Patrzysz na wypowiedzi wyszukane dla frazy: Forum Slowianskie





Temat: Pierścień wokół Zatoki Gdańskiej
Pierścień wokół Zatoki Gdańskiej

Sława!

Pierścień wokół Zatoki Gdańskiej
www.portalmorski.pl/caly_artykul.php?ida=2994
Miały być czerwone dywany, wielkie fety i pełen aplauz. Tymczasem
poszczególne elementy pierścienia wokół Zatoki Gdańskiej są otwierane, ale
bez rozgłosu.

Plan był ambitny i rewelacyjnie przyjęty w Unii Europejskiej, skąd
przyszła część pieniędzy na realizację. Brzeg zatoki miała opasać sieć
współpracujących ze sobą małych marin, wzbogaconych o niewielkie punkty
obsługujące turystę. Do tego między nimi można było dojechać ścieżką
rowerową. - Projekt rozwoju turystyki w rejonie Zatoki Gdańskiej świetnie
obronił się w Brukseli - przyznaje Mieczysław Struk, wicemarszałek
województwa. - Łączył kilka miast i miał być stymulatorem rozwoju
nadzatokowego.

Tymczasem sypią się nieprzychylne opinie i komentarze ze strony
żeglarzy. Widokowe pomosty są sztucznie łączone z pływającymi przystaniami,
czyli kładkami. Te są zbyt wąskie (Jastarnia) lub zbyt płytkie (Chałupy), by
przypływać tam jachtami. Na swojej stronie internetowej Urząd Morski w Gdyni
przestrzega, że pomosty nie są jeszcze uwidocznione np. na mapach
nawigacyjnych z "powodu nieoddania ich do eksploatacji".

- Miejsce pomostu w Chałupach wybrano pochopnie - ocenia Andrzej
Celarek, od kilku lat prowadzący niewielką przystań położoną w tej samej
miejscowości.

- My wymieniamy tzw. Y-bomy na większe - mówi Marta Rotta z MOKSiR w
Jastarni, zarządzająca nową przystanią.

Kłopot sprawiają także punkty Informacji Turystycznej, które są nimi...
z definicji. W przyszłości mają być bardziej rozbudowane. Dziś część nie ma
np. Internetu (Puck) lub przy bramie wejściowej wisi tablica ,Teren budowy.
Wstęp wzbroniony" (Swarzewo).

- Miesiąc temu projekt powinien być bezwzględnie zakończony i oddany.
Stąd mamy ogromne pretensje do inżyniera kontraktu - mówił w Pucku
wicemarszałek Struk, otwierając punkt IT w porcie rybackim. I dodaje, że
jeśli w czerwcu obiekty nie zostaną oddane, będzie to porażka.

Forum Słowiańskie
gg 1728585





Temat: Porozumienie ws. rozwoju międzynarodowej drogi wod
Porozumienie ws. rozwoju międzynarodowej drogi wod
Sława!
biznes.onet.pl/0,1367066,wiadomosci.html
Porozumienie ws. rozwoju międzynarodowej drogi wodnej
(PAP, pb/06.08.2006, godz. 11:48)

Deklarację współpracy w zakresie rozwoju międzynarodowej drogi wodnej E-70 na
obszarze Polski podpisali w sobotę marszałkowie sześciu województw:
pomorskiego, kujawsko-pomorskiego, lubuskiego, warmińsko-mazurskiego,
wielkopolskiego i zachodniopomorskiego.

Uroczystość odbyła się w porcie rybackim w Kątach Rybackich (Pomorskie).

Polski odcinek międzynarodowej drogi wodnej E-70 biegnie przez teren sześciu
województw, sygnatariuszy porozumienia: od Kostrzyna nad Odrą, później Wartą
i Notecią do Bydgoszczy, a następnie Wisłą do Gdańska i do Mierzei Wiślanej
oraz Elbląga.

Jeden z programów, które realizuje województwo pomorskie - program
aktywizacji turystyki wodnej, jest realizowany m.in. poprzez rewitalizację
szlaków wodnych delty Wisły i Zalewu Wiślanego, w tym budowę mostów
dostosowanych do potrzeb żeglugi śródlądowej. W sobotę otwarto trzy z nich -
w Drewnicy, Rybinie i Sztutowie.

W trakcie uroczystości w Kątach Rybackich, marszałkowie podpisali również
Memoriał w sprawie ratyfikacji przez Polskę Europejskiej Konwencji AGN -
europejskiego porozumienia w sprawie wielkich dróg żeglownych o
międzynarodowym znaczeniu.

Memoriał zostanie przesłany do rządu RP, Sejmu i Senatu. Samorządowcy w ten
sposób chcą przekonać polskie władze, że przyjęcie przez Polskę Europejskiej
Konwencji AGN może stać się ważnym przyczynkiem do odbudowy żeglugi
śródlądowej w Polsce.

Forum Słowiańskie
gg 1728585





Temat: Nieudana wyprawa kajakiem przez Atlantyk
Nieudana wyprawa kajakiem przez Atlantyk
Sława!
Nieudana wyprawa kajakiem przez Atlantyk

PAP za "Głosem Szczecińskim" 15-12-2004, ostatnia aktualizacja 15-12-2004
07:15

PRZEGLĄD PRASY:Aleksander Doba z Polic i Paweł Napierała z Zielonej Góry
chcieli przepłynąć kajakami Atlantyk z Afryki do Ameryki Południowej. Wczoraj
przerwali swoją wyprawę. Chcą wrócić do kraju, mają poważne problemy" -
pisze "Głos Szczeciński".

10 grudnia kajakarze wyruszyli w rejs przez Atlantyk z portu Thema w Ghanie
(Afryka Zachodnia). Dotarli tam ze Szczecina dzięki uprzejmości
szczecińskiego armatora Euroafrica Linie Żeglugowe, na pokładzie
statku "Rubin". Wczoraj tuż przed godziną 16 Paweł Napierała zadzwonił do
Euroafriki prosząc o pomoc w powrocie do kraju - podaje dziennik.

