przez animatorow.
Dzieci mają w ciągu dnia opiekę animatorów ktorzy bardzo sie starają.
Pokoje wystarczająco duże jak dla dwóch osób, czyste, umeblowanie trochę
zniszczone, klimatyzacja,TV bez polskich kanałów, toaletka z dużym lustrem, dwie
szafki nocne i szafa w szafie sejf dodatkowo płatny 17. 5 dt+20Dt kaucja, taras
na tarasie fotele plasikowe i stolik u mnie jeszcze były dwa leżaki ale nie
korzystałam, telefon. W łazience wanna duże lustro czysto codziennie świeże
ręczniki. słychać co się dzieje w łazience za ścianą.
Tanie rozmowy z budki za dinara można ok. 2 minut rozmawiać.
Pogoda w maju ładna(30. 04-07. 05) raz padało rano, wieczory chłodne.
Warto kupić torby skórzane najtaniej przy Meczecie w Keruanie w drodze powrotnej
z wycieczki na saharze jest tam bardzo tani sklep połowa cen tych co w sklepach.
Warto się wstrzymać z zakupami na tej wycieczce do końca.
Warto kupić przyprawy, oliwę,daktyle, chałwę,srebro.
Targujcie się można zbić ceny do 1/3.
Opis ten dodałam również na holydaycheck.pl



Temat: Rządowe last minute
Rządowe last minute
za ŻW:

Rządowe last minute

Czasu ubywa, przybywa urzędników

Nowi wiceministrowie, sekretarze stanu, ambasadorowie. Rząd Leszka Millera
będzie kierował państwem jeszcze tylko kilka dni, ale potrzebuje coraz więcej
urzędników.

Leszek Miller ma podać się do dymisji razem z całym rządem już 2 maja. Ciągle
jednak podejmuje ważne decyzje personalne. W ciągu ostatniego miesiąca
powołał m.in. nowego wiceministra środowiska - Andrzeja Mizgajskiego,
podsekretarza stanu w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej - Andrzeja
Szejnę i pełnomocnika rządu do spraw osób niepełnosprawnych - Leszka
Stanisława Zielińskiego.

Przybywa też dyplomatów. Minister spraw zagranicznych w ostatnich tygodniach
wskazał kilku kandydatów na ambasadorów. Część z nich, dzięki podpisowi
prezydenta, wyjechała już na placówki - m.in. Eugeniusz Sawicki do Brunei, a
Jan Natkański do Egiptu. Kolejni szykują się do wyjazdu na Bliski Wschód i do
jednego z krajów europejskich.

- To oczywisty skok na państwową kasę - nie kryje oburzenia Mirosława Kątna z
Socjaldemokracji Polskiej. - Decyzje personalne w ostatnich dniach
sprawowania władzy powinny być wstrzymane. Wiadomo, że jak przyjdzie nowa
ekipa, to prawdopodobnie wszystkich wymieni i ci odchodzący dostaną wysokie
odprawy, mimo że będą sprawować swoje funkcje tylko przez kilka tygodni -
zgadza się z nią Marta Fogler z Platformy Obywatelskiej.

- Wiceministrowi przysługuje trzymiesięczna odprawa niezależnie od tego, jak
długo sprawuje funkcję - mówi Marcin Kaszuba, rzecznik rządu. Wyjaśnia
krótko, że te osoby są potrzebne w rządzie i nie chce komentować ich
powołania.- Przecież przez kilka dni jakiś inny wiceminister mógłby spokojnie
wykonywać ich obowiązki. Tak jak zrobiono z resortem spraw wewnętrznych,
który po odejściu Oleksego powierzono ministrowi obrony. Ale obecna ekipa
chce urządzić swoich ludzi - dodaje Kątna.

To, że powołanie nowych pracowników ma charakter przejściowy widać na
przykładzie Andrzeja Szejny, dotychczasowego wiceprezesa zarządu Polskiej
Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych, gdzie trafił w styczniu tego
roku z Ministerstwa Gospodarki.

Jak powiedział nam jeden z jego współpracowników, zamierza on ubiegać się o
fotel deputowanego w Parlamencie Europejskim w wyborach 13 czerwca. Choć nie
ma go jeszcze na listach (ma czas do 5 maja), to czołowy polityk SLD
potwierdza nam jego zainteresowanie wyborami. - Stawiał nawet warunki, że
chce być pierwszy na liście - tłumaczy nasz rozmówca.

O Szejnie zrobiło się głośno kilka lat temu. Prasa opisywała jego działalność
w samorządzie i w fundacji warszawskiej SGH. Miał m.in. za darmo, już po
skończeniu uczelni, mieszkać w hotelu studenckim Sabinki, korzystał też dość
swobodnie ze środków fundacji. Sam Szejna nie znalazł dla nas wczoraj czasu.

23.04.2004 r.




Temat: Zaloga2! Gębę wycierać łatwo...
Zaloga2! Gębę wycierać łatwo...
Poczytałem z pewnej (łódzkiej) perspektywy wypowiedzi na tym forum i w wolnej
chwili dorzucam swoje trzy grosze. Abstrahuję w ogóle od tego, czy zgłoszona
tu dowcipnie "kandydatura" Pawła Lareckiego na fotel prezydenta (państwa?!)
może być brana pod uwagę czy nie, bo o coś zupełnie innego mi chodzi.
O to mianowicie, że próbujecie usadowić człowieka w niekorzystnym dla niego
świetle, bo zajmuje się on akurat czymś, co wam nie odpowiada. Konkretnie,
został rzecznikiem, ale nie waszym i w tym sęk!
Takimi metodami każdego można ośmieszyć, a nawet zniszczyć. Sprzyja temu
oczywiście, anonimowość forum dyskusyjnego, ale czy takim celom forum ma
służyć?
Nie wiem, czy o niebo, czy o dwa nieba jest on lepszy" od kogoś tam...
Ten ktoś tam, czyli p. Stacharczyk - o czym wiem - założył sprawne prywatne
radio, w czasach wcale niełatwych, zaczynając prawie od dwóch skręconych ze
sobą drucików. Rozgłośnię, która nadaje, jest potrzebna, bo słuchana,
zapewnia pracę iluś ludziom, iluś dobrych radiowców spod swoich skrzydeł
wypuściła do dużych i znanych stacji prywatnych oraz publicznych i co ważnie -
dobrze się ma. A ponadto zgłosiła udanie kilka społecznych inicjatyw.
A ty? Kim jesteś, prześmiewco, bo ciebie nie znam. Co zdziałałeś, bo nie
chwalisz się jakoś...
Co do Lareckiego zaś, to mam informacje jak najbardziej rzetelne, ponieważ
dłuższy czas pracowaliśmy razem, biurko obok biurka. Imponował mi swoją
proludzką postawą. Gdy był dziennikarzem Dziennika Łódzkiego (bardzo płodnym
zresztą i nagradzanym za znakomite teksty), zajął się pierwszą w województwie
piotrkowskim 5-osobową rodziną polskich repatriantów z Kazachstanu, którzy na
zaproszenie władz Piotrkowa przybyli do tego miasta na stałe. Urząd miasta
zapewnił im mieszkanie, a w nim tylko... wykoślawiony stół i dwa krzesła.
Larecki objechał różne urzędy, fabryki, hurtownie, sklepy i zwiózł tym
Polakom całe wyposażenie. Różne meble z fabryki mebli (na segment żona
Lareckiego wzięła kredyt w PKO). Lampy i kinkiety. Obrazy. Szkło z huty
szkła. Wszystko do kuchni od noży i widelców po miksery. Żelazko, jakieś
kable elektryczne itp. Obrazy z księgarni. Słowniki poprawnej polszczyzny.
Dywany i wykładziny. Lodówkę wytargował w którymś sklepie, do kupna
telewizora nakłonił jakiś bank, a kupno pralki automatycznej wymusił ni mniej
ni więcej na wojewodzie piotrkowskim, który osobiście dostarczył ten sprzęt
do domu.
Załatwił przeprowadzkę rodzinie chłopca z zanikiem mięśni, mieszkającej
gdzieś w obrębie starówki, z mieszkania na IV piętrze na parter.
Jakiemuś innemu dziecku niepełnosprawnemu ruchowo rower stacjonarny do
ćwiczeń.
Jakimś dwóm rodzinom mocno patologicznym przez mniej więcej 2 lata kupował
raz na tydzień siatki mięsa i wedlin i sam tachał im to do mieszkania.
Inwalidzie na wózku załatwił raz-dwa telefon, choć podanie leżało w TPSA 20
lat! (bo komórki to wtedy były jedynie na podwórkach, takie na węgiel i
drewno).
Zaangażował się mocno w obronę ośrodka Monaru, który zainstalował się pod
Spałą, w gminie Inowłódz. Ośrodek traktowany jak zaraza, siłą (i solidarnie)
chciały wyrzucić z tamtego terenu zarówno władze gminy z panem wójtem na
czele, miejscowa społeczność lokalna dowodzona przez bandę prymitywów,
dyrekcja ośrodka sportu w Spale, miejsowe nadleśnictwo, a nawet parafia
rzymskokatolicka. To było z 10 lat temu, więc pamiętacie, jakie było w
tamtych latach nastawienie społeczeństwa wobec Monaru: kamienie w łapach i
kije. Jako jeden z przełożonych red. Lareckiego odradzałem mu zajmowanie się
tą sprawą, choćby ze względów bezpieczeństwa osobistego. Ale on napisał kilka
artykułów o tej bulwersującej historii, w tym wywiad ze śp. Markiem
Kotańskim. Grożono mu telefonami i anonimami. Wójt w oficjalnych pismach do
naszej redakcji żadał zwolnienia go z pracy, pisma słał dyrektor (do dziś
urzęduje) Tomkowski z Centralnego Ośrodka Sportu w Spale itd. Pamiętam, że
gdy pojawił się koło ośrodka Monaru, to na niego i na ekipę Telewizji Łódź z
red. Magdą MIchalak napadli chłopi z kijami, więc następnym razem jadąc robić
reportaż wynajął (płacąc z własnej kieszeni) dwóch strażników z firmy
ochroniarskiej.
Dla grupy dziewczyn, młodych kobiet właściwie, nauczycielek z Litwy, które na
piotrkowskiej filii WSP uzupełniały wykształcenie wyższe, załatwił polskie
książki, angażując do tego (osobiście targali knigi Pol i Rżanek) ówczesne
władze miasta.
Są gazety, można zajrzeć, najbliżej - biblioteka w dawnej synagodze.
Napisz ty, zaloga2, coś konstruktywnego w życiu zrobił, a potem podpisz się
imieniem i nazwiskiem. Czekam.




Temat: .... Palmy... i ...K o s o ł k i ....
Re.I w Watykanie droga krzyżowa J.Pawła II
Wielki Piątek w Watykanie

Sakrament pojednania
Jan Paweł II wysłuchał w Wielki Piątek w bazylice watykańskiej spowiedzi
sześciu kobiet i pięciu mężczyzn różnych narodowości, w tym jednego
niepełnosprawnego na wózku inwalidzkim. Po południu papież przewodniczył
nabożeństwu Męki Pańskiej a wieczorem tradycyjnej Drodze Krzyżowej w rzymskim
Koloseum.

Spowiadających się miało być pierwotnie dziesięcioro, ale na zakończenie
sakramentu pojednania Jan Paweł II zgodził się wysłuchać jeszcze dodatkowo
spowiedzi kobiety z Hiszpanii.

Papież wysłuchał w Wielki Piątek w bazylice watykańskiej spowiedzi pary
Polaków, Kanadyjki, Hiszpanki i dwóch Włoszek, Amerykanina, Słowaka i dwóch
Ukraińców. Jan Paweł II, znający kilka języków, spowiadał używając języka
włoskiego, polskiego, hiszpańskiego, słowackiego i ukraińskiego.

Papież spowiadał w prawym skrzydle transeptu bazyliki watykańskiej, za
umieszczonym tam specjalnym parawanem, obok którego ustawiono klęcznik dla
penitentów.

Jan Paweł II, siedząc na ruchomym fotelu, pojawił się w bazylice na kilka minut
przed godziną dwunastą. Zanim zasiadł w konfesjonale, przejeżdżając wzdłuż
czekających na niego wiernych, pozdrowił ich i pobłogosławił.

Wczoraj po południu papież raz jeszcze pojawił się w bazylice, aby
przewodniczyć nabożeństwu Męki Pańskiej, podczas którego homilię wygłosił
kaznodzieja Domu Papieskiego, franciszkanin Raniero Cantalamessa. Kaznodzieja
wezwał do do przerwania spirali śmierci i zemsty, która coraz bardziej dławi
współczesny świat.

Ojciec Cantalamessa potępił z całą stanowczością przemoc, która panoszy się na
świecie i zachęcał do "walki bez przemocy" o sprawiedliwość w społeczeństwach.

Wieczorem w rzymskim Koloseum Jan Paweł II przewodniczył tradycyjnej drodze
krzyżowej. Podobnie jak w ostatnich latach, papież nie przeszedł w procesji,
ale oczekiwał na nią na wzgórzu Palatynu.

W homilii wygłoszonej podczas Drogi Krzyżowej Jan Paweł II zwrócił się z apelem
o zaniechanie przemocy.

Ze względu na zaostrzone w okresie wielkanocnym środki bezpieczeństwa wierni
zarówno przed wejściem do Bazyliki św. Piotra, jak i przed Koloseum poddawani
byli szczegółowej kontroli przy użyciu wykrywaczy metalu.

Ks. JAROSŁAW CIELECKI (Rzym)/(PAP)

Autorem rozważań drogi krzyżowej był w tym roku ksiądz André Louf, zakonnik
należący do Zgromadzenia Cystersów. Brat Louf od kilku lat żyje w samotności w
jednym z eremów, spędza czas na modlitwach. Wcześniej pełnił funkcję opata w
wspólnocie zakonnej Notre-Dame di Mont-des-Cats we Francji.

Jak poinformowało biuro prasowe Watykanu, podczas ceremonii w Koloseum krzyż
nieśli wikariusz diecezji rzymskiej kardynał Camillo Ruini, brat z zakonu
franciszkanów z Ziemi Świętej, mieszkaniec karaibskiej wyspy Granada,
przedstawiciel duchowieństwa Stanów Zjednoczonych z diecezji Orange w
Kalifornii, osoba świecka z Jordanii, siostra zakonna z Burundi oraz młoda
mieszkanka Madrytu. Hiszpanka podała krzyż papieżowi, który trzymał go podczas
ostatniej, czternastej stacji. (JC)




Temat: matki tylko widza siebie
Moze konstruktywnie wiec ;))
Jakos tak cos mi sie wydaje ze dzieci mi sie socjalizuja kolo trzeciego roku
zycia.
Socjalizuja czyli zaczynaja sie wstydzic gdy puszcza baka, przestaja
wywrzaskiwac mamooo kupeeee ale podchodza i mowia mi to do ucha itp.

No ale droga impalo- co wczesniej ;))
Moze to nie do ciebie pytanie- jak sama piszesz bowiem wiekszosc czasu zajmuje
sie twoim dzieckiem babcia wespol z niania- moze to one sie musza z czyms takim
od czasu do czasu zmagac?

Poza tym- dzieci maja rozny temperament. Sa "grzeczne" dwulatki a sa takie przy
ktorych trzeba pojsc na pewniem kompromis i uznac ze niech rozrabia
umiarkowanie, dobrze ze nie wrzeszczy ;) To super ze ci sie trafil taki
grzeczny model, ale nie wszyscy mieli szczescie przy "rozdaniu" ;)
na koniec- caly czas oceniamy sytuacje jednostkowe. Ja tak w ogole nie
przepadam za nieswoimi dziecmi ;) nie gugam do wozkow z wyjatkiem swojego, nie
jestem przesadnie mila do starszych. Oczywiscie sila rzeczy mam duzy kontakt z
innymi dziecmi bo mam dzieci w wieku towarzyskim, zarowno nastoletnim jak i
przedszkolnym i szczegolnie teraz w wakacje nie ma dnia zeby u mnie w domu nie
siedzialo jakies towarzystwo.

I naprawde na palcach jednej reki moge policzyc dzieci, ktore znam jakos dluzej
a sa "niewychowane", ewudentnie zaniedbane wychowawczo, bo tak to trzeba
nazwac. Natomiast na takie akcje trzylatek wrzeszczy w pociagu- to inna para
kaloszy. Dzecko zmeczone podroza rzeczywiscie moze sie zachowywac nieznosnie. I
uspokajanie go caly czas mija sie z celem. trzeba sobie wykupic osobne miejsce,
zdjac mu buty i na pewne ustepstwa sie zgodzic. niech nie wrzeszczy ale skacze
po fotelu ;) czy czyta na glos ksiazeczki, czy spiewa piosenki nawet. Pociagiem
jechalam raz z trzylatka wlasnie, do Krakowa i chociaz dziecko w zasadzie
zacowywalo sie jak aniol- mialam straszny dyskomfort. Co glosniej pisnelo czy
zaspiewalo- to ja sie rzucalam uciszac i przepraszac caly przedzial... caly
przedzial oczywiscie rzucal sie mnie uspokajac ze jest OK i jakie grzeczne
dziecko- i tez se pewnie meczyli z tymi ciaglymi zapewnieniami.

Ale konkludujac.
Staram sie zeby moje dzieci byly jak najmniej absorbujace towarzysko.
Staram sie karmic czy przewijac gdzies na uboczu, nawet jesli to robie w wozku
bo nie ma pokoju matki z dzieckiem ( a umowmy sie na ogol nie ma).
Ale niestety impalo- nie mam niani i babci. Tylko te dwie rece ;) i dzieci
ciagam wszedzie. Takze w miejsca gdzie niekoniecznie jest ciekawie. I niestety-
nie bede przepraszac za to ze zyje i jestem ;) dzieci sa jakie sa. czsami sie
dra w publicznych miejscach. czsami puszczaja baki. czasmi cos im spadnie albo
sie rozleje. Staram sie do tego nie dopuszczac- ale jak moge nie dopuscic do
bakow u dwulatka oprocz niefaszerowaniem jej grochem ;)) moge przeprosic,
powycierac, ale nie bede dziecka klepac tylko po to zeby obserwatorzy mogli
sobie pomyslec- ooo to dobra matka. Wole zalatwic to w swoj dluzszy sposob,
przeczekac wrzask, wytlumaczyc, bo wiem po osobniku 13 letnim, ze to przynosi
efekty.

Wcale nie uwazam, ze matki sa gorsze od innych ludzi ;) na swiecie sa po prostu
ludzie ktorzy zwracaja na innych uwage i tacy ktorzy na innych uwagi nie
zwracaja. Egoisci i nie egoisci slowem ;))

Szkoda ze tak strywializowalas temat.

Szczegolnie ze jak sama przyznajesz- jestes matka. A jednak w tytule jak wol
tkwi "matki". Czyli co- matki oprocz ciebie?

Mnie w miare wychowywania dzieci rosnie przekonanie ze to wcale nie jest
proste, oraz rosnie we mnie pokora jesli chodzi o ocene innych jako
wychowawcow. Znam kolka strasznie fajnych kobiet, idealnych jako matki, ktore
maja takie problemy z dziecmi ze szok. Znam tez takie wiewiadomo co, srednio
fajne, o beznadziejnych na oko metodach wychowawczych, ktorym bardzo fajne
dzieci porosły ;)

mysle ze na tym swiecie znajdzie sie miejce i dla matek i dla trzylatkow.
I uwazam, ze wlasnie takie podejscie do dzieci w ogole czyli dzieci
przeszkadzaja- niech siedza w domu- jest scisle zwiazane np. z tym ze mamy
dzieci niepelnosprawnych siedza w domach zamkniete. Bo zacznie sie takie
dziecko wydzierac... albo baka pusci... albo co gorszego...

Matka poprzez fakt bycia mataka nie przestaje byc czlowiekiem- nadal chce
uzywac autobusow (chyba ze w pakiecie z dzieckiem zaczna dawac samochod..),
chodzic do restauracji, czy latac na Kanary.




Temat: i po wyborach
no to mamy senatora!
Idę tam, gdzie jest lepiej

Z Jarosławem CHMIELEWSKIM, _opolskim senatorem Prawa i Sprawiedliwości, rozmawia
Krzysztof ZYZIK

- Lubi pan aktorkę Irenę Kwiatkowską?
- A która to?

- Ta z "Czterdziestolatka”. "Jestem kobieta pracująca, żadnej pracy się nie
boję” - kojarzy pan?
- A, pewnie. Nie wiedziałem, że to Kwiatkowska. A czemu pan o nią pyta?

- Bo jak przeczytałem pana życiorys, to mi się tak jakoś skojarzyło z panem.
- Że niby co?

- Że pan jest mężczyzną, który kolekcjonuje etaty.
- Wie pan, dziś młodzi ludzie szukają swojego miejsca w życiu. Idą tam, gdzie
jest lepiej, gdzie są lepsze pieniądze.

- Zacznijmy od pierwszej fuchy - asystent posła AWS Jana Piątkowskiego.
- To było takie bardziej hobbystyczne zajęcie. Pierwsza praca to aplikant sądowy.

- Ale to mecenas Piątkowski otworzył panu wrota do kariery.
- Moim prawdziwym mentorem był profesor Połomski z Wrocławia, były senator. Ale
fakt, że minister Piątkowski też mi wiele pomógł. Zresztą, ja jemu też - ZChN mu
na Opolszczyźnie pomagałem zakładać.

- Poseł załatwił panu intratną robotę w opolskiej kasie chorych. Ale szybko pan
stamtąd odszedł. Dlaczego?
- Bo znalazłem lepsze miejsce w urzędzie wojewódzkim. Gadają, że ja się obijałem
w tej kasie, że do pracy nie przychodziłem, a to są kompletne bzdury. Prawda
jest taka, że tam trudno było wytrzymać. Byłem tam jedynym prawnikiem, moją
szefową była kobitka ze średnim wykształceniem - po prostu kpina.

- Potem został pan kierownikiem ds. prywatyzacji w urzędzie wojewódzkim.
- I to był fajny czas, bo z wojewodą Pęziołem i dyrektorem Ciecierskim pracowało
się bardzo dobrze. Wykryliśmy aferę w opolskim przedsiębiorstwie budowy mostów.
Na Piastowskiej czułem, że mam realną władzę.

- Ale długo pan tam nie popracował, bo poseł AWS załatwił panu fuchę szefa
Poczty Polskiej w Opolu. Jak na 28-latka - całkiem fajny "job”.
- Tam było fajnie. Jestem poczcie do dziś wdzięczny, bo tam nauczyłem się
zarządzać, współpracować z ludźmi. Od listonoszów po naczelników. Do dziś złego
słowa nie dam na poczciarzy powiedzieć. Ale jest też prawdą, że stoczyłem tam
walkę - z szefem poczty z Katowic, niejakim Popkiem. Za Popkiem stał niejaki
Wawak z katowickiego ZChN-u, który darł koty z posłem Piątkowskim. I kiedy ja
chciałem utworzenia w Opolu okręgu, to Wawak, za pośrednictwem Popka, nam to
przyblokował. Oni mi też złośliwie obcinali pensję.

- Na poczcie, wśród listonoszy, rozegrał się ważny epizod w pana karierze
politycznej - za teczkowego wziął pan sobie jeszcze młodszego od siebie Janusza
Kowalskiego, czyli "niezwykły przypadek człowieka, który sam jeden...” i tak
dalej. Kowalski był już wtedy niezwykły?
- Muszę go pochwalić - bardzo sprawnie w owym czasie wykonywał moje polecenia.
Razem z kolegą Strzałkowskim niezwykle pieczołowicie porządkowali mi papiery,
przepisywali, kserowali. Chodzą słuchy, że Kowalski stanie do walki z
Zembaczyńskim o fotel prezydenta Opola. Moim zdaniem może wygrać, bo jest
mistrzem Polski w marketingu własnej osoby.

- Wróćmy jednak do pana błyskotliwej kariery. Po listonoszach zarządzał pan kasą
dla inwalidów, w ramach Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
- To był błąd, to nie było dobre miejsce dla prawnika. Tam panowało uznaniowe
rozdawnictwo. Nie zawahałbym się dziś podnieść ręki za likwidacją PFRON.

- Ostatnio pracuje pan we wrocławskim oddziale Kancelarii Prawnej Marcin Piszcz
i Wspólnicy. Chodzą słuchy, że po otwarciu korporacji prawniczej na młodych
absolwentów prawa wystraszył się pan spadku zarobków i uciekł do Senatu.
- Bez obaw, to jedna z największych kancelarii w kraju, takie się zawsze
utrzymają. Ja co najwyżej mogę być zły, że z takim trudem robiłem aplikację
radcowską, a teraz się okazuje, że z automatu mógłbym być adwokatem. No, ale
teraz jestem senatorem.

- Ta godność kojarzy się z siwizną, z doświadczeniem życiowym. Jeśli bierze pan
tę robotę w wieku 34 lat, to strach pomyśleć, co będzie za cztery lata.
- No to chyba został już tylko prezydent Polski (śmiech).

- Dziękuję za rozmowę i gratuluję wyboru na senatora. I przezornie już dziś
zapisuję się na etat w pałacu.

Wywiadu udzielil Nowej Trybunie Opolskiej 4 pazdziernika



Temat: Turnusy w Jantarze
Wróciliśmy z "rozpoznania" ośrodka rehabilitacyjnego.
Jantar to bardzo pięknie położona miejscowość. Wszędzie las, blisko morze -
można tutaj znaleźć bursztyny.
Ośrodek, w którym bylismy bardzo się nam spodobał.
Jest hotel oraz domki parterowe i piętrowe.
Teren jest dość duży, choć nie widziałem całości. Część ośrodka jest czynna
tylko w sezonie letnim.
Pewna niedogodność to, że ośrodek jest po obu stronach ulicy, po której jeżdżą
samochody.
Jesienią jak w każdej nadmorskiej miejscowości jest mały ruch, ale w sezonie
ta ulica może być dość ruchliwa.

Mieliśmy pokój w hotelu. Pokój to część dzienna, kompletny aneks kuchenny oraz
sypialnia.
W części dziennej - telewizor, radio i łóżko szpitalne. Łóżko to miało ręcznie
podnoszoną głowę i nogi.
Aneks kuchenny to kuchenka, lodówka i zlwozmywak (!!!) - spokojnie można gotować
obiady.
W sypialni stały dwa łóżka. Prócz tego - szafa, szafki, stół, krzesła, fotel,
toaletka z lustrem.
Słowem kompletne wyposażenie. W Wągrowcu dla naszej czwórki szafek zawsze było
zbyt mało.
W tym wszystkim jest jeszcze miejsce na wózki i parapodium. Patryk wjeżdżał
Optimusem do pokoju.
Dodatkowo zamówiliśmy jeszcze wózek toaletowy.
Z pokoju jest bezpośredni wyjazd na zewnątrz, ale jest dosyć niebezpieczny próg
i Patryk bał się tymi drzwiami wyjeżdżać.
Nie wiem, czy wszystkie pokoje są tak szerokie. Radzę więc zaznaczyć przy
rezerwacji, że pokój ma być duży.

Duży problem to wąskie korytarze w hotelu oraz beznadziejna winda.
Niektóre korytarze w części rehabilitacyjnej są tak wąskie,
że dwa wózki nie mogą się już wyminąć, nie wspominając o zawracaniu.
Winda jest ciasna, wózek elektryczny ledwo się mieścił i przyciski były w takim
miejscu, że z wózka nie sposób było je wcisnąć. Z tego powodu zdecydowanie odradzam
pokój na piętrze.

Prócz hotelu są jeszcze domki. Domki również mają kuchenki, telewizory,
sypialnie (czasem nawet dwie)
i kominki. Bardzo nam się te domki spodobały i następnym razem wynajmiemy sobie
domek.
Opłata za domek jest niezależna od liczby osób. Mozna więc jechać nawet w dwie
rodziny do domku
po całkiem atrakcyjnej cenie.

Rehabilitacja jest na bardzo dobrym poziomie. Muszę tu cały personel pochwalić.
Wprawdzie widać był, że zanik mięśni to dla nich nowość, jednak wszyscy starali
się to nadrobić.
Lekarz bardzo pilnie notował wszystko co zobaczył i usłyszał. Masarzysta,
gdy dotknął nóg Patryka powiedział "Tu są jakieś obrzęki", ale wymasował Patryka
naprawdę dobrze.
Po powrocie nasz domowy rehabilitant stwierdził nawet, że przykurcze w nogach są
słabsze.
Na sali fizjoterapii czekały młode rehabilitantki. Gdy przyprowadziłem Patryka,
nie pozwoliły mi - facetowi - samodzielnie przekładać Patryka na stół,
bo "kręgosłup trzeba oszczędzać".
Basen na całej długości ma głębokość 1,5m, a jeden tor ma podniesione dno.
Dodatkowo jest podnośnik - krzesełko hydrauliczne dla niepełnosprawnych.
I znów minus za korytarze do szatni i z szatni do basenu,
zamykające się drzwi i 2cm progi. Progi te sprawają duży problem dla wózka
toaletowego.

Jedzonko bardzo dobre: sniadanie i kolacja bufet szwedzki, obiad - duże porcje.
Pory posiłków były określone np. od 14 do 15. Nie było więc problemu , że ktoś
kończył zabieg o 14.30.

Patrykowi bardzo się podobało, mimo, ze miał bardzo intensywne ćwiczenia
- cztery zabiegi: basen , masaż, ćwiczenia bierne i ćwiczenia czynne na
podwieszkach,
to troszeczkę też chyba odpoczął. Czyste powietrze też robi swoje. Mieliśmy
sporo szczęścia,
bo trafiliśmy w ostatni tydzień przecudnej pogody - było tylko słoneczko i ok.
20 stopni ciepła.
Na pewno będziemy tam częściej jeździli.
Jednak na turnusy hotel nie nadaje się z powodu wąskich korytarzy.
20 ruchliwych chłopaków na wózkach elektrycznych to chyba za dużo dla tego hotelu.
Ale wszystkim, którzy indywidualnie jeżdżą, spokojnie mogę polecić ten osrodek.

J.




Temat: Turnusy rehabilitacyjne
WITAM!!!
CZĘŚĆ I
Jak już wspomniałam wróciłam właśnie z turnusu rehabilitacyjnego w Wągrowcu.
Mam sporo rzeczy do przekazania, więc ujmę to w punkty, żeby nie było zbytniego
chaosu:
1. PODZIĘKOWANIA
Na dobry początek i dla wprowadzenia dobrego nastroju :WIELKIE DZIĘKI należą
się przede wszystkim: Staszkowi , Ani, Angelice i Jackowi , jak również
pozostałym uczestnikom turnusu za niezmiernie ważne informacje, które tu, dla
dobra naszych dzieciaków, umieszczę. (osobne podziękowania dla Grażyny, która
podobnie jak ja była na turnusie po raz pierwszy)
2. OŚRODEK
- Ośrodek Wielspin jest w pełni przystosowany do przebywania w nim osób
niepełnosprawnych - wszędzie podjazdy, windy itp. (duży plus)

- nie można dać się władować do niewyremontowanego domku!!! - coś o tym wiem,
bo przez trzy dni mieszkałam w takim cudzie - właziłam z dzieciakiem po
schodach do ciasnej klitki (byłoby ok, bo nie jestem księżniczką na ziarnku
grochu, gdyby cena była odpowiednio niższa, ale nie była, więc szczęśliwie
dzięki informacji życzliwych mi ludzi trafiłam do hotelu). Więc
rada :pierwszaki nie dajcie się!!! . Domki wyremontowane są naprawdę ok, ale
według mnie lepiej trzymać się w kupie - znaczy się z grupą ZM (zanik mięśni) -
łatwiejszy dostęp do informacji no i lepsza pozycja do integracji z tą grupą
(razem znaczy łatwiej:-) - z tą integracją miałam trochę problemów - z jednej
strony było to zrozumiałe z uwagi na to, że ludzie ci znają się szmat czasu, a
ja też nie jestem niestety specjalistą od łatwego nawiązywania kontaktów, z
drugiej strony - czasem wystarczy odrobina dobrej woli i świat jest lepszy
(jestem wdzięczna Angelice, że pierwsza wyciągnęła rekę) Gdy już poznałam
wszystkich okazało się, że diabeł nie taki straszny jak go malują i mam
nadzieję, że z turnusu na turnus będzie coraz lepiej.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie!!!

- pobyt w ośrodku zaczyna się od wizyty u lekarza (przykro mi to stwierdzić,
ale miałam wrażenie, że asystująca lekarzowi pielęgniarka lepiej wiedziała
jakie zabiegi należałoby zastosować w zaniku mięśni niż sam lekarz ; zabiegi
przysługują zarówno choremu jak i opiekunowi, opiekun może też zrzec się swoich
zabiegów na rzecz dzieciaczka (aha - na basenie dziecko musi być z rodzicem
obowiązkowo, ale to nie jest jednocześnie forma zabiegu dla rodzica! - czyli
rodzic ma prawo pójść na basen osobno - ja o tym nie wiedziałam i 3 razy
poszłam na basen z Miśkiem, a w karcie wpisywali mi to również jako i mój
zabieg - człowieku radź sobie sam! - nie dajcie się w ten sposób wmanewrować

- rehabilitacja jest dość urozmaicona, najczęściej przez nas wykorzystywana to:
* basen z wodą o temp. 30 stopni - (zupa jak nic, ale przynajmniej nasze
dzieciaki mogą długo przebywać w wodzie); na basenie można też skorzystać z
bąbli masujących - dają nieźle czadu, wydymając kąpielówki i stroje do
niebotycznych rozmiarów w najmniej oczekiwanych miejscach, albo też dając efekt
pianki przemieszczającej się tu i ówdzie między krągłościami ciałka - wesolutko
jednym słowem:-)
* masaże suche - z tym był problem, bo jakoś zabiegów tych nie starczyło dla
dzieciaków i rodziców, którzy ze zrozumiałych względów ich wymagali -
przyznacie, że z naszych dzieciaczków rosną niezłe chłopy, więc jest kogo
dźwigać - ale kierownictwo obiecało, że w przyszłym roku będzie lepiej ,tzn
zapotrzebowanie na masaże będzie w pełni pokryte
* masaże wirowe ,
* masaże na fotelu - masaż na takim przyjemniaczku jest niezły, nie powiem,
aczkolwiek panie (ze mną włącznie) pewnie by wolały napór jakichś rzeczywistych
muskułków
* jaccuzi
* ćwiczenia na sali rehabilitacyjnej - można podpatrzeć co i jak - to dla
rodziców, którzy nie bardzo orientują się jak rozciągać dzieciaczka - ale
jednak lepiej czasem zostawić pociechę z rehabilitantem sam na sam, żeby nasz
dzieciaczek - w większości przypadków okazały chłop (najukochańszy przecież na
świecie) nie miał szansy wgapić się w nas szklistymi oczkami i na tyle poruszyć
nasze serce, żebyśmy nie mieli wątpliwości, że należy uwolnić go spod jarzma
zręcznych co prawda ale i bezlitosnych rączek rehabilitanta. Czyli: kładziemy
dzieciaczka na łóżko i ...nogi za pas! Gwarantuję, że serduszko nasze nie zdąży
zmięknąć
Pozdrawiam sebanna cdn.



Temat: dlaczego inne województwa tak potrafią?
Nowe szynobusy na opolszczyźnie (razem już 3)
21 czerwca 2005 o 8.15 przy peronie Opolskiego dworca odbyła się
prezentacja opolskich szynobusów serii SA103.

Zarząd Województwa Opolskiego, odebrał dwa nowe szynobusy wyprodukowane w
firmie Pojazdy szynowe PESA Bydgoszcz S.A. Holding.

Szef bydgoskiej PESA, Tomasz Zaboklicki, przekazał marszałkowi województwa,
Grzegorzowi Kubatowi, symboliczny klucz do szynobusów, a także statuetkę
damy łuczniczki, która jest w Bydgoszczy symbolem piękna i odwagi.

Odbierając klucz marszałek stwierdził, że Zarząd Województwa stara się
zaoferować mieszkańcom Opolszczyzny jak najlepszą usługę komunikacyjną, o
przyzwoitym standarcie, bezpieczną, umożliwiającą dojazd do pracy i miejsc
nauki. Jako jedyni w kraju nie likwidujemy linii kolejowych, a przywracamy
zawieszone.

Umowa z firmą Pojazdy Szynowe PESA Bydgoszcz S.A. Holding zawarta została
przez Urząd Marszałkowski 29 listopada 2004 roku. Koszt zamówienia - 10,5
mln zł, pieniądze pochodzą z kontraktu dla województwa opolskiego. Szynobus
posiada 70 miejsc siedzących i tyle samo stojących. Kabina maszynisty
znajduje się na obu krańcach pojazdu. Pojazd rozwija maksymalną prędkość do
120 km na godzinę (przyspieszenie nie mniej niż 0,6 m/sekundę). Wyposażony
jest z każdej strony w dwoje drzwi odskokowo-przesuwnych. Znajdują się one w
strefach niskopodłogowych. Ich otwieranie i zamykanie odbywa się
indywidualnie (po ich odblokowaniu przez maszynistę) przez naciśnięcie
przycisków umieszczonych na zewnątrz i wewnątrz wagonu. Układ pomieszczeń
jest bezprzedziałowy, tylko klasa 2 dla niepalących, fotele umieszczone są
przeciwlegle oraz w układzie 2+2. Wykonano je z materiału, który łatwo daje
się czyścić i jest "wandaloodporny". Przy drzwiach wejściowych znajdują się
wydzielone i oznaczone miejsca dla niepełnosprawnych. Specjalne uchwyty
umożliwiają zamocowanie wózka inwalidzkiego lub dwóch rowerów.

Szynobus wyposażony jest w układ nagrzewania nawiewnego oraz klimatyzację
(Zarząd Województwa zawarł na nią dodatkową umowę, bo producent zaoferował
przystepną cenę za to dodatkowe wyposażenie - 40 tys. zł za oba pojazdy). Na
czole autobusu oraz po jego bokach i we wnętrzu zamontowane zostały
elektroniczne tablice informacyjne.

Szynobus wyposażony jest w silnik spalinowy, wysokoprężny - jednostkowe
zużycie paliwa do 200 g/kWh. Pojemność zbiornika paliwa wystarcza do
przebiegu 600 km oraz dla zapewnienia 12 godzin pracy agregatu grzewczego.
Gwarancja dla całości pojazdu wynosi 37 miesięcy, jego żywotność oceniana
jest na 35 lat.

Dyrektor Zaboklicki przypomniał, że we wnętrzu szynobusu - dla zwiększenia
bezpieczeństwa podróżnych - zamontowane są kamery, które rejestrują obraz z
kabin pasażerskich. Po raz pierwszy zamontowane także zostały poduszki
powietrzne, które znacznie podnoszą komfort jazdy. Swą pierwszą podróż
szynobusy odbyły do podopolskich Chrząstowic i z powrotem. Na razie nie
zapadły ostateczne decyzje, na jakich trasach nowe pojazdy będą kursować.
Koszt godzinnej pracy szynobusu na odcinku 1 km wynosi 13 złotych (tzw.
pociągokilometr). Dla porównania: koszt pracy lokomotywy spalinowej z
wagonem - 23 zł.

Przy okazji dowiedzieliśmy się że planuje się uruchomienie 3 pary pociągów
na linii Nysa-Brzeg. Ma ona umożliwić poranny dojazd do pracy i szkół w
Nysie. Najprawdopodobniej na tą trasę zostaną skierowany wyremontowany
szynobus SN81 i nowy SA103, które maja kursować naprzemian na liniach:
Brzeg - Nysa i Opole - Kluczbork.

Źródło: Informacja własna PKPP, Samorząd Województwa Opolskiego
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amed.keep.pl



  • Strona 3 z 3 • Zostało znalezionych 175 wypowiedzi • 1, 2, 3