Patrzysz na wypowiedzi wyszukane dla frazy: forum Protector





Temat: Liban odrzucił rezolucję ONZ
Oczywiście, że Izrael ma prawo do obrony. A Hamas i Hezbollah to ugrupowania
które kwestionują prawo Izraela do istnienia (podobnie jak ich główny protektor
tj. Iran). Ostrzału z katiusz i kassamów też nie dokonywały krasnoludki.
Rezolucja 1559 pozostała na papierze. To wszystko prawda.
Może cię to zdziwi, ale nie kwestionuję merytorycznych racji Izraela. I
naprawdę źle mu nie życzę.

Natomiast uważam, że od dekady rządzą nim coraz gorsi szlemiele, a obecnie to
juz prawdziwa katastrofa. Olmert i Perec są ignorantami, którzy potrafią
spieprzyć dosłownie wszystko.
Popatrz jak wygląda bilans tej wojny:
"Zdaniem libańskiego premiera Fouada Siniory w Libanie zginęło 900 osób, a 3
tys. zostało rannych. Aż jedna trzecia ofiar to dzieci poniżej 12 lat. Zginęło
też ok. 80 bojowników Hezbollahu.
Z kolei Izraelczycy podają, że ponad 2 tys. rakiet Hezbollahu wystrzelonych od
12 lipca zabiło 26 izraelskich cywilów i 38 żołnierzy. Rannych jest kilkaset
osób." (To sprzed trzech dni, dziś bilans jest jeszcze gorszy)
Powiem ci coś, politycznie i militarnie jest to świadectwo kompletnego
debilizmu rządu Izraela, symetrycznego do kretyńskiego fanatyzmu przciwnika.
Kiedy zaczynał się ten konflikt, można było wybrać sto lepszych
rozwiązań. Przede wszystkim jasno określić własne stanowisko nawet wysuwając
kategoryczne ultimatum (z rozsądnym terminem) i negocjować uwolnienie żołnierzy
oraz wycofanie Hezbollahu znad granicy. I dopiero w przypadku fiaska podjąć
potężną ofensywę lądową na południowy Liban (nie muszę ci chyba mówić jaki jest
stosunek np. sił pancernych), zamiast demolować z powietrza Bejrut i niszczyć
na oślep infrastrukturę.
Ale nie. Olert i inni musieli pokazać jacy z nich "twardziele". To kosztowało
już (niepotrzebnie) życie kilkudziesięciu Żydów. A po drugiej stronie? Na
jednego wysłanego do Allacha hezbollahowca przypada ponad 10 zabitych cywilów.
To kosztuje Izrael utratę poparcia opinii międzynarodowej (a zabicie
obserwatorów ONZ?)

Reasumuję: Izraelem wydaje się dziś rządzić jakaś głupia soldateska, która
nadużywa zaufania własnego zdezorientowanego narodu. "Operacja libańska" była
przygotowywana od ładnych kilku miesięcy, czekano tylko na pretekst.

No, ale kiedy głównodowodzącym jest ktoś taki jak Dan Haluc, to trudno się
dziwić. Poczytaj sobie wywiady z tym durniem z kilku ostatnich lat
(znajdziesz w archiwum "Haaretz" i nie tylko). To psychopata z manią wielkości.
Nieprzypadkowo weterani wojny sześciodniowej odsyłali swoje odznaczenia po jego
wypowiedziach o tym, że zasadę IDF o "czystości broni" można wywalić na
śmietnik.
Haluc, wybitny lotnik, rzeczywiście. Wypuśćie wariata, niech sobie polata. No i
sobie polatał.

Izrael miał byc miejscem, gdzie Żydzi czują się bezpiecznie. Po to powstał. Od
końca lat 90'tych rządzący coraz bardziej o tym zapominają.
Izrael potrzebuje nie większej ilości bomb, rakiet, helikopterów i F-16, ale
przywódców odpowiedniego formatu. I tacy ludzie są dziś w Izraelu, ale nie mają
szans, ze względu na bezkrytyczne powszechne poparcie dla marnych politykierów
i przygłupich generałów.

Ta wojna była niepotrzebna, jest fatalnie prowadzona i jest nie do wygrania,
jeśli chodzi o założone cele (likwidacja Hezbollahu). Powie ci to każdy
przytomny analityk.

Dlatego dziś największą przysługę Izraelowi można oddać rzeczowo i krytycznie
analizując sytuację, a nie ślepo popierając złe rozwiązania.

Poczytaj sobie co dziś mówi np. Uri Avnery (przedruk wywiadu w
ostatnim "Forum"). I to on ma rację, a nie mów mi, że ktoś kto walczył za
Izrael w Irgunie jest złym Żydem. Jest takich zresztą znacznie więcej. Tylko
nikt nie chce ich słuchać. Szkoda.






Temat: Izrael i USA - największym zagrożeniem
I jeszcze jeden materiał do dyskusji, obrazujący jaką to politykę umacniania
praw człowieka i stabilizacji, prowadzą Amerykanie po II wojnie.

Prezydent Kwaśniewski, na wieść o upadku Bagdadu, powiedział w polskim radiu,
że „Irakijczycy kupili bilet do wolności”. Ja wiem, że w obecnej barbarzyńskiej
epoce powiedzieć można wszystko, ale na miejscu prezydenta byłbym jednak
ostrożniejszy. Wystarczy bowiem, choćby pobieżnie, zapoznać się z historią
amerykańskich interwencji zbrojnych w ostatnim półwieczu, aby dojść do wniosku,
że każda amerykańska interwencja (a były ich dziesiątki) rozsiewała na świecie
nie pokój i sprawiedliwość, ale coś wręcz odwrotnego - zbrodnicze dyktatury,
topiące we krwi własne narody. Tak było z rządami Batisty na Kubie, Trujilla na
Dominikanie, Duvaliera na Haiti, Somozy w Nikaragui, Rios Montta w Gwatemali,
Pereza Jimeneza w Wenezueli, Stroessnera w Paragwaju, Videli w Argentynie,
Pinocheta w Chile, Marcosa na Filipinach, Suharto w Indonezji, Pahlaviego w
Iranie, Mobutu w Kongo/Zairze i dziesiątkami podobnych, zainstalowanych przez
CIA i latami hojnie wspieranych przez kolejne ekipy Białego Domu. A co się dziś
dzieje z Kosowem i Afganistanem - krajami „wyzwolonymi” przez USA całkiem
niedawno? Czyż nie są to oazy demokracji, spokoju, dobrobytu i przestrzegania
praw człowieka? A co z krajami, które są najbliższymi sojusznikami Stanów
Zjednoczonych, a w których - wstyd przyznać - amerykańskie slogany wolnościowe
brzmią zupełnie nieśmiesznie? Mam tu na myśli np. Gwineę Równikową, której
przywódcę - oszalałego mordercę - Teodoro Obianga przyjął prezydent Bush ze
wszystkimi honorami w Białym Domu we wrześniu ub.r., Egipt - z 20 tys. więźniów
politycznych, co stawia go pod tym względem w ścisłej światowej czołówce,
Arabię Saudyjską - ponurą autokrację, w której poddani króla są jego
własnością, główne ognisko radykalnego islamizmu, Kuwejt i inne emiraty znad
Zatoki Perskiej, które słów „demokracja”, „równouprawnienie kobiet”, „związki
zawodowe”, itp. nigdy w swoim słowniku politycznym nie posiadały, Pakistan -
rządzony przez wojskową juntę, wieloletni protektor afgańskich talibów,
Uzbekistan - z chorym, quasi-sułtańskim reżimem politycznym i wiele, wiele
innych. Kraj, przywódca, ustrój, wojna - o tyle są dobre i sprawiedliwe, o ile
służą interesom Stanów Zjednoczonych i powiększaniu sfery ich omnipotencji.
Doskonale to widać chociażby na przykładzie „wynagrodzenia” jakie USA
ofiarowały za poparcie albo zachowanie neutralności w wojnie - np. wobec
Jordanii (umorzenie długów), Polski (obietnica umorzenia części gigantycznych
odsetek od kredytu na zakup F-16), Chin (nie wysunięcie przez Waszyngton na
forum ONZ spodziewanego wniosku rezolucji w sprawie nieprzestrzegania praw
człowieka w tym kraju) czy Rosji (nie poparcie, wbrew wcześniejszym obietnicom,
rezolucji Unii Europejskiej w sprawie Czeczenii).






Temat: Zamiast gdybania,
Der Spiegel Marzenie o trzeciej drodze 2
Głos zemsty

Tłumaczy to także głosy oddane we wschodnich landach w wyborach na
komunistyczną PDS oraz neofaszystowskie DVU i NPD. Podczas niedawnej kampanii
wyborczej w Saksonii i Brandenburgii nie chodziło tak bardzo o to, kto stworzy
nowe miejsca pracy, lecz kto może sobie rościć prawo, by zostać „głosem
Wschodu”.

Pod względem umiejętności wykorzystywania nastrojów PDS jest bezkonkurencyjna.
To partia, która z wielką zręcznością łączy przeszłość i teraźniejszość we
wschodnich landach. Jako opozycja uprawia populizm czerpiący z dnia
wczorajszego. Jako partia rządząca często działa pragmatycznie. Ale wielu
wyborcom podoba się właśnie to, iż PDS nie odcina się od korzeni, że dzięki
niej na poły ukryty żywot może kontynuować NRD.

I tak kartka oddana na PDS staje się głosem przeciwko teraźniejszości, którą
uznaje się za nieprzyjazną. – Głosowanie na PDS jest swego rodzaju aktem
zemsty – mówi socjolog Heinz Sahner z Halle. – W ogromnej mierze mamy do
czynienia z głosami protestu.

Miejsce dla ekstremy

Wahając się między radykalnym populizmem a rozsądkiem politycznym, PDS zostawia
wolne miejsce dla prawicowych ekstremistów. Po części łowią oni w tej samej
mętnej wodzie: tęsknota za silnym przywódcą, za małym, swojskim światem, lęk
przed deklasacją. Inne są jednak wizerunki wrogów. PDS piętnuje Zachód, podczas
gdy DVU i NPD biorą na muszkę cudzoziemców.

Oto w Wittenberdze – mieście Lutra – odbywa się demonstracja przeciw reformom
Hartz IV. Na ładnym rynku ok. 500 ludzi stoi i przysłuchuje się przemowom
oskarżającym kanclerza. Potem do mikrofonu podchodzi mężczyzna w bermudach.
Mówi spokojnie, ma dobrą prezencję: szczupły z brązową opalenizną.

Powiada, że zbyt dużo niemieckich pieniędzy idzie do Brukseli i „na wojny
Amerykanów”. Utrzymuje, że w rzeczywistości jest w Niemczech siedem milionów
bezrobotnych i dziewięć milionów obcokrajowców. Trzeba więc widzieć związek
między tymi liczbami. Słychać oklaski, aplauz. I jest jeszcze „ten Friedman
(Michael Friedman – były wiceprzewodniczący Centralnej Rady Żydów w Niemczech;
postać medialna – przyp. FORUM) i ta jego klika”. Znowu aplauz.

Organizator manifestacji zabiera mikrofon facetowi w bermudach. Słychać gwizdy,
krzyki. Manifestacja dzieli się na dwie części. Jedni żądają, by mężczyzna mógł
dalej przemawiać, inni krzyczą: Precz z nazistami.

Poszukiwanie winnych niepowodzeń na Wschodzie wykorzystały zachodnioniemieckie
partie NPD i DVU. Odpowiedzialni mają być cudzoziemcy i Żydzi, choć praktycznie
nie ma ich w tej części kraju. Poza tym oba ugrupowania przejmują z protestu
motywy antyzachodnie i wrogie nowoczesności, a za ofiarę uznają „zwykłego
zjadacza chleba” w całych Niemczech. W ich rozumieniu Zachód – to USA,
protektor wielkiego kapitału i globalizacji. Idealizują zamknięty, mały świat,
korzystny dla „małego człowieka”. Zbliża ich to do dawnej NRD.

Z drugiej jednak strony zaledwie co piąta osoba jest nostalgicznie przywiązana
do dawnego systemu. Rośnie natomiast liczba wschodnich Niemców, którzy nie chcą
ani jednego, ani drugiego. Mentalnie zamieszkują obszar pośredni, który nie
należy już do NRD, ale nie jest jeszcze RFN.

Reforma Hartz IV podkreśla różnice społeczne. Standardy życia osób
zatrudnionych i długotrwale bezrobotnych będą się z upływem czasu coraz
bardziej różnicować. To niedobrze dla kogoś takiego jak Jörg Beetz
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amed.keep.pl



  • Strona 3 z 3 • Zostało znalezionych 111 wypowiedzi • 1, 2, 3