Po kilku dniach rejsu przez Atlantyk okazało się, że do kajaków dostaje się
woda. Nie pomogły osłony. Zaczęli się podtapiać, na dodatek zamókł im
prowiant - dowiedziała się gazeta w biurze Euroafriki. Doba i Napierała w
porę zdążyli zawrócić i dopłynąć do wybrzeża Ghany. Z portu Accra zadzwonili
do Euroafriki. Mimo szczęśliwego powrotu na ląd, sytuacja kajakarzy jest
trudna. Na statek Euroafriki, który w drodze ze środkowej Afryki do Europy
mógłby ich zabrać z Ghany, muszą czekać aż do 25 grudnia. Tymczasem mężczyźni
nie mają już ważnych wiz zezwalających na pobyt w tym państwie. W Ghanie
oznacza to niewyobrażalne dla Europejczyka kłopoty - czytamy w "Głosie
Szczecińskim".

Problemem jest też to, jak utrzymają się przez ponad tydzień i gdzie będą
mieszkać. Ich położenie utrudnia to, że nie znają angielskiego. Wczoraj
późnym popołudniem Euroafrica zaalarmowała o problemach swojego agenta w
porcie Thema. Dziś armator będzie rozważał jak pomóc kajakarzom, którzy w
niebezpieczną wyprawę ruszyli na własne ryzyko. Aleksander Doba i Paweł
Napierała chcieli w 80 dni przepłynąć kajakami z zachodniej Afryki do
Brazylii. Mieli być pierwszymi Polakami, którzy by tego dokonali. Plan
zakładał wiosłowanie przez osiem godzin dziennie i noclegi na platformie
rozłożonej na kadłubach połączonych kajaków.

Pozdrawiam i zapraszam na:
Forum Słowiańskie



Temat: Ludomir Mączka "Ludojad” 1928-2006 [*]
Pogrzeb kapitana Ludomira Mączki

Sława!
Pogrzeb kapitana Ludomira Mączki

Gazeta w Szczecinie 2006-02-07

Urna z prochami zmarłego Fot. Dariusz GORAJSKI/ AG

Kapitan Ludomir Mączka Fot. Sebastian Wołosz / AG
Ludzie morza, grono przyjaciół i szczecinianie żegnali wczoraj na Cmentarzu
Centralnym nestora polskiego żeglarstwa, kapitana Ludomira Mączkę.
Msza pogrzebowa odbyła się rano w kościele o.o. Dominikanów. Później cmentarna
kaplica nie była w stanie pomieścić tłumów, które przyszły pożegnać zmarłego
przed tygodniem kapitana. Żeglarska brać zjechała ze wszystkich zakątków kraju.

Kiedy w ubiegłym roku słynny Ludek uczestniczył w pogrzebie innego znanego
żeglarza, Kazimierza "Kuby" Jaworskiego, powiedział, że kiedy umrze, chciałby
być pochowany obok niego.

Przyjaciele chcieli spełnić to życzenie, jednak nie udało się znaleźć miejsca
obok grobu Jaworskiego. Ostatecznie Ludomira Mączkę pochowano w starej części
cmentarza, niedaleko pomnika "Tym, którzy nie powrócili z morza". Podczas
uroczystości żałobnych obok urny z prochami zmarłego żeglarze Poznańskiego
Klubu Morskiego postawili bukiet z kwiatów w kształcie łodzi. Na wstążce był
napis: "Żegnamy Wielkiego Żeglarza Ludka". Ktoś położył czapkę z białymi i
czerwonymi gwiazdami - znak rozpoznawczy Bractwa Wybrzeża. Mączka miał w nim
numer szósty i pseudonim "Monje del Mar" (Mnich morski).

Wiceprezydent Szczecina Zbigniew Zalewski (zapalony żeglarz) długo wymieniał
dokonania i odznaczenia, jakie za żeglarskie wyczyny otrzymał Mączka.
Przedstawiciele geologów i rybaków podkreślali, że w każdym zakątku świata mógł
liczyć na ich pomoc.

- Obrał kurs ku wieczności - mówili przyjaciele z Bractwa Wybrzeża. - To był
nasz Polski wagabunda morski.

Ludomir Mączka zmarł w ubiegły poniedziałek, kilka minut po godz. 16 w
szczecińskim hospicjum. Miał 78 lat.

Pozdrawiam i zapraszam na:
Forum Słowiańskie



Temat: Miliony na żagle
Miliony na żagle

Sława!
Miliony na żagle
www.maritime.com.pl/newsletter/indexm.php?
l=seaskipper@gazeta.pl&id_term=31888
Kurier Szczeciński 2006-02-02

SENAT RP na wniosek Jacka Sauka przegłosował poprawkę do budżetu na 2006 rok
oznaczającą dofinansowanie przygotowań Szczecina do finału regat Tali Ships
Races. Jeśli Sejm nie zmieni tego zapisu miasto otrzyma 10 mln złotych na
przebudowę Wałów Chrobrego, modernizację Łasztowni i wybudowanie skrzyżowania
na ulicy Energetyków.
Szczecin jako organizator finału w 2007 roku kilkakrotnie zabiegał o
dofinansowanie z budżetu państwa przygotowań do imprezy. Podstawowym
argumentem było to, że Tali Ships Races jest imprezą międzynarodową
wpływającą na wizerunek nie tylko miasta i regionu, ale także kraju.
Przedstawiciele Szczecina podkreślali także, że pieniądze budżetowe zostaną
przeznaczone na infrastrukturę, która w mieście pozostanie. Argumentacja ta
nie przekonała kolejnych ministrów finansów, ale za to trafiła do senatorów.
Na wniosek Jacka Sauka przegłosowali oni przyznanie 10 mln złotych. Fundusze
mają zostać przeznaczone na przebudowę Wałów Chrobrego - m.in. budowę ścieżek
spacerowych i oświetlenie budynków oraz poprawę infrastruk tury Łasztowni i
jej skomunikowania z resztą miasta. Całość niezbędnych prac oszacowano na 13
min złotych.
Jeśli posłowie nie zmienią decyzji senatorów, miasto będzie miało większość
problemów z poszukiwaniem funduszy za sobą.

Pozdrawiam i zapraszam na:
Forum Słowiańskie



Temat: Ludomir Mączka "Ludojad” 1928-2006 [*]
Mówią przyjaciele zmarłego

Sława!

Mówią przyjaciele zmarłego
www.maritime.com.pl/newsletter/indexm.php?
Gazeta w Szczecinie 2006-02-07

Kpt. Bolesław Kowalski, razem z Mączką brał udział w rejsie dookoła Ameryki
Południowej na pokładzie jachtu "Śmiały"

Ludek cieszył się naszym szacunkiem, miłością i poważaniem. Studiowaliśmy razem
we Wrocławiu. Mieszkaliśmy nawet przy tej samej ulicy. Pamiętam, kiedy pierwszy
raz zaprosił mnie do siebie. Gdy wszedłem do mieszkania, na stole stał spory
garnek. Miał może z 15 litrów pojemności. W środku były płatki owsiane, olej,
oliwa, czosnek. Wszystko wymieszane. Chciał mnie tym poczęstować. Bardzo mnie
to danie zaskoczyło, a on odżywiał się tym na co dzień. Właśnie taki był Ludek.
Nigdy nie przejmował się tym, co je, jak wygląda, jak jest ubrany. Pamiętam też
słynne opowieści o tym, że na rowerze jeździł z Wrocławia do Szczecina. Kiedy
noc zastała go na trasie i nie miał gdzie spać, układał się do snu w rowie, a
rower przywiązywał sobie do nogi, żeby go nikt nie ukradł.

Katarzyna Ochnicka, miłośniczka żeglarstwa

Przyjechałam na pogrzeb z Kołobrzegu. Pasjonuje mnie żeglarstwo, ale nie mam na
koncie nawet ułamka dokonań kapitana Mączki. Przyjechałam, bo pamiętam, jak
śledziłam jego pierwszą wyprawę dookoła świata na "Marii". Wtedy było to dla
mnie coś niesamowitego, że człowiek jest w stanie poświęcić własną pracę,
prywatne życie, całe oszczędności i po prostu wypłynąć w morze, nie myśląc o
tym, co będzie, jak skończy się rejs. Był niesamowitym człowiekiem. Prawdziwym
i wielkim żeglarzem.

Kpt. Wojciech Jacobson, razem z Ludkiem brał udział w wyprawie na pokładzie
jachtu "Vagabond"

Spędziłem na jego "Marii" dwa lata podczas jego 11-letniego rejsu dookoła
świata. Potem, już na ladzie, byłem niejako pośrednikiem między Ludkiem a tymi,
którzy śledzili ten rejs. Spędziliśmy też wspólnie trzy lata podczas rejsu
wzdłuż północnych brzegów Ameryki Północnej. Ludek to część mojego życia.
www.maritime.com.pl/newsletter/indexm.php?
l=seaskipper@gazeta.pl&id_term=31975

Pozdrawiam i zapraszam na:
Forum Słowiańskie



Temat: Patenty zeglarskie o motorowodne; podstawa prawna
tomjani napisał:

> Słuchaj spamerze
> Włazisz z buciorami na forum (Żeglarstwo) na którym sam nie masz nic mądrego
do
>
> powiedzenia, nie licz zatem że na swoim "prywatnym" forum (które jest w
istocie
>
> forum publicznym, w odróznieniu od np listy mailingowej) będziesz mógł
oddawać
> się nieskrępowanej "wymianie myśli" sam ze sobą.
> Powołując się na powielaczowe prawo pewnej organizacji dopuszczacz się
> przestępstwa polegającego na nakłanianiu Czytelników jednego i drugiego forum
> do niekorzystnego rozporzadzania swoim mieniem. Powtórzę zatem, że to co
> napisano na stronie PZŻ a co nie znajduje odpowiednika w państwowych aktach
> prawnych nie stanowi jakiejkolwiek "podstawy prawnej". Wprowadzonych w błąd
> Czytelników narażasz na wydatek określonej sumy pieniędzy, w wyniku czego nie
> odniosą jakichkolwiek korzyści natury prawnej.
> Niniejszym oświadczam że wszczynam stosowne kroki mające na celu ukrócenie
> niegodziwych praktyk jakich dopuszcza się PZŻ, a za które to praktyki wziąłeś
> pan na siebie współodpowiedzialność.
>

Sława!

NO cóz próbowalem wyjasnic Mojemu Czcigodnemu Adwersarzowi iz nie ma racji.
Moje argumeta byly rzeczowe i zawieraly podstwae prawe prawna.

Natomiast zamiast kolejnych odpowiedzi odpornemu na wiedze tonmajniemu moge
tylko zacytowac Witkacego:
"Z glupim czlowiekiem nie warto nawet gadac, wiec zamknac pyski i prosze
siadac".

PS Ozatem niejaki odprny na wiedz tomajjni lze w zywe oczy i popisuje sie swoja
agresywna glupota, bo jemu glupawe i pozbawione podstwa protesty sa z góry
skazane na niepowodzenie, gdyz i system patentów i umocowanie PZZ do jego
wydawani9a jest obowiazujacym w Polsce prawem.

Natomiast szkodliwosc gloszonych przetomajaniego tez polega na tym, ze dajacych
mu poslych naraza na powazne konsekwencje prawne i jego kampania przeciwko
kopetencjom i odpowiedzialnosci jest narazaniem dajacych mu posluch na
niebiezpeiczenstwo utraty zycia lub mienia...

Bo z zywiolem nie ma zartów i bagienno-szuwarowe doswiadczenia tomjaniego nie
maja zadnego zastosowania na morzy, gdzie agresywne chamstwo i glupota nie
zastapia ani wiedzy ani doswiadczenia ani odpowiedzialnosci, ale Paddy Maloney
tez sadzil inaczej.
jeszcze raz powtarzam iz tomajani jest antyzeglarzem i pwoiniem plywac co
najwyzej papierowymi stateczkamiw wannie lub w szambie, w którym tak bardzo
lubi sie nurzac, czego dowodem jest jest rynsztokowe slownictwo, które nie ma
nic wspolnego ani z netykieta ani z etykieta zeglasrka...

Nop cóz zeglarstwo jest sportem elitarnym i nie tylko jeden tomjani do nie
przystaje:)))

Pozdrawiam i zapraszam na:
Forum Słowiańskie



Temat: Miliony na żagle
Tall Ships' Races. Jest sposób na legalne pogłębie
Sława!
Tall Ships' Races. Jest sposób na legalne pogłębienie Odry

Gazeta w Szczecinie 2006-01-14

Nie manipulowanie przy przepisach, ale inicjatywa trzech szczecińskich firm
może uratować Szczecin przed kompromitacją w czasie finału regat Tall Ships'
Races w 2007 roku.

W poniedziałek ujawniliśmy, że władze Szczecina nie są w stanie zapewnić
odpowiedniej głębokości Odry dla żaglowców, które w 2007 r. przypłyną do
naszego miasta. Problemem jest zanieczyszczone dno (przede wszystkim przez
spływające do Odry nieczystości z miejskiej kanalizacji), którego nie można
pogłębić. Nie ma bowiem co zrobić z brudnym mułem. Przepisy zabraniają
zrzucania go na istniejące składowiska.

Zbigniew Zalewski, wiceprezydent Szczecina, powiedział nam, że będzie starał
się doprowadzić do zmiany przepisów przez Ministerstwo Środowiska. O problemie
rozmawiał m.in. z wojewodą Robertem Krupowiczem.
- Wojewoda uważa, że nie jest to dobre rozwiązanie i nie będzie próbował
wpłynąć na zmianę przepisów - poinformowała nas Agnieszka Muchla, doradca
wojewody ds. mediów.

Co więc można zrobić? Jak się okazuje, rozwiązaniem problemu może być
inicjatywa trzech szczecińskich firm: Milex, UW Service i Irmar.
- Firmy są gotowe zawiązać konsorcjum i zbudować instalację do oczyszczania
mułu - mówi Jerzy Grześkowiak, doradca firmy Milex ds. ochrony środowiska.

Takie instalacje z powodzeniem funkcjonują m.in. w Holandii i Belgii.
Przygotowania w Szczecinie trwają od kilku miesięcy. Milex ma już gotowy
projekt koncepcyjny i czeka na wydanie warunków zabudowy. Od nich będzie
zależeć decyzja o lokalizacji, a potem projekt techniczny. W grę wchodzą tereny
w Policach (koło portu barkowego) i między hutą a papiernią w Szczecinie.
- To byłoby przedsięwzięcie czysto komercyjne - mówi Grześkowiak. - Firmy
zaciągną na ten cel kredyt.

Koszt budowy instalacji, która byłaby w stanie oczyścić wydobywany w
szczecińskim porcie urobek, szacowany jest wstępnie na 3 mln euro, a
oczyszczenia jednej tony odwodnionego mułu - na około 20 euro.
- Cena jest niska, w Holandii płaci się 100 euro - mówi Grześkowiak.

Nie wiadomo jednak, ile ton zanieczyszczonego mułu zalega na dnie rzeki. Według
Urzędu Morskiego w Szczecinie w ramach przygotowań do Tall Ships' Races trzeba
wydobyć 86 tys. metrów sześciennych mułu. To po usunięciu z niego wody daje
około 25 tys. ton masy. Jednak mułu, który trzeba będzie oczyścić, powinno być
znacznie mniej.
Efekty pracy oczyszczalni to czysty piasek i zbrylone nieczystości (w Niemczech
wykorzystywane przy budowie dróg).
- Jeżeli nie pojawią się jakieś przeszkody, to za rok instalacja byłaby gotowa -
mówi Grześkowiak.

Wyjaśnienie
Bank Światowy oferował pożyczkę na budowę pola refulacyjnego w wysokości ok.
2,4 mln dol., a nie - jak napisałem w poniedziałek - 17 mln dol. Ta ostatnia
kwota dotyczy wszystkich funduszy, jakie bank zaoferował na modernizację portu
i toru wodnego.
www.maritime.com.pl/newsletter/indexm.php?id_term=31598
Andrzej Kraśnicki jr

Przegląd

Pozdrawiam i zapraszam na:
Forum Słowiańskie



Temat: Wstrzymano wydawanie patentów żeglarskich
Wstrzymano wydawanie patentów żeglarskich
Sława!
www.portalmorski.pl/caly_artykul.php?ida=3621
Wstrzymano wydawanie patentów żeglarskich

Świeżo upieczeni żeglarze i motorowodniacy muszą znowu poczekać na
patenty. Ministerstwo Sportu proponuje im zamiast tego zaświadczenia, które
prawdopodobnie nie będą honorowane przez policję wodną.

Ministerstwo wstrzymało wydawanie patentów ze względu na nieścisłości w
łumaczeniu, które znalazły się na nowych drukach - pisze "Rzeczpospolita".
Ekspresowa nowelizacja rozporządzenia w sprawie uprawiania żeglarstwa
przewiduje także usunięcie nieżyciowego wymogu zdobycia stażu podczas rejsu
pełnomorskiego jako niezbędnego do uzyskania stopnia starszego sternika
motorowodnego.

Do czasu nowelizacji przepisów ministerstwo chce, aby do końca sierpnia
związki wydawały osobom, które zdały już egzamin na patent, zaświadczenia o
uzyskaniu uprawnień do żeglowania lub pływania motorówką. Od początku
września miałyby być wydawane patenty według znowelizowanego wzoru. MS
zwróciło się w tej sprawie do Ministerstwa Gospodarki Morskiej, Ministerstwa
Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Ministerstwa Transportu o uznawanie
do końca sierpnia tych zaświadczeń za równoważne z patentem.

W tym czasie świeżo upieczeni wodniacy z zaświadczeniami mogą mieć jednak
poważne kłopoty. Ustawa o żegludze śródlądowej wymaga posiadania patentu
potwierdzającego uprawnienia osoby kierującej jachtem lub motorówką.

- Musimy działać zgodnie z przepisami, w tym wypadku z ustawą o żegludze
śródlądowej - mówi podinspektor Tomasz Wencel, komendant Komisariatu
Rzecznego Policji w Warszawie. - Obecnie nie mamy podstaw do tego, aby
honorować takie zaświadczenia.

Sprawa dotyczy kilku tysięcy osób w całej Polsce. Po ponadpółrocznej
przerwie, 24 czerwca weszły w życie przepisy regulujące nowe wzory patentów
dla osób uprawiających rekreację na wodzie. Pełną parą ruszyły egzaminy na
stopnie żeglarskie i motorowodne. Dotychczas do Polskiego Związku
Motorowodnego trafiło już ponad trzy tysiące wniosków o wydanie dokumentów
potwierdzających uprawnienia. Co roku PZMW i Polski Związek Żeglarski wydają
łącznie około 25 tys. patentów.

- Od dzisiaj przystępujemy do wystawania zaświadczeń zgodnie z
wytycznymi Ministerstwa Sportu - mówi Stanisław Różalski, sekretarz generalny
PZMW. - Nie będziemy jednak mogli rozpocząć wydawania zmienionych patentów od
początku września. Zakładając, że rozporządzenie zostanie zmienione w ciągu
najbliższych dni, a przepisy wejdą w życie z dniem ogłoszenia, potrzebujemy
jeszcze kilku tygodni na przygotowania, a potem na wydanie patentów wszystkim
oczekującym. Trzeba pamiętać także, że zbliża się największa fala wniosków od
osób, które właśnie ukończyły kursy i zdały egzamin.

- Na wydanie nowych patentów czeka kilkuset żeglarzy, z czego część chce
tylko wymienić dokumenty na nowe, dające szersze uprawnienia - mówi Zbigniew
Stosio, sekretarz generalny PZŻ.

"Rzeczpospolita" dowiedzieliała się nieoficjalnie, że związek
motorowodny stracił już kilka tysięcy złotych na przygotowania do druku
patentów według wzoru obowiązującego od końca czerwca.

Forum Słowiańskie
gg 1728585



Temat: Przejmujacy ślad tragedii sprzed 40 lat
Przejmujacy ślad tragedii sprzed 40 lat
Sława!
wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,53600,3694202.html
Ostatnie słowa z M/s "Nysa"
Katarzyna Fryc, Gdynia2006-10-20, ostatnia aktualizacja 2006-10-20 00:21
Wiem, że nie ma dla nas ratunku, fale zalewają statek - te słowa 40 lat temu
skreślił na kartce marynarz statku "Nysa". Zanim zatonął z 17 kolegami,
włożył list do butelki i rzucił w fale Morza Północnego. Ciąg niesamowitych
przypadków sprawił, że list trafił do naszej redakcji

fot. Rafal Malko / AG
List nieznanego marynarza z ?Nysy? oraz zdjęcie ludzi, którzy wyłowili
butelkę z wiadomością na plaży w UstceOstatnie słowa z M/s "Nysa"

Wiem, że nie ma dla nas ratunku, fale zalewają statek - te słowa 40 lat temu
skreślił na kartce marynarz statku "Nysa". Zanim zatonął z 17 kolegami,
włożył list do butelki i rzucił w fale Morza Północnego. Ciąg niesamowitych
przypadków sprawił, że list trafił do naszej redakcji

Tragedia "Nysy" była pierwszą po wojnie katastrofą w naszej flocie handlowej,
w której zginęła cała załoga. Co zdarzyło się na statku 10 stycznia 1965 r.,
do dziś nikt nie wie. Tego dnia na Morzu Północnym szalał sztorm 10 stopni w
skali Beauforta, sypał gęsty śnieg. Mały motorowiec "Nysa" z transportem
złomowanych szyn kolejowych płynął ze szkockiego Leith do portu w Oslo.
Ostatnim śladem jego istnienia był świetlny sygnał SOS odebrany w nocy przez
norweski statek. Dzień później na miejscu tragedii polski trawler "Dalmor"
odnalazł dwie rozbite szalupy, koła ratunkowe i kilka przedmiotów z "Nysy".
14 stycznia u wybrzeży Szwecji morze wyrzuciło ciała siedmiu spośród 18 ofiar
katastrofy.

Trzy lata później spacerujące po plaży w Ustce małżeństwo z Poznania zwróciło
uwagę na wystającą z wody butelkę. W środku znaleźli zapisaną nierównym
pismem kartkę papieru śniadaniowego. "Statek nasz załadowany jest szynami,
mocno przeładowany, ogromny sztorm. Wiem, że nie ma dla nas ratunku, fale
zalewają statek, silniki przestały pracować, a wraz z nimi pompy.
Próbowaliśmy spuścić szalupę. Woda zalewała ją jednak. Statek pogrąża się
coraz bardziej w głębinę. Dalej nie mogę pisać. M/s Nysa 1965 r.".

Zabrali list do Poznania i oddali znajomym, których krewna straciła
na "Nysie" męża. Ta krewna to Danuta Stachowiak z Gdyni, wdowa po Edmundzie
Stachowiaku. Już nie żyje.

- Miałem siedem lat, kiedy z radia dowiedzieliśmy się, że tata zginął - mówi
Jerzy Stachowiak, syn, dziś 48-letni marynarz. - Kiedy kilka lat po śmierci
ojca ci państwo z Poznania przywieźli list, matka schowała go głęboko w
szufladzie. Nikomu o nim nie wspomniała. Dopiero po moim ślubie dała mi ten
list razem z pamiątkami po ojcu. Próbowałem pytać, dlaczego wcześniej nic nie
mówiła. Powtarzała, że nie chciała tamtych spraw rozgrzebywać.

Zżółkła kartka przeleżała w kartonie do grudnia zeszłego roku, kiedy w
gdyńskim kościele odsłonięto tablicę upamiętniającą ofiary "Nysy". Na
uroczystość zjechały rodziny. Jerzy Stachowiak i jego żona uznali, że to
najlepsza okazja, żeby powiedzieć o liście.

- Wstrząs. Jakbym jeszcze raz przeżyła śmierć Tadeusza - mówi Bogumiła
Osiecka, żona najmłodszego z marynarzy, 23-letniego trzeciego oficera, który
zostawił ją wtedy z trzymiesięcznym synkiem. - Czytając list, zrozumiałam, co
mąż musiał czuć przed śmiercią.

List obejrzały wdowy i rodziny sześciu ofiar z Trójmiasta.

- Próbowałyśmy zidentyfikować, czyje to pismo. Żadna z nas go nie rozpoznała -
opowiada Wanda Jońska-Mężeńska, wdowa po starszym marynarzu Henryku
Jońskim. - Ale zostaje jeszcze 12 innych marynarzy z całej Polski, którzy
mogli go skreślić. Pokażcie list w "Gazecie", może ktoś rozpozna to pismo.

Wdowy boją się, że czas zniszczy i tak już sfatygowany kawałek papieru. Chcą
go przekazać Centralnemu Muzeum Morskiemu w Gdańsku. - U nas znajdzie godne
miejsce, od razu oddamy go do konserwacji - zapewnia Maria Dyrka,
wicedyrektor CMM.

Zwracam się z prośbą do rodzin ofiar katastrofy „Nysy” o próbę identyfikacji
charakteru pisma na zamieszczonym obok liście. Czekam na wiadomość:
katarzyna.fryc-hyzy@gdansk.agora.pl

Ofiary katastrofy "Nysy":

Gustaw Gomułka (kapitan); oficerowie: Władysław Litwin, Roman Krzoska,
Tadeusz Osiecki; marynarze: Henryk Joński, Jan Urbański, Roman Felich,
Zdzisław Staszewski, Ryszard Raszewski, Edmund Stachowiak; mechanicy: Antoni
Styk, Ludwik Konieczny, Jan Szczęsny, Jerzy Pieper; oraz: Tadeusz Morawiak
(motorzysta), Henryk Sikuciński (ochmistrz), Roman Moszkowicz (kucharz),
Zdzisław Kleczkowski (steward).

Forum Słowiańskie
gg 1728585



Temat: Wybrane aspekty bezpieczeństwa w żeglarstwie morsk
Warto przytoczyc komentarz
Sława!
Andrzej Kajut
Czytając opisy wypadków i relacje ratowników trudno powstrzymać się od
komentarza. Wiele z tych wypadków łączy lekceważenie podstawowych zasad
bezpieczeństwa żeglugi, brak rozwagi wynikającej, jak sądzę z niewielkiej
wiedzy i praktyki skipperów, którzy jeziorową filozofię uprawiania żeglarstwa
przenoszą na morze. Wychodzenie w morze bez zapasu paliwa, z podstawowym
kompletem żagli, bez znajomości aktualnej prognozy pogody w sytuacji kiedy
prognozy ostrzegają przed sztormem jest zwykłym kuszenie losu i szukaniem
nieszczęścia. Wyrasta nowe pokolenie żeglarzy, którzy bez najmniejszej żenady,
często w dobrych warunkach wołają o holowanie zamiast samodzielnego żeglowania.
Trudno komentować nonszalancką wypowiedź j.st.m. prowadzącego rejs
na „GRYFICIE” (OPAL III), który po wejściu na mieliznę musiał korzystał z
pomocy holownika ; „Bałtyk jest morzem płytkim i to normalne, że jachty bardzo
często wchodzą na mieliznę ! Trochę trudniejsze warunki czy awaria silnika jest
dla nich prawdziwą katastrofą ! Mimo regularnie ponawianych apeli żeby do
pamięci telefonów komórkowych wpisać numery poszczególnych kapitanatów portów
oraz brzegowych stacji ratowniczych nadal wezwanie o pomoc przychodzi poprzez
Policję.

/Opracowano na podstawie materiałów zebranych przez B.Matowskiego/

Cytuje 2 szczegółnie kompromitujące przypadki:

„LADY S”
W dniu 22 lipca na morzu panują dogodne warunki, wiatr zachodni o sile 3
stopni, stan morza 1, widzialność dobra. O godzinie 0311 Morski Ośrodek
Koordynacyjny w Gdyni otrzymuje informację z jachtu „LADY S”, mają niesprawny
silnik a chce wejść do Władysławowa. Pięcioosobowa załoga obawia się
manewrowania na samych żaglach na mierzącym 9 metrów długości jachcie. Dla
dzielnych wilków morskich nie było dylematu, manewry na żaglach czy wygodny hol
ratownika.
Statek ratowniczy „BRYZA” wychodzi z Władysławowa do odległego o 1 Mm
od portu jachtu i wkrótce „LADY S” zostaje bezpiecznie przyholowana do portu.

„MOON FISH”
Kilka minut po północy 9 sierpnia mierzący prawie 10 metrów długości
jacht informuje ratowników, że pogarsza się pogoda, chcą wejść do Władysławowa
a nie mogą uruchomić silnika, proszą o asystę ratowniczą. Do odległego o 3 Mm
od portu jachtu wychodzi statek ratowniczy „BRYZA”. Ratownicy stwierdzają, że
jest dobra widzialność, wiatr z NW ma siłę 5 a stan morza 3 stopnie.
Analogicznie jak w przypadku „LADY S” dzielni żeglarze z Warszawy
wybierają wygodny hol ratowników zamiast samodzielnego żeglowania i po chwili 6
osobowa załoga cumuje bezpiecznie w porcie.

Pozdrawiam i zapraszam na:
Forum Słowiańskie



Temat: Czarne chmury nad "Chopinem”
Czarne chmury nad "Chopinem”
Sława!
www.portalmorski.pl/caly_artykul.php?ida=3389
Czarne chmury nad "Chopinem”

Piękny żaglowiec "Fryderyk Chopin”, którego portem macierzystym jest
Szczecin, został ponownie wystawiony na sprzedaż. Uczyniła to Europejska
Wyższa Szkoła Prawa i Administracji (EWSPiA) w Warszawie, która od 5 lat jest
armatorem jednostki.

Obecnie żaglowiec stoi w Gdańsku w Nowym Porcie. - Zaprowadziłem
tam "Chopina” po udziale w KielerWoche - mówi kpt. Andrzej Mendygrał. -
Armator tak zadecydował, ponieważ Szczecin jest drogi. Za postój żaglowca
trzeba zapłacić 3 tys. zł miesięcznie, za pilotaż 700 dolarów. W Gdańsku
żaglowiec stoi za darmo, a do portu wprowadziłem go bez pilota.

Tego jeszcze nie było!

- Jest pełnia sezonu żeglarskiego, a "Chopin” zamiast pływać, stoi przy
kei. Tego jeszcze nie było! - mówi Adam Kantorysiński, wieloletni i ostatni
dowódca żaglowca. - Armator nie robił żadnego marketingu, żadnej promocji.
Zmarnowany sezon. Jednakże ważniejszą sprawą jest to, że konieczny jest
remont klasowy jednostki. Najpóźniej powinien być przeprowadzony we wrześniu.
A na to potrzeba około 300 tys. zł. Armator tych pieniędzy nie ma. Niestety,
od 5 lat statek jest nie dofinansowany. Szkoła kupiła jedynie silnik, agregat
i ster strumieniowy. I chwała jej za to. "Chopinowi” są potrzebne m.in. nowe
żagle.

Katarzyna Zając z EWSPiA potwierdza, że statek jest wystawiony na
sprzedaż. - Wiem, że potrzebne są nam pieniądze na remont i robimy wszystko,
aby tę kwotę znaleźć - przyznaje. - Postój żaglowca będzie trwał do 19 lipca.
Potem planowany jest rejs do Norwegii, a następnie udział w Hanse Sail w
Rostocku.

Nie ma chętnych

Mimo, że statek od kilku miesięcy jest wystawiony na sprzedaż, to
chętnych nie ma. Nie jest to żaglowiec jakiego poszukują zamożni ludzie.
Przystosowany do rejsów z młodzieżą szkolną ma zbyt siermiężne wnętrza.

Historia żaglowca jakby się powtarza. Pierwszy raz na sprzedaż był
wystawiony w drugiej połowie lat 90. przez Kredyt Bank. Ten bank w 1991 roku
udzielił 1 mln dolarów pożyczki na budowę statku. Otrzymała go Międzynarodowa
Szkoła pod Żaglami, której prezesem był znany żeglarz Krzysztof Baranowski.
Statek według projektu Zygmunta Chorenia, słynnego konstruktora żaglowców,
zbudowała w 1992 roku prywatna stocznia Dora w Gdańsku. Działalność fundacji
i eksploatacja żaglowca nie sprawdziły się jako przedsięwzięcie gospodarcze.

W 1996 r. fundacja ogłosiła upadłość. Na wniosek banku żaglowiec został w
Szczecinie aresztowany. Kredyt Bank przez 3 lata był jego właścicielem.
Żaglowiec stał w krzakach. Mieli go kupić Norwegowie, do kupna przymierzało
się miasto, ale wszystko kończyło się na dyskusjach. Przeciwnicy
argumentowali, że lepiej otynkować kamienicę i załatać dziury w jezdni niż
wydawać pieniądze na żaglowiec. W końcu w grudniu 2000 r. jednostkę kupiła
EWSPiA. Wówczas wykładowcą w tej szkole był Krzysztof Baranowski.

Szczecina nie stać na "Chopina”

- Dziwi mnie to co się stało z żaglowcem, ale dziś nie widzę możliwości
udźwignięcia przez miasto trudu utrzymania jeszcze jednej jednostki - mówi
Zbigniew Zalewski, zastępca prezydenta Szczecina. - Mamy już przecież "Dar
Szczecina”. Ale moim zdaniem trzeba robić wszystko, aby ten piękny bryg
pozostał w Polsce, a najlepiej w Szczecinie.

Tego samego zdania jest Zbigniew Jagniątkowski, wiceprezes
Zachodniopomorskiego Związku Żeglarskiego. - Potrzebne jest autentyczne
zainteresowanie i ludzie dobrej woli - mówi. - Może żaglowcem
zainteresowałyby się szczecińskie uczelnie przy współudziale szczecińskich
armatorów. Może wtedy byłaby bardziej profesjonalna eksploatacja jednostki. I
oprócz szkoleń żeglarskich młodzieży statek wykonywałby rejsy komercyjne.

Autor: kp

Fot: Andrzej Szkocki
Forum Słowiańskie
gg 1728585



Temat: A jak szybko pływa jacht w kisielu???:)))
A jak szybko pływa jacht w kisielu???:)))

Sława!

Skoro pływacy plywaja tak samo szybko, to moze równiez jacht?

Ale nie mam pewności czy żaglowy, jednak z motorowym może być podobnie jak z
pływakami?

To chyba jednak zadanie dla motorowodniaków?
:)))
A można też sprawdzic jak pływa skuter wodny, jaka jest efektywnośc steru
strumieniowego.

No i hit jaki mi się marzy: nartywodne.., ups kisielowe...

A teraz relacja oryginalna:

Ig-Noble przyznane

Które z odkryć uhonorowanych Ig-Noblem uważasz za najbardziej doniosłe?

W kisielu pływa się tak szybko jak w wodzie
Proteza jąder dla psów
Budzik odjeżdżający od łóżka
Szarańcza najbardziej nerwowo reaguje na Dartha Vadera

Piotr Cieśliński, Cambridge, USA 07-10-2005, ostatnia aktualizacja 07-10-
2005 17:37

W kisielu daje się płynąć równie szybko jak w wodzie. To jedno z
dziesięciu "doniosłych" odkryć naukowych nagrodzonych w tym roku nagrodą

Jubileuszowa, 15. ceremonia wręczenia Ig-Nobli odbyła się w czwartek
wieczorem w Sanders Theatre na Uniwersytecie Harvarda. Zgodnie z tradycją -
przy akompaniamencie głośnego buczenia, trąbienia i tupania publiczności, pod
stertą setek papierowych samolocików rzucanych na scenę przez laureatów i
gości.

Ig-Noble wręczane są za badania i odkrycia, które "z początku wywołują
śmiech, ale po chwili zmuszają do zastanowienia". Nie jest przypadkiem, że
przyznawane są w tym samym czasie co prawdziwe Noble. Niektórzy bowiem
kojarzą je z legendarnym i mało znanym Ignacym Noblem, wynalazcą wody
sodowej. Złośliwi wywodzą jednak nazwę nagrody od angielskiego
słowa "ignoble", co oznacza niesławny, haniebny.

Mimo to z roku na rok rośnie sława Ig-Nobli i - jak z dumą zauważa
pomysłodawca i główny mistrz ceremonii Marc Abrahams, redaktor naczelny pisma
satyryczno-naukowego "Roczniki Badań Nieprawdopodobnych" - naukowcy już sami
starają się i konkurują o tę nagrodę. Dawniej obrażali się i rzadko
przyjeżdżali do Cambridge odebrać wyróżnienie. W czwartek w Cambridge stawili
się prawie wszyscy laureaci, choć niektórzy musieli przyjechać na swój koszt
z dalekiej Japonii i Antypodów. Nieobecni przysłali nagrania na wideo, a
każdy z nich dostał tylko skromne 60 sekund na wyjaśnienie doniosłości
swojego odkrycia. Porządku pilnował zawodowy sędzia piłkarki, bezceremonialne
przerywając przemówienie, które zostało przedłużone choćby o sekundę.

Przemówienie powitalne zawierało tylko jedno słowo - "witajcie". Były też
spicze 24/7. Nobliści i znani naukowcy mieli podać kompletny techniczny opis
jakiegoś trudnego zagadnienia, mając na to jedynie 24 sekundy, a potem w
siedmiu słowach powtórzyć to samo, tak żeby każdy mógł to zrozumieć (np. "co
to jest nieskończoność?"). Odpowiedź brzmiała mniej więcej tak: - Żeby
zrozumieć nieskończoność, trzeba najpierw zrozumieć kilka koncepcji,
koncepcję "zera", "jedności", "dwóch", "trzech". Już przy pięciu
przemawiającego wyrzucono ze sceny. Inne pytania nie były prostsze: "czym
jest życie?", "co to jest świadomość?" etc.

Laureaci z chemii - prof. Edward Cussler i jego student Brian Gettelfinger z
Uniwersytetu Minnesoty - wyszli na scenę w samych slipkach. Dzięki ich
eksperymentowi wiadomo już, że pływacy poruszają się równie szybko w kisielu
jak w wodzie, choć z pozoru wydaje się to nieprawdopodobne, a nad odpowiedzią
na to pytanie zastanawiał się bez powodzenia już sam Izaak Newton.
Najtrudniej przyszło naukowcom przekonać władze uczelni, by pozwoliły im
napełnić kisielem cały uniwersytecki 25-metrowy basen. "Wyglądało to - trudno
to inaczej określić - jak wielki smark" - mówili uczeni. Brawa dla
ochotników, którzy zdecydowali się tam zanurkować. Jak się okazało, kisiel
stawia wprawdzie ciału większy opór, ale też ramiona mogą go mocniej
zagarniać i odpychać. Pływak mknie więc w gęstszej mazi równie szybko jak w
wodzie.

Więcej tu:
serwisy.gazeta.pl/nauka/1,34148,2957506.html

Pozdrawiam i zapraszam na:
Forum Słowiańskie



Temat: Graf Zeppelin" na polskich wodach??????
Graf Zeppelin" na polskich wodach??????
Sława!

Na Bałtyku najprawdopodobniej natrafiono na wrak legendarnego niemieckiego
lotniskowca "Graf Zeppelin"

wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,53600,3505105.html

Bartosz Gondek, Gdańsk 24-07-2006, ostatnia aktualizacja 24-07-2006 20:04

Leżący na głębokości ponad 80 metrów kadłub odkryła koło Łeby firma
Petrobaltic zajmująca się poszukiwaniem i wydobyciem ropy naftowej.

- 12 lipca podczas badań dna morskiego nasi pracownicy natrafili na obiekt
długości około 250 metrów - mówi Krzysztof Grabowski rzecznik Petrobalticu. -
O znalezisku poinformowaliśmy Urząd Morski, SAR i Biuro Hydrograficzne
Marynarki Wojennej.

Na dnie morza zalega coś, co ma ok. 265 m długości, ponad 30 m szerokości i
ok. 30 m wysokości, a do tego płaski pokład. Taka charakterystyka idealnie
pasuje jedynego do hitlerowskiego lotniskowca "Graf Zeppelin". Został
zwodowany w Kilonii 8 grudnia 1938 r. w obecności Hitlera i Göringa. Matką
chrzestną była córka słynnego konstruktora sterowców barona von Zeppelina.
Lotniskowiec miał zabierać na pokład 42 samoloty myśliwskie i bombowe, a
potężne silniki miały umożliwiać mu poruszanie się z prędkością 33 węzłów,
czyli 63 km/h. Miały, bo mimo że w 1940 r. okręt był ukończony w 90
procentach, do końca wojny nie udało się go wprowadzić do służby. Niemcy
starali się chronić okręt, przeholowując go między różnymi portami.

24 kwietnia 1945 r. lekko uszkodzonego przez artylerię polową "Grafa
Zeppelina" zdobyły w Szczecinie wojska radzieckie. Uznany za cenny łup został
odholowany do Świnoujścia. Dalsze losy giganta pozostają sporne. W jednych
źródłach znajdujemy informację, że zatonął w pobliżu Leningradu podczas
holowania w 1947 r. Pewniejsza jest jednak wersja, że na skutek nacisków
komisji międzysojuszniczej dzielącej pozostałości niemieckiej floty wojennej
rząd radziecki zdecydował się zatopić okręt. Miało to nastąpić 16 sierpnia
1947 roku.

Rosjanie przez ponad pół wieku utrzymywali w tajemnicy miejsce, gdzie spoczął
kadłub, choć informowali, że stało się to po otrzymaniu 24 trafień bombami i
pociskami oraz uderzeniu kilku torped.

- Dziś trudno powiedzieć, dlaczego Rosjanie nie chcieli ujawnić położenia
wraku - mówi historyk Łukasz Orlicki śledzący od kilku lat losy "Zeppelina". -
Być może chodziło o zwykłą czekistowską czujność, być może zaś jakiś
niechciany ładunek, który nie powinien ujrzeć światła dziennego.

Według poszukiwacza wraków Jerzego Janczukowicza miejsce odkrycia
domniemanego "Zeppelina" pokrywa się z jednym z czterech wzmiankowanych w
archiwach. Pozycja wraku była znana urzędom i służbom ratowniczym, ale nikt
nie zadał sobie trudu, by dokładnie ustalić, co to jest.

Na wrak już wybiera się kilka ekspedycji nurków amatorów, choć nie mają
stosownych zezwoleń, które może wydać Urząd Morski i Centralne Muzeum
Morskie. Obie instytucje twierdziły wczoraj, że nie mogły wydać takich
zezwoleń, bo o odkryciu czegoś tak wielkiego jak "Zeppelin" nikt ich dotąd
nie poinformował.

Forum Słowiańskie
gg 1728585
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amed.keep.pl



  • Strona 2 z 2 • Zostało znalezionych 151 wypowiedzi • 1, 